Autor: Rebecca Donovan Tytuł: Oddychając z trudem Seria: Oddechy (tom II) Wydawnictwo: Feeria Liczba stron: 542 Ocena: 5/6 |
Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.
wtorek, 31 marca 2015
Jak wiele cierpień jest w stanie unieść jedna osoba? - czyli recenzja książki "Oddychając z trudem".
niedziela, 29 marca 2015
"Still love - czyli niedzielna piątka" - tym razem trochę o cytatach...
Kiedyś zapowiedziałam, że co jakiś czas będę powracać tutaj z wpisami z serii "still love - czyli niedzielna piątka", w których opisywałam swoich ulubieńców z różnych kategorii. Nie udawało mi się to tak często, jakbym chciała, niestety, ze względu na wiele czynników, które ograniczają mój niedzielny czas (a szkoda, bo wiem, że ta seria była naprawdę często czytana). Jednak od paru dni nachodziła mnie myśl na temat, który idealnie wpisałby się właśnie w tą niedzielną piątkę.
Jak nie trudno zauważyć, bo w końcu chyba aż za bardzo podkreślam ten fakt: uwielbiam literaturę i wszystko co z nią związane - zarówno czytać książki, jak i pisać własne opowiadania czy wiersze (chociaż z tymi drugimi bywa różnie i nieco ciężej, w sumie pierwsze też od pewnego czasu nie funkcjonują, trzeba to naprawić, zdecydowanie). Co się z tym wiąże, to... mnóstwo pięknych cytatów, jakie znajduję w wielu czytanych przeze mnie lekturach. Jedne zapadają mi w pamięci na dłużej, inne na krócej, ale każde z nich są wyjątkowe i niosą ze sobą często drugie dno.
Dlatego dzisiaj chciałabym zaprosić Was na piątkę (na pewno nie ostatnią o tej tematyce) swoich ulubionych cytatów z różnych książek. Oprócz oczywiście zacytowania jakiegoś fragmentu, opiszę pokrótce z jakiej książki pochodzi, dlaczego akurat ten, jak i może króciutko spróbuję go zinterpretować, dodać coś od siebie. Stąd - zapraszam do czytania poniższych punktów (kolejność przypadkowa).
piątek, 27 marca 2015
Czy ekranizacja książki jest w stanie dorównać samej lekturze? - czyli kilka słów o filmie "Love, Rosie."
Jakiś czas temu postanowiłam dodać do bloga kolejną zakładkę, otóż: recenzje filmów. Jednak wyszło, jak wyszło, że pojawiła się do tej pory tylko jedna, w której opisywałam swoje wrażenia po obejrzeniu "Nostalgii Anioła". Może pomysł z zaczynaniem takiego działu nie był najlepszy zważywszy na to, że kinomana nigdy ze mnie nie było, ale przecież od czasu do czasu coś sobie obejrzę, a wtedy mam ochotę podzielić się wrażeniami na blogu. Stąd dzisiaj powracam do Was z recenzją pewnego filmu, jednak historię, o której opowiada już znacie, bo dzisiejszy wpis będzie związany z moimi odczuciami po obejrzeniu "Love, Rosie".
Nie tak dawno pisałam na blogu recenzję książki o powyższym tytule (jeśli nie czytaliście, wystarczy kliknąć tutaj), na podstawie której powstał film i właściwie na jego rzecz stworzono nowy wygląd graficzny lektury, a także tytuł (oryginalny brzmi: "Na końcu tęczy"). Wtedy też wspomniałam, że historia Rosie oraz Alexa tak bardzo mi się spodobała, że skuszę się na ekranizację. Nie jestem jednak do końca przekonana czy osoby, jakie kochają literaturę, powinny oglądać filmy na podstawie ukochanych książek, bo może się okazać, że... no cóż - ekranizacja okaże się totalną klapą. W przypadku "Love, Rosie" na ekranie - mam bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia.
Nie tak dawno pisałam na blogu recenzję książki o powyższym tytule (jeśli nie czytaliście, wystarczy kliknąć tutaj), na podstawie której powstał film i właściwie na jego rzecz stworzono nowy wygląd graficzny lektury, a także tytuł (oryginalny brzmi: "Na końcu tęczy"). Wtedy też wspomniałam, że historia Rosie oraz Alexa tak bardzo mi się spodobała, że skuszę się na ekranizację. Nie jestem jednak do końca przekonana czy osoby, jakie kochają literaturę, powinny oglądać filmy na podstawie ukochanych książek, bo może się okazać, że... no cóż - ekranizacja okaże się totalną klapą. W przypadku "Love, Rosie" na ekranie - mam bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia.
poniedziałek, 23 marca 2015
Bo czasami mnie samej brakowało tchu... czyli recenzja książki "Powód by oddychać."
Autor: Rebecca Donovan
Tytuł: Powód by oddychać
Seria: Oddechy (Tom I)
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 496
Ocena: 4.5/6
|
Życie Emmy przypomina swego rodzaju koszmar. Jej ojciec zmarł dawno temu, z kolei matka nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią męża, przez co popadła w alkoholizm... Ten fakt sprawił, że nie była w stanie odpowiednio zająć się wychowaniem córki, stąd dziewczyna trafiła do wujostwa. Jednak życie pod jedynym dachem z Carol - swoją ciotką, to najgorsza rzecz jaka mogła jej się przytrafić. Bowiem ta kobieta jest przepełniona ogromną nienawiścią do Emmy, chociaż tak naprawdę nie wiadomo dlaczego...
piątek, 20 marca 2015
Książkowy wpis - czyli o ulubionych miejscach do czytania.
To, że uwielbiam czytać chyba każdy z Was wie od dawna - zresztą dość często podkreślam to w różnych wpisach związanych z recenzjami... W sumie, jeśli o nie chodzi, to również pokazują, że czytanie pochłania sporo mojego wolnego czasu, gdyż coraz częściej się tutaj pojawiają (i pojawiać będą, spokojnie, już praktycznie kończę czytać pewną książkę i biorę się za kolejną). Często słyszę, jak ktoś pyta: "Kiedy znajdujesz czas na czytanie, skoro tak wiele innych obowiązków czeka?" No cóż - to dość proste. Wiadomo, że sporo mojego czasu pochłaniają studia (kochana matematyka), oprócz nich, innego rodzaju obowiązki. Jednak odpowiedź na powyższe pytanie znajduję dość łatwo: czytam, gdziekolwiek mogę i kiedy tylko mogę... Oczywiście nie licząc tych wolnych chwil, jakie spędzam w inny sposób (przykładowo ze znajomymi).
Dlatego też wpadł mi do głowy pomysł, by dzisiejszy wpis poświęcić tematyce książkowej, jednak co za tym idzie, opisowi paru miejsc, w których czytanie staje się przyjemniejsze (chociaż ta czynność sama w sobie jest świetna). Nie będzie to zbyt długa lista, ale pomyślałam - czy każdy mój wpis musi być długi? Czasami dobrze przeplatać chociażby te recenzje czy interpretacje, jakimiś krótszymi artykułami. Stąd - serdecznie zapraszam do zapoznania się z poniższą listą.
wtorek, 17 marca 2015
"Śmierć nic przecież nie znaczy. To, co nas łączyło, będzie trwać na zawsze." - czyli recenzja niesamowitej książki.
Autor: Nina George
Tytuł: Lawendowy pokój
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 339
Ocena: 6/6
|
"Chciał, by poczuła nieskończoność, jaką oferują książki. Ich nigdy nie zabraknie. I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczki. Wobec wszelkiego, co nieobliczalne, są jedynym elementem, na którym można polegać. Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci."
Postanowiłam rozpocząć dzisiejszy wpis cytatem, pochodzącym z książki "Lawendowy pokój" autorstwa Niny George, który idealnie pasuje do kogoś, kto uwielbia, ba! kocha czytać. W końcu książka to przyjaciel, na którym można polegać kiedy żadne inne zajęcie aniżeli czytanie nie przychodzi nam do głowy w wolnym czasie. To także w jakimś stopniu cząstka nas samych, jeśli poddając się lekturze, tworzymy w swojej głowie daną fabułę. Jest to również przyjaciel, który albo pocieszy, albo pozwoli byśmy wylali tysiące łez - tych, które oczyszczą naszą duszę. W każdej historii zawarte jest coś innego: co bawi, wywołuje grozę, zaciekawia bądź wzrusza. Jednak wybiegam troszkę od tematu, którym jak nie trudno się domyślić będzie recenzja wyżej wymienionej książki - kolejnej, którą z pełną świadomością mogę dodać do swoich ulubionych. Gdyby krótko ująć o czym opowiada, to jedyne słowa, jakie w tym momencie nasuwają mi się na myśl to: życie i śmierć, cytując kolejny fragment: "Śmierć nic przecież nie znaczy. To, co nas łączyło, będzie trwać na zawsze."
piątek, 13 marca 2015
Czasami dobrze jest gdzieś wyrzucić swoje frustracje... Czyli o tym, co mnie irytuje - ciąg dalszy 2.
"Ludzie często mówią, że ten świat jest chory. Nawet nie wiedzą jak bardzo."
Myślę, że powyższy cytat idealnie rozpoczyna dzisiejszy wpis, w którym będzie trochę moich przemyśleń, jakie to nasunęły mi się ostatnim czasem. Można by rzec, że znowu wracamy do tego działu, w którym piszę o tym, co mnie irytuje. Wybrałam akurat takie, a nie inne zdanie o tym naszym świecie, bo tak naprawdę zaczęłam się głębiej nad tym zastanawiać... W końcu niejednokrotnie mówimy, że świat, w którym żyjemy zmierza donikąd, że jest po prostu chory ze swoimi dziwnymi zasadami nim rządzącymi. Ale wiecie, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? To my - ludzie - tworzymy ten świat, o którym później mówimy w taki sposób. Każdy jest niezadowolony z takiej czy innej rzeczy, a najłatwiej jest o tym mówić, gorzej - coś z tym zrobić. Gdyby jednak każdy zaczął od samego siebie, wtedy być może wszystko byłoby inaczej... Ale to w sumie całkiem dobry temat na coś dłuższego, chociaż o tym, że aby coś zmienić, należy zacząć od siebie, dość dużo już pisałam na blogu... Stąd nie chcę się powtarzać w kolejnym wpisie. Natomiast to, co zrobię, to przejdę do krótkiej listy rzeczy, jakie to mnie lekko irytują bądź po prostu zastanawiają.
wtorek, 10 marca 2015
"Tęsknię za tobą" - czyli pora na kolejną recenzję, tym razem pewnego kryminału.
Autor: Harlan Coben
Tytuł: Tęsknię za tobą
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 480
Ocena: 4/6
|
piątek, 6 marca 2015
"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie." - czyli pora na recenzję niezwykłej książki...
Autor: Carlos Ruiz Zafon
Tytuł: Cień wiatru
Seria: Cmentarz zapomnianych książek
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 512
Ocena: 6/6
|
Są książki, od których nie można się oderwać... Chce się je czytać wszędzie: nieważne czy siedzi się spokojnie w swoim ulubionym fotelu, czy też jest się w autobusie, czy nawet ma się jeden z wielu wykładów na uczelni (z których i tak nic się na początku nie rozumie) i tak dalej. Wszystko jedno gdzie jesteśmy, chcemy pochłaniać daną powieść, bo tak bardzo nas wciąga. A kiedy już historia dobiega końca, nadal nie jesteśmy w stanie rozstać się z wydarzeniami, które towarzyszyły nam przez te parę dni. Tak bardzo zżyliśmy się z bohaterami, jak i śledziliśmy z zapartym tchem wszelkie sytuacje, które miały miejsce w ich życiu, że po odłożeniu w końcu książki na półkę, nadal mamy to wszystko w głowie, czujemy w sobie tą historię. Tak właśnie miałam z lekturą "Cienia wiatru" autorstwa Carlosa Ruiza Zafona. Jakiś już spory czas temu kupiłam tę książkę w wydaniu kieszonkowym, jednak jakoś tak sobie leżała na półce, czekając na swoją kolej. Teraz - gdy jestem już po przeczytaniu tej lektury, zadaję sobie pytanie: dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po nią? Jedyne słowo, jakie przychodzi mi w tej chwili do głowy, którym mogłabym krótko podsumować "Cień wiatru" to jest po prostu genialna. Ale przechodząc powoli do krótkiego opisu historii, jaka ma miejsce w tej książce...
poniedziałek, 2 marca 2015
Nieustanny "chaos myśli" - czyli pora na pewne przemyślenia...
Dzisiejszy wpis, pierwszy w tym miesiącu, chciałabym poświęcić na kilka przemyśleń. Właściwie od dawna się nie nich nie skupiałam. Najczęściej pojawiały się tutaj recenzje książek (swoją drogą nowa - wkrótce) bądź tematy muzyczne, jak również interpretacje tekstów utworów. Jednak nie wiem dlaczego, ale w ciągu tych kilku dni wpadło mi do głowy parę pojedynczych myśli, które aż proszą się o to, by je rozbudować. Rzecz jasna - wszelkie te refleksje są moje, indywidualnie. Nikt z Was nie musi się z nimi zgadzać, możecie mieć swoje spojrzenie na dane sprawy. W końcu to jest najpiękniejsze, że każdy ma swój własny świat, w którym jedne rzeczy postrzega tak, drugie inaczej. Stąd dzisiaj będzie tutaj lekki misz - masz. Każde "hasło", jakie pojawiło się w mojej głowie nie przez przypadek (bo często coś w moim życiu stało się inspiracją, bądź też ktoś poniekąd sprawił, że chciałabym przenieść chaos, jaki wytworzył się w moich myślach, właśnie tutaj, na ten blogowy papier) będę w osobnych punktach krócej, bądź nieco dłużej - rozwijać. Czuję, że mimo całego dnia spędzonego na uczelni, mam w sobie zapas jakiejś pozytywnej energii, która aż prosi się o to, by wykorzystać go właśnie dla swojej pasji - pisania. Dlatego, by już nie przedłużać tego wstępu, zapraszam Was serdecznie do świata moich przemyśleń.