Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 26 lipca 2017

"Nie mogę liczyć na uznanie i podziw innych, jeśli nie mam go sama dla siebie. Kierunek jest jeden: z wewnątrz na zewnątrz. To ja muszę unieść głowę do góry, aby inni zobaczyli, że mam ją dumnie podniesioną."

Autor: Edyta Włoszek
Tytuł: Ambasadorowa
Wydawnictwo: Dlaczemu
Liczba stron: 286
Ocena: 6/6

     Istnieją takie książki, po które początkowo obawia się sięgnąć, by ostatecznie odłożywszy je na półkę móc stwierdzić, że to była dobra, wartościowa lektura. Taką właśnie historią jest "Ambasadorowa" autorstwa Edyty Włoszek. Kiedy otrzymałam możliwość rozpoczęcia współpracy z nowym wydawnictwem i na pierwszy rzut miała pójść właśnie ta książka, wahałam się, czy aby na pewno taki zarys fabuły przypadnie mi do gustu. Jednak po zastanowieniu i doczytaniu, że ta historia wydarzyła się naprawdę, doszłam do wniosku, że może być ona niezwykle pouczająca. I wiecie co? Teraz, dosłownie zamknąwszy niedawno tę lekturę, muszę stwierdzić, że to bardzo wartościowa i godna polecenia opowieść, jaką powinna przeczytać każda kobieta, a już szczególnie te z nas, które zmagają się z toksycznymi relacjami. 
     Główna bohaterka, tudzież narratorka tej historii - Ewa - to kobieta, która od najmłodszych lat jest uzależniona od matki. Cokolwiek powie jej rodzicielka jest dla niej świętą prawdą i niejednokrotnie robi to, co jej narzuca, tylko po to, by nie czuć się winną. Kiedy więc poniekąd namówiona przez matkę, postanawia poślubić ambasadora Łotwy - Wiktora - nie wie ona jeszcze, jakie życie ją czeka... Wkrótce okazuje się, że jej mąż to tyran, według którego żona powinna jedynie siedzieć w domu i spełniać swoje obowiązki. Ewa czuje się coraz bardziej przytłoczona swoim życiem i trzyma się tylko ze względu na dzieci - bliźniaków Maksa oraz Leona. To właśnie oni są jej motywacją, by walczyć i uwolnić się od domowego horroru. Z pomocą życzliwych ludzi, Ewa postanawia stanąć na nogi. Jak toczą się zatem jej losy? Czy uda jej się rozwieść z despotycznym mężem? A jak to jest z jej relacjami z matką - czy również i tutaj Ewa postanowi zmienić swoje podejście do rodzicielki? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Ambasadorowa".
     Nie sądziłam, że tak szybko uda mi się pochłonąć tę lekturę i będę śledzić losy głównej bohaterki z tak wielkim zaangażowaniem. Jednak styl, jakim posługuje się autorka jest niezwykle przyjemny w odbiorze. Jednocześnie lekki, ale nie zbyt banalny, bo kilkakrotnie można znaleźć wiele świetnych zdań, jakie śmiało mogłyby stać się motywacją dla kobiet, które podobnie jak Ewa, nie mogą poradzić sobie z mężem tyranem. Przeczytałam tę opowieść w mgnieniu oka, w zasadzie nie mogąc się od niej wprost oderwać, bo jak najszybciej chciałam poznać losy głównej bohaterki i mocno kibicowałam jej przez całą tę historię, kiedy to rozpoczęła swoją drogę ku odzyskaniu niezależności.
    Jest to książka, która została objęta patronatem Centrum Praw Kobiet, co zresztą nie dziwi mnie, czytelnika, bo dotyczy spraw, z jakimi każda z nas mogłaby mieć do czynienia. Wydawać by się mogło, że przecież osoba, którą poślubiamy, powinna być tą, jaką kochamy i z którą to pragniemy spędzić życie. W przypadku głównej bohaterki to jednak nie do końca miłość, a narzucanie tego pomysłu przez matkę sprawiło, że Ewa postanowiła wyjść za mąż za ambasadora Łotwy. Być może miały czekać ją wspaniałe przyjęcia, życie w luksusie i szczęście i pewnie tak by się stało, gdyby tylko Wiktor nie okazał się być totalnym chamem i prostakiem, który żonę traktuje jak przedmiot. Nieważne nawet, czy ma z nią dzieci, czy nie - one też do końca go nie obchodzą, no bo co po co - ważne, że są, że udowodnił on tym samym swoją męskość.
   Nie jest to więc łatwa historia, ale dzięki temu staje się bardzo wartościową lekturą i każda kobieta powinna po nią sięgnąć - bez względu na to, czy sama tkwi w takim toksycznym małżeństwie, czy być może prowadzi spokojne życie. To opowieść, która skłania do przemyśleń i pokazuje, jak bardzo można zatracić samą siebie, całą pewność, jaką się w sobie nosi przez ludzi, którzy powinni być dla nas wsparciem. Dotyczyło to zarówno męża głównej bohaterki, ale też i matki - kobiety, która we wszystkich widziała wady, tylko nie w samej sobie. To jednocześnie historia, jaka uświadamia, że każdą sytuację można zmienić, jeżeli tylko bardzo się tego chce i potrafi się szukać pomocy wśród innych. Czasami trzeba pokonać wstyd, zakopać gdzieś dumę, a pokazać jak pełne łez i bólu prowadzi się życie i jak bardzo pragnie się je zmienić.
     Oprócz całej tej historii, tuż po epilogu pojawia się "Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej", w której znajduje się masa informacji o wszelkich rodzajach aktów przemocy i tym, jak sobie z nimi radzić. Dlatego też jeszcze raz to podkreślę - to wartościowa książka i właśnie takie historie powinno się pisać, o takich sprawach powinno się mówić głośno. Kto wie, czy za Twoją ścianą nie rozgrywa się tragedia? A może to właśnie Ciebie ona dotyczy? Co więcej - nie ma znaczenia, czy jesteś biedny czy bogaty - ta książka uświadamia nam, że przemoc może być w każdym domu bez względu na status majątkowy. Polecam ją każdemu, z naciskiem kierując ją ku nam, kobietom.
    Bohaterowie zostali wykreowani bardzo autentycznie - jak zresztą cała ta historia. Ewa to osoba, która miała w sobie ogromną siłę, tylko bała się po nią sięgnąć. Kiedy jednak dostrzegła, że może się uwolnić, sama sterować własnym życiem, tak też postanowiła walczyć. Wiktor to z kolei typowy tyran, któremu co najmniej kilkanaście (jak nie kilkadziesiąt) razy podczas czytania tej historii miała ochotę przywalić własnymi rękoma i to tak, by się chłopak z ziemi pozbierać nie mógł! Innymi postaciami, równie ważnymi jest też matka Ewy - kobieta, która doprowadzała ludzi do szału oraz ojciec, z jakim to główną bohaterkę łączyły nieco dziwne, ale mimo wszystko w jakiś sposób szczególne, relacje. Stąd też uważam, że autorka świetnie wykreowała swoje postacie.
    Podsumowując, polecam tę książkę serdecznie, bo czyta się ją błyskawicznie i porusza ona trudne tematy - takie, o których często boimy się mówić. Jednocześnie skłania do refleksji i pokazuje, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko bardzo się tego chce.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu Dlaczemu

niedziela, 23 lipca 2017

Autor: Sumia Sukkar
Tytuł: Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 312
Ocena: 6/6
     Na ogół nie sięgam po książki okraszone tematem wszelkiego rodzaju wojen, bo albo nie mam okazji na nie trafiać albo też czasami moja zbyt wrażliwa osobowość boi się po nie sięgać. Jednak tym razem postanowiłam przeczytać historię "Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę", jaką to napisała Sumia Sukkar i... okazało się, że było warto i to bardzo. To mocna historia opowiadająca o wojnie w Syrii, która zapada czytelnikowi w pamięci i koniec końców wyciska z oczu łzy wzruszenia.
     Głównym bohaterem, tudzież narratorem prawie całej książki (z wyłączeniem raptem kilku rozdziałów, w których historia opowiadana jest z perspektywy Yasmin) jest Adam - czternastoletni chłopiec, który przejawia symptomy zespołu Aspergera i syntezji. To właśnie jego oczami czytelnik patrzy na wojnę, a chłopiec - kochający malować, opisuje ją przede wszystkim za pomocą kolorów. Wraz ze swoimi bliskimi - siostrą Yasmin, ojcem oraz braćmi i przyjaciółmi musi mierzyć się z każdym dniem, który nigdy nie wiadomo co przyniesie - czy pozorny spokój czy może nagłe zniszczenie bądź śmierć. Jak zatem toczą się losy wszystkich bohaterów? Czym jest wojna według Adama? Jakie niesie ze sobą konsekwencje? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę". 
       Zacznę od stylu, którym posługuje się autorka. Jest on niezwykle lekki i przyjemny w odbiorze pomimo tego, o jak trudnym temacie postanowiła ona napisać. Pięknie buduje zdania, świetnie opisuje miejsca, postaci oraz wszelkie wydarzenia, lecz tak naprawdę tym, co zasługuje na największy plus jest fakt, że autorce udało się wcielić w czternastoletniego chłopca. Może nie byłoby to nic takiego, gdyby nie to, ten chłopiec przejawiał objawy m.in. zespołu Aspergera. Autorka musiała włożyć sporo pracy, by przedstawić świat, w tym przede wszystkim wojnę, widzianą oczami dziecka z takimi zaburzeniami. Osobiście uważam, że zrobiła to doskonale. Co więcej, w jej stylu nie brakuje emocji, które idealnie wplotła w całą historię.
      Tak, jak już kilkakrotnie wspomniałam, ta książka ukazuje przede wszystkim wojnę w Syrii, o której słyszał i pewnie nadal słyszy każdy z nas. Nie znajdziecie tutaj jednak dokładnych opisów tego, co się działo, jakie walki prowadziły dane strony, a raczej odnajdziecie tutaj przede wszystkim obraz życia ludzi, których wojna dotknęła z dnia na dzień wywracając cały ich dotychczasowy świat do góry nogami. Nie brakuje tutaj też momentów wprowadzających niepokój czy też ukazujących okrucieństwo wojny, lecz przede wszystkim całość nie skupia się na tej batalistycznej części, a bierze pod uwagę głównie tą, jaka ukazuje życie cywilów.
      Autorka poprzez swoją książkę uświadamia, jak bardzo wojna zmienia nie tylko ludzkie życie, ale samego człowieka. Nagle uciekają od niego wszelkie dobre kolory - ciepłe barwy szczęścia zamieniają się w chłodną szarość codzienności, w której nigdy nie wiadomo, co się przydarzy - czy nagle wybuchnie kolejna bomba, czy znowu nie będzie dostępu do wody, czy kolejny raz zacznie brakować jedzenia i wiele, wiele innych rzeczy, jakie niesie wraz z sobą wojna.
     Jednocześnie ta historia pokazuje, że w obliczu zagrożenia więzi rodzinne czy przyjacielskie albo się zacieśniają, kiedy to trzeba trzymać się razem, by przetrwać, albo wręcz przeciwnie - rozluźniają się jeszcze bardziej, gdy nagle każdy zaczyna troszczyć się o samego siebie. Jednak wszystko to zależy od ludzi i ich własnych decyzji. To mocna, niepokojąca opowieść, bo taka też jest wojna - pełna lęku, łez, bólu i krzyków, ale jest to też mimo wszystko piękna historia, gdyż ukazuje, że nawet w obliczu zagrożeń, jeżeli bardzo się chce, to można trzymać się razem i cieszyć się chociaż z krótkich chwil szczęścia i pozornego spokoju.
     Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze. Jak już wspomniałam, autorka świetnie stworzyła postać Adama. Ukazała go jako chłopca mającego swego rodzaju zaburzenia, ale będącego jednocześnie bardzo uzdolnionym - jego obrazy wielu osobom przypadały do gustu, bo ukazywały przede wszystkim ogrom emocji. Postacią, jaką również polubiłam była Yasmin, siostra chłopca, która opiekowała się nim tak, jak własnym dzieckiem i zrobiłaby wszystko, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Pozostałe postacie, a było ich jeszcze wiele, również zostały wykreowane ciekawie i każda z nich wnosiła coś do całej tej historii.
     Podsumowując, polecam Wam sięgnięcie po "Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę", bo to z jednej strony pełna lęku, ukazująca okrucieństwa wojny, historia, a z drugiej strony to także piękna opowieść pełna emocji, która potrafi wywołać łzy wzruszenia i uświadomić, że nawet w obliczu tak strasznych wydarzeń, najważniejsze to trzymać się razem. Uwierzcie mi, że nie będziecie żałować, jeżeli postanowicie przeczytać tę historię, bo to książka, jakie powinno się pisać i które uświadamiają ludziom, że nigdy nie wiadomo, co nas czeka, bo w każdej chwili świat danego kraju, danej rodziny, czy danego, jednego człowieka może ulec zmianie. Jeszcze raz gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu Jaguar 

czwartek, 13 lipca 2017

Autor: Samantha King
Tytuł: Wybór
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 352
Ocena: -4/6

     Każdy z nas w ciągu całego swojego życia podejmuje różnego rodzaju wybory. Jedne są ważniejsze, gdy inne bardziej błahe. Jednak jak to jest musieć wybierać, które z Twoich ukochanych dzieci ma zginąć? To chyba najgorsze z doświadczeń. Dlatego też gdy przeczytałam krótki opis książki "Wybór" autorstwa Samanthy King, stwierdziłam, że chętnie sięgnę po tę historię, bo miałam nadzieję na dobry, wciągający thriller psychologiczny. Niestety, ale trochę się zawiodłam, co przyznaję z ciężkim sercem. Książka, po której spodziewałam się tak wiele, ostatecznie pozostawiła we mnie uczucie niedosytu i... lekkiego wynudzenia. 
     Główna bohaterka tej książki, tudzież narratorka całości - Maddie - to kobieta, jaka stanęłam przed wyborem, które z jej dzieci bliźniąt ma zginąć. Jeżeli nie wykonałaby polecenia, to obydwoje, zarówno Aiden, jak i Annabel by zginęli. Kobieta wybiera, a zaraz potem pada strzał, jaki na zawsze obciąża jej sumienie. Mijają trzy miesiące, gdy Maddie budzi się w szpitali i próbuje poukładać elementy całej układanki. Wciąż nie może zrozumieć, kto i dlaczego kazał jej dokonać wyboru i nie jest w stanie pogodzić się ze śmiercią jednego ze swoich dzieci. Próbuje przypomnieć sobie wszelkie wydarzenia, ale pamięć stale ją zawodzi i podsuwa obrazy, z których kobieta nie wie, co jest prawda, a co tylko wymysłem jej umysłu... Co takiego wydarzyło się tamtego dnia, gdy musiała dokonać wyboru? Kto stał za tym wszystkim ? Czy Maddie uda się wrócić do normalnego życia? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Wybór". 
     Zacznę od tego, co mi się podobało. Na pewno sam pomysł na fabułę był świetny i można było go bardzo dobrze zrealizować (co niestety w moim odczuciu nie za bardzo wyszło, ale o tym za chwilę). Autorka miała ideę, dzięki której mogła stworzyć bardzo dobrą, wciągającą historię. Co więcej, styl jakim się posługuje w zasadzie przypadł mi do gustu. Jest jednocześnie lekki, przez co przeczytanie książki nie zajmuje dużo czasu, a co więcej buduje ona momentami zdania, w których przepięknie tworzy opisy - czy to miejsca, wyglądu czy też co dla mnie najważniejsze - emocji. Autorka wplotła do swojej historii mnóstwo uczuć (okej, momentami aż za dużo, ale to szczegół), oczywiście przede wszystkim głównej bohaterki, bo to Maddie, jak już wspomniałam, pełni rolę narratora. Stąd też te aspekty na pewno działają na plus całej książki.
    Co więcej, mogłabym śmiało podzielić nazwę "thriller psychologiczny" na dwie części. Jedna z nich to "thriller" sam w sobie, druga to "psychologiczny". Jeżeli chodzi o tę drugą kwestię, to chyba najsilniejsza strona tej książki. Widać, że autorka stworzyła mocny obraz psychologiczny głównej bohaterki, bo tak naprawdę jej uczucia, wszelkie emocje, przemyślenia, ta próba poukładania wydarzeń przewija się przez te całe ponad 350 stron. Samantha King w dużej mierze skupiła się na tym, by stworzyć też portrety psychologiczne innych bohaterów i muszę przyznać, że się jej to udało. To właśnie czytelnik sam miał możliwość zastanawiać się nad motywami postępowania każdej z postaci i powoli wyciągać własne wnioski odnośnie wszystkich wydarzeń. 
     Jednak czas przejść do tego, co niestety, ale mnie zawiodło. Czyli własnie część zatytułowana jako "thriller". Kompletnie nie trzymało mnie to w napięciu. Gdyby chociaż trochę ta historia wywołała we mnie jakiś niepokój, cokolwiek, już byłoby lepiej. Czytałam ją dosyć szybko, ale bez większego zaangażowania emocjonalnego. Ot, po prostu jedna z wielu historii na mojej czytelniczej drodze. Dodatkowo już gdzieś w połowie domyśliłam się kto stoi za tym wszystkim i czekałam jedynie na finał, który potwierdził tylko moje przypuszczenia. Jak dla mnie ta książka jest po prostu nieco przewidywalna i momentami niestety nudna. Lubię, gdy autor skupia się na aspekcie związanym z wykreowaniem portretu psychologicznego postaci i tak, to działało na plus, największy w całej książce, jak wspomniałam raptem akapit temu, ale i tak w pewnym stopniu autorka przesadziła z ilością tych ciągłych rozterek głównej bohaterki i być może dlatego zabrakło już rozwinięcia części "thrillerowej", że tak to ujmę. Czekałam, całą książkę czekałam na jakiś zaskakujący finał, a... skończyło się tak, jak myślałam, że będzie - bez większego szału. Dlatego trochę się niestety zawiodłam i nie wiem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po jakąkolwiek książkę tej autorki. 
      Jeżeli chodzi o bohaterów tutaj krótko: wykreowani zostali całkiem dobrze, w zasadzie każda z postaci, jakie były opisywane, w dużej mierze została pokazana głównie z perspektywy wspomnień głównej bohaterki. Jednak dzięki temu czytelnik miał szansę sam tworzyć sobie odpowiedni portret psychologiczny wszystkich postaci. Sama Maddie natomiast, mimo że moim zdaniem było tu aż za dużo jej nadmiernego analizowania, to biorąc pod uwagę całokształt - została wykreowana dosyć dobrze. 
      Podsumowując, "Wybór" to historia, jaka ma zarówno swoje plusy, jak i minusy i niestety, jednak koniec końców się na niej nieco zawiodłam. Co prawda autorka miała świetny pomysł na fabułę, ale zabrakło w nim trochę dopracowania i więcej mrocznego klimatu, jaki powinien towarzyszyć takiej własnie książce. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

niedziela, 9 lipca 2017

Autor: Brandon Sanderson
Tytuł:
Alcatraz kontra Bibliotekarze. Kości Skryby
Wydawnictwo:
IUVI
Liczba stron:
320
Ocena:
6/6

     Jakiś czas temu miałam okazję po raz pierwszy zetknąć się z twórczością Brandona Sandersona. Co prawda rozpoczęłam ją sięgając po książkę, która pozornie skierowana była bardziej dla młodszych czytelników. Jednak okazało się, że pierwszy tom z serii "Alcatraz kontra Bibliotekarze" niezwykle przypadł mi do gustu. Dlatego też niezmiernie ucieszyłam się, gdy dotarł do mnie egzemplarz recenzencki drugiej części zmagań Alcatraza zatytułowany "Kości Skryby". Jednocześnie uświadomiłam sobie, że autor po raz kolejny odwalił kawał dobrej roboty, a styl, jakim się posługuje rozbraja mnie do łez! 
     Ten akapit może zawierać spoilery pierwszego tomu. Alcatraz Smerdy - trzynastoletni chłopiec i jednocześnie narrator całej historii - jeszcze nie tak dawno prowadził sobie względnie normalne życie. Kiedy jednak dowiedział się, że jest Okulatorem, a cała jego rodzina od lat zmaga się z Bibliotekarzami, jego świat wywrócił się całkowicie do góry nogami. Po raz kolejny musi stawić czoła swoim wrogom - tym razem infiltrując Bibliotekę Aleksandryjską, a to wszystko po to, by być może odnaleźć swojego ojca, który jak się okazuje, wcale nie umarł. Wraz z Alcatrazem w całej przygodzie biorą udział oczywiście waleczna Bastylia, ale także pojawiają się nowe postaci - kuzynka Alcatraza, jego wujek oraz mama Bastylii. Czy uda im się rozwikłać wszelkie zagadki, jakie pojawią się na ich drodze? A może tym razem ściga ich jeszcze większe niebezpieczeństwo niż dotychczas? Odpowiedzi na wszelkie pytania znajdziecie sięgając po książkę Brandona Sandersona. 
     Być może będę to powtarzać za każdym razem pisząc recenzję jakiejkolwiek historii stworzonej przez tego autora, ale to, jakim posługuje się on stylem jest po prostu genialne. Uwielbiam to, w jaki sposób opisał on przygody Alcatraza. Oprócz tego, że historia toczy się swoim odpowiednim tempem, to dodatkowo autor wprowadza przy każdym z rozdziałów takie "oderwanie" od historii, gdzie najczęściej kieruje wszelkie swoje słowa do czytelnika, bardzo często rozbawiając nimi do łez! Chociażby ze względu na ten aspekt, śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam ten cykl i z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów. 
     Sama historia niezwykle wciąga i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Co ciekawsze, naprawdę myślałam, że to opowieść bardziej dla młodszych czytelników, jednak Brandon Sanderson wspaniale udowadnia, że po te książki pozornie "dla dzieci", śmiało może sięgać każdy. To dzięki nim można przenieść się na chwilę do innego świata i być może czasami odnaleźć w sobie gdzieś tam głęboko skrywane dziecko. Stąd też niezwykle przyjemnie spędziłam czas przy lekturze "Kości Skryby" i z ogromną ciekawością przekładałam kolejne i kolejne strony. 
     Tak naprawdę najlepsze, nie tylko w tej części, ale w całym tym cyklu jest fakt, że to nie tylko jakaś tam wymyślona historia, nie tylko jakiś tam pomysł na fabułę stworzoną przez autora, ale coś więcej - wierzcie mi czy nie, książki Brandona Sandersona niosą wraz z sobą różnego rodzaju przesłania. Po pierwsze, sporo jest tutaj o sile przyjaźni, jak i więzach rodzinnych i tym, że chociaż czasami wydają się być zagmatwane, to bliscy nam ludzie zawsze powinni być dla nas ważni. To także opowieść o tym, że nawet jeżeli dana nasza umiejętność może wydawać się wadą, to kto wie - a nuż ta pozornie słabsza cecha okaże się mieć sens i nie raz pomoże nam w życiu. Oprócz tego, nie brakuje tutaj też wielu różnych przemyśleń autora - niektóre niby rozbawiają, ale mają też, moim zdaniem, swoje drugie dno. 
     Bohaterowie zostali wykreowani ponownie bardzo dobrze. Wciąż trzymają swój poziom, a jednocześnie każdy z nich w jakiś sposób stopniowo się zmienia, być może dojrzewa czy też jest w stanie bardziej podejmować różnego rodzaju decyzje czy też wpływać na innych. Tak naprawdę polubiłam prawie każdą z postaci, może z wyjątkiem przerażających Kustoszy czy też mega sztywnej Draulin, matki Bastylii. Uważam zatem, że autor bardzo dobrze kreuje swoich bohaterów i mam nadzieję, że wraz z kolejnymi tomami przygód Alcatraza, każdy z nich nabierze jeszcze innych cech charakteru. 
     Podsumowując, polecam tę książkę każdemu - nie tylko młodszym czytelnikom, ale też dorosłym, którzy mają ochotę na kawał zabawnej, niezobowiązującej i lekkiej lektury. Co więcej, uważam, że kiedy autor potrafi utrzymać poziom przy kolejnych tomach i wciąż pozostawia w czytelniku wrażenie, że warto sięgać po następne części, to może być z siebie dumny. Osobiście więc polecam zapoznać się z losami Alcatraza - nie pożałujecie. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

sobota, 8 lipca 2017

     Zanim przejdę do podsumowania czytelniczego czerwca (które swoją drogą ukazuje się z dość dużym opóźnieniem), chciałabym przeprosić Was wszystkich za to, że tak mało udzielam się na blogu i że ten stan trwa od dłuższego czasu. Czerwiec jednak jak wiecie wiąże się z sesją studencką, którą na całe szczęście mam już za sobą. Jednak co więcej, obecnie wciąż moje dni są bardzo zajęte - te wakacje nie są wolne, tak jak dotychczas, dlatego nie mam aż tyle czasu na czytanie czy pisanie. Jednak powoli organizuję sobie swój czas wolny, tym samym od przyszłego tygodnia blog w końcu powinien odżyć, szczególnie, że czeka Was recenzja książki, jaką otrzymałam w ramach egzemplarza recenzenckiego już ho ho, ile czasu temu. Do tego ciągle napływają nowe egzemplarze, za które z przyjemnością się zabiorę, bo brakowało mi tego czytania. Stąd też, Chaos myśli na nowo zacznie aktywnie działać i mam nadzieję, że wciąż będziecie mnie tutaj śledzić! ;) 
     Przechodząc natomiast do podsumowania czytelniczego czerwca - wygląda to bardzo, ale to bardzo mizernie. Udało mi się przeczytać bowiem raptem dwie książki i to przyznaję się - dlatego, że goniły mnie poniekąd terminy recenzji. Jednak obie okazały się być ciekawe i w zasadzie miło spędziłam przy nich czas. Natomiast co do planów czytelniczych - mam nadzieję, że lipiec będzie tym miesiącem, kiedy przełamię złą passę pod względem ilości przeczytanych książek. 

1. Podsumowanie czytelnicze czerwca 

CZERWIEC


Jak już wspomniałam i jak zresztą widzicie na powyższym zdjęciu - czerwiec to raptem dwie książki. Każda z nich jednak w jakiś sposób inna, lecz równie interesująca. Zresztą co tutaj dużo mówiąc w sposób ogólny, jak można opisać każdą z nich, co wygląda następująco: 
  • Kate Eberlen - "Bez ciebie" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa HarperCollins Polska. To piękna opowieść o tym, jak czasami los płata nam figla, lecz mimo to daje nadzieję na to, że istnieje to słynne przeznaczenie. Osobiście bardzo urzekła mnie ta pozornie banalna historia, sprawiając, że dosłownie moje serduszko się rozczuliło podczas przekładania kolejnych i kolejnych stron. Osobiście polecam. 
  • Erling Kagge - "Cisza" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Muza SA. Ta niewielka książka niesie ze sobą przede wszystkim jedno przesłanie - w dzisiejszym świecie cisza jawi się jako luksus i warto jest ją odszukać, szczególnie w samym sobie. Osobiście miałam kilka małych zastrzeżeń do całości tych przemyśleń autora, lecz mimo to uważam, że jest to wartościowa lektura. 
Stąd też jak widzicie, obie książki oceniłam dosyć pozytywnie. Gdybym miała jednak wybierać, to na pewno w większym stopniu urzekła mnie w tym miesiącu historia stworzona przez Kate Eberlen. 

2. Plany czytelnicze na lipiec

Jak to jest od dawna  - nie robię sobie wielkich planów, nie wskazuję konkretnych tytułów. Na pewno jednak pojawi się już niebawem recenzja książki "Alcatraz kontra Bibliotekarze. Kości Skryby", którą już kończę czytać. Co więcej, czeka już na mnie egzemplarz recenzencki "Wybór" Samanthy King. Natomiast jeżeli wszystko dobrze pójdzie i egzemplarze dotrą, to czeka mnie pewnie jeszcze kilka intrygujących tytułów... Ale jakich - o tym przekonacie się z czasem. 

    To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Jak u Was wyglądał czerwiec pod względem czytelniczym? Macie już przygotowane lektury na lipiec? Sama, jak już podkreśliłam kilkakrotnie, niebawem wrzucam dla Was recenzję historii o Alcatrazie, a póki co - trzymajcie się! 

wtorek, 4 lipca 2017

     Już kilkakrotnie przekonałam się, że jednym z wydawnictw, jakie nigdy mnie nie zawiodło - zarówno pod względem wydawanych książek, jak i również pod tym, że współpraca zawsze przebiega pomyślnie jest IUVI. Dlatego też niezmiernie się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że już niebawem, bo dokładnie jutro - 5 lipca - ma miejsce premiera kolejnej książki. Stąd też dzisiaj chciałabym przekazać Wam kilka słów o lekturze "Indeks szczęścia Juniper Lemon"

Premiera - 5 lipca 

„Indeks szczęścia Juniper Lemon” jest zabawną i jednocześnie poruszającą opowieścią o ważnych, a także z pozoru błahych wydarzeniach, które przewracają życie do góry nogami. Niesamowity debiut Julie Israel.
Minęło sześćdziesiąt pięć dni od wypadku, który na zawsze odmienił życie Juniper. Świat bez jej cudownej starszej siostry Camilli stał się zimnym i smutnym miejscem.

Pewnego dnia Juniper odkrywa list siostry napisany w dniu wypadku. List, w którym Cam zrywa z tajemniczym „TY”. Jest w szoku – nie wiedziała o związku siostry i ziejąca dziura w jej sercu wydaje się jeszcze większa. Jaka naprawdę była Cam? Postanawia się tego dowiedzieć, odkryć tożsamość
„TY” i dostarczyć mu list.

Ale wtedy Juniper coś gubi. Drobiazg, niewielką kartkę. Jedną z wielu, na których codziennie notuje swój prywatny poziom szczęścia i katalog własnych „wzlotów i upadków dnia”. A ta fiszka jest wyjątkowa: zawiera tajemnicę, o której nikt nie może się dowiedzieć.
***
Do czego prowadzi grzebanie (dosłownie i w przenośni) w cudzych śmieciach?
Czy odkrywanie małych i wielkich tajemnic otaczających ją ludzi to właśnie to, czego Juniper potrzebuje, aby uporządkować własny życiowy bałagan?
Tego dowiesz się z książki „Indeks szczęścia Juniper Lemon”

Premiera - 5 lipca 
     To już wszystko, jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Jeżeli macie ochotę dowiedzieć się więcej o książkach wydawanych przez IUVI, zachęcam do odwiedzenia:
  • strony internetowej - TUTAJ
  • fanpage'a na facebooku - TUTAJ
      Natomiast niebawem odezwę się wreszcie z zaległym podsumowaniem czytelniczym czerwca, zaległymi recenzjami i wieloma innymi tekstami. Póki co - trzymajcie się! 

Zdjęcia i informacja udostępniona przez: Wydawnictwo IUVI

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *