Autor: Dinah Jefferies Tytuł: Córka handlarza jedwabiem Wydawnictwo: HarperCollins Polska Liczba stron: 415 Ocena: 4/6 |
Lubię sięgać po powieści obyczajowe. Bardzo często zdarza się, że historie stworzone w tym nurcie są w stanie w pełni mnie usatysfakcjonować. Postanowiłam więc znowu sięgnąć po tego typu powieść. Tym razem spędziłam trochę czasu przy tytule "Córka handlarza jedwabiem", który napisała Dinah Jefferies. Nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać, gdyż była to pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam. Będąc już po przeczytaniu mam nieco mieszane uczucia. Jest to bowiem historia, która ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. Z jednej strony pełna autentyczności, poruszająca trudną tematykę, a z drugiej trochę niedopracowana, ze zbyt banalnym stylem. To taka lektura na jakiś niezobowiązujący wieczór, ale nie odmieniająca szczególnie życia czytelnika.
Nicole, pół - Wietnamka, pół - Francuska, główna bohaterka książki, właśnie kończy osiemnaście lat. Wkraczając w dorosłość ma nadzieję, że w końcu zostanie doceniona przez ojca, który od lat zajmuje się handlem jedwabiem. Okazuje się bowiem, że postanawia przekazać swoją firmę w ręce jednej z córek. Jednak ku rozczarowaniu Nicole, to jej starsza siostra Sylvie ma sprawować władzę nad firmą. Młodszej natomiast przypada w udziale zajęcie się małym sklepikiem mieszczącym się w wietnamskiej dzielnicy. Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XX w., w Hanoi, które powoli staje się niebezpieczne - wietnamscy buntownicy na czele z Viet Minhu chcą wypędzić ze swojego kraju kolonistów - Francuzów i przejąć władzę. Co więcej, Nicole poznaje w tym samym czasie dwóch mężczyzn - Marka, Amerykanina, który wspiera Francję oraz Trana, młodego, wietnamskiego idealistę, wspierającego rebeliantów. Dziewczyna coraz bardziej zaczyna zastanawiać się, którą "połową" czuje się bardziej... Staje zatem przed problemem prowadzenia sklepu, ciągłej rywalizacji z siostrą, sercowymi rozterkami oraz zaostrzającą się sytuacją w Hanoi. Jak zatem potoczą się jej losy? Czy uda jej się osiągnąć sukces? Który z mężczyzn bardziej zawładnie jej sercem? I jak ostatecznie potoczy się wojna? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie, sięgając po książkę "Córka handlarza jedwabiem".
Tak, jak wspomniałam na samym początku - książka wywołała we mnie nieco mieszane uczucia. Dlatego też, jak to mam w zwyczaju, w swojej recenzji najpierw chciałabym zawrzeć to, co mi się podobało, a dopiero później skupię się troszkę na tych, moim zdaniem, lekkich niuansach. Przede wszystkim autorka stworzyła opowieść niezwykle klimatyczną. Wszystko dzieje się bowiem w Wietnamie, w dużej mierze w mieście Hanoi, dodatkowo w drugiej połowie XXw. Może nie ma tutaj aż tylu opisów miejsca, a jednak czuje się ten wyjątkowy klimat i ma się wrażenie, jakby samemu było się właśnie w Hanoi. Jednak co więcej, autorka podjęła się trudnego tematu - wojny, która w tamtym okresie opanowała Wietnam, gdy to rebelianci na czele z Viet Minhu postanowili dojść do władzy, usuwając ze swojej ziemi Francuzów. Dlatego też cała historia owiana jest pewnego rodzaju grozą - wojna przedstawiona jest w realistyczny sposób. Stąd nie brakuje tutaj też pełnych krwi i może nieco brutalnych opisów. Oczywiście nie martwcie się - jest ich niewiele, a według mnie, dzięki nim, całość nabiera autentyczności. Podobało mi się także to, że autorka podjęła się kwestii związanych z poszukiwaniem własnej tożsamości. Główna bohaterka, mająca korzenie zarówno wietnamskie, jak i francuskie, przez długi czas nie wiedziała, którą "połową" siebie powinna się bardziej czuć. Dodatkowo, sporo miejsca poświęcono w tej książce także relacji pomiędzy rodzeństwem - Nicole oraz Sylvie nigdy nie potrafiły zbyt dobrze się dogadywać ani zrozumieć. Autorka pokazała jednak, że do wszystkiego trzeba jakoś dążyć. Stąd też jest to książka, która ma zdecydowanie sporo swoich plusów.
Jednak muszę przyczepić się do raptem kilku kwestii. Po pierwsze - styl. Co prawda jest lekki w odbiorze, co powinno działać na plus, bo w końcu nie lubię, gdy książkę czyta mi się topornie. Jednak tutaj język, jakim posługuje się autorka jest zbyt banalny. Proste zdania, mało rozwinięte wypowiedzi, za dużo skupiania się na faktach mało istotnych (jak opisy chociażby ubrań bohaterów - nie lubię tego, bardzo), zamiast zwrócenia uwagi na bardziej ważne wątki. Co więcej, miałam wrażenie, że niektóre sytuacje zbyt szybko następowały po sobie. Tak, jakby autorka musnęła jakiś temat, ale nie wiedziała jak go dalej rozwinąć, więc czym prędzej przechodziła dalej. Drugą sprawą jest trójkąt miłosny - nie przepadam za nimi i ten tutaj również mi się nie podobał. Co prawda, na szczęście nie ciągnie się jakoś szczególnie przez całą książkę, ale początkowo to niezdecydowanie głównej bohaterki, którego z mężczyzn bardziej by chciała, doprowadzało mnie do szału. Ostatnią już kwestią jest lekka przewidywalność tej historii. Nie ma tutaj zbyt wielu sytuacji, które byłyby dla czytelnika niespodzianką. A szkoda.
Bohaterowie zostali wykreowani w miarę ciekawie, ale bez większego szału. Myślę, że niektóre postaci autorka mogła stworzyć lepszymi. Jeżeli chodzi o samą Nicole - początkowo była denerwująca, między innymi pewnego rodzaju zazdrością jaką czuła w stosunku do siostry, ale także tym niezdecydowaniem co do mężczyzn, o jakim już wspomniałam. Z czasem na szczęście zaczęła zachowywać się bardziej dojrzale i w zasadzie całkiem sprawnie się wybroniła. Również nieco niedopracowaną postacią była Sylvie - tak pojawiała się i znikała, niby coś wnosiła do książki, ale też bez przesady. Wśród mężczyzn początkowo bardziej podobała mi się postać Trana, ale z czasem przekonałam się także do Marka. Stąd też bohaterowie zostali wykreowani poprawnie, ale mogło być nieco lepiej.
Podsumowując, książka "Córka handlarza jedwabiem" to opowieść, która ma swoje plusy: jak autentyczność, wietnamski klimat, skupienie się na poszukiwaniu własnej tożsamości, ale posiada też pewne minusy, w tym głównie zbyt banalny styl autorki. Stąd też to książka, po jaką można sięgnąć w ramach zrelaksowania się przy jakiejś lekturze, ale nie odmienia ona życia.
Niebawem znów postaram się coś tutaj napisać - chociaż może być ciężko z czasem. Przypominam natomiast o KONKURSIE i zachęcam do wzięcia udziału, klikając TUTAJ. Póki co - trzymajcie się!
Tak, jak wspomniałam na samym początku - książka wywołała we mnie nieco mieszane uczucia. Dlatego też, jak to mam w zwyczaju, w swojej recenzji najpierw chciałabym zawrzeć to, co mi się podobało, a dopiero później skupię się troszkę na tych, moim zdaniem, lekkich niuansach. Przede wszystkim autorka stworzyła opowieść niezwykle klimatyczną. Wszystko dzieje się bowiem w Wietnamie, w dużej mierze w mieście Hanoi, dodatkowo w drugiej połowie XXw. Może nie ma tutaj aż tylu opisów miejsca, a jednak czuje się ten wyjątkowy klimat i ma się wrażenie, jakby samemu było się właśnie w Hanoi. Jednak co więcej, autorka podjęła się trudnego tematu - wojny, która w tamtym okresie opanowała Wietnam, gdy to rebelianci na czele z Viet Minhu postanowili dojść do władzy, usuwając ze swojej ziemi Francuzów. Dlatego też cała historia owiana jest pewnego rodzaju grozą - wojna przedstawiona jest w realistyczny sposób. Stąd nie brakuje tutaj też pełnych krwi i może nieco brutalnych opisów. Oczywiście nie martwcie się - jest ich niewiele, a według mnie, dzięki nim, całość nabiera autentyczności. Podobało mi się także to, że autorka podjęła się kwestii związanych z poszukiwaniem własnej tożsamości. Główna bohaterka, mająca korzenie zarówno wietnamskie, jak i francuskie, przez długi czas nie wiedziała, którą "połową" siebie powinna się bardziej czuć. Dodatkowo, sporo miejsca poświęcono w tej książce także relacji pomiędzy rodzeństwem - Nicole oraz Sylvie nigdy nie potrafiły zbyt dobrze się dogadywać ani zrozumieć. Autorka pokazała jednak, że do wszystkiego trzeba jakoś dążyć. Stąd też jest to książka, która ma zdecydowanie sporo swoich plusów.
Jednak muszę przyczepić się do raptem kilku kwestii. Po pierwsze - styl. Co prawda jest lekki w odbiorze, co powinno działać na plus, bo w końcu nie lubię, gdy książkę czyta mi się topornie. Jednak tutaj język, jakim posługuje się autorka jest zbyt banalny. Proste zdania, mało rozwinięte wypowiedzi, za dużo skupiania się na faktach mało istotnych (jak opisy chociażby ubrań bohaterów - nie lubię tego, bardzo), zamiast zwrócenia uwagi na bardziej ważne wątki. Co więcej, miałam wrażenie, że niektóre sytuacje zbyt szybko następowały po sobie. Tak, jakby autorka musnęła jakiś temat, ale nie wiedziała jak go dalej rozwinąć, więc czym prędzej przechodziła dalej. Drugą sprawą jest trójkąt miłosny - nie przepadam za nimi i ten tutaj również mi się nie podobał. Co prawda, na szczęście nie ciągnie się jakoś szczególnie przez całą książkę, ale początkowo to niezdecydowanie głównej bohaterki, którego z mężczyzn bardziej by chciała, doprowadzało mnie do szału. Ostatnią już kwestią jest lekka przewidywalność tej historii. Nie ma tutaj zbyt wielu sytuacji, które byłyby dla czytelnika niespodzianką. A szkoda.
Bohaterowie zostali wykreowani w miarę ciekawie, ale bez większego szału. Myślę, że niektóre postaci autorka mogła stworzyć lepszymi. Jeżeli chodzi o samą Nicole - początkowo była denerwująca, między innymi pewnego rodzaju zazdrością jaką czuła w stosunku do siostry, ale także tym niezdecydowaniem co do mężczyzn, o jakim już wspomniałam. Z czasem na szczęście zaczęła zachowywać się bardziej dojrzale i w zasadzie całkiem sprawnie się wybroniła. Również nieco niedopracowaną postacią była Sylvie - tak pojawiała się i znikała, niby coś wnosiła do książki, ale też bez przesady. Wśród mężczyzn początkowo bardziej podobała mi się postać Trana, ale z czasem przekonałam się także do Marka. Stąd też bohaterowie zostali wykreowani poprawnie, ale mogło być nieco lepiej.
Podsumowując, książka "Córka handlarza jedwabiem" to opowieść, która ma swoje plusy: jak autentyczność, wietnamski klimat, skupienie się na poszukiwaniu własnej tożsamości, ale posiada też pewne minusy, w tym głównie zbyt banalny styl autorki. Stąd też to książka, po jaką można sięgnąć w ramach zrelaksowania się przy jakiejś lekturze, ale nie odmienia ona życia.
Niebawem znów postaram się coś tutaj napisać - chociaż może być ciężko z czasem. Przypominam natomiast o KONKURSIE i zachęcam do wzięcia udziału, klikając TUTAJ. Póki co - trzymajcie się!
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie: