Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 18 grudnia 2013

Gdy wewnątrz walka trwa wielka, uczucia kontra ich bezsens.

Pośród zgiełku tłumu mimo późnej pory
Idę przed siebie,
Lekki powiew wiatru i zmarznięte dłonie
Lecz ja nie zwalniam kroku
To samo miejsce coraz bliżej, już widzę ją w oddali,
Ławkę - kawałek drewna pod światłem latarni...

Myślałam, że kiedy znów postanowię zasiąść przed ekranem laptopa i zabrać się za pisanie kolejnego postu, wszystko w nim będzie poukładane, zostanie omówione jedno zagadnienie, książka czy cokolwiek. Jednak jak przystało na wciąż zmienny chaos myśli, to znów będzie kolejna seria moich własnych rozterek.
Wiem, zaczyna się to robić nudne, ale daje mi pewnego rodzaju ulgę, gdy już wyrzucę na wirtualny papier swoje frustracje, żale, lęki... Tak zrobię i dziś. Może znów nie będzie w tych moich rozważaniach sensu, ale czy to ma znaczenie? Dobrze, pewnie jakieś zawsze ma, lecz tego wieczoru to dla mnie mało ważne. Śmieszne, że tyle myśli kłóci się wewnątrz mojej głowy, a żadna z nich nie chce być pierwszą, od której mogłabym zacząć te własne rozterki. Tak wiele rzeczy w przeciągu ostatniego czasu potrafiło całkowicie mnie rozsypać. Mam wrażenie, że nastąpił pewnego rodzaju rozpad emocjonalny mnie samej. Najgorsze jest uczucie jakby mnie nie było. Może nie tak do końca, ale jakby jakaś część mojej duszy, mnie samej oddaliła się. Tak, gdyby to ona usłyszała pewne słowa, a teraz ma wrażenie, że są tylko snem, a może koszmarem? Nieważne czym, ważne jest to, że tak naprawdę są rzeczywistością, że te parę zdań nadal kotłuje się w głowie, nie chcąc stamtąd wyjść i za każdym razem gdy się powtarzają przypominają pewne sytuacje, a ja... myśląc, że już je poukładałam, tak naprawdę rozsypuję się za każdym razem na nowo. Nie chcą dotrzeć do mojej świadomości, może ja sama nie chcę ich tam wpuścić, bądź jakaś część mnie chcąca z nimi walczyć. Ale nie ma sensu, bo z góry jestem skazana na porażkę. Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane? Kiedy już wychodziłam sobie na prostą, gdy nie przejmowałam się czymś, wszystko tak nagle wróciło, wyjaśniając mi pewne rzeczy, a ja sama w tym momencie nie wiem czy nie wolałabym nigdy się o nich nie dowiedzieć... Cholera, miesza mi się już wszystko. Szczerość. Tak, trzeba mieć ogromną odwagę by się przełamać i jej użyć w niektórych sytuacjach. Tylko czasami sprawia ona, że marzymy potem o czymś, co wymazuje pamięć. Choć z drugiej strony, żyć w nieświadomości pewnych rzeczy? Sama już nie wiem co jest lepsze... Teraz mogę przynajmniej, nie, wręcz muszę, sobie to wszystko naprawdę poukładać, pogodzić się z tym i pewne słabości wraz z upływającym czasem również zaczną przemijać. Nie mają przecież innego wyjścia. Choć nie, jakaś część ich zawsze pozostanie. Co za ironia! Naprawdę ostatnie tygodnie uświadomiły mi, że wbrew pozorom moje "nudne" życie wcale takie nie jest, haha, zabawne... Taaak. Jestem ciekawa co jeszcze może mnie zaskoczyć z biegiem czasu. Jednak myślę, że przygotuję się na to, iż mam pokręcone sytuacje i mało trafne wybory... Dokładnie. Źle trafiam. Dobrze, może nie tak do końca, lecz póki co, coraz więcej sytuacji i ludzi mi to uświadamia. Widocznie taka moja natura, że przyciągam do siebie albo mnie przyciągają osoby, bądź rzeczy ostatecznie niemożliwe do zrealizowania. Muszę na jakiś czas dać sobie spokój chociażby z własnymi uczuciami, bo one nie mają w tej chwili sensu. Po prostu kiepsko je lokuję i czuję się w tym momencie zmęczona. Muszę skupić się na bardziej istotnych rzeczach, choć i one zaczynają uświadamiać mi jak słaba jestem, sprawiają, że zastanawiam się czy dam radę wytrwać tam gdzie się znalazłam... Nie! Muszę sobie poradzić, udowodnić mnie samej, że chociaż ten jeden wybór był dobry. Zatem pora wziąć się bardziej do roboty! Tak zrobię, musi być w końcu dobrze... przynajmniej w tym jednym względzie. A inne rzeczy? One powinny ulec zmianie, właściwie to muszą, sama ich chcę, potrzebuję... Tylko nie umiem czasem zmian wprowadzić. Zresztą jak piszę od samego początku już jakieś weszły mimowolnie w moje życie, mimo że nie umiem ich jeszcze do końca poukładać. Ale cenię tą szczerość, chcąc być podporą dla pewnych osób jeśli byłoby to konieczne. Wbrew temu, że mnie samej ciężko to wszystko przetrawić, innym na pewno jest jeszcze ciężej. Dlatego czuję potrzebę by... nie wiem, w razie czego być dla kogoś kimś, kto wysłucha, postara się pocieszyć, pomóc czy cokolwiek. Czuję też, że mimowolnie w pewien sposób się zmieniam... Nawet w towarzystwie znajomych potrafię po prostu milczeć, wpatrywać się w jakiś jeden punkt, bo w głowie zbyt wiele sprzecznych myśli, z którymi jeszcze nie umiem sobie do końca poradzić... Może to przez skumulowanie się tych różnych sytuacji, czy rozmów na przełomie ostatnich tygodni, nie mam pojęcia, nie wiem... Ha ha, mój stały tekst "nie wiem" - na mnóstwo pytań, ta sama odpowiedź. Widocznie moja wiedza na wiele spraw jest zbyt mała. No cóż, nieważne... Taka już jestem. Zbyt niepewna, niezdecydowana, może czasem zbyt marzycielska, ale od jakiegoś czasu staram się jak najrzadziej bujać w obłokach. Bo i po co? Żeby wymyślać tysiące dialogów, a może nawet lepiej, monologów, których nigdy nie będzie w moim rzeczywistym świecie bądź ostatecznie okażą się jedynie rozczarowaniem? By myśleć o tym co by było gdybym wyjawiła niektóre własne sekrety, jakie to wypalają mnie od środka, sprawiają, że się duszę, skoro i tak znam samą siebie na tyle, że wiem, iż nigdy ich nie wypowiem... Bo albo nie mogę, albo po prostu nie chcę, ponieważ i tak nie widzę w nich sensu, a mogłyby mi przynieść jedynie ból. Chyba, że sęk w tym, iż za bardzo boję się być zraniona, a może jednak wypowiedziane niektóre sekrety przyniosłyby ulgę... Nie wiem. Czasami ludzie uświadamiają mi, że da się odważyć na szczerość, powiedzieć o swoich tajemnicach, a ja nie umiem tego uczynić. Wolę pozostać w tej bezsilności lecz bezpiecznej aniżeli dać się ponieść emocjom, które mogą przynieść wszystko, rozwiewając niepewności, jak równie dobrze jeszcze bardziej dobić. Chociaż mówi się, że lepiej żałować to, co się zrobiło, niż to, czego nie się nie odważyło. Nie wiem tak naprawdę już niczego. Zagubiłam się w tym, bo łatwo powiedzieć, trudniej o wiele jest się do tego przekonać. Choć wiem, że teraz już nic chyba nie będzie proste, a z biegiem czasu, wraz ze zwiększającą się ilością lat, życie stanie się trudniejsze. I jeśli nie umiem przeskoczyć tak pozornie błahych, choć dla mnie nie do końca, rzeczy, to jak chcę funkcjonować w ogóle w systemie nazywanym światem? Nie mam bladego pojęcia. Tak, muszę się w końcu ogarnąć, jak to często mówię, tyle że zwykle próbuję przekonać się do tego, a nadal nie robię niczego w tym kierunku. Mam nadzieję, że kolejny rok przyniesie coś nowego, ale z drugiej strony jeśli chcę, by pewne rzeczy się zmieniły, to muszę zadziałać sama. Inaczej nadal będę żyła w tej monotonni, tłumacząc sobie, że to czy tamto było jednak zbyt skomplikowane. A może jednak było banalnie proste tylko sama nie chciałam tak na to spojrzeć? Totalny bezsens. Im więcej piszę, tym bardziej zatracam się w labiryncie słów, pewnie mieszając to czy tamto. Jedno jest pewne. Wszystko się zmienia, raz na lepsze, innym razem niestety nie, a ja nie potrafię się w tym odnaleźć. Żyję swoimi urojeniami, zamiast się ich wyzbyć, ale może po prostu jest to dla mnie zbyt trudne. Nie wiem, czyli po raz któryś mój stały tekst... Nie, koniec tych smętów. Myślę, że już w jakiś sposób wyrzuciłam z siebie sporo negatywnych i jednocześnie sprzecznych uczuć, ale tak się obecnie czuję. Zaczytuję się w rożnego rodzaju cytatach, z jakich spora część do mnie trafia, przesłuchuję cudowne utwory, które jednak potrafią sprawić, że czuję jeszcze większy smutek. Może zamiast tego powinnam zrobić coś pozytywnego? Tak, zdecydowanie. Okej, niby to też robię, ale chwilowo mam się świetnie po czym wraca znowu to dziwne uczucie... Choć wiem, co w końcu mogłoby mi pomóc, ale niestety również nie jest na wyciągnięcie ręki, a ja pełna niepewności i zbyt małej wiary w siebie, znów zaprzepaszczę wszystko nawet nie próbując się starać, bo zakładam od razu pesymistyczne scenariusze. Dobrze, to jest nieważne. Powinnam zakończyć na dzisiaj te swoje własne rozterki, które co prawda dzięki temu, że gdzieś je z siebie wyrzuciłam, dały ulgę, nie wiem na jak długo, ale dobrze, że jakiś ułamek mnie czuje się troszkę lepiej. Natomiast następnym razem już naprawdę postaram się pisać coś bardziej z sensem niż pełno chaotycznych zdań o mnie samej. Trzymajcie się!

...Siadam na niej po raz któryś, a myśli moje
Wokół jednej tylko rzeczy są skupione,
Gdy wewnątrz walka trwa wielka,
uczucia kontra ich bezsens
A mym towarzyszem księżyc jest jedynie, 
I może jeszcze szepty, tysiące cichych w głowie słów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *