Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

wtorek, 28 lutego 2017

      Moi Drodzy, jak dobrze wiecie, od końca stycznia do połowy lutego nieco zaniedbałam blog, bo byłam bowiem zabiegana sprawami związanymi ze studiami, a dokładniej tak - sławetną sesją. Dlatego też mało czytałam, co sprawiło, że mój niedosyt czytelniczy wzrastał i w wolnym tygodniu lutego, byłam w stanie pochłaniać jedną książkę dziennie. Dlatego też nie robiłam podsumowania stycznia, bo za wiele to do podsumowywania tam nie było, ale mimo to chciałam powrócić do niego wraz z podsumowaniem czytelniczym lutego. Jednocześnie mam ochotę stworzyć sobie plany czytelnicze na marzec i chociaż w małej części je zrealizować. Stąd też, nie przedłużając, zapraszam Was do przeczytania poniższych punktów. 

1. Podsumowanie czytelnicze stycznia

STYCZEŃ
Jak już wspomniałam, dużo do podsumowania nie mam, bo w styczniu udało mi się przeczytać raptem jedną książkę. Tak, ten wynik boli, ale cóż poradzić - są sprawy ważne i ważniejsze, a na pewno nie chcę, by czytanie stało się dla mnie czymś w rodzaju obowiązku. Czytam, kiedy mam czas i robię to w ramach relaksu. Książka, po jaką sięgnęłam to "Kiedy będziemy deszczem", którą to napisała Dominiki van Eijkelenborg. Wszystko to dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego. Krótko mówiąc. to była świetna historia i zdecydowanie wspaniałe otwarcie tego roku pod względem czytelniczym. Ta opowieść wywołuje mnóstwo emocji i sprawia, że czytelnik nie może się od niej oderwać. Polecam gorąco! 

2. Podsumowanie czytelnicze lutego


LUTY

Zaskakujące, ale w lutym udało mi się przeczytać aż sześć książek. Dlaczego jednak mnie samą to dziwi? Otóż z prostej przyczyny - był to miesiąc, podczas którego sesja trwała w najlepsze. Tak naprawdę większość z tych tytułów pochłonęłam dopiero w ostatnim tygodniu lutego, który miałam w pełni wolny. Cudownie było powrócić do czytania i wejść do tylu wspaniałych światów. Krótko mówiąc o każdej z powyższych książek, wygląda to następująco:
  • Kathryn Taylor - "Barwy miłości. Zatracenie" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Akurat. Jest to typowy romans, pełen namiętności, ale wbrew moim obawom, okazał się być naprawdę dobrą lekturą, idealną na jakiś wolny wieczór. Co więcej, autorka ma wyczucie smaku, jeżeli chodzi o opisywanie intymnych scen. 
  • Marek Bukowski, Maciej Dancewicz - "Najdłuższa noc" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Muza SA. Mroczny, pełen tajemnic i wciągający thriller, w dodatku pełen historycznych ciekawostek. Przypadł mi do gustu. 
  • Brandon Sanderson - "Alcatraz kontra Bibliotekarze" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa IUVI. Tak genialnego stylu, jakim posługuje się autor, już dawno nie czytałam. Była to niezwykle zabawna i wciągająca książka. 
  • Rebecca Stead - "Całkiem obcy człowiek" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa IUVI. Nie jest to może opowieść, jaka odmienia życie, ale na pewno stanowi lekką historię, która w jakiś sposób rozczula czytelnika i przypomina mu, jak to było, gdy sam był nastolatkiem. 
  • Artur Pacuła - "Gdzie jest skrzynia z karabinami?" - egzemplarz, jaki otrzymałam od Autora - pana Artura Pacuła. W zasadzie była to dla mnie niespodzianka, bo akurat w tym czasie nie czekałam na żadną przesyłkę. Historia to ponownie niezła gratka szczególnie dla młodszych czytelników. Recenzja - już w marcu. 
  • Mary Kubica - "Kobieta znikąd" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa HarperCollins Polska. Nie spodziewałam się aż tak dobrej lektury. Zdecydowanie to chyba mój numer jeden tego miesiąca. Mimo że czytałam różne opinie i niektórzy twierdzą, że szału nie ma, to jak dla mnie zrobienie takiego thrillera psychologicznego wyszło autorce genialnie. Niepokojąca, trzymająca w napięciu lektura - polecam! 
Stąd też, jak widzicie, miesiąc luty obfitował w zdecydowanie ciekawe lektury. W zasadzie aż dziwnie się czułam pisząc głównie recenzje na plus. :D Oczywiście nie narzekam z tego powodu i cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po tyle wartościowych, czy też po prostu lekkich, książek. 

3. Plany czytelnicze na marzec

Jeżeli chodzi o plany czytelnicze na marzec - nie planuję. To znaczy, oczywiście zamierzam znowu pochłonąć kilka dobrych książek, ale nie wskażę Wam konkretnych tytułów. Na pewno wpadną jakieś egzemplarze recenzenckie. Jednak poza nimi na pewno chcę w końcu przeczytać jakąś książkę ze swojej półki. Moim "must read" jest "Szmira" - Charles Bukowski, jaką to zakupiłam nie tak dawno, a która czeka cierpliwie na swoją kolej. Poza tym sięgnę pewnie po zbiór opowiadań "Balsam dla duszy",  jaki pożyczyła mi koleżanka. Mam nadzieję, że jakiekolwiek książki wpadną w moje ręce, to każda okaże się świetna! :) 

     To już wszystko, jeżeli chodzi o dzisiejszy wpis, a wraz z nim podsumowania czytelnicze i plany książkowe na kolejny miesiąc. Jak wyglądało to u Was? Sporo książek udało Wam się przeczytać w lutym? Czy okazały się ciekawe, a może jednak rozczarowujące? Piszcie, chętnie poczytam. Sama niebawem znów szykuję dla Was nowe wpisy. Póki co - trzymajcie się! 

niedziela, 26 lutego 2017

     No, no, przyznam Wam się, że sama nie wiedziałam, że aż tak rozbrykam się tutaj z tymi konkursami. Dwa w ciągu jednego tygodnia? Czemu by nie! Przypominam, że wciąż trwa konkurs, gdzie wygraną jest książka "Najdłuższa noc" - jeżeli chcecie wziąć w nim udział, zapraszam TUTAJ.
       Natomiast dzisiaj mam przyjemność zaprosić Was do wzięcia udziału w kolejnym konkursie. Tym razem do wygrania jest egzemplarz książki "Barwy miłości. Zatracenie", jaką to miałam okazję nie tak dawno recenzować. Jak rzadko sięgam po powieści erotyczne, wiecie, takie typowe, pełne namiętności romanse, tak akurat ten tytuł okazał się być naprawdę dobry i byłam nim miło zaskoczona. 
     Dlatego teraz to Wy macie możliwość zgarnięcia tej książki i przeniesienia się do świata wykreowanego przez autorkę. Jeżeli jeszcze się wahacie, zapraszam do przeczytania recenzji, którą znajdziecie klikając TUTAJ. A co trzeba zrobić, by wygrać? Oczywiście tradycyjnie - odpowiedzieć na pytanie konkursowe. ;)

KONKURS

REGULAMIN KONKURSU
  • Organizatorem konkursu jest autorka bloga Chaos Myśli.
  • Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Akurat za pośrednictwem Business & Culture.
  • Nagrodą w konkursie jest egzemplarz książki "Barwy miłości. Zatracenie".
  • Konkurs trwa od  26 lutego 2017 roku do 12 marca 2017 roku do godziny 23:59.
  • Aby wziąć udział w konkursie, należy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe oraz podać swoje imię i adres mailowy.
  • Zwycięzca będzie jeden i zostanie wyłoniony spośród osób, której wypowiedź będzie najbardziej kreatywna.
  • Wyniki konkursu pojawią się na blogu w ciągu 3 dni od jego zakończenia, a osoba, która otrzyma nagrodę, zostanie dodatkowo poinformowana drogą mailową. 
  • Jeżeli w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników, osoba nie zgłosi się po wygraną, wybrana zostanie kolejna odpowiedź. 
  • W konkursie może wziąć udział każdy odwiedzający bloga (nie jest koniecznie posiadanie własnego bloga), wystarczy, że poda swoje imię i adres mailowy oraz udzieli odpowiedzi na pytanie konkursowe. 
  • Konkurs organizowany jest jedynie dla osób zamieszkałych na terenie Polski. 
  • Organizator zastrzega sobie możliwość wprowadzania zmian w regulaminie w trakcie trwania konkursu.
  • Będzie mi miło, jeżeli zamieścicie baner konkursowy na swoim blogu i/lub fanpage'u (o ile go posiadacie), jednak nie jest to warunek konieczny. 
PYTANIE KONKURSOWE

Miłość różne ma oblicza, jak i kolory, co zresztą sugeruje tytuł książki - w końcu są to "Barwy miłości. Zatracenie". 

Napisz, jakie według Ciebie barwy ma miłość. Czy jest to pełna namiętności czerwień, uroczy róż zwiastujący pierwsze zakochanie, a może czerń związana ze zranionym sercem? Niech poniesie Cię kreatywność! :) 

Nie zapomnij oprócz odpowiedzi podać swojego imienia oraz adresu mailowego! (w szczególności to drugie)

      Czekam na Wasze odpowiedzi z niecierpliwością i mam nadzieję, że znowu dzięki Wam będę mogła rozkoszować się czymś tak wspaniałym, czym jest kreatywność. Stąd też - mam nadzieję, że powalczycie o tę książkę i życzę Wam powodzenia! 

sobota, 25 lutego 2017

Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Piasek Raszida
Cykl: Alcatraz kontra Bibliotekarze
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 312
Ocena: 5.5/6

     Wydawać by się mogło, że niektóre książki skierowane są do danej grupy wiekowej, przez co być może do innej niekoniecznie trafią. Sama nie byłam pewna, czego mogę się spodziewać po tytule "Piasek Raszida" będącego pierwszym tomem cyklu "Alcatraz kontra Bibliotekarze" stworzonego przez Brandona Sandersona. Szczerze powiedziawszy czułam, że może to być dobra lektura, ale bardziej skierowana do młodszych czytelników. Będąc już jednak po lekturze, śmiało mogę powiedzieć, że tak przezabawnej i wciągającej historii już dawno nie czytałam. Chociaż autor stworzył tutaj pozornie jeden, wielki chaos, to całość okazała się genialna i uśmiech nie opuszczał mojej twarzy przez całą historię. 
    Alcatraz Smerdy - główny bohater, tudzież narrator całej książki - to chłopiec, jakiego niezwykłym talentem okazuje się... psucie wszystkiego, czego się dotknie. Wychowywany przez rodziny zastępcze, z której każda wcześniej bądź później nie była w stanie poradzić sobie z chłopcem, kończy niebawem trzynaście lat. W dniu swoich urodzin otrzymuje tajemniczą paczkę od swoich prawdziwych rodziców, a w niej spadek, którym okazuje się być... woreczek piasku. Zaskoczony Alcatraz traktuje to jako żart. Okazuje się jednak, że ktoś ukradł piasek, a w życiu chłopca pojawia się jego szalony dziadek oznajmiający mu, że należy do rodziny walczącej z Bibliotekarzami... Bohaterowie muszą więc jak najszybciej odzyskać Piasek Raszida, zanim wrogowie wykorzystają go do swoich niecnych celów. Czy uda im się to zrobić? Jak potoczą się ich losy? Kim tak naprawdę jest Alcatraz? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Brandona Sandersona. 
    Muszę przyznać, że po raz pierwszy spotkałam się z twórczością tego autora i od razu urzekł mnie on swoim stylem. Trzeba zaznaczyć, że całość ma nietypową budowę. Otóż Alcatraz opowiada czytelnikowi wszystkie wydarzenia, to znaczy - nie jest to jedynie typowa narracja pierwszoosobowa, a chłopiec relacjonuje wszystko dodając własne komentarze czy kierując pytania do potencjalnego czytelnika. Chyba po raz pierwszy miałam styczność z takim zabiegiem (a jeżeli nie pierwszy, to akurat na obecną chwilę nie przypominam sobie tego typu książek) i początkowo wydawało mi się to nieco dziwne, ale koniec końców uważam, że ten pomysł był genialny. Szczególnie, że autor ma lekkie pióro i sprawia, że całość czyta się błyskawicznie. Ba! Tę książkę się wprost pochłania, przeżywają przy tym ogrom emocji, w tym przede wszystkim śmiechu. Rozwalały mnie niektóre fragmenty sprawiając, że uśmiech nie opuszczał mojej twarzy, a ja sama myślałam sobie - "no nie wierzę, że to jest tak zabawne!". 
    Co do samego pomysłu na fabułę, bardzo mi się spodobał. Chociaż poniekąd uważam, że to książka właśnie idealna dla młodszych czytelników, bowiem opowiada o trzynastoletnim chłopcu, który ma do wypełnienia poważną misję, to i tak każdy, bez wyjątku, jeżeli tylko sięgnie po "Piasek Raszida", to nie pożałuje spotkania z tymi bohaterami i wszelkimi towarzyszącymi im wydarzeniami. Autor stworzył ciekawy świat, pełną zwrotów akcji opowieść, jaka sprawia, że emocje szaleją. Co więcej, pokazuje, że tak naprawdę cały nasz świat może zmienić się poprzez jedno wydarzenie i sprawić, że wywraca się on całkowicie do góry nogami. Jednocześnie uświadamia, jak ważne są wszelkie relacje między ludźmi i że czasami popełniamy błędy, ale nigdy nie jest za późno, by je naprawić. To zdecydowanie wciągająca, zabawna, ale też w jakimś sensie pouczająca opowieść, którą polecam każdemu. Na pewno spędzicie przy niej same pozytywne chwile. 
     Bohaterowie zostali wykreowani świetnie. Począwszy od samego Alcatraza, którego od razu polubiłam. Mimo że popełniał błędy, do których sam się przyznawał - w końcu pełni rolę narratora - to jednocześnie potrafił wyciągnąć z nich wnioski. Emanowała od niego taka szczerość, dzięki której nie dało się go nie polubić. Ciekawą postacią jest też szalony dziadek chłopca, który rozwalał mnie swoim zachowaniem i niektórymi tekstami. Moją sympatię zyskała także sarkastyczna Bastylia czy wesoły kuzyn Alcatraza. Stąd też, co do bohaterów - nie mam żadnych zastrzeżeń. 
      Podsumowując, to kolejna świetna książka tego miesiąca, a wydawnictwo IUVI uświadamia, że wydaje naprawdę dobre i wciągające historie. Do tej pory chyba na żadnym tytule, jaki oznaczony jest ich logiem, się nie zawiodłam. Na pewno bez wątpienia sięgnę po kolejne części cyklu stworzonego przez Brandona Sandersona, jak już teraz wyszukuję innych tytułów tego autora, bo tak świetnego i zabawnego stylu dawno nie spotkałam. Polecam serdecznie!

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

piątek, 24 lutego 2017

      Dawno na blogu nie pojawiło się nic z serii muzycznych wpisów. Dlatego też stwierdziłam, że nadszedł czas, by nieco to zmienić i kolejny raz polecić Wam jakieś kawałki, które szczególnie mnie urzekły, czy po prostu jakie to lubię słuchać. Dzisiaj jednak będzie mocniej. Stąd też od razu zaznaczę, że jeżeli ktoś nie przepada za mocniejszymi brzmieniami, to niekoniecznie znajdzie tutaj coś dla siebie. Sama jednak na zbyt długi czas utknęłam chyba w tych tak zwanych "smętach" i tym samym od niedawna na nowo wracam do muzyki, którą bardzo lubię i jaka to mimo, jakby to powiedzieli niektórzy moi znajomi "darcia mordy", mi cholernie się podoba i mogę słuchać bez końca. Tak więc - zapraszam Was do przeniesienia się w świat trzech poniższych utworów, oczywiście na własne ryzyko, o! ;) 

1. Eyes Wide Open - "Waiting to Burst" 

"Sometimes you got to stop
Thinking rationally
And go where your heart takes you."

     Ten utwór poznałam dzięki znajomemu, który kiedyś podesłał mi link. Ale od pierwszych chwil się w nim zakochałam. Uważam, że jest genialny. Mocny, ma dobre brzmienie, fajnie słucha się tego kiedy trzeba się do czegoś zmotywować (a przynajmniej ja tak mam) i cóż - tekst również mnie urzekł. 
         Już w zasadzie patrząc na krótki, powyższy fragment, tekst tego utworu w jakiś sposób do mnie trafia. Tak, jak głosi cytat, czasami trzeba się zatrzymać, przestać myśleć racjonalnie i iść po prostu tam, gdzie kieruje nas serce. Wydaje się to może nieco szalone, bo przecież gdyby słuchać słynnego głosu serca, a nie rozumu, to często zapewne nie zaszlibyśmy zbyt daleko. A jednak sama jestem świetnym dowodem na to, że warto na chwilę wyłączyć racjonalność, iść za głosem serca i czuć się potem jak upitą szczęściem. Ogólnie to taki utwór o uczuciu, które było długo trzymane, aż wszystkie te emocje po prostu czekają na wybuch, bo trzymanie ich w sobie dłużej sprawiają, że serce na ochotę eksplodować. 
        Jeżeli macie zatem ochotę na dobry, mocny kawałek, to polecam przesłuchać poniższy link. A nuż do Was trafi. 




2. Killswitch Engage - "The end of heartache"

"I cling to memories while falling
Sleep brings release, and a hope of a new day."

     Ten kawałek i w zasadzie w ogóle tę grupę poznałam dzięki jednemu miłemu Panu ^^, który wprowadza mnie poniekąd ponownie w ten świat mocniejszych brzmień. Od razu kawałek, jak i generalnie ta grupa, przypadła mi do gustu. Postanowiłam się w nią wsłuchać nieco bardziej i naprawdę ich polubiłam. 
      W tym utworze podoba mi się i tekst (bo jest o czymś) - w tym przypadku, podmiot tekstu próbuje jakoś pokonać ból serca. Wie, że jego bycie z osobą, którą kochał jest niemożliwe i to niezmiernie go rani. Mimo to próbuje jakoś sobie z tym radzić - niekoniecznie mu się to udaje, bo ciągle czeka na ten "koniec złamanego serca". Co więcej, podoba mi się sama muzyka - jest taka klimatyczna i po prostu do mnie trafia. Szczególnie perkusja tutaj niezwykle mnie urzeka i mogę jej tak słuchać bez końca. 
     Ten kawałek jest lżejszy od poprzedniego, stąd też polecam Wam to, byście skusili się i spróbowali sobie go przesłuchać. 



3. Bullet For My Valentine - "Don't need you" 


    "It's got me thinking that I
Don't need
Don't need you."

     Przyznam się Wam szczerze, że ten utwór wywołuje we mnie mieszane uczucia. Przede wszystkim dlatego, że mam wrażenie, iż Bullet For My Valentine idą teraz w jeszcze jakąś taką inną, nową stronę. Ale z innej perspektywy - cóż, ten kawałek i tak do mnie trafił i sprawił, że przez kilka dni byłam w stanie go słuchać w kółko. Oczywiście na słuchawkach, bo zapewne moja współlokatorka byłaby trochę przerażona... :D 
        To jest mocne. Tak po prostu. Tekst jest o ogromnym bólu, o tym, jak związek dwojga ludzi mógł ulec wielkiemu zniszczeniu przez to, że czasami popełniają błędy, jakich nie powinni popełniać, skoro zdecydowali się z kimś być. Mimo to ostatecznie ten utwór to jakby wykrzyczenie podmiotu tekstu, że mimo wszystko - tego, że kochał daną osobę i czuł się bardzo skrzywdzony, to już jej nie potrzebuje. Wymazał ją i zamknął ten rozdział raz na zawsze. To, co podoba mi się jednak chyba najbardziej w tym utworze, to (użyłabym wulgaryzmu, ale mi nie wypada ^^) bardzo mocne granie, że tak to ujmę. Wszystkie instrumenty idealnie się tutaj zgrywają i to jest po prostu dobre. 
       Cóż, od razu zaznaczę - jeżeli naprawdę nie lubujecie się w takich klimatach, włączenie tego utworu może być dla Was traumatycznym przeżyciem, haha. Mimo wszystko - może akurat klikniecie "play"?



      To już wszystko, jeżeli chodzi o dzisiejszy wpis. Myślę, że obecnie częściej będą się pojawiać te muzyczne cykle, bo bardzo je lubię, a to także dobra odskocznia od tematyki jedynie książkowej. Poza tym na pewno pojawi się też sporo innych tekstów - w końcu mam czas, by nadrabiać tutaj wszelkie zaległości. Póki co - trzymajcie się! 

Wszystkie utwory znalezione na: youtube
Fragmenty utworów znalezione: tutaj 

czwartek, 23 lutego 2017

"...miłość jest jak muzyka. Pewnego dnia można ją po prostu... usłyszeć."

Autor: Rebecca Stead
Tytuł: Całkiem obcy człowiek
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 324
Ocena: -5/6

    Ach, ta literatura młodzieżowa. Co dziwne - często mam z nią do czynienia i to z własnego wyboru. Być może jestem po prostu ciekawa, czy jakaś historia będzie w stanie mnie urzec, czy okaże się jedynie słabą, nie wnoszącą nic do życia, opowieścią. Często mimo wszystko boję się sięgać po młodzieżówki, bo kilka razy już się na nich przejechałam... A jednak zawsze ryzykuję. Chyba tak już po prostu mam, że lubię ryzykować i to nie tylko w kwestiach wyboru książek. Postanowiłam zobaczyć, co też ciekawego kryje w sobie "Całkiem obcy człowiek", którą to historię napisała Rebecca Stead. Moje wrażenia po przeczytaniu tej książki kryją się w krótkim zdaniu: Może nie jest to arcydzieło, ale na pewno już dawno nie czytałam tak rozczulającej historii, która sprawiła, że poczułam wewnątrz ogromne ciepło. 
       Bridge, Tabitha i Emily to najlepsze przyjaciółki, które poprzysięgły sobie, że nigdy nie będą się kłócić. Jednak wraz z mijającym czasem, okazuje się, iż kolejny rok może być testem ich przyjaźni. Emily poznaje bowiem chłopaka, z którym ma nadzieję, połączy ją coś więcej. Tab to z kolei młoda feministka, zawsze mająca swoje własne zdanie, niekoniecznie dostosowane do innych, a Bridge nagle zaczęła nosić opaskę z kocimi uszami, przy czym wciąż zastanawia się, jak to się stało, że kilka lat wcześniej udało jej się przeżyć tragiczny wypadek. Poza tą trójką pojawia się także Sherm - chłopak, który nie rozumie, jak po wielu latach ludzie mogą się rozchodzić, brat Bridge, który często zakłada się z przyjacielem o różne rzeczy, najczęściej przegrywając, jak także pewna licealistka, dla której Walentynki stają się jednym z najtrudniejszych dni w młodzieńczym życiu. Jak toczą się losy tych wszystkich nastolatków? Jakie problemy napotykają na swojej drodze? Czy przyjaźń między nimi zawsze jest prawdziwa? A może niektóre relacje powinny jak najszybciej przestać istnieć? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Całkiem obcy człowiek".
       Zacznę od stylu, jakim posługuje się autorka. Jest on przyjemny w odbiorze, lekki, przez co całość czyta się w mgnieniu oka, a mnie samej zajęło to raptem jeden wieczór. Jednocześnie nie jest zbyt banalny, ani nie irytuje czytelnika jakimiś zwrotami, które sprawiają, że ma się ochotę rzucić tą książką. Wręcz przeciwnie - da się znaleźć wiele ciekawych fragmentów, które śmiało można sobie zaznaczać, bo w jakiś sposób trafiają do czytelnika. Jak na młodzieżówkę zatem przystało, to niezwykle lekka historia, którą czyta się bardzo szybko. Co więcej, autorka stworzyła całkiem ciekawy pomysł związany z rozdziałami. Znaczna część z nich dotyczy bieżących wydarzeń, jakie spotykają bohaterów. Oprócz nich pojawiają się rozdziały, które dotyczą jednego dnia, to znaczy: Walentynek i opowiadają o pewnej licealistce, dla której ten dzień nie jest zbyt dobry, jak również takie, w których czytelnik ma do czynienia z listami, jakie Sherm pisze do swojego dziadka. Wydawać by się mogło, że powstaje tutaj spory chaos, ale spokojna głowa - wszystko składa się w jedną, logiczną całość i ostatnie rozdziały zlepiają się tak świetnie, że byłam bardzo mile zaskoczona.
         Tak naprawdę jest to przede wszystkim opowieść o przyjaźni. Może historia sama w sobie nie zmienia życia, bądź sama jestem już nieco za stara na tego typu książki, to mimo wszystko całość bardzo mnie rozczuliła. Przypomniała mi w pewien sposób, jak to było czuć się nastolatką - jakie wtedy problemy zaprzątały moją głowę, jak wyglądały moje przyjaźnie czy też pierwsze miłości. Uważam, że to jedna z tych uroczych historii, jakie wywołują na sercu takie poczucie ciepła, którego czasami naprawdę brakuje. Autorka pokazuje, że przyjaźń to niełatwa sprawa i trzeba starannie dobierać sobie przyjaciół, bo tak naprawdę czasami ciężko jest poznać tych prawdziwych. Ukazuje, że chociaż czasami powstają między ludźmi zgrzyty, to jeżeli się lubią i ufają sobie wzajemnie, to nic nie jest w stanie rozerwać łączącej ich więzi. Jednak oprócz przyjaźni, autorka pokazuje, jak trudne jest dorastanie i jakich często głupich błędów dopuszczają się nastolatkowie. Poza tym uświadamia, czym jest pierwsze, młodzieńcze zakochanie i jakie emocje wraz z sobą niesie. Krótko mówiąc - to historia idealna wręcz dla nastolatków, ale jednocześnie jest w stanie rozczulić też dorosłą osobę, czego jestem najlepszym dowodem. Niezwykle miło spędziłam przy niej czas i stanowiła przyjemną odskocznię od codzienności. 
      Bohaterowie są wykreowani na różnorodny i ciekawy sposób. Najbardziej chyba polubiłam Bridge, która była niezwykle spokojną, wrażliwą, ale jednocześnie pełną poczucia humoru i dystansu do samej siebie, osobą. Pozostałe dwie dziewczyny również miały ciekawe cechy - Tab bawiła mnie swoim feministycznym podejściem do wielu spraw, a Emily z kolei momentami lekko irytowała, lecz koniec końców była całkiem fajną dziewczyną. Polubiłam także Sherma - ten chłopak był po prostu przeuroczy. Pojawiło się też wiele innych postaci i każda na swój sposób wniosła coś do całej książki. Dlatego też uważam, że autorka dobrze wykreowała bohaterów. 
       Podsumowując,  książka "Całkiem obcy człowiek" to może nie arcydzieło, które odmieni Wasz świat, ale jest historią, jaka na pewno sprawi, że miło spędzicie przy niej czas i być może w jakimś stopniu wywoła na twarzy uśmiech przywołując wspomnienia, kiedy to każdy z Was był nastolatkiem. A samym nastolatkom - gorąco polecam. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

środa, 22 lutego 2017

Autor: Mary Kubica
Tytuł: Kobieta znikąd
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 335
Ocena: 5.5/6

      Czasami, gdy sięgam po jakąś książkę, zastanawiam się, czy kolejny raz będę pisać później pełną zachwytów recenzję, czy a nuż trafię na coś, co sprawi, że ukażę też swoją krytyczną stronę osobowości, co byście nie pomyśleli, że potrafię pisać jedynie opinie na plus. Tyle, że uwierzcie mi - mam takie ogromne szczęście, że ilekroć sięgam po jakiś tytuł, okazuje się, że niezwykle mnie do siebie przekonuje i wręcz sprawia, iż mam ochotę na jeszcze więcej podobnych historii. Tak właśnie miałam w przypadku książki "Kobieta znikąd", którą napisała Mary Kubica. Do jej sięgnięcia skłonił mnie krótki opis, fakt, że kiedyś miałam już styczność z autorką przy okazji "Zajmę się tobą", co wspominałam dobrze, jak również intrygująca okładka i tytuł. To, co otrzymałam, przeszło natomiast moje najśmielsze oczekiwania. To była po prostu miazga, jaka sprawiła, że czytałam tę książkę pół nocy, bo musiałam ją skończyć - inaczej nie byłabym w stanie zasnąć z ciekawości. 
      Pewnego dnia Esther Vaughan znika bez bez śladu. Jej współlokatorka Quinn, zaniepokojona tym zniknięciem, odnajduje w rzeczach swojej przyjaciółki niepokojące listy, pełne rożnego rodzaju pogróżek. Jeżeli były one sprawką Esther, to dziewczyna może być niebezpieczna. Co więcej, Quinn znajduje mnóstwo powodów, które zaczynają mrozić jej krew w żyłach... Mimo wszystko postanawia zrobić, co w jej mocy, by odnaleźć przyjaciółkę. W tym samym czasie w pewnym miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie wie skąd się tam znalazła i czego tam szuka. Czy przed kimś ucieka? Kogoś się boi? A może to ona postanawia zastawić na kogoś pułapkę? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Kobieta znikąd".
     Brakowało mi takich książek, zdecydowanie. Dokładniej mówiąc - historii, jakie nie byłyby typowym kryminałem, a thrillerem psychologicznym. Bo to, co Mary Kubica stworzyła w swojej opowieści to właśnie genialnie dopracowany, trzymający w napięciu i niepokojący thriller, który w dużej mierze skupia się na psychologicznej stronie człowieka. Uwielbiam tego typu książki, bo nie dość, że sprawiają, iż nie mogę się od nich oderwać, będąc zaintrygowaną, co też ostatecznie spotka bohaterów, to w dodatku mogę rozważać, co i dlaczego podsuwa ich do popełniania takich, a nie innych czynów. Stąd też od tej książki nie mogłam się wprost oderwać. Jej przeczytanie zajęło mi raptem jeden wieczór i część nocy, bo po prostu musiałam ją skończyć - inaczej nie mogłabym spać spokojnie. Autorka zaserwowała mi genialnie skonstruowaną fabułę, która wprowadza w czytelnika pewnego rodzaju niepokój i sprawia, że przez te całe ponad trzysta stron, napięcie wciąż wzrasta, aż w końcu sięga zenitu. To momentami nawet nieco przerażające przedstawienie, jak niektóre wydarzenia są w stanie wpłynąć na ludzi i ich postępowanie.
     Styl, jakim posługuje się autorka, przypadł mi do gustu, zresztą jak już wspomniałam - pochłonęłam tę historię w mgnieniu oka. Mary Kubica potrafi budować napięcie, jednocześnie tworzy fabułę, która zawsze dotyka jakiś większych problemów. Tak i tutaj czytelnik spotyka się poniekąd z alkoholizmem, odrzuceniem przez bliskich czy też problemem ogromnej zawiści, jaka często pojawia się między ludźmi. Ta historia pokazuje, jak bardzo niektóre rany mogą boleć i nieważne, ile czasu minęło, tak one nie są w stanie się zasklepić, a żal pozostaje, często sprawiając, że człowiek dopuszcza się naprawdę strasznych czynów. To także opowieść, która niepokoi uświadamiając, jak bardzo ludzki umysł może ulegać przemianom na niekorzyść, wprawiając ludzi niemalże w obłąkanie. Genialna historia, którą szczerze Wam polecam.
       Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze. Począwszy od Quinn - współlokatorki Esther, którą bardzo polubiłam, poprzez Alexa - młodzieńca, który zauważył przybycie tej tajemniczej kobiety i jaki to mimo ciężkiego życia, wykazywał się ogromną dojrzałością, jak i po samą Esther - która stanowiła dla czytelnika pewnego rodzaju zagadkę. Postacie stworzone przez autorkę były wyraziste, czasami nawet aż za bardzo, jednak dzięki temu czytelnik skupiał się w dużej mierze na psychice tychże bohaterów. Tym samym uważam, że Mary Kubica odwaliła kawał dobrej roboty, jeżeli chodzi nie tylko o fabułę, ale także o stworzone postaci.
        Podsumowując, polecam Wam sięgnięcie po książkę "Kobieta znikąd", jeżeli macie ochotę na dobry thriller psychologiczny. Zapewniam Was, że się nie zawiedziecie i do ostatniej strony będziecie z zapartym tchem śledzić poczynania bohaterów, chcąc zrozumieć, co skłoniło ich do takich, a nie innych decyzji. Osobiście spędziłam przy tej książce naprawdę dobry wieczór i wiem, że zapamiętam ten tytuł na dłużej.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

wtorek, 21 lutego 2017

      Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo zaniedbałam blog przez sesję, która okazała się być dla mnie troszkę za długą. Jednak w końcu wracam nadrabiać zaległości na ten mój Chaos myśli, stąd też przygotowałam dla Was coś super. Jak głosi tytuł tego wpisu - czas rozpocząć kolejny konkurs, w którym do wygrania tym razem jest książka Marka Bukowskiego i Macieja Dancewicza - "Najdłuższa noc". Raptem wczoraj recenzowałam ją na blogu, więc jeżeli wahacie się, czy wziąć udział w konkursie, to klikajcie TUTAJ, gdzie, mam nadzieję, rozwieję Wasze wątpliwości! :) Klasycznie, by zawalczyć o wygraną, należy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe. Włączcie więc wodze kreatywności i do dzieła!

KONKURS
REGULAMIN KONKURSU
  • Organizatorem konkursu jest autorka bloga Chaos Myśli.
  • Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo MUZA SA za pośrednictwem Business & Culture.
  • Nagrodą w konkursie jest egzemplarz książki "Najdłuższa noc".
  • Konkurs trwa od  21 lutego 2017 roku do 7 marca 2017 roku do godziny 23:59.
  • Aby wziąć udział w konkursie, należy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe oraz podać swoje imię i adres mailowy.
  • Zwycięzca będzie jeden i zostanie wyłoniony spośród osób, której wypowiedź będzie najbardziej kreatywna.
  • Wyniki konkursu pojawią się na blogu w ciągu 3 dni od jego zakończenia, a osoba, która otrzyma nagrodę, zostanie dodatkowo poinformowana drogą mailową. 
  • Jeżeli w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników, osoba nie zgłosi się po wygraną, wybrana zostanie kolejna odpowiedź. 
  • W konkursie może wziąć udział każdy odwiedzający bloga (nie jest koniecznie posiadanie własnego bloga), wystarczy, że poda swoje imię i adres mailowy oraz udzieli odpowiedzi na pytanie konkursowe. 
  • Konkurs organizowany jest jedynie dla osób zamieszkałych na terenie Polski. 
  • Organizator zastrzega sobie możliwość wprowadzania zmian w regulaminie w trakcie trwania konkursu.
  • Będzie mi miło, jeżeli zamieścicie baner konkursowy na swoim blogu i/lub fanpage'u (o ile go posiadacie), jednak nie jest to warunek konieczny. 
PYTANIE KONKURSOWE 

"Najdłuższa noc" to trzymający w napięciu kryminał/thriller, owiany klimatem mroku i tajemnicy wraz z towarzyszącymi mu ciekawostkami historycznymi. 

Napisz swój przepis na dobry kryminał. Uzasadnij, co musi posiadać w sobie książka z tego gatunku, by całkowicie Cię do siebie przyciągnęła. Czy to dobry pomysł na fabułę, osadzenie akcji w niezwykłym miejscu, intrygująca zbrodnia, czy może główni bohaterowie sprawiają, że kryminał ma w sobie to "coś"? Niech poniesie Cię kreatywność! :)

Nie zapomnij oprócz odpowiedzi podać swojego imienia oraz adresu mailowego! (w szczególności to drugie)

     Stąd też, Moi Drodzy, do dzieła - walczcie o tę książkę, bo uwierzcie mi, że warto! Mnie zdecydowanie do siebie przyciągnęła i mam nadzieję, że ktoś z Was będzie miał szansę niebawem sam po nią sięgnąć. Powodzenia! :) 

poniedziałek, 20 lutego 2017

Autorzy: Marek Bukowski, Maciej Dancewicz
Tytuł: Najdłuższa noc
Wydawnictwo: Muza SA
Liczba stron: 382
Ocena: 5/6

      Są takie książki, na które wystarczy jeden rzut oka, by do siebie przyciągnęły. Tak właśnie miałam z tytułem "Najdłuższa noc", jaka to historia została stworzona przez Marka Bukowskiego oraz Macieja Dancewicza. Krótki opis wystarczył na tyle, by zachęcić mnie do sięgnięcia, szczególnie, że akcja toczy się w Krakowie - mieście, które jest mi szczególnie bliskie. Co więcej, gdy dowiedziałam się, że ma powstać także serial o takiej tematyce, tym bardziej chciałam najpierw sięgnąć po książkę, by dopiero później skupić się na tym, co na ekranie. Co prawda serialu oglądać jeszcze nie zaczęłam, ale pewnie niedługo to nadrobię. Natomiast sama książka, mimo nieco ciężkiej tematyki, okazała się być niezwykle klimatyczna. 
       Kraków, 1904 roku. To właśnie w jedną z grudniowych nocy na plantach zostaje znalezione brutalnie okaleczone ciało młodej kobiety. Nie ma przy niej żadnych dokumentów, stąd też zidentyfikowanie ofiary nie jest możliwe. Wkrótce dochodzi do kolejnej zbrodni. Kraków zaczyna paraliżować strach, a policja robi co może, by odnaleźć mordercę. Jednak obok tej przestępczej strony miasta, ono samo w sobie zaczyna rozkwitać, nie tylko pod względem sztuki, jak także techniki. Do Krakowa powraca tymczasem Jan Edigey - Korycki, który postanawia na własną rękę zająć się śledztwem... Czy uda mu się odnaleźć mordercę? Jakie jeszcze zbrodnie zostaną popełnione? Odpowiedzi na te pytania znajdzie sięgając po książkę "Najdłuższa noc". 
       Zacznę od tego, że sama książka posiada przede wszystkim świetną fabułę. Nie dość, że jest to kryminał, który trzyma w napięciu, to tak naprawdę pojawiają się też inne wątki. Sporo miejsca poświęconego zostało tutaj historii, stąd też dla osób, które lubują się w tej dziedzinie, sięgnięcie po tę książkę na pewno będzie strzałem w dziesiątkę. Oprócz tego, autorzy dodali tutaj także swego rodzaju obyczajowe tło. jak również pojawia się nawet i nutka romansu. Dlatego też całość wypada naprawdę dobrze i sprawia, że czytelnik z zaciekawieniem śledzi losy bohaterów. Co więcej, jak już wspomniałam we wstępie, jest to historia niezwykle klimatyczna. Muszę przyznać, że Kraków XX wieku został tutaj przedstawiony tak, że miało się wrażenie, jakby znalazło się w środku tych wszystkich wydarzeń. Osobiście zresztą kilkakrotnie w głowie widziałam miejsca opisywane w książce i chociaż z perspektywy już dzisiejszych czasów, to naprawdę osadzenie akcji w Krakowie niezwykle przypadło mi do gustu. Poza tym jest to nieco mroczna książka, która sprawia, że czytelnikowi towarzyszy pewnego rodzaju niepokój, a całość owiana jest tajemnicą. Stąd też uważam, że zarówno pomysł na fabułę, jak i jej wykonanie, jest tutaj bardzo dobre. 
      Jeżeli chodzi o styl, jakim posługują się autorzy, również przypadł mi do gustu, chociaż początkowo miałam trochę trudności z wbiciem się w akcję. Być może przez to, że nie jest to taki banalny, lekki język, gdyż w końcu ma odzwierciedlać o wiele wcześniejsze lata niż obecnie, a poza tym sama tematyka nie jest łatwa. Jednak w momencie, gdy już przyzwyczaiłam się do tego stylu, to książkę wręcz się pochłaniało. Chociaż osobiście często miewałam problemy z wątkami historycznymi w książkach, tak tym razem nie stanowiło to dla mnie żadnej trudności, a wręcz przeciwnie - cieszę się, że mogłam dowiedzieć się wielu ciekawostek. 
          Bohaterowie z kolei zostali wykreowani całkiem ciekawie. Jan to postać nieco intrygująca. W zależności od niektórych momentów potrafi w równie mocnym stopniu przyciągać, co nieco odpychać czytelnika. Mimo to jawi się jako bohater, który pragnie za wszelką cenę rozwikłać zagadkę związaną z tymi brutalnymi zbrodniami. Poza nim pojawia się oczywiście wiele innych postaci, jak chociażby rodzeństwo Skarżyńskich, których bardzo polubiłam, a w szczególności Weronikę. Kobieta ta jawiła się jako niezwykle inteligentna i wiedząca do czego dąży. Stąd też uważam, że postaci również działają na plus tej historii. 
         Podsumowując, "Najdłuższa noc" to trzymający w napięciu kryminał, który momentami potrafi zmrozić krew w żyłach i w którym to nic nie jest do końca takim, jakim się wydaje. Owiany tajemnicą, swego rodzaju mrokiem sprawia, że klimat tej powieści jest niezwykły. Mimo może niewielkich trudności z wejściem w całą historię, tak naprawdę kiedy już się to zrobi, nie można się od niej oderwać. Dlatego też jeżeli macie ochotę na dobry thriller, typowe Belle Epouqe, to ta książka będzie dla Was idealna. Osobiście polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

wtorek, 14 lutego 2017

Autor: Kathryn Taylor
Tytuł: Barwy miłości: zatracenie
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 366
Ocena: 5/6
Premiera: 15 lutego 2017r.

      Istnieje taki typ książek, po które rzadko sięgam z różnym względów. Wśród tego zestawienia znajdują się między innymi powieści erotyczne. Kilka razy próbowałam je czytać i zwykle wypadały po prostu słabo. Jednak tym razem postanowiłam zaryzykować. Urzekła mnie okładka, jak i pomyślałam - czemu by nie dać szansy temu tytułowi? Szczególnie, że chociaż to już trzecia część trylogii napisanej przez Kathryn Taylor, to "Barwy miłości: Zatracenie" nie wiąże się z poprzednimi tomami, mając całkowicie innych bohaterów. Dlatego też sięgnęłam po tę książkę i będąc już po jej przeczytaniu, śmiało mogę powiedzieć, że autorka podbudowała nieco moje myślenie o tego typu literaturze. Zdecydowanie to lekka i niezobowiązująca historia, ale napisana, o dziwo, z klasą. 
     Głowna bohaterka książki, tudzież narratorka, Sophie Conroy reprezentuje interesy rodzinnego domu aukcyjnego i zabiega o interesujący kontrakt w Rzymie. Podczas przyjęcia, zapatrzona w jeden z obrazów, przypadkiem omal nie spada ze schodów... Omal  - bo z opresji ratuje ją przystojny profesor historii sztuki Matteo Bertani. Chociaż ich spotkanie nie przebiega wówczas bardzo pomyślnie, a Sophie nie szczędzi aroganckiemu mężczyźnie uszczypliwych uwag, to z czasem ich relacja zaczyna się rozwijać... Sophie daje powoli wciągać się w romans, który zmienia jej życie. Jednak Matteo to mężczyzna o dwóch twarzach - pociągający i odpychający zarazem. Czy Sophie uda się go zmienić? Jakie sekrety kryje tajemniczy Włoch? I jak ostatecznie potoczą się ich losy? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Barwy miłości: Zatracenie". 
      Muszę przyznać, że mimo moich wcześniejszych obaw, iż po raz kolejny dostanę tani romans, jestem pozytywnie zaskoczona. Samą historię przeczytałam dosłownie w jedną noc - nie mogłam się od niej oderwać, a styl jakim posługuje się autorka jest na tyle lekki i przyjemny w odbiorze, że tę historię się nie czyta, a pochłania. Co więcej, Kathryn Taylor buduje niby proste zdania, jednak momentami potrafi stworzyć takie fragmenty, które idealnie dopasowują się do myśli czytelnika. Jednocześnie wiele z nich naładowanych jest emocjami - nie tylko pożądaniem, ale też szczęściem, frustracją, miłością czy też ogromnym bólem i tęsknotą. Jednak tym, za co należą się również spore pochwały co do stylu są opisy fizycznej miłości. Nie jest to tani opis seksu, cechuje się on czasami delikatnością i subtelnością, gdy innym razem nasycony jest większą dawką namiętności. Tak czy siak czytelnik nie jest zniesmaczony, a wręcz przeciwnie - czuje, że te fragmenty idealnie oddają charakter całego romansu. 
       Tym, co jeszcze mi się spodobało, to fakt, że w tej książce wszystko idzie swoim rytmem, który na całe szczęście nie jest ekspresowy. Czasami zdarzało się, że sięgając po romans, bohaterowie już od pierwszych stron lądowali w łóżku. Tutaj tak nie jest. Chociaż oczywiście Sophie od pierwszej chwili jest zauroczona tajemniczym Włochem, a on sam lgnie do kobiety jak ćma do ognia, tak ich znajomość mimo wszystko rozwija się dosyć powoli, a na pierwsze chwile uniesienia, czytelnik trochę sobie czeka. Niezwykle spodobało mi się to, że dzięki takiemu, a nie innemu rytmowi, autorka stworzyła naprawdę dobry kawał romansu, a nie coś tandetnego, bo uwierzcie mi, że granica pomiędzy wyczuciem smaku, a po prostu kiczem, jest bardzo cienka. Autorce udało się stworzyć jednak niezwykle przyciągający, lekki romans, który czytałam z przyjemnością. 
      Co prawda, jest to powieść erotyczna, tym samym, jak już wspomniałam, jawi się jako lekka i niezobowiązująca historia, w której nie ma sensu doszukiwać się drugiego dna. Mimo to, autorka stworzyła "mężczyznę z przeszłością", tym samym sprawiając, że wątek dotyczący tego, co przydarzyło się Matteo, działa na plus tej historii, bo wplata coś pobocznego, dzięki czemu na chwilę można oderwać się jedynie od uczuć, które wybuchają pomiędzy głównymi bohaterami. Co więcej, podobało mi się tutaj skupienie uwagi na sztuce. Może nie mam też jej aż tak wiele, to jednak od samego początku do końca, przewija się pomiędzy bohaterami, a sztuka jest na tyle piękna, że jestem zachwycona, iż pojawiła się w tej książce. 
     Dlatego też, całość zaskoczyła mnie niezwykle pozytywnie sprawiając, że spędziłam dzięki tej lekturze przyjemny wieczór (i sporą część nocy), bo stanowiła idealną opcję na odstresowanie się i ubarwienie nieco zabieganego dotychczas czasu. Jedyny, mały minusik, o jakim muszę wspomnieć to fakt, że historia jest po prostu nieco schematyczna, jak na typowy romans przystało. Wiecie, coś w stylu: pociągający mężczyzna skrywające mroczne sekrety, kobieta, która zaczyna tracić dla niego głowę, ale jednocześnie boi się wplątać się w tę relację - dlatego też niewiele tutaj zaskakuje. Mimo to, jak najbardziej polecam Wam sięgnięcie po ten tytuł, jeżeli macie ochotę na chwilę relaksu przy książce i jakąś niezobowiązującą opowieść. 
     Bohaterowie z kolei zostali wykreowani całkiem ciekawie. Chociaż, jak już wspomniałam, towarzyszy im pewien schemat - on to przyciągający facet, którego ściga przeszłość, a ona z kolei niby spokojna i nieśmiała kobieta, to jednocześnie żądna przeżycia jakiejś przygody. Mimo to Sophie dała się spokojnie lubić i jej emocjonalność była niezwykle realna. Natomiast Matteo - mnie jako tako nie pociągał, ale uważam, że był typem faceta, który na całe szczęście nie zachowywał się jak całkowity buc, który jedynie szuka kolejnej kobiety do tego, by spełnić swoje fantazje. Stąd też uważam, że autorka dobrze wykreowała swoje postacie. 
       Podsumowując, "Barwy miłości: Zatracenie" to lektura, po jaką bałam się sięgnąć, lecz moje obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. Lekka, przyjemna w odbiorze i będąca idealną opcją na odstresowanie, historia, przyciąga od pierwszych stron i sprawia, że czyta się ją niezwykle szybko. Co więcej nie jest przesycona jedynie seksem, a wręcz ukazuje wiele różnych emocji, dzięki czemu niezwykle pozytywnie mnie zaskoczyła. Jeżeli więc macie ochotę na niezobowiązującą lekturkę, to książka Kathryn Taylor na pewno przypadnie Wam do gustu. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

piątek, 3 lutego 2017

      Sesja trwa w najlepsze, a wraz z nią również moje zaniedbanie bloga (co trochę mnie smuci, ale sami rozumiecie - z matematyką nie ma żartów!). Jednak czasami warto powrócić tutaj chociaż na chwilę, szczególnie wtedy, gdy mam dla Was wspaniałe, książkowe wiadomości! Tak więc dzisiaj udostępniam Wam kilka informacji o zbliżających się premierach, jakie przygotowało dla Was Wydawnictwo IUVI. Być może któraś z tych książek zaintryguje Was na tyle, byście zechcieli po nią sięgnąć. :)

1. Brandon Sanderson - "Piasek Raszida"

"Piasek Raszida"

„Piasek Raszida” to I tom serii „Alcatraz kontra Bibliotekarze” autorstwa światowej sławy pisarza Brandona Sandersona.  

„Piasek Raszida” to błyskotliwa, zabawna i pełna wartkiej akcji książka tym razem dla młodszych czytelników! Poznaj świat 13-letniego Alcatraza i tajemniczej organizacji Bibliotekarzy. 

"Piasek Raszida"

Bohater z talentem do… bycia wyjątkową ofiarą losu? Misja na śmierć i życie, by uratować woreczek piasku? Śmiertelne zagrożenie ze strony… Bibliotekarzy? Naprawdę?!
Alcatraz Smedry nie wydaje się przeznaczony do niczego poza katastrofami. Na trzynaste urodziny otrzymuje paczkę ze spadkiem po nieżyjących rodzicach – a w niej zwykły woreczek ze zwykłym piaskiem. Prezent zostaje jednak niemal natychmiast skradziony. To uruchamia lawinę zdarzeń,  które uświadomią Alcatrazowi, że jego rodzina jest częścią grupy walczącej przeciwko Bibliotekarzom – tajnej, niebezpiecznej i złowrogiej organizacji, która faktycznie rządzi światem. Piasek Raszida ma pozwolić Bibliotekarzom zdobyć władzę absolutną. Alcatraz musi ich powstrzymać… uzbrojony wyłącznie w okulary i wyjątkowy talent do bycia wyjątkową ofiarą losu…

Książkę możecie znaleźć: tutaj.


2. Rebecca Stead - "Całkiem obcy człowiek"

"Całkiem obcy człowiek"

„Całkiem obcy człowiek” Rebecki Stead to niezwykła książka o nastolatkach, z których każdy usiłuje znaleźć sposób, by przetrwać w wariackim świecie, gdzie bliscy okazują się obcy, a obcy nagle stają się bardzo bliscy. 

„Całkiem obcy człowiek” to niesamowita powieść o miłości i przyjaźni, zaufaniu i zdradzie, chłopakach i dziewczynach… O nastolatkach, z których każdy usiłuje znaleźć własny sposób, by przetrwać w wariackim świecie, nie łamiąc sobie serca, i nie zwariować.

"Całkiem obcy człowiek"

„Która to prawdziwa ty? Ta, która zrobiła coś okropnego, czy ta, która się przeraziła tym, co zrobiła? I czy jedna może przebaczyć drugiej?”
Bridge, Tabitha i Emily znają się od zawsze, ale ten rok testuje ich przyjaźń.
Em ma chłopaka (tak jakby), który prosi ją o szczególnego rodzaju zdjęcia. Tab jest młodą feministką i potrafi przejrzeć każdego na wylot, a Bridge z jakiegoś powodu zaczęła nosić kocie uszy i wciąż stara się zrozumieć, dlaczego przeżyła wypadek, którego nie powinna przeżyć. Są najlepszymi przyjaciółkami i kierują się jedną zasadą: nigdy nie kłócić się ze sobą. Czy to pomoże im przetrwać?
Sherm usiłuje zrozumieć, dlaczego ludzie rozstają się po wielu latach małżeństwa i jak to jest przyjaźnić się z dziewczyną, a dla pewniej licealistki Walentynki okażą się najtrudniejszym dniem w życiu.
A, i jeszcze Jamie, poważny starszy brat, którego głupi zakład z kumplem kończy się… no, prawie katastrofą.

Książkę możecie znaleźć: tutaj.

       Muszę przyznać, że zapowiada się ciekawie i kto wie, czy na któryś tytuł sama się nie skuszę, szczególnie, że jeśli tylko dobrze pójdzie, to niebawem wreszcie rozpocznę swoje ferie. Jak natomiast jest z Wami - któryś tytuł zachęcił Was do poznania go bliżej? 
     Mimo natłoku nauki, niebawem postaram się niebawem coś dla Was napisać. Być może pojawi się zaległe podsumowanie czytelnicze stycznia, chociaż... niestety, ale za wiele to do podsumowania nie mam. Póki co - trzymajcie się!

Zdjęcia i tekst zostały udostępnione przez Wydawnictwo IUVI.

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *