Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 6 listopada 2013

"I cannot hold you, my tears are made of stone..." - czyli utwór, który mnie wzrusza.

Istnieją takie utwory, które sprawiają, że nie wiedząc często tak naprawdę dlaczego, w jakiś sposób nas wzruszają, powodują, że gdzieś w głębi nas samych pojawia się uczucie ogromnego smutku. Wiem, że to, co piszę nie jest niczym nowym, bo w końcu muzyka jest cudowna i sprawia, że dzięki niej nasze emocje zmieniają się, począwszy od radości, optymizmu poprzez wspomniany wyżej smutek, czy żal, aż skończywszy na uczucia gniewu, złości... Jednak wracając do tego, co nas wzrusza, właściwie piszę ten post, bo od jakiegoś czasu pewien utworu za każdym razem, gdy go słucham, kiedy zaledwie przejdą pierwsze sekundy, sprawia, że mimowolnie z moich oczu płyną łzy. Coś w środku mnie reaguje na ten dźwięk, słowa w taki sposób, że cały smutek, żal, czy ból, jaki chowam w sobie, chce wyjść na zewnątrz w postaci łez.
Tak naprawdę to, jak czujemy się w danej chwili zależy od sytuacji mających miejsce w naszym życiu. Moje obecnie jest trochę zawiłe, lecz na własne życzenie. Wiem, że muszę wziąć się w garść z pewną rzeczą, która odbiera mi chęci do czegokolwiek, a nie jest też nie wiadomo jakim problemem. Mówiąc w ten sposób mam na myśli to, że ludzie niejednokrotnie przeżywają naprawdę ciężkie momenty w swoim życiu, więc ja osobiście uważam swoje niektóre problemy za błahe, choć dla innych podobne mogłyby już być poważne. Po prostu zależy to też od osobowości człowieka. Z reguły osobiście nie lubię się nad sobą użalać, choć mam chwile, gdy ogłosiłabym wszem i wobec, jak mi źle. Lecz robię to głównie wtedy za pośrednictwem pisania. Ono zdecydowanie pomaga, daje poczucie ulgi, że coś, co nas gnębi, zostało przelane na papier. Natomiast o tym, co podcina mi trochę skrzydła, tutaj pisać nie chcę, powiedzmy, że to zbyt osobiste rzeczy, a może w rzeczywistości niczego nie ma, a to, że mam się obecnie, jak się mam jest tylko kwestią gorszego samopoczucia? W końcu każdy czasem ma dni, kiedy jest zobojętniały, czy zrezygnowany w stosunku do czegokolwiek, a najchętniej zamknąłby się w swoich czterech ścianach. Jednak wszystko się zmienia, szybciej czy później przemija, więc o to się nie martwię. W końcu ode mnie samej zależy, w jakim tempie rozwiążę własne życiowe rozterki. Dobrze, ale koniec o mnie, wróćmy do tego, co miało być tematem przewodnim tego postu. Utwory, jakie wzruszają. Muszę przyznać, że osobiście mam swoje ulubione, z których bardzo trudno byłoby mi wybrać jeden, konkretny, gdyby nie fakt, że jak wspomniałam na początku, od jakiegoś czasu ta sama nutka (a dodajmy, że z reguły jestem wrażliwa) wywołuje u mnie naprawdę silne emocje, dlatego w pewien sposób chciałabym spróbować zinterpretować ją na swój własny sposób. Ogólnie nie byłam chyba nigdy dobra w jakichkolwiek interpretacjach wierszy i tak dalej, choć czytać je lubię, ale w końcu każdy inaczej może opisać swoje przemyślenia odnośnie jakiegoś tekstu i dzisiaj ja chciałabym to zrobić w stosunku do tego utworu, a jest nim "Tonight I dance alone" grupy Sonata Arctica. Sam tekst jest w języku angielskim, jednak ja tutaj będę go cytować także z tłumaczeniem, jak i w jakiś sposób opisywać moje przemyślenia do każdego fragmentu. Sam w sobie jest jakoby opowieścią człowieka, który czuje, że się rozpada, stracił naprawdę wiele, a przede wszystkim osobę, którą kochał. Lecz z drugiej strony mogłabym dodać, że niekoniecznie miał "tą" osobę, być może również rozmyśla, dlaczego nie może z nią być. Stąd też tej nocy tańczy sam, może jedynie z towarzystwem poczucia ogromnego bólu, smutku, jak i żalu za tym co było, bądź za tym, co mogłoby być, gdyby ktoś odwzajemnił jego uczucia (wiem, że dziwna wydaje się być tęsknota za czymś, czego nie doświadczyliśmy, jednak nasza wyobraźnia może podsuwać takowe obrazy). Natomiast teraz chciałabym przechodzić do poszczególnych fragmentów, zatem oto pierwszy z nich:

"Sometimes we find things we're not looking for,
And we lose the sense of reason,
Sometimes we lose what we are caring for,
Then face the day without them.
My life, my home, my you..."

"Czasem znajdujemy rzeczy których nie szukaliśmy
I tracimy poczucie sensu.
Czasem tracimy to na czym nam zależało,
I musimy zmierzyć się z dniem bez tego.
Moje życie, mój dom, moja ty..."

Czy nie jest tak, że czasami znajdujemy na swojej drodze rzeczy, jakich nie mieliśmy w planie znaleźć, nigdy nawet nie zakładaliśmy, że właśnie one pojawią się w naszym życiu? No właśnie... Staramy się dążyć do znalezienia tego, czego pragniemy i kiedy to wymyka nam się coraz bardziej z rąk, a w miejscu danych zamiarów pojawiają się inne, czujemy w pewien sposób bezsens jakiegokolwiek starania się o spełnianie własnych planów. Lecz z drugiej strony czasami te rzeczy, których nie szukamy, przychodząc przynoszą wiele pozytywów. Co do dalszego ciągu, jest mi w jakiś sposób naprawdę bliski, bo ilekroć jest, że tracimy to, na czym tak bardzo nam zależało. Próbujemy stale osiągnąć dany cel, bądź przybliżyć się do zdobycia jakiejś osoby, lecz w pewnym momencie przez jeden, czasami niedorzeczny błąd, tracimy to. A wtedy każdy dzień to nieustanna walka z własnymi emocjami, które przytłaczają coraz bardziej, odbierając nam poczucie jakiegokolwiek sensu... Lecz nie ma już innego wyjścia, jak zmierzać się z nimi każdego dnia. Ostatni wers? Akurat tutaj pasuje do interpretacji, że ten człowiek stracił własne życie, dom, czy marzenia na jego zbudowanie z osobą, którą kochał.

"Sometimes we fail to say how hurt we are,
When the word we fear speaks treason.
Don't wanna be there when my cupid dies
From a wound by his own arrow.
Here's to life, my home, my you."

"Czasami nie potrafimy powiedzieć jak bardzo rozdziera nas ból,
Obawiamy się że słowa mogą zwodzić
Nie chcę tu być gdy mój amor umrze
Od rany z jego własnej strzały
Oto życie, mój dom, moja ty..."

Już sam początek tej zwrotki jest mi aktualnie bardzo bliski. Sama nie potrafię nawet mówić, jak rozdziera mnie pewnego rodzaju ból, związany z niemożnością podjęcia pewnych decyzji, przełamania się, by w końcu przestać trwać w martwym punkcie, a chociaż wiedzieć, na czym stoję. Tak właśnie my ludzie nie zawsze potrafimy mówić o tym, co nas przytłacza, bojąc się że to niemożliwe by odnaleźć słowa, które opisywałyby nasze uczucia i zostały odebrane we właściwy sposób. Dlatego wolimy je w sobie dusić, choć one wypalają nas od środka. Natomiast co do wersów z amorem myślę, że jest to porównanie do miłości, własnego stanu zakochania. Nikt nie chce znaleźć się w etapie życia, kiedy jakaś jego miłość umiera odchodząc, w taki czy inny sposób, ale co ważniejsze, tutaj ta rana z własnej strzały. Jakby podkreśla, że często sami ranimy siebie, pozwalając innym odejść, bądź decydując się na zaprzepaszczenie szansy na miłość. I oczywiście wers ostatni, jak poprzednio.
 
"I raise a glass and drown my sorrow when I'm on my own,
I dry my eyes on the shoulder, but it's not my own.
I cannot hold you, my tears are made of stone -
I feel a tap on my shoulder, tonight I dance alone."

"Unoszę szklankę i topię swój ból gdy jestem sam.
Wypłakuję się na ramieniu, ale nie moim własnym,
Nie mogę cię objąć, moje łzy są z kamienia -
Czuję dotknięcie na ramieniu, ale tej nocy tańczę sam."


Przechodzę już do ostatniego fragmentu. Tutaj widać bezsilność bohatera tego utworu. Czuje, że jedyne, co teraz chce zrobić, to utopić swój ból (wiadomo jak) w całkowitej samotności. Nie wie, czy przyniesie mu to ulgę, bo kto z nas tak naprawdę jest tego pewny? Nie raz mamy ochotę właśnie topić własne smutki w szklance czegoś głębszego, że tak to nazwę, lecz czy to by rzeczywiście pomogło? Nie sądzę. Może na chwilę przyniosłoby zapomnienie, by później wrócić z podwójną siłą. Bardzo trafia do mnie wers trzeci, że nie mogąc objąć kogoś, kogo kochamy, być przy tej osobie, czujemy, że nasze łzy są z kamienia... Tak ciężkie, bo nie ma nikogo, kto by je otarł, zamienił je w lekkie łzy szczęścia. Ostatni już wers, myślę, że związany poniekąd z wyobraźnią. Niejednokrotnie mamy wrażenie, jakby ktoś z nami był, ale to tylko nasze własne pragnienia, bo w rzeczywistości sami tańczymy w rytm własnych uczuć, chcąc wyrzucić gdzieś cały ból, jaki tworzy się w środku...
Kończąc, chciałabym oczywiście zaprosić Was do odsłuchania utworu, o którym była mowa w tym artykule, choć powinnam to zrobić już raczej na samym początku, ale ważny jest sam fakt, że go dodaję. Mam nadzieję, że post za bardzo Was nie zanudził, a nutka podana niżej również w jakiś sposób trafi do Waszych serc, jak i wywoła różnego rodzaju emocje...



Tekst i tłumaczenie cytowane w artykule znalezione: tutaj.

1 komentarz:

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *