Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 23 stycznia 2019

"Kiedyś wierzyłem, że jeśli wystarczająco mocno się kogoś kocha, ta miłość będzie mogła przetrwać wszystko. O ile dwoje ludzi będzie się kochać, nic nie może ich rozdzielić..."

Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Wszystkie nasze obietnice
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 320
Ocena: 6+/6

     Nie ukrywam, że od dawien dawna uwielbiam książki Colleen Hoover. Kilkakrotnie mieliście już okazję czytać recenzje pełne zachwytów nad powieściami tej autorki. Nie wiem, co takiego ma w swoim stylu, ale za każdym razem jej książki mnie do siebie przyciągają i wywołują we mnie ogrom emocji i to dosłownie - potrafię się przy nich śmiać, jak także bardzo wzruszać. Tak też było w przypadku książki "Wszystkie nasze obietnice". Obawiałam się, że nadejdzie moment, gdy z przykrością stwierdzę, że już jednak nie ruszają mnie już historie stworzone przez tę autorkę, a jednak okazało się, że ten tytuł staje się moją kolejną, ulubioną powieścią pisarki. Przepiękna, wzruszająca historia, która łamie serce i jednocześnie napawa nadzieją. 
     Główni bohaterowie tej książki to Quinn oraz Graham. Ich losy splatają się w momencie, gdy obydwoje rozstają się ze swoimi partnerami. Wydawać by się mogło, że są sobie przeznaczeni, stąd też wkrótce przysięgają sobie miłość na zawsze. Jednak ich małżeństwo z biegiem czasu zaczyna powoli się rozsypywać, marzenia o założeniu rodziny stają się dla nich wręcz nieosiągalne, a wszelkie rozczarowania jeszcze bardziej ich od siebie oddalają. Mimo to, przyszłość małżonków kryje się w śladach z przeszłości, szczelnie zamkniętych w szkatułce, którą Graham wręcza Quinn w dniu ich ślubu. Jak zatem potoczą się losy bohaterów? Czy będą w stanie odbudować swoje małżeństwo czy może zrezygnują z dalszej walki o miłość? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Wszystkie nasze obietnice". 
       Co tutaj dużo mówić o stylu autorki - jak zawsze jest on niezwykle lekki i przyjemny w odbiorze, choć pewnie wielu osobom mogłoby się wydawać, że wręcz zbyt banalny. Mimo to, nie brakuje tutaj fragmentów, jakie sprawiają, że czytelnik mimowolnie sięga po karteczkę, by zaznaczyć sobie dane zdanie jako chwytający za serce cytat. Colleen Hoover maluje swoje historie emocjami. Nie wiem, jak ona to robi, ale czytając jej książki, jak już wspomniałam wcześniej, można się śmiać, irytować na bohaterów, czuć nutkę strachu co do ich dalszych losów, a także wylewać morze, jak nie ocean, łez. Osobiście jestem osobą emocjonalną, ale już dawno żadna książka znowu nie sprawiła, że przekładając kolejne strony, literki rozmazywały mi się przed oczami, z których powoli spływały łzy ogromnego wzruszenia. Co więcej, warto tutaj wspomnieć, że świetnym pomysłem było przeplatanie w tej książce rozdziałów "wtedy" - czyli, gdy Quinn i Graham dopiero co się poznawali, z tymi "teraz" - czyli losami ich małżeństwa. Każdy rozdział idealnie się dopełniał, a samą książkę przeczytałam wręcz w mgnieniu oka. 
       Wbrew pozorom, nie jest to typowe romansidło, jak to bywa w przypadku tej autorki. To także nie taka łatwa książka, jak mogłoby się wydawać, bo pokazująca, że życie nie zawsze zsyła nam dokładnie to, czego od niego oczekujemy, a nawet w małżeństwie mogą nagle pojawić się chwile zwątpienia. Autorka świetnie ukazuje, jak narastające rozczarowania, namnażające się niedopowiedzenia oraz uciekanie we własne emocje, zamiast podzielenie się nimi z bliską osobą wpływa na relacje między dwojgiem ludzi, którzy przecież przysięgali sobie wieczność. To również historia ukazująca, że chęć posiadania dzieci nie zawsze idzie w parze z tym, że się to uda, a wszelkie, nieudane próby dla kogoś, kto marzył o tym od dawna, przynoszą jedynie gorycz i wplatają jeszcze więcej negatywnych uczuć w małżeństwie. Stąd też autorka porusza trudne tematy, lecz z drugiej strony wplata w swoją historię swego rodzaju nadzieję. Pokazuje, że jeżeli bardzo się kogoś kocha i pragnie się walczyć, to mimo wszelkich przeciwności, pomimo coraz większego oddalania się od siebie nawzajem, wszystko może się odmienić - jeżeli tylko obie strony będą tego pragnąć. To przepiękna, pełna emocji historia, która potrafi złamać serce czytelnika, jednocześnie dając mu wiarę w to, że nigdy nie wiadomo, co nas czeka i dopóki istnieje choćby mały cień nadziei, wszystko może się zdarzyć.
           Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze. Quinn to kobieta, która ma swoje marzenia, a coraz bardziej oddalająca się wizja ich urzeczywistnienia sprawia, że powoli z radosnej dziewczyny, w jakiej zakochał się Graham, staje się szczelnie zamkniętą w sobie, emocjonalną bombą - która nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle wybuchnie. Z kolei Graham to bohater, o jakim pewnie marzyłoby większość kobiet - troskliwy, opiekuńczy mąż, który chciałby zrobić wszystko, by uszczęśliwić żonę. Mimo tych zalet, i on popełnia błędy, jakich żałuje, lecz których też nie da się cofnąć. Każde z nich ma swoje mocne strony, ale też i wady - stąd dzięki temu zyskują oni na autentyczności. Oczywiście pojawiają się też postacie drugoplanowe jak siostra Quinn - Ava, jej matka czy rodzina Grahama, jednak autorka uwagę kieruje przede wszystkim na tę dwójkę głównych bohaterów. 
      Podsumowując, "Wszystkie nasze obietnice", to przepiękna, pełna emocji opowieść o tym, że nawet miłość na całe życie, nie jest łatwa i przeżywa swoje zgrzyty. To historia pokazująca, że tylko od nas zależy, co zrobimy z tymi, jak to ujęła autorka, "wydarzeniami piątej kategorii" w swoim związku - czy razem, ramię w ramię przez nie przebrniemy, czy może jedna ze stron zrezygnuje, czy też obydwoje odpuścimy. Stąd też polecam Wam tę książkę z całego, mojego skromnego serducha i w ramach zachęty wrzucam jeszcze kilka cytatów. 
  • "-Zapłaczesz dziś w nocy. W łóżku. Wtedy będzie bolało najbardziej. Kiedy zostaniesz sama." 
  • "Kiedy tak długo kojarzysz siebie z kimś innym, trudno jest znowu stać się samodzielną osobą."
  • "(...) smutek jest jak pajęcza sieć. Nie widzi się go, dopóki się w nim nie utknie, a wtedy trzeba go z siebie zdzierać, żeby się uwolnić." 
  • "Przeprosiny są przydatne, gdy człowiek chce wyrazić żal, ale nie da się za ich sprawą odebrać prawdziwości działaniom, które go wywołały."
  • "Niezależnie od tego, jak bardzo się kogoś kocha, rozmiar tej miłości jest nieistotny, jeżeli na drodze staje niezdolność przebaczania."
  • "Skupiamy się na najgłupszych, najbłahszych sprawach. Stresujemy się rzeczami, nieistotnymi z punktu widzenia wszechświata, a powinniśmy być jedynie wdzięczni ewolucji, że w ogóle dała nam szansę na to, by mieć problemy."

środa, 9 stycznia 2019

"-Widzę, że niewiele wiesz o przetrwaniu. 
Ten żart niespodziewanie mnie otrzeźwia.
-Przetrwałam ciebie - stwierdzam sucho."


Autor: Anna Bednarska
Tytuł: Co byś zrobił, gdybyś mnie dogonił?
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 420
Ocena: 6/6


     Tak się składa, że jakiś czas temu miałam już do czynienia z książką Anny Bednarskiej. Pamiętam, że "Trudny mężczyzna" był historią, która bardzo mi się spodobała i jaka sprawiła, że z niecierpliwością czekałam na kolejną powieść tej autorki. Dlatego też, gdy otrzymałam możliwość zrecenzowania "Co byś zrobił, gdybyś mnie dogonił?", nie wahałam się ani chwili. Będąc już po przeczytaniu tej historii, mogę śmiało stwierdzić, że się nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie - ta książka spodobała mi się chyba jeszcze bardziej niż debiut Anny Bednarskiej. 
       Głowna bohaterka książki, a jednocześnie narratorka całej historii, to trzydziestoletnia Helena Maj. Kobieta, po spektakularnym debiucie książki, do tej pory nie była w stanie napisać kolejnej powieści. Co więcej, nadal nie do końca pozbierała się po bolesnym rozstaniu z Igorem oraz nie widzi szansy na znalezienie kolejnej miłości. Tymczasem w jej mieście dochodzi do zamachu terrorystycznego. Wśród mieszkańców oraz jej najbliższych zaczyna panować atmosfera niepewności. Dodatkowo, życie Heleny nagle także nieco się odmienia - warsztaty pisarskie, które prowadzi, zaczynają być bardziej popularne, w życiu jej bliskich sporo rzeczy zaczyna się zmieniać, a ona sama przypadkowo coraz częściej spotyka pewnego mężczyznę... Jak zatem potoczą się losy Heleny? Czy życie w końcu się do niej uśmiechnie? Czy kobieta uwierzy w przeznaczenie czy może wręcz przeciwnie - spotka się jedynie z kolejnym rozczarowaniem? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Anny Bednarskiej. 
       Styl, jakim posługuje się autorka, ten język, którym tworzy każde kolejne słowa i zdania - to wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się takie... proste i właśnie ta prostota jest najbardziej urzekająca. Autorka pisze w taki sposób, że kolejne kartki przekładają się wręcz same, a czytelnik nie może się oderwać od tej historii. Największą zaletą jest tutaj autentyczność - odnosi się wrażenie, że spokojnie te wszystkie wydarzenia mogłyby zdarzyć się w normalnym życiu, a co więcej, nic nie jest tutaj przerysowane - szczególnie bohaterowie (jednak postaciom poświęcę osobny akapit). Mimo tej prostoty i lekkości, da się tutaj znaleźć też takie fragmenty, jakie chwytają za serce i sprawiają, że dłoń sama sięga po karteczkę, dzięki której zaznaczy się dany wers czy dialog. Co więcej, autorka wprowadziła tutaj jedną, ciekawą rzecz - całość pisania jest w narracji pierwszoosobowej, gdzie główna bohaterka w normalny sposób opisuje wydarzenia i osoby, jednak w przypadku jednego bohatera, każdy opis kieruje bezpośrednio do tej postaci, to znaczy występuje tutaj zwrot do drugiej osoby liczby pojedynczej. Ten zabieg sprawił, że książkę czytałam z jeszcze większym zainteresowaniem, a docierając do ostatniej strony było mi wręcz smutno, że powieść już się skończyła. 
      Być może trafiłam na tę książkę w odpowiednim momencie życia, być może to jedna z pierwszych powieści po powrocie na blog, jaką przeczytałam i recenzuję, ale te ponad czterysta stron niezwykle mnie zachwyciły i jednocześnie dały mi motywację do działania na różnych płaszczyznach własnego życia. Jednym z pierwszych tekstów, które rzuciły mi się w oczy (nie tyko dlatego, że został on napisany dużą czcionką) po spojrzeniu na tył okładki było, że "nie znajdziesz szczęścia, wciąż patrząc za siebie". To jedno zdanie idealnie pasuje do całej historii Heleny Maj. To kobieta, która zbyt mocno przeżywa swoją przeszłość, zamiast żyć teraźniejszością. Jednak w momencie, gdy próbuje odrzucać od siebie natarczywe myśli "co by było, gdyby..." może ujrzeć, że często los rzuca przed człowiekiem różne szanse i tylko od niej zależy, co z tym dalej zrobi. Dlatego też uważam, że ta książka jest bardzo życiowa i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. 
       Przede wszystkim historia stworzona przez autorkę pokazuje, że nawet jeżeli wydaje nam się, że wszystko się posypało, gdy mamy wrażenie, że być może kiedyś mogliśmy podjąć inne decyzje, to tak naprawdę niepotrzebnie zaprzątamy sobie głowę i blokujemy drogę do znalezienia prawdziwego szczęścia. Ta historia uświadamia, że jedna chwila może całkowicie odmienić nasze życie, ale nie dostrzeżemy jej, jeżeli wciąż będziemy tkwić w przeszłości. Jednocześnie powieść Anny Bednarskiej daje nadzieję, że nawet jeśli teraz jest źle, to być może jutro wszystko odmieni się na lepsze, bo nigdy nie wiadomo, co nas czeka - trzeba wierzyć, że te najlepsze chwile dopiero są przed nami. 
       Bohaterowie, jak wspomniałam troszkę wcześniej, zostali świetnie wykreowani, ponieważ to ludzie z krwi i kości. Nie są przerysowani, wyidealizowani, jak to często bywa w książkach, a to normalne postacie, które każdy z nas mógłby znaleźć w swoim otoczeniu. Mają zarówno swoje zalety, ale także wady, jakie nie zostały tutaj ukryte, co tylko mocniej sprawia, że stają się oni autentyczni. Bardzo polubiłam główną bohaterkę i wręcz z niektórymi jej cechami śmiało mogłabym się utożsamić, stąd być może dlatego ta książka wywarła na mnie tak silne wrażenie, bo odnalazłam w Helenie część samej siebie. Pozostali bohaterowie również zostali świetnie wykreowani, tak więc i pod tym aspektem historia stworzona przez autorkę zdecydowanie zasługuje maksymalną ocenę.
       Podsumowując, będę bardzo miło wspominać książkę "Co byś zrobił gdybyś mnie dogonił?", szczególnie, że dzięki niej wydarzyło się jeszcze jedno: to właśnie ta historia zmotywowała mnie do pisania, powrotu na blog, a także do tworzenia własnych historii. Dlatego też z całego serca dziękuję autorce - Annie Bednarskiej i z niecierpliwością czekam na kolejne jej powieści.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *