Na samym początku muszę napisać, że rozpoczynając serię "still love - czyli niedzielna piątka" nie spodziewałam się, że tak wiele osób będzie na nią czekać (czasami zdarza mi się, że ktoś ze znajomych pyta dzień wcześniej co planuję zawrzeć w kolejnej piątce ulubieńców), jak i że aż tyle odsłon będzie osiągać. Ostatni post z tej serii, czyli związany z moimi gustami smakowymi jeśli chodzi o napoje, zyskał ponad 500 wyświetleń, co jest dla mnie lekkim szokiem. Po pierwsze dlatego, że nie spodziewałam się aż tak sporej liczby, po drugie, to znak, że jednak zaglądacie tutaj, na blog i czytacie, co też przenoszę sobie z chaosu myśli na ten wirtualny papier. Oczywiście wiem, że liczba odsłon nie zawsze równa się ilości tych osób, które naprawdę skupiły się na lekturze, ale mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczona i dziękuję!
Jednak powoli przejdę do tematu dzisiejszej piątki. Parę dni temu rozpoczęła się kalendarzowa jesień i rzeczywiście czuć ją w powietrzu, a przynajmniej u mnie tak właśnie jest. Deszczowa pogoda (no dobrze, dziś akurat jest słońce, ale ostatnie dni były bardzo ponure) sprawia, że najchętniej spędzałabym czas w domu, najlepiej z dobrą książką, kubkiem gorącej, zielonej herbaty, bądź też wsłuchując się w swoje ulubione, spokojne utwory, skłaniające często do refleksji i wprowadzające nutkę melancholii. Stąd też, w dzisiejszej, niedzielnej piątce powrócę do tematu muzyki, wraz z którym to rozpoczął się w ogóle cały cykl. Tamtym razem były to ulubione zespoły zagraniczne, natomiast dzisiaj nie skupię się na polskich grupach, ten temat pozostawię na jeszcze inny raz, a... na wokalistach. Dlaczego? Otóż mimo że uwielbiam mocne brzmienia, czasami (w sumie ostatnio coraz częściej) lubię posłuchać czegoś spokojnego, oczywiście najlepiej z męskim wokalem. Stąd też mam swoich ulubionych wokalistów solowych, bo oczywiście Ci wszyscy, którzy śpiewają lub (jak to nie raz słyszę) "krzyczą" w grupach muzycznych, które słucham, są równie świetni, ale tak jak piszę - działają wraz z resztą zespołu. Tak więc mamy np. utwór Rise Against, a nie samego Tima McIlratha. Natomiast są i tacy wokaliści, którzy swoim nieziemskich głosem są rajem dla moich uszu, zwłaszcza właśnie podczas tych jesiennych wieczorów.
W tym zestawieniu pojawi się czterech wokalistów zagranicznych oraz jeden polski... Tak więc tym razem będzie to mieszanka, a nie rozdzielenie na dwa rodzaje, jak to było (i jeszcze będzie) w przypadku zespołów. Od razu podkreślam, że kolejność jest przypadkowa, wszystkich lubię tak samo bardzo. Zatem, by już nie przedłużać, zapraszam do przeczytania kolejnej, niedzielnej piątki ulubieńców!