Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

poniedziałek, 13 listopada 2017

Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Alcatraz kontra Bibliotekarze. Rycerze Krystalii.

Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 301
Ocena: 5/6

     Tak się składa w tym moim blogowym świecie, że często, kiedy sięgam po pierwszy tom z danego cyklu, wówczas otrzymuję do recenzji kolejne części. Oczywiście gdyby dana książka nie przypadła mi od razu do gustu, czym prędzej poinformowałabym wydawnictwo, że nie mam zamiaru pochłaniać dalszych tomów. Jednak historia Alcatraza - mimo że pozornie będąca taką typową opowieścią dla młodszych czytelników - za każdym razem wciąga mnie bez reszty i sprawia, że podczas jej czytania wielokrotnie wybucham śmiechem. Tak było i tym razem, a mnie nie pozostało nic innego, jak z niecierpliwością czekać na kolejne tomy serii "Alcatraz kontra Bibliotekarze", jakie to książki napisał Brandon Sanderson
    Ten akapit może zawierać spoiler poprzednich części. Alcatrazowi w końcu udaje się dotrzeć do Nalhalli, czyli swojej ojczyzny. Nie zdawał sobie on jednak sprawy, że wśród mieszkańców Wolnych Królestw jest on postacią niezwykle znaną. Pewnie z przyjemnością poddałby się sławie, gdyby nie fakt, że oprócz niego, przybyli tu także Bibliotekarze. Alcatraz musi jak najszybciej uniemożliwić władcy Nalhalii podpisanie traktatu ze swoimi największymi wrogami. Okazuje się, że nie będzie to takie proste, bowiem i jego matka również macza palce w całym tym spisku... Jak zatem potoczą się jego losy? Co takiego wydarzy się w Nalhalli? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po kolejny tom niezwykle zabawnej historii Brandona Sandersona. 
     Jeżeli chodzi o styl, jakim posługuje się autor - co tu dużo mówić. Pisałam o tym w poprzednich dwóch recenzjach i napiszę też tym razem - uwielbiam to, w jaki sposób bawi się on słowami i sprawia, że czytelnik co rusz wybucha gromkim śmiechem, zastanawiając się, skąd u tego człowieka aż tyle kreatywności. Dzięki temu książkę czyta się niezwykle lekko i przyjemnie, a cała historia bardzo wciąga do swojego nieco zakręconego świata. Dlatego też wiem, że jeszcze nie raz sięgnę po historie, jakie wyjdą spod pióra Brandona Sandersona, bo facet ma talent do wywoływania w czytelniku pozytywnych emocji. 
      Skupiając swoją uwagę z kolei na samej historii, muszę przyznać, że autor mnie nie zawiódł. Kolejny raz udowadnia, że potrafi budować napięcie i sprawiać, że ostatecznie ma się ochotę jak najszybciej sięgnąć po kontynuację. Jednocześnie cała opowieść jak zawsze kryje w sobie tak zwane drugie dno, a przynajmniej ja sama takowego się doszukałam. Pokazuje ona bowiem, że czasami potrafimy być zbyt samolubni - szczególnie wtedy, gdy poczujemy się doceniani przez innych. Ta książka pokazuje zatem, że często zbyt egocentryczne myślenie może prowadzić nas do zguby i sprawi, że zaczniemy tracić ludzi, na jakich nam zależy. Jednocześnie ta historia po raz kolejny ukazuje czym jest siła prawdziwej przyjaźni i uświadamia, że potrafi ona zdziałać cuda. Stąd też uważam, że to udany, kolejny tom, historii, jaka pozornie wydaje się być skierowaną ku młodszym czytelnikom, a która to potrafi wciągnąć każdego - bez względu na wiek! 
      Bohaterowie po raz kolejny zostali wykreowani niezwykle ciekawie. Każdy z nich posiada specyficzne cechy charakteru sprawiające, że wprost nie da się ich nie lubić - no, może z wyjątkiem niektórych, okropnych Bibliotekarzy... Ale nawet wśród nich znajdują się tacy, którzy sprawiają, że zaczyna się pałać do nich sympatią. Autor postarał się więc, by jego postacie nie stały się nagle nudne i bezbarwne, a utrzymywały stały, wysoki poziom. Alcatraz w tej części próbuje przedstawić samego siebie w całkowicie inny sposób niż dotychczas, co wychodzi mu w zasadzie dosyć zabawnie, z kolei Bastylia - mimo wielu przykrych wydarzeń, jakie ją spotykają - nadal jest pełna wewnętrznej siły. Stąd też uważam, że i postacie wciąż utrzymują dobry poziom. 
      Podsumowując, kolejny tom historii i Alcatrazie to z pewnością "must read" dla tych, którzy sięgali po poprzednie części. Jeżeli natomiast nie mieliście okazji do tej pory zapoznać się z twórczością Brandona Sandersona, to śmiało polecam Wam sięgnięcie po tę serię - nie pożałujecie! 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu IUVI

środa, 1 listopada 2017

Autor: Rebecca Stead
Tytuł: Gdy tu dotrzesz
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 210
Ocena: -5/6
     Dziwnym trafem ostatnio sięgam po sporo młodzieżówek. Tak też tym razem skusiłam się na tytuł "Gdy tu dotrzesz", którą to książkę napisała Rebecca Stead. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się nie wiadomo czego, a liczyłam przede wszystkim na lekką historyjkę. Okazało się, że właśnie taką przyjemną historię otrzymałam i w jakimś stopniu sama poczułam się tak, jakbym znowu miała naście lat i moimi jedynymi zmartwieniami byli m.in. przyjaciele. Nie jest to więc książka, która odmieni Wasze życie, ale jednocześnie jest naprawdę lekka i przyjemna w odbiorze. Idealna na jakiś ponury, jesienny wieczór.
    Główna bohaterka tej książki, tudzież narratorka całości, to nastoletnia Miranda. Dziewczynka ma najlepszego przyjaciela Sala, jednak od pewnego momentu chłopiec się od niej odwraca. Jej mama z kolei ma wziąć udział w teleturnieju, w którym do wygrania są duże pieniądze. Dodatkowo Miranda zaczyna dostawać dziwne listy od człowieka, który rzekomo ma uratować jej przyjaciela i samego siebie i jaki wie także o wielu rzeczach, które dopiero mają się wydarzyć. Czy Miranda zrozumie co na myśli ma tajemniczy człowiek wysyłający jej listy? Jak potoczą się jej losy? Czy uda jej się naprawić przyjaźń z Salem? A może zawiąże też nowe znajomości? Czy jej mama zdobędzie nagrodę w teleturnieju? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Gdy tu dotrzesz".
    Nie było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, bo jakiś czas temu sięgałam po "Całkiem obcy człowiek". Już wtedy wiedziałam, że styl, jakim posługuje się Rebecca Stead jest niezwykle lekki i przyjemny w odbiorze, dokładnie taki, jaki powinien być język charakterystyczny dla książek młodzieżowych. Dlatego też całość przeczytałam w mgnieniu oka. Tak naprawdę kiedy wciągnęłam się w tę książkę, przejście przez te raptem ponad dwieście stron zajęło mi może (z przerwami na inne zajęcia) kilka godzin. Stąd też uważam, że to dobra lekturka na jakiś ponury, jesienny wieczór.
     Sama fabuła może nie jest zbyt ambitna, gdyż ukazuje tak naprawdę życie nastolatków. Co prawda autorka wplotła tutaj też wątek, jaki był zaskakujący, bo związany z możliwością podróży w czasie, co dodatkowo ciekawiło czytelnika, jednak koniec końców uważam, że jest to książka idealna głównie dla młodzieży. Sama jednak, jak już wspomniałam, poczułam się trochę tak, gdybym znowu miała naście lat, stąd też miło było się przenieść mentalnie w czasie do okresu, gdy jedyne, czym się martwiłam było zawiązywanie nowych przyjaźni czy też uważanie na lekcjach.
     Jednak myślę również, że ta książka pokazuje przede wszystkim jak ważna jest przyjaźń i jednocześnie jak trudna potrafi być. Wiąże się ona z akceptowaniem zarówno swoich zalet, jak i wad czy też zrozumieniem potrzeb drugiego człowieka. Ta historia pokazuje też, że każdy z nas będąc nastolatkiem przeżywał różne chwile i często zachowywał się tak, jak nie powinien. Grunt to jednak wyciągnąć z tego wnioski i stawać się coraz lepszym człowiekiem. Polecam tę książkę przede wszystkim młodzieży, w tym powiedziałabym, że już uczniom szkoły podstawowej - ta książka na pewno przypadnie Wam do gustu.
   Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie. Polubiłam Mirandę, która była naprawdę dojrzała jak na swój wiek. Chociaż czasami zachowywała się niekoniecznie tak, jak powinna, to mimo wszystko wyciągała z tego wnioski i starała się być jak najlepszym człowiekiem. Ciekawymi bohaterami byli także Annemarie, Julia, Colin oraz Marcus. Natomiast niewiele było tutaj samego Sala, a raczej pojawiał się głównie w rozmyślaniach Mirandy. Tak czy siak autorka dobrze wykreowała swoje postacie.
     Podsumowując, książka "Gdy tu dotrzesz" to lekka młodzieżowka do przeczytania w jeden wieczór. Może nie odmienia życia, ale przenosi nas do czasu, gdy sami byliśmy nastolatkami.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:

wtorek, 31 października 2017

     Ani się spostrzegłam, a już przemija kolejny miesiąc. Uczelnia, praca, spędzanie czasu z bliskimi i wiele innych zajęć sprawiło, że październik naprawdę przeleciał mi przez palce. Jednak pomimo wszelkiego rodzaju obowiązków, jak i przyjemności, znalazłam także czas na czytanie. Stąd też zapraszam Was do przeczytania krótkiego podsumowania czytelniczego października oraz planów książkowych na listopad. 

1. Podsumowanie czytelnicze października 

Listopad
W tym miesiącu udało mi się przeczytać sześć książek. Tak naprawdę zastanawiam się, jak tego dokonałam - serio. Jak na moje zabieganie i wieczny brak czasu ta ilość i tak wydaje się mi imponująca. Jednocześnie jestem dosyć zadowolona z lektur, w tym parę z nich naprawdę dostarczyło mi wielu pozytywnych wrażeń. Krótko opisując każdą z nich, wygląda to następująco:
  • Jeff Giles - "Na krawędzi wszystkiego" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa IUVI. Lekka młodzieżówka w stylu fantasy, która całkiem przypadła mi do gustu. Początkowo obawiałam się, że mnie rozczaruje, ale tak się na całe szczęście nie stało. 
  • Rebecca Stead - "Gdy to dotrzesz" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa IUVI. Bardzo lekka młodzieżówka, taka, jaką śmiało można pochłonąć w jeden dzień. W zasadzie przeniosła mnie nieco do czasów, gdy sama miałam naście lat - niezwykle promienna, dobra na ponure, jesienne wieczory. Recenzja pojawi się na dniach, bo dzisiaj skończyłam ją czytać.
  • Colleen Hoover - "Confess" - egzemplarz własny. Ta historia bez dwóch zdań dołącza na podium do mojego ukochanego "Maybe someday" tej autorki. Wspaniała, pełna emocji opowieść, o jakiej nie zapomina się od razu po jej odłożeniu, a wręcz przeciwnie - ciągle w głowie ma się jeszcze te wszystkie wydarzenia. Uwielbiam Colleen Hoover i po raz kolejny mnie nie zawiodła. 
  • Carlos Ruiz Zafon - "Marina" - egzemplarz własny. Zdecydowanie ten autor to bezapelacyjnie mój Mistrz Słowa. Nie wiem, jak on to robi, ale każdą, wprost każdą jego książkę pochłaniam całkowicie. Uwielbiam styl, jakim się posługuje, fabułę, jaką tworzy, bohaterów, których kreuje - dosłownie wszystko! Genialna historia. 
  • Sejal Badani - "Ślad po złamanych skrzydłach" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Kobiecego. To opowieść pełna bólu i rozczarowania, a jednocześnie skłaniająca do przemyśleń i koniec końców dająca nadzieję. 
  • Corinne Michaels - "Consolation" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Szósty Zmysł. Nie spodziewałam się, że ta książka będzie emocjonalnym rollercoasterem - zdecydowanie przypadła mi do gustu i z pewnością sięgnę po kolejną część! 
Jak więc widzicie, do żadnej z lektur nie miałam się w zasadzie czym przyczepić, bo każda byłą na swój sposób dobra. Jednak jeżeli miałabym wskazać najlepsze historie tego miesiąca, to bez dwóch zdań jest to "Marina" Carlosa Ruiza Zafona oraz "Confess" Colleen Hoover. 

2. Plany czytelnicze na listopad

Tradycyjnie wielkich planów nie robię - rozpoczyna się poniekąd sezon na kolokwia, czego nie znoszę na tej uczelni, szczególnie gdy będąc na ostatnim roku muszę uczyć się tysiąca niepotrzebnych wzorów.  Jednak postaram się także czytać, gdy tylko znajdę chwilę. Na pewno sięgnę po trzeci tom historii o Alcatrazie, jaka to książka dotarła do mnie od Wydawnictwa IUVI. Poza tym planuję zapoznać się z zakupioną niedawno nową powieścią Colleen Hoover - "It ends with us", jak również kryminałem Jo Nesbo - "Pierwszy śnieg" (szczególnie, że powstał film na jego podstawie i obawiam się jedynie, że wcześniej wybiorę się do kina aniżeli przeczytam książkę). Poza tym czeka na mnie również przecudna, najwspanialsza na świecie lektura, bo wyhaczona na Targach Książki w Krakowie. Mowa tutaj oczywiście o "Labiryncie duchów" Carlosa Ruiza Zafona, ale coś czuję, że ją zostawię sobie już na grudzień. 

    To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Jak u Was minął miesiąc pod względem czytelniczym? Po jakie ciekawe książki sięgnęliście? Piszcie, chętnie poczytam! 
     Natomiast niebawem spodziewajcie się recenzji "Gdy tu dotrzesz" oraz być może wreszcie wpisu z serii przemyśleń. Póki co - trzymajcie się!

niedziela, 29 października 2017

     Moi Drodzy - konkurs, w którym do wygrania była książka - niespodzianka + mały dodatek dobiegł końca. Dziękuję Wam za wszystkie zgłoszenia, bo jak zawsze uraczyliście mnie ogromem przepięknych, kreatywnych odpowiedzi. Tym samym zadanie przed jakim stanęłam ja - czyli wytypowanie zwycięzcy - okazało się być trudniejsze niż się spodziewałam. Stąd też klasycznie powołałam swoją tzw. komisję "głosów doradczych", dzięki którym w końcu mogłam wyłonić zwycięską odpowiedź. 
     Stąd też, by nie przedłużać, bo zapewne czekacie z niecierpliwością na wyniki, pragnę ogłosić, że egzemplarz książki - niespodzianki wraz z małym dodatkiem, wędruje do...

...Dominiki, której odpowiedź - pozornie prosta, zwięzła i na temat, tak naprawdę miała w sobie to słynne "coś", co szczególnie urzekło mnie oraz osoby, które pomagały mi w decyzji. 

Odpowiedź Dominiki
Dominiko - Gratuluję zwycięstwa! Proszę Cię teraz o to, byś na adres mailowy: xstill.changeablex@gmail.com wysłała adres do wysyłki książki. Masz na to równe 5 dni - w przeciwnym wypadku nagroda powędruje do innej osoby. 

     Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za wzięcie udziału w konkursie i nawet, jeżeli tym razem nie udało Wam się wygrać, nie martwcie się - jeszcze nie raz będziecie mieli okazję zawalczyć o jakąś lekturę! :) 

sobota, 28 października 2017

  
Autor: Jeff Giles
Tytuł:
Na krawędzi wszystkiego
Wydawnictwo:
IUVI
Liczba stron:
384
Ocena:
-5/6

     Rzadko sięgam po tytuły, które są taką młodzieżową fantastyką. Jednak czasami coś kusi mnie, by dać szansę tego typu książkom. Dlatego też, gdy tylko natknęłam się na okładkę oraz opis "Na krawędzi wszystkiego", którą to historię napisał Jeff Giles, postanowiłam zobaczyć, jakie wywrze ona na mnie wrażenie. Muszę przyznać, że podczas czytania miałam nieco mieszane uczucia, ale ostatecznie liczę na szybkie pojawienie się kontynuacji, bo nie wyobrażam sobie, by miałoby jej nie być po zakończeniu, jakie zaserwował mi autor!
     Zoe, główna bohaterka książki, to siedemnastolatka, która pozornie toczy życie jak każda inna nastolatka. Ma ona jednak zwariowaną matkę wegankę oraz młodszego brata cierpiącego na ADHD. Co więcej, jej ojciec rok wcześniej zmarł tragicznie i od tamtej pory cała rodzina wciąż nie do końca jest w stanie poradzić sobie z żałobą. Na domiar wszystkiego, kiedy podczas burzy śnieżnej, Zoe musi odszukać brata, nie zdaje sobie sprawy, że ta jedna noc diametralnie zmieni jej dotychczasowe życie. Zostaje napadnięta i widzi coś, czego nie powinna - mężczyznę będącego Łowcą Głów i pracującego na zlecenie lordów z Niziny. Nie znając jego imienia, nazywa go Iksem i to właśnie od tego momentu ich losy są splątane... Jak zatem się potoczą? Czego Zoe dowie się o Iksie? Jakie konsekwencje poniesie mężczyzna z powodu ukazania się ludzkiej istocie? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Na krawędzi wszystkiego".
     Zacznę od stylu, jakim posługuje się autor. Muszę przyznać, że jest on całkiem przyjemny w odbiorze. Całość czyta się szybko, a co więcej czytelnik od razu zostaje wciągnięty do tego nieco magicznego i tajemniczego świata. Autor pisze lekko, ale też nie za banalnie, dzięki czemu, mimo może kilku tandetnych momentów, całość nie staje się kiczowata, a stanowi jedynie przyjemną, lekką młodzieżówkę z domieszką fantastyki. Stąd też kiedy tylko zaczęłam przekładać kolejne strony, ani się spostrzegłam, aż dotarła do końca tej historii i... co jest najważniejsze - to właśnie zakończenie najbardziej mi się spodobało i dostarczyło mi ogromu wrażeń. 
      Sam pomysł na historię był ciekawy i muszę przyznać, że przypadł mi do gustu. Początkowo jedynie miałam lekkie zastrzeżenie co do niektórych zachowań głównej bohaterki, ale ten aspekt rozwinę bardziej przy okazji opisu bohaterów. Natomiast sama fabuła miała potencjał i uważam, że autor może nie wykorzystał go w stu procentach, ale jeżeli tylko pojawi się kontynuacja (a taką mam nadzieję, bo szczerze nie orientowałam się w temacie póki co, czy jest to seria czy pojedyncza historia), to myślę, że można wówczas wykrzesać z tej historii jeszcze więcej. Generalnie nie irytował mnie przedstawiony przez autora pomysł i całość czytało mi się przyjemnie. Do tego kilka momentów naprawdę podkręcało emocje, a właśnie to uwielbiam w książkach.
       Tak naprawdę jest to może młodzieżówka połączona z fantastyką, ale w gruncie rzeczy mogłam dostrzec w tej historii jakieś drugie dno. Ukazuje ona bowiem, że czasami poprzez swoje czyny jesteśmy w stanie zranić kogoś doszczętnie. Uświadamia nam także, że czasami wolelibyśmy uciec od problemów, lecz nawet jeżeli będziemy próbować coraz mocniej i mocniej, to i tak ta ucieczka nigdy się nie skończy, a cokolwiek przed czym pragniemy się ukryć, mimo wszystko nas odnajdzie. To także historia o sile przyjaźni i miłości oraz o tym, że jeśli bardzo nam na kimś zależy, jesteśmy w stanie zrobić dla tej osoby dosłownie wszystko. Stąd też uważam, że mimo wszystko, ta historia ma w sobie coś, co przyciągnie czytelnika i na chwilę oderwie go od jego realnego świata.
       Bohaterowie zostali wykreowani dosyć ciekawie, ale to właśnie jeśli o nich chodzi, miałam początkowo nieco mieszane uczucia. Jednak było to związane tylko z postacią Zoe. Otóż początkowo pomyślałam o niej jako o totalnie nieodpowiedzialnej oraz nieco kapryśnej nastolatce. Bałam się, że jeżeli będzie tak na dłuższą metę, to niezwykle mnie to zirytuje i poprzez to cała historia straci swój urok. Na całe szczęście już w kolejnych rozdziałach się wybroniła i moje początkowe zniesmaczenie odeszło sprawiając, że do samego końca z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów. Z kolei Iks został moim zdaniem wykreowany bardzo dobrze - jako taka tajemnicza postać, a jednak wiedząca o życiu o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. Jednak najukochańszą postacią tej książki jest braciszek Zoe - wprost go uwielbiałam i być może głównie dlatego, doświadczyłam przy końcowych rozdziałach jak najwięcej emocji.
      Podsumowując, to książka, którą polecam szczególnie osobom, jakie lubują się w młodzieżówkach z domieszką fantastyki. Myślę, że ta historia pochłonie Was bez reszty i dostarczy wielu wrażeń - będzie idealna na takie długie, jesienny wieczory, przenosząc Was do całkowicie innego świata.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu IUVI

sobota, 21 października 2017

     Moi Drodzy, dzisiaj przychodzę do Was z zapowiedzią książki, która już niebawem ukaże się nakładem Wydawnictwa IUVI. To kolejna propozycja, jaka kusi - chociaż myślę, że szczególnie tych, którzy lubują się w gatunku Young Adult. Jeżeli więc macie ochotę na coś lekkiego, to być może właśnie "Gdy tu dotrzesz" okaże się strzałem w dziesiątkę!

Autor: Rebecca Stead
Tytuł:
Gdy tu dotrzesz
Wydawnictwo:
IUVI
Liczba stron:
228
Premiera: 25 październik 2017

Życie Mirandy mocno się skomplikowało. Dostaje listy, które z niesamowitą dokładnością przewidują przyszłość oraz mówią o czyjejś śmierci. Gdy otrzymuje ostatni z nich, wydaje się, że może już być za późno...

„Gdy tu dotrzesz” to już trzecia książka Rebecki Stead wydana w Polsce – wszystkie ukazały się w 2017 roku nakładem Wydawnictwa IUVI. Poprzednie tytuły: „Całkiem obcy człowiek” oraz „Kłamca i szpieg” spotkały się z dużym i pozytywnym zainteresowaniem dziennikarzy oraz czytelników. Joanna Olech okrzyknęła Rebeccę Stead „nową gwiazdą young adults”, a Juliusz Kurkiewicz uważa, że depcze mocno po piętach Johnowi Greenowi.

Miranda wiedzie z pozoru bezpieczne i spokojne życie zwykłej nastolatki, aż pewnego dnia jej świat wywraca się do góry nogami. Jej najlepszy przyjaciel Sal bez powodu obrywa na ulicy od nieznajomego chłopaka i zupełnie się od niej odsuwa. Zapasowy klucz do mieszkania, który jej mama chowa „na wszelki wypadek”, zostaje skradziony. A potem Miranda zaczyna otrzymywać dziwne liściki.

„Zjawię się, żeby uratować życie Twojemu przyjacielowi i sobie. Proszę Cię o dwie przysługi. Po pierwsze, musisz do mnie napisać list”.

Miranda nie wie, co robić. Łatwo byłoby zignorować pokręcone wiadomości, gdyby nie to, że ich autor wie rzeczy, o których nikt nie powinien wiedzieć, i z niesamowitą dokładnością przewiduje przyszłość. Jeśli tak, to Miranda ma jeszcze większy problem, ponieważ listy mówią, że ktoś ma umrzeć. Dziewczyna liczy na to, że będzie w stanie ostrzec tę osobę. Kiedy dostaje ostatni list, wydaje się, że może być już za późno na ratunek.

„Gdy tu dotrzesz” to wspaniała uczta literacka dla młodych czytelników. Rebecca Stead umiejętnie łączy filozoficzne rozważania nad sensem życia i podróżami w czasie ze zwykłymi sprawami życia codziennego, dojrzewania i przyjaźni. Z pozoru oderwane od siebie wątki łączą się konsekwentnie w logiczną układankę, utrzymując napięcie i prowadząc czytelnika do zaskakującego finału. (źródło: iuvi.pl)

Rebecca Stead - "Gdy tu dotrzesz"

    Jeżeli więc zaciekawiła Was ta książka, czekajcie cierpliwie aż pojawi się w księgarniach! Sama rozważam po nią sięgnąć, chociażby z czystej ciekawości... Jednak cóż - zobaczymy, czy ostatecznie się na nią skuszę.
     Niebawem znów odezwę się tutaj z nowym wpisem - recenzją "Na krawędzi wszystkiego", natomiast Wam przypominam o trwającym ciągle KONKURSIE. Póki co - trzymajcie się!

Informacja oraz zdjęcia udostępnione zostały przez Wydawnictwo Iuvi

piątek, 20 października 2017

     Moi Drodzy, z racji, że w poprzednim tygodniu liczba polubień mojego fanpage'a Chaos myśli na facebooku przekroczyła 400, obiecałam wówczas, że z tej okazji zorganizuję dla Was jakiś konkurs. Tym samym dzisiaj serdecznie zapraszam Was do wzięcia udziału w konkursie, jaki odrobinę różni się od tych, które na ogół dla Was organizuję, gdyż... Nie będziecie wiedzieć, o jaką książkę walczycie aż do chwili, gdy ktoś z Was ją otrzyma i odpakuje magiczną paczkę (w której oprócz książki - niespodzianki, czeka na Was jeszcze mały dodatek). 
    Konkurs tradycyjnie polega na odpowiedzeniu na poniższe pytanie konkursowe, podając swoje imię w przypadku, gdy pisać będziecie jako "Anonimowy" uczestnik. Nie wymagam od Was podawania żadnych adresów mailowych (jeżeli to robicie, to na własną odpowiedzialność!). 
    Zanim jednak przejdę do właściwej części konkursu, postanowiłam troszkę Wam pomóc, czyli wskażę kilka podpowiedzi, byście mogli mniej więcej zorientować się, o jaką książkę walczycie. Ale UWAGA - konkurs, jak już wspomniałam, polega na kreatywnym odpowiedzeniu na pytanie, a nie na odgadnięciu tytułu, więc nawet jeżeli będziecie wiedzieć, jaka książka jest w środku, proszę NIE UMIESZCZAJCIE tego w komentarzu - wszelkie tego typu zgłoszenia niestety zostaną usunięte. No, skoro już przedstawiłam większość formalności, czas na podpowiedzi, a więc: 
  • Autorem tej książki jest jeden z moich ulubionych pisarzy 
  • Książka nie była recenzowana do tej pory na moim blogu, ale zapewne kiedyś to nastąpi
  • Jest to pierwszy tom pewnej trylogii 

KONKURS

REGULAMIN KONKURSU
  • Organizatorem konkursu jest autorka bloga Chaos Myśli.
  • Sponsorem nagrody jest autorka bloga Chaos myśli.
  • Nagrodą w konkursie jest egzemplarz książki - niespodzianki + małego dodatku.
  • Konkurs trwa od  20 października 2017 roku do 27 października 2017 roku do godziny 23:59.
  • Aby wziąć udział w konkursie, należy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe oraz podać swoje imię w przypadku pisania z anonimowego konta.
  • Zwycięzca będzie jeden i zostanie wyłoniony spośród osób, której wypowiedź będzie najbardziej kreatywna.
  • Wyniki konkursu pojawią się na blogu w ciągu 3 dni od jego zakończenia, a osoba, która otrzyma nagrodę, proszona jest o przesłanie adresu do wysyłki na blogowy adres mailowy: xstill.changeablex@gmail.com 
  • Jeżeli w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników, osoba nie zgłosi się po wygraną, wybrana zostanie kolejna odpowiedź. 
  • W konkursie może wziąć udział każdy odwiedzający bloga (nie jest koniecznie posiadanie własnego bloga), wystarczy, że poda swoje imię (w przypadku pisania z anonimowego konta) oraz udzieli odpowiedzi na pytanie konkursowe. 
  • Konkurs organizowany jest jedynie dla osób zamieszkałych na terenie Polski. 
  • Organizator zastrzega sobie możliwość wprowadzania zmian w regulaminie w trakcie trwania konkursu.
  • Będzie mi miło, jeżeli zamieścicie baner konkursowy na swoim blogu i/lub fanpage'u (o ile go posiadacie), jak także polubicie fanpage Chaosu myśli na facebooku, jednak nie jest to warunek konieczny. 

PYTANIE KONKURSOWE

Niespodzianki - jedni je uwielbiają, gdy z kolei inni nie należą do ich fanów. A jak jest z Tobą?
Napisz, czy lubisz niespodzianki i uzasadnij swoje zdanie - dlaczego jesteś na tak, bądź też dlaczego uważasz, że niespodzianki wcale nie są fajne. Niech poniesie Cię kreatywność!

    Życzę Wam więc Kochani powodzenia i czekam z niecierpliwością na Wasze zgłoszenia! Mam nadzieję, że zaskoczycie mnie (jak zawsze) wspaniałymi odpowiedziami. Pamiętajcie, że macie na wzięcie udziału w konkursie macie równo tydzień. Stąd też do dzieła i trzymam kciuki za przyjście do Was weny twórczej! :) 

niedziela, 15 października 2017

Autor: Carlos Ruiz Zafon
Tytuł:
Marina
Wydawnictwo:
Muza SA
Liczba stron:
301
Ocena:
6/6

     Są tacy autorzy, których książki sprawiają, że nie można się od nich oderwać. Po przeczytaniu do tej pory trzech historii Carlosa Ruiza Zafona - wszystkich z cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek wiedziałam, do czego zdolny jest pisarz. Bałam się jednak, że inne jego powieści nie wywrą na mnie takiego wrażenia, jak wspomniana wyżej seria. Kiedy zatem sięgnęłam po "Marinę", postanowiłam podejść do niej z dystansem. Okazało się jednak, że Zafon to wciąż mój Mistrz Słowa, który sprawia, że jego książek się nie czyta - je się pochłania!
     Barcelona, lata osiemdziesiąte XX wieku. Główny bohater książki, tudzież narrator wszystkich wydarzeń, Oskar Drai to chłopiec, jakiego fascynują stare, zabytkowe budynki. Któregoś dnia spotyka Marinę - dziewczynę, jaka szybko staje się jego najlepszą przyjaciółką. Gdy pewnego wieczoru śledzą razem tajemniczą damę w czerni zmierzającą w kierunku bezimiennego grobu na cmentarzu, wkrótce poznają historię rodem z horroru - nie wiedzą jedynie, że sami staną się świadkiem tragicznego finału mrożącej krew w żyłach legendy... Jak zatem potoczą się ich losy? Czego takiego się dowiedzą? Jak rozwinie się ich przyjaźń? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie sięgając po książkę "Marina".
      Co do stylu, jakim posługuje się autor - po raz kolejny to powtórzę, ale uważam, że jest genialny. Nie wiem, jak on to robi, ale każda jego historia wciąga czytelnika do swojego magicznego świata od pierwszej strony. Potrafi on tworzyć klimat jak nikt inny - w przypadku swoich powieści zazwyczaj jest to pełen niepokoju, mroczny obraz rzeczywistości. Oprócz tego Zafon wplata do swoich historii mnóstwo emocji - potrafi malować zarówno lęk, jak także gniew czy irytację, radość przeplataną smutkiem, a to wszystko sprawia, że czytelnik jest w stanie zarówno uśmiechać się podczas czytania, jak także odczuwać złość na niektóre wydarzenia. Jednak co ciekawsze, nie przypominam sobie, bym podczas czytania jakiejkolwiek książki Zafona, wzruszyła się na tyle, by po prostu się rozpłakać. Tym razem "Marina" wycisnęła z moich oczu kilka łez, co sprawia, że jak sami widzicie - emocji w tej historii nie brakuje.
      Jeżeli chodzi o sam pomysł na fabułę, to muszę przyznać, że nie wiem, jak autor to robi, ale potrafi przeplatać różne gatunki: elementy thrillera łączą się tutaj z mrokiem horroru, jednocześnie oprószone są szczyptą fantastyki, aż na dodaniu łyżeczki lekkiej młodzieżówki kończąc. Podobne wrażenie odnosiłam podczas czytania cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek, stąd tym bardziej jestem pozytywnie zaskoczona, że wykorzystuje on tę samą taktykę również w innych swoich powieściach. Uwierzcie mi, że historia, jaką zaserwuje Wam autor w lekturze "Marina" wciągnie Was całkowicie, momentami mrożąc krew w żyłach i dzięki temu dostarczając ogrom emocji.
     Jednak to, co najważniejsze i na co najczęściej zwracam w ogóle uwagę czytając jakiekolwiek historie - to fakt, że nie jest to jedynie taka tam sobie opowiastka o dwójce młodych ludzi próbujących rozwikłać tajemniczą zagadkę. To także historia o sile przyjaźni i o tym, że kiedy odnajdujemy swoją bratnią duszę to wiemy, że właśnie z nią możemy osiągnąć wszystko. To również opowieść o tym, że życie niejednokrotnie nas doświadcza: daje nam często chwile ogromnego szczęścia tylko po to, by wkrótce odebrać je dwukrotnie pozostawiając po sobie jedynie ogrom bólu. 
    Oprócz tego, że wciągnęła mnie do swojego pełnego niepokoju świata, to sprawiła także, że jeszcze przez chwilę po jej odłożeniu, miałam w głowie te wszystkie wydarzenia i nie chciałam rozstawać się z bohaterami. Ta książka nie dość, że przynosi ogrom emocji, to w dodatku skłania do przemyśleń i uświadamia czytelnikowi, że powinien żyć tak, by nie żałować ani jednej chwili, bo nigdy, przenigdy nie wiadomo co nas czeka. Stąd też polecam Wam ją serdecznie, bo uwierzcie mi - po raz kolejny śmiało mogę przyznać, że Zafon to geniusz.
     Bohaterowie zostali wykreowani świetnie - to postacie, jakie śmiało moglibyśmy spotkać w codziennym życiu. Bardzo ich polubiłam i od samego początku mocno się z nimi związałam. Każdy z nich miał swoje plany i marzenia, chociaż często nie wierzyli w samych siebie. Jednocześnie zarówno Oskar, jak i Marina mogli liczyć na siebie nawzajem, jak także nauczyli się wspólnie wielu, ważnych rzeczy. Stali się prawdziwymi przyjaciółmi, dlatego ich relacja bardzo mi się spodobała. Poza nimi pojawia się mnóstwo innych postaci, w tym też te, które mrożą krew w żyłach, a każda z nich jest specyficzna i ciekawa na swój własny sposób. Stąd też Zafon również w kwestii bohaterów odwalił kawał dobrej roboty.
     Podsumowując, polecam Wam książkę "Marina" - zarówno, jeśli mieliście już do czynienia z autorem i Was urzekł, jak także jeżeli być może jeszcze o nim nie słyszeliście - nie wahajcie się i sięgnijcie po tę historię, bo wszystko jest w niej świetne: fabuła, klimat, bohaterowie i przesłanie. Serdecznie polecam.



sobota, 14 października 2017

     "Bezinteresowność. To powinno być podstawą każdej relacji. Jeśli jakaś osoba naprawdę się o ciebie troszczy, więcej przyjemności sprawi jej to, jak ty się przez nią czujesz, a nie to, jak ona czuje się przy tobie."

Autor: Colleen Hoover
Tytuł:
Confess
Wydawnictwo:
Otwarte
Liczba stron:
304
Ocena:
6+/6

     Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po historię stworzoną przez Colleen Hoover, którą było "Hopeless", postanowiłam sobie, że przeczytam inne jej powieści i jeżeli jakakolwiek będzie pojawiać się w księgarni, wówczas bez dwóch zdań zakupię egzemplarz do swojej kolekcji. Może do tej pory nie mam na swoim koncie wszystkich książek autorki (czytaj: niektóre "starsze" jeszcze nie zostały przeze mnie kupione i przeczytane), to jednak te nowsze prędzej czy później zostają odhaczone z książkowej listy. Tak też stało się z "Confess" - książką, jaka swoją premierę miała jakiś czas temu, a którą to przeczytałam dopiero teraz. Bałam się po nią sięgnąć z powodu naczytania się wielu różnych, sprzecznych często opinii, w tym sporo z nich sugerujących, że "szału nie było".  Jednak będąc po jej przeczytaniu mogę powiedzieć krótko: to kolejny emocjonalny rollercoaster, jaki zaserwowała mi autorka i o jakim jeszcze długo będę pamiętać.
     Auburn to młoda dziewczyna, która szybko musiała wkroczyć w dorosłe życie. Skrywająca własne tajemnice, dopiero co przeprowadziwszy się do Teksasu, próbuje złapać każdą, nadarzającą się ofertę pracy, jaka przyniosłaby jej dodatkowe pieniądze. Kiedy więc przypadkiem trafia do Galerii Sztuki prowadzonej przez początkującego artystę - Owena - nie zdaje sobie jeszcze sprawy z faktu, że ta jednorazowa pomoc mu podczas wystawy, będzie miała szansę zaowocować czymś więcej... Jednak nie tylko ona ma sekrety, a także mężczyzna boryka się z własną przeszłością. Jak zatem potoczą się ich losy? Czy połączy ich głębsze uczucie? Jakie trudności spotkają na swojej drodze? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Confess". 
     Nie będę rozpisywać się co do stylu autorki, bo gdyby mi się nie podobał, to nie sięgałabym po kolejne jej książki. Podobnie, jak w przypadku innych powieści, Colleen Hoover wplata do całej historii ogrom emocji. Naprawdę nie wiem, jak ona to robi, ale posiada chyba jakąś tajemniczą paletę uczuć, tak, że gdy otwiera pustą kartkę - maluje po niej słowa jak artysta wypełnia czyste płótno. Stąd też i w przypadku historii Auburn i Owena nie sposób jest przejść przez tą książkę bez tysiąca emocji szargających serce. Pojawia się bowiem i uśmiech czy wybuchy śmiechu, jak także irytacja na pewne wydarzenia, a wszystko to dopełnia szczypta wzruszenia, jaka wyciska z oczu łzy i rozwala czytelnika na drobne części.
     Czytałam już sporo książek tej autorki i chociaż wszystkie chwalę prawie równie mocno, to moim numerem jeden do tej pory bezapelacyjnie było "Maybe someday". Jednak po przeczytaniu "Confess" muszę przyznać, że ta historia śmiało może dołączyć do opowieści o Sydney i Ridge'u. To zdecydowanie druga, moim zdaniem, najlepsza książka Colleen Hoover, która swoją prostotą i może momentami nawet lekką banalnością, mimo wszystko trafia głęboko do serca, jak także pozostaje w głowie jeszcze przez długi czas po odłożeniu jej na półkę. Autorka po raz kolejny mnie urzekła sprawiając, że przeczytałam tę powieść w raptem jeden dzień i jeszcze przez następne parę dni musiałam poukładać sobie w głowie tę historię, zanim postanowiłam przelać swoje wrażenia na papier.
      Tak naprawdę zakochałam się w tej książce już od prologu, gdzie te raptem kilka stron potrafiło mnie wzruszyć i sprawić, że bez wahania zabrałam się od razu za przekładanie kolejnych kartek. Jest to bowiem historia, jaka ukazuje, że często życie rzuca nam kłody pod nogi, lecz jeżeli mamy dla kogo walczyć, jesteśmy w stanie przejść każde zło. Jest to także historia, która pokazuje, że nie ma znaczenia, ile lat mamy - kochamy zawsze tak samo mocno. Być może dorosły będzie inaczej ukazywał swoje uczucia niż nastolatek, jednak zarówno jedni, jak i drudzy, mają prawo kochać. Autorka porusza także problem związany ze stratą - kiedy odchodzi ktoś bliski, każdy przeżywa żałobę inaczej. Jedni próbują się jakoś poskładać, drudzy wiedzą, że muszą się trzymać, bo są jeszcze inni ludzie wokół nich, jacy to zasługują na miłość i wsparcie, a jeszcze inni nie potrafią się z tym pogodzić przez co stopniowo staczają się w dół.
     Stąd też "Confess" nie jest jedynie historią o miłości, a przede wszystkim nie spodziewajcie się od razu prostej, banalnej opowieści, pełnej gorących scen. Nastawcie się na ukazanie tego uczucia jako czegoś dojrzałego, czegoś, o co trzeba dbać i nawet, jeżeli bywa to bolesne - są chwile, gdy musimy z tej miłości rezygnować: nieważne, czy sami tak decydujemy, czy to życie podejmuje za nas tę decyzję. Tak czy siak, to, co połączyło Auburn i Owena zostało skonstruowane niezwykle subtelnie i przepięknie sprawiając, że z jednej strony chce się jak najszybciej poznać ich dalsze losy, a z drugiej strony - kiedy już dobiega koniec, aż smutno się robi na sercu, że tych raptem trzysta stron minęło w mgnieniu oka.
     Tym, o czym jeszcze chciałabym pokrótce wspomnieć jest rzecz, jaka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i która to sprawiła, że ta historia jeszcze mocniej przypadła mi do gustu. Otóż Owen to artysta, dlatego pojawienie się w książce obrazów, o których autorka pisała, było świetnym zabiegiem, jaki sprawił tylko, że całość stała się wręcz doskonała. Stąd też osobiście jak zawsze jestem urzeczona powieścią stworzoną przez Colleen Hoover i polecam ją Wam z całego serca.
      Bohaterowie zostali wykreowani, jak na autorkę przystało, bardzo ciekawie. Jednocześnie to postacie z krwi i kości - mają zarówno swoje zalety, jak także wady. Autorka więc nie koloryzuje, nie stawia ich na piedestale i nie boi się pokazywać, że każdy z nich jest w stanie popełniać błędy i nie ma w tym niczego złego, bo to normalny, ludzki odruch. Dzięki temu cała historia staje się jeszcze bardziej autentyczna, a postaci nie da się nie obdarzyć sympatią. Polubiłam więc zarówno Auburn, jak i Owena, czy też niektórych drugoplanowych bohaterów, jak chociażby Emory - współlokatorkę głównej bohaterki.
     Podsumowują, "Confess" śmiało dołącza do mojego "top" książek Colleen Hoover, wskakując ex aequo na pierwsze miejsce tuż obok "Maybe someday". Być może dlatego, że uwielbiam, gdy literatura łączy się ze sztuką - w przypadku historii Ridge'a i Sydney była to muzyka, w przypadku Auburn i Owena jest to malarstwo. Dlatego też uwielbiam tę książkę i polecam ją każdemu z Was - sięgnijcie, nie pożałujecie.

piątek, 13 października 2017

     Moi Drodzy - po pierwsze, dziękuję serdecznie osobom, które zgłosiły swój udział w konkursie. Jest mi niezmiernie miło, że chciało Wam się poświęcić tę chwilę, by naskrobać coś kreatywnego. Jak dobrze wiecie, nadchodzi moment, którego nie lubię, czyli wytypowanie zwycięzcy, ponieważ najchętniej nagrodziłabym Was wszystkich, ale niestety tego zrobić nie mogę. Dlatego też, tradycyjnie, powoławszy swego rodzaju komisję "głosów doradczych", w końcu jestem gotowa, by ogłosić, kto z Was otrzyma egzemplarz książki "Mroczne zakamarki".
     Nie przedłużając zatem, pragnę poinformować, że nagroda wędruje do...

Gosi, której odpowiedź - zwięzła i na temat - tak naprawdę była niezwykle treściwa i oddała wszystko to, co powinien mieć dobry thriller.


Odpowiedź Gosi 

Gosiu - Gratuluję zwycięstwa! Proszę Cię teraz o to, byś na adres mailowy: xstill.changeablex@gmail.com wysłała adres do wysyłki książki. Masz na to równe 5 dni - w przeciwnym wypadku nagroda powędruje do innej osoby. 

     Jeszcze raz ślicznie dziękuję Wam za wzięcie udziału w konkursie! Jeśli jednak tym razem się nie udało, nie martwcie się - prawdopodobnie już w kolejnym tygodniu pojawi się nowy konkurs z okazji przekroczenia 400 polubień na facebooku, stąd też bądźcie czujni! :) 

sobota, 7 października 2017

Autor: Corinne Michaels  
Tytuł: Consolation (Consolation duet Tom 1)

Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Liczba stron: 340
Ocena: 5.5/6
Premiera: 11 października 2017

     Kiedy już myślałam, że na chwilę uwolniłam się od egzemplarzy recenzenckich, okazało się, że w domu czeka na mnie kolejna lektura. Gdy więc otworzyłam paczkę, dopiero wtedy przypomniałam sobie, że jakiś czas temu dostałam propozycję zrecenzowania "Consolation" autorstwa Corinne Michaels, co kompletnie wypadło mi z głowy. Jednak ujrzenie tego egzemplarza wywołało na mojej twarzy ogromny uśmiech, bo bardzo chciałam poznać tę historię czując, że to będzie coś, co zdecydowanie wpisze się w mój gust. I wiecie co? Jestem totalnie zaskoczona, że ta początkowo wydająca się przewidywalną, historia, tak naprawdę dostarczyła mi mnóstwa wrażeń, a zakończenie, którego kompletnie się nie spodziewałam, sprawiło, że jak najszybciej chcę sięgnąć po kolejny tom! 
     Główna bohaterka książki - Natalie - to żona komandosa SEAL, z którym to spodziewa się dziecka. Jednak jeden dzień jest w stanie wywrócić cały jej dotychczasowy świat do góry nogami. Gdy dowiaduje się, że jej ukochany Aaron zginął na ostatniej, przed opuszczeniem służby, misji, wszystko traci dla niej sens. Kilka miesięcy później jedynym, co trzyma ją przy życiu jest córeczka Aarabelle. Mimo to, kobieta jedynie egzystuje i czuje się jak pozbawiona całkowitych emocji. Gdy więc na jej drodze staje Liam - najbliższy przyjaciel zmarłego męża - Natalie nie zdaje sobie sprawy, że po raz kolejny jej życie zostanie obrócone o sto osiemdziesiąt stopni, lecz tym razem ma szansę na bycie szczęśliwą. Pytanie tylko, czy Natalie będzie potrafiła wpuścić do swojego życia innego mężczyznę? Jak potoczą się losy jej i Liama, który ze wszystkich sił robi wszystko, by otoczyć kobietę opieką? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Consolation". 
   Styl, jakim posługuje się autorka, jest naprawdę lekki i przyjemny w odbiorze. Początkowo przyznam się szczerze, że obawiałam się, iż będzie on wręcz banalny, przez co całość stanie się kiczowata. Na całe szczęście moje obawy szybko okazały się bezpodstawne, a sama wsiąknęłam w tę historię całkowicie. Kiedy już zaczęłam przekładać kolejne strony, nie mogłam się od niej oderwać, chcąc więcej i więcej, przez co książkę udało mi się przeczytać w raptem jeden dzień. Przede wszystkim w stylu urzekło mnie to, że autorka potrafi wplatać ogrom emocji. Maluje zarówno smutek, cierpienie i ból po stracie bliskiej osoby, jak także świetnie wprowadza inne uczucia - gniew, irytację, a także radość i uśmiech. Podczas czytania tej historii, niejednokrotnie moje emocje skakały czy to w stronę uniesienia kącików ust do góry, czy też zamieniały się w kilka łez wzruszenia. Już dawno, przy żadnej książce, tak często się nie wzruszałam i nie odczuwałam tych emocji tak realnie, jakbym sama uczestniczyła w tych wszystkich wydarzeniach. Dlatego pod tym względem, jestem totalnie urzeczona tą historią.
        Autorka poprzez swoją książkę, ukazuje, czym jest strata bliskiej osoby. Uświadamia, że kiedy odchodzi ktoś, kogo kochaliśmy, nie chcemy i nie potrafimy się z tym pogodzić. Nieważne, ile czasu upływa i jak każdy chciałby nam pomóc, byśmy wrócili do normalnego życia, ono nigdy nie będzie już takie samo. Tym samym historia Natalie pokazuje, że nie ma limitu czasu na rozpacz, a jedynie od nas zależy, czy to szybciej czy może nieco później, będziemy odbudowywać swoje życie kawałek po kawałku. Co więcej, tak naprawdę cały wątek poświęcony głównej bohaterce oraz przyjacielowi jej zmarłego męża jest przykładem trudnej relacji. Autorka pokazuje bowiem, że z jednej strony, czasami chce się pójść naprzód, szczególnie wiedząc, że osoba, która odeszła chciałaby dla nas tego szczęścia, a z drugiej strony nie potrafimy sobie na to pozwolić, bo czujemy, jakbyśmy ją zdradzali. Tym samym historia Natalie oraz Liama ukazuje ogrom emocji, jakie stopniowo pojawiają się między nimi, jak także wszelkie rozterki, które ich dręczą.
        Dlatego też, mimo obaw co do pomysłu tworzenia romansu pomiędzy wdową, a przyjacielem jej zmarłego męża, będąc już po przeczytaniu tej książki, śmiało mogę stwierdzić, iż autorka prowadzi całą akcję bardzo subtelnie. Wszystko dzieje się w swoim tempie, a wszelkie bliższe sytuacje, jakie się między nimi rozgrywają są bardzo wysublimowane. Dodatkowym atutem tej książki jest fakt, że mimo iż narrację prowadzi głownie Natalie, to kilka rozdziałów zostało napisanych z perspektywy Liama, dzięki czemu czytelnik ma szansę poznać uczucia, jakie buzują w każdym z bohaterów. Osobiście ta książka bardzo przypadła mi do gustu i nie mogę się doczekać kolejnego tomu.
    Bohaterowie zostali wykreowani całkiem dobrze, a co najważniejsze - są z krwi i kości. Autorka nie ubarwia i nie czyni ich doskonałymi, a tworzy postacie, jakie mają zarówno swoje zalety, ale też bardzo często wady. Ukazuje ich takimi, jakimi są, a nie jakimi powinni być, aby przyciągnąć do siebie czytelnika, dzięki czemu właśnie cała historia staje się jeszcze bardziej autentyczna. Oprócz oczywiście Natalie oraz Liama, pojawiają się bohaterowie, jacy sporo wnoszą do całości, w tym na pewno przyjaciółka głównej bohaterki. Jednak najsłodszą istotką w całej książce jest mała Aarabelle i chociaż nie ma jej tutaj wiele, to wszelkie opisy niektórych jej zachowań - uśmiechów, gaworzenia i tym podobnych sytuacji, są wprost przeurocze.
    Podsumowując, książka "Consolation", mimo że początkowo zalatywała mi przewidywalnością (co błyskawicznie zostało rozwiane poprzez kilka, niespodziewanych wydarzeń) i banalnością, to ostatecznie całkowicie mnie urzekła, szybko sprawiając, że nie mogłam się od niej oderwać chcąc więcej i więcej. Dlatego też czekam z niecierpliwością na kontynuację losów Natalie i Liama, mając nadzieję, że będzie równie dobra, co pierwszy tom.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu Szósty Zmysł 

piątek, 6 października 2017

Autor: Sejal Badani
Tytuł: Ślad po złamanych skrzydłach
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 488
Ocena: 5/6

     Są takie historie, które przepełnia ogrom negatywnych emocji takich jak ból, rozczarowanie, nienawiść, a jakie to mimo wszystko niosą ostatecznie lekkie pokłady nadziei. Do takich książek należy zdecydowanie "Ślad po złamanych skrzydłach" autorstwa Sejal Badani. To historia, jaka dotyka czytelnika bardzo mocno, wywołując szereg emocji i sprawiając, że nie da się obok niej przejść obojętnie. Dojrzała historia poruszająca trudne tematy i dająca do myślenia. 
    Minęło kilka lat, odkąd Sonya opuściła rodzinny dom. Kiedy jednak jej ojciec - Brent - zapada w śpiączkę, ulega namowom matki i postanawia na jakiś czas powrócić w rodzinne strony. Jako fotografka przemierzyła do tej pory świat, uwieczniając różnego rodzaju wydarzenia, kiedy z kolei jedna z jej sióstr - Trisha - wiodła szczęśliwe życie u boku męża Erica, a druga z nich, Marin, stała się typową kobietą sukcesu, która wraz z mężem Rajem wychowuje nastoletnią Gię. Gdy jednak wszystkie trzy spotykają się przy łóżku ojca, przypominają sobie o przeszłości: szczęśliwym życiu w Indiach i tym mniej wesołym, gdy rodzina przeprowadziła się do Ameryki, a Brent pokazał swoją drugą twarz - brutala i despoty. Jak zatem toczyły się losy sióstr? Z jakim cierpieniem zmagały się w dzieciństwie? Jak wpłynęło to na każdą z nich? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Sejal Badani. 
     Jeżeli chodzi o samą fabułę, to od razu uprzedzam, byście nie spodziewali się dynamicznej akcji, a raczej spokojnej opowieści, gdzie czytelnik stopniowo odkrywa, jak wyglądało w przeszłości życie każdego z bohaterów, a jednocześnie może śledzić ich teraźniejsze losy. Co więcej, cała historia została napisana z różnych perspektyw - rozdziały opowiadane są  przez każdą z sióstr oraz ich matkę. Dzięki temu czytelnik dowiaduje się, czego doświadczyły bohaterki i jaki wpływ miało na nich zachowanie Brenta. Jeżeli chodzi o styl, jest on całkiem przystępny dla czytelnika. Początkowo miałam lekkie trudności w tym, by wciągnąć się w całą historią, lecz z czasem pochłonęła mnie całkowicie tak, że nie mogłam i nie chciałam się od niej oderwać. Dodatkowo autorka potrafi wplatać emocje i chociaż przede wszystkim przewijają się tutaj ból i cierpienie, to jednocześnie maluje ona także słowa, które dają iskierkę nadziei. 
     Tak, jak wspomniałam, książka dotyczy trudnych tematów, a chodzi tutaj o przemoc fizyczną, która oprócz ran cielesnych, które po jakimś czasie znikają, pozostawia głównie rany na duszy sprawiając, że nic już nie jest takie samo. Własnie z takimi ranami zmagają się siostry oraz ich matka i wszystkie, stojąc nad łóżkiem umierającego Brenta, tak naprawdę nie płaczą nad tym, że on odchodzi, a raczej czekają, aż to się stanie... I to nieważne, że każda z sióstr ma już swoje własne, poukładane życie, bo cień ich ojca wciąż za nimi podąża. Muszę przyznać, że ta książka dotyka czytelnika gdzieś głęboko ukazując, że przemoc pozostawia po sobie ślady. Co więcej, ta historia pokazuje też, że często osoby, które doświadczają cierpienia fizycznego - czy to od męża (przypadek matki) czy od ojca (siostry), nie potrafią się przed nim bronić. Chociaż coś mówi im, że tak nie powinno być, że muszą się przeciwstawić, to jakaś część ich natury, nie jest w stanie tego zrobić. 
     Jednak oprócz przemocy fizycznej, autorka pokazuje też w tej książce inne problemy - tego, że często chcąc jak najlepiej dla swoich dzieci, tak naprawdę wyrządzamy im krzywdę, czy też uświadamia, że nie powinno się okłamywać ludzi, których kochamy, bo możemy stracić całe dotychczasowe szczęście. Jednocześnie ta pełna rozczarowania i rozpaczy, historia, daje jakieś ziarno nadziei na lepsze jutro, na próbę nie tyle przebaczenia, co zapomnienia i życia już po swojemu tak, by było jak najlepiej. To dająca do myślenia opowieść, jaka jeszcze chwilę po odłożeniu jej na półkę, pozostaje w pamięci. 
     Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie, chociaż co do tego aspektu, niektórzy lekko mnie irytowali. Należała do nich na pewno Trisha, jakiej zachowania początkowo nie mogłam pojąć i chociaż koniec końców zrozumiałam, dlaczego dopuściła się niektórych decyzji, to i tak uważam, że nie była w porządku względem swojego męża. Podobnie Marin momentami sprawiała wrażenie oschłej, jednak z czasem jej postać zyskała w moich oczach, bo była ona przykładem na to, jak przemoc zmienia człowieka i zakłada mu na twarz maskę - w jej przypadku "kobiety sukcesu". Natomiast moją sympatię od samego początku zyskała Sonya, jaka wydawała mi się być najbardziej nostalgiczna, wrażliwa i o dobrym sercu. 
     Podsumowując, książka "Ślad po złamanych skrzydłach" to dobrze skonstruowana historia, jaka dotyka trudnych tematów, za co dostaje ogromny plus i jednocześnie dzięki temu może skłonić nas do przemyśleń i uświadomić nam, że często mamy ogromne szczęście mogąc wychowywać się w normalnym, bezpiecznym domu. Osobiście polecam. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:


"Na krawędzi wszystkiego"  
    Moi Drodzy, od czasu do czasu wrzucam dla Was zapowiedzi książkowe. Nie robię tego często, ale jeżeli chodzi o Wydawnictwo IUVI, to nie potrafię przejść obojętnie obok ich premier. Być może dlatego, że cenię sobie z nimi współpracę, bo za każdym razem przebiega ona świetnie. Stąd też dzisiaj chciałabym zachęcić Was do zwrócenia uwagi na książkę, która już niebawem pojawi się w księgarniach.

Autor: Jeff Giles
Tytuł: Na krawędzi wszystkiego
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 312
Premiera:  11 października 2017
„Przygotuj się! Świat Niziny jest zdradziecki… Świetnie napisana, mocna opowieść – będziesz jej więźniem do ostatniej strony!”

Peter Jackson, reżyser m.in. „Władcy Pierścieni” i „Hobbita” o książce „Na krawędzi wszystkiego”

Szczęście i cierpienie, światło i ciemność – dwa światy i ludzie na ich krawędzi
Zoe i Iks żyli w dwóch światach i nigdy nie mieli się spotkać.
Ale się spotkali.
Tylko jak mają być razem, gdy oba światy sprzysięgły się przeciwko nim?

Zoe ma 17 lat, zwariowaną matkę wegankę, młodszego brata z ADHD i prawdziwą przyjaciółkę. Ma też za sobą trudny rok, kiedy tragicznie zmarł jej ojciec, a zaprzyjaźniona para staruszków z sąsiedztwa zaginęła bez śladu.

Jakby tego było mało, szukając brata podczas burzy śnieżnej, Zoe zostaje brutalnie zaatakowana i widzi coś, czego nie powinna widzieć. I kogoś. Nazwała go Iks.

Zoe nie wie, że to łowca głów. Tajemniczy, przystojny i nękany losem, którego nie rozumie, pracuje na zlecenie lordów z Niziny – mrocznego i brutalnego miejsca, w które trafiają najgorsi szubrawcy. Tym razem przyszedł po bandytę, który zaatakował dziewczynę.
Iks i Zoe nigdy nie mieli się spotkać. Łowcy z Niziny nie mogą ujawniać się nikomu poza swymi ofiarami. Iks, by uratować Zoe, łamie wszystkie zasady Niziny. I ponosi brutalne tego konsekwencje.

Beznadzieja, samotność i ból – Iks zna tylko to. Zoe pokazuje mu, że może być inaczej. Kiedy X i Zoe dowiadują się więcej o ich swoich światach, zaczynają zadawać pytania o przeszłość, własny los i swoją przyszłość. Ale wyrwanie Iksa z Niziny i przecięcie więzów przeszłości, które pętają Zoe, będzie od obojga wymagać konfrontacji z własną ciemną stroną. (źródło: iuvi.pl)


"Na krawędzi wszystkiego"


     I jak, czujecie się zachęceni, by sięgnąć po tę książkę? Osobiście, mimo że rzadko sięgam po tego typu literaturę, to skuszę się na tę historię i mam nadzieję, że dostarczy mi wielu, pozytywnych wrażeń. 

Materiały (opis i zdjęcia) udostępnione zostały przez: Wydawnictwo IUVI

czwartek, 5 października 2017

      Coraz częściej dostrzegam, jak czas pędzi nieubłaganie... Tym samym już wrzesień za nami, więc jak to tradycja głosi - pora na podsumowanie czytelnicze tego miesiąca, jak także stworzenie sobie planów książkowych na październik. Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, jak wiele lektur udało mi się przeczytać we wrześniu. Łącznie przez moje palce przewinęło się 10 książek, przy czym nie ma tak kolorowo - jedna z nich to kalendarz, dwie natomiast zawierają przepisy, stąd też nie sposób wliczać ich do tego sukcesu, bo nie poświęciłam sporo na czasu na to, by je przejrzeć. Stąd też typowych powieści udało mi się przeczytać aż 7, co i tak jest niezłym wynikiem. 

1. Podsumowanie czytelnicze września

WRZESIEŃ

Jak więc widzicie na załączonym zdjęciu - sporo książek w tym miesiącu do mnie trafiło, bo tak naprawdę wszystkie to egzemplarze recenzenckie. Śmieję się, że już nie mam gdzie trzymać tych swoich lektur i chyba muszę powiększyć regał. ;) Krótko opisując każdą z powyższych książek, wygląda to następująco:
  • Kara Thomas - "Mroczne zamakarki" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Akurat. Wciągająca, mroczna historia, która momentami mrozi krew w żyłach. Polecam serdecznie i zachęcam do wzięcia udziału w konkursie (czas do 10 października!), w którym do wygrania jest egzemplarz tej książki. 
  • Brigid Kemmerer - "Listy do utraconej" - egzemplarz recenzencki od Grupy Wydawniczej Foksal (Wydawnictwo YA!). Jedna z lepszych książek tego miesiąca - świetna młodzieżówka poruszająca wiele problemów i dostarczająca mnóstwa emocji. 
  • Sophie Manolas - "Superfood, czyli jak leczyć się jedzeniem" - egzemplarz recenzencki od Grupy Wydawniczej Foksal (Wydawnictwo Buchmann). Bardzo fajna opcja dla osób, które chcą odżywiać się zdrowo, nie zdając sobie sprawy z faktu, że to, co najlepsze, mają wręcz na wyciągnięcie ręki. Osobiście na pewno wypróbuję przepisy zawarte w tej książce. 
  • Amanda Prowsa - "Szczypta miłości" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Kobiecego. Historia, od której zaczęło się moje przezwyciężanie "czytelniczego zastoju". Bardzo ciekawa, niezwykle dojrzała opowieść o tym, że na miłość nigdy nie jest za późno. 
  • Joe Carter - "Tajniak. Prawdziwa historia." - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Edipresse Książki. Całkiem ciekawa, aczkolwiek nie do końca w moich klimatach, historia. Spodziewałam się trochę więcej po tej książce. 
  • David Bez - "Bowllove" - egzemplarz recenzencki od Grupy Wydawniczej Foksal (Wydawnictwo Buchmann). Podobnie, jak w przypadku poprzedniej "jedzeniowej" książki, na pewno wykorzystam jakieś przepisy, bo ta lektura jest smaaakowita!
  • Delia Ephron - "Siracusa" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwo W.A.B. Niestety, ale ta historia mimo jakiś swoich plusów, w ogólnym wydźwięku, nie urzekła mnie. Wręcz początkowo kompletnie nie mogłam się przekonać do przekładania kolejnych kartek. 
  • Haruki Murakami - "Zawód: powieściopisarz" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Muza SA. To na pewno "must read" dla każdego fana pisarza, a co więcej - jak dla mnie to też świetna opcja dla osób, jakie same chcą pisać, bowiem autor wplata w opowiadanie o swojej historii, także wiele cennych rad. 
  • "CzaroMarownik 2018" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Kobiecego. To świetna opcja dla osób, które już teraz myślą o kupnie kalendarza na nowy rok - szczególnie myślę, że większość kobiet powinna się na niego skusić. 
  • Sarah Morgan - "Zachód słońca w Central Parku" - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa HarperCollins Polska. To taka lekka młodzieżówka, momentami za lekka na tyle, że robi się po prostu przewidywalną, banalną historyjką. 
Sporo tych lektur przewinęło się przez moje ręce. Myślę, że najlepszymi książkami tego miesiąca były "Szczypta miłości" oraz "Listy do utraconej". Z kolei najbardziej rozczarowała mnie "Siracusa" i niestety, w jakimś stopniu, nie przekonała mnie też do siebie historia pani Morgan. Tak czy siak, jestem zadowolona z ilości, jak i w większości przypadków - jakości przeczytanych lektur. 

2. Plany czytelnicze na październik 

Tradycyjnie nie robię sobie żadnych, wielkich planów. Na pewno już do grona książek przeczytanych w październiku mogę zaliczyć "Ślad po złamanych skrzydłach", której recenzję postaram się umieścić jak najszybciej. Co więcej, tym razem prawdopodobnie odpuszczę sobie egzemplarze recenzenckie i... zabiorę się za książki ze swojej biblioteczki. Czeka na mnie "Confess" Colleen Hoover, dwie kolejne części Sagi o Daringham Hall, jak także "Marina" Carlosa Ruiza Zafona. No i oczywiście, jeżeli tylko się uda, to jedynym egzemplarzem do recenzji, o jakim marzę jest "Labirynt duchów" mojego Mistrza Słowa, Zafona. Jednak czy uda mi się zrealizować te plany - zobaczymy. 

     To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Jak u Was wyglądał wrzesień pod względem czytelniczym? Jakie macie plany na październik? Piszcie, chętnie poczytam! Niebawem natomiast odezwę się z recenzją i być może innymi wpisami. Póki co - trzymajcie się! 

wtorek, 3 października 2017

     Moi Drodzy - niezmiernie się cieszę, że po dosyć długim czasie przerwy, wreszcie mam możliwość zorganizowania dla Was konkursu. Tym razem do wygrania jest egzemplarz książki "Mroczne zakamarki" autorstwa Kary Thomas. Jeżeli wahacie się, czy warto po nią sięgnąć, a tym samym - zawalczyć o własny egzemplarz, zachęcam Was do zapoznania się z moją recenzją, którą znajdziecie TUTAJ. Jeżeli więc macie ochotę zdobyć "Mroczne zakamarki", wystarczy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe, dodatkowo podając swoje imię. Nie trzeba podawać żadnych adresów mailowych (jeżeli chcecie, robicie to na własne ryzyko - ja tego nie wymagam!).


KONKURS!
REGULAMIN KONKURSU
  • Organizatorem konkursu jest autorka bloga Chaos Myśli.
  • Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Akurat za pośrednictwem Business & Culture.
  • Nagrodą w konkursie jest egzemplarz książki "Mroczne zakamarki".
  • Konkurs trwa od  3 października 2017 roku do 10 października 2017 roku do godziny 23:59.
  • Aby wziąć udział w konkursie, należy udzielić odpowiedzi na poniższe pytanie konkursowe oraz podać swoje imię.
  • Zwycięzca będzie jeden i zostanie wyłoniony spośród osób, której wypowiedź będzie najbardziej kreatywna.
  • Wyniki konkursu pojawią się na blogu w ciągu 3 dni od jego zakończenia, a osoba, która otrzyma nagrodę, proszona jest o przesłanie adresu do wysyłki na blogowy adres mailowy: xstill.changeablex@gmail.com 
  • Jeżeli w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników, osoba nie zgłosi się po wygraną, wybrana zostanie kolejna odpowiedź. 
  • W konkursie może wziąć udział każdy odwiedzający bloga (nie jest koniecznie posiadanie własnego bloga), wystarczy, że poda swoje imię oraz udzieli odpowiedzi na pytanie konkursowe. 
  • Konkurs organizowany jest jedynie dla osób zamieszkałych na terenie Polski. 
  • Organizator zastrzega sobie możliwość wprowadzania zmian w regulaminie w trakcie trwania konkursu.
  • Będzie mi miło, jeżeli zamieścicie baner konkursowy na swoim blogu i/lub fanpage'u (o ile go posiadacie), jak także polubicie fanpage Chaosu myśli na facebooku, jednak nie jest to warunek konieczny. 
PYTANIE KONKURSOWE

Książka Kary Thomas to historia z gatunku thriller/kryminał, która, jak na ten rodzaj literatury przystało, trzyma w napięciu i momentami mrozi krew w żyłach. 
Napisz, jaki według Ciebie powinien być dobry thriller, po który chętnie by się sięgało, nie mogąc się od niego oderwać. Niech poniesie Cię kreatywność - długość tekstu nieograniczona! :)

   Stąd też, Moi Drodzy, czekam z niecierpliwością na Wasze odpowiedzi i mam nadzieję, że uraczycie mnie mnóstwem wspaniałych zgłoszeń. Trzymam za Was kciuki i powodzenia! 


Autor: Kara Thomas
Tytuł: Mroczne zakamarki
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 416
Ocena: 5.5/6

    Dawno nie sięgałam po żaden thriller, stąd też gdy tylko otrzymałam możliwość przeczytania książki "Mroczne zakamarki", którą to napisała Kara Thomas, nie wahałam się ani chwili. Muszę przyznać, że całość jest naprawdę wciągającą historią, od której nie mogłam się oderwać i która momentami mrozi krew w żyłach. Świetna, nieco mroczna, opowieść o tym, że każda rodzina ma swoje tajemnice. 
     Główna bohaterka, tudzież narratorka całej książki to nastoletnia Tessa, której życie wydaje się być usłane pasmem nieszczęść. Jej ojciec siedzi w więzieniu, siostra Joslin uciekła, a matka ją porzuciła i to babcia zajęła się opieką Tessy. Jednak co ważniejsze - niespełna osiem lat temu dziewczyna była jednym ze świadków, których zeznania doprowadziły do zamknięcia Wyatta Scotesa za serię morderstw, a w szczególności za zabójstwo Lori - przyjaciółki Tessy i jednocześnie kuzynki Callie, drugiej przyjaciółki głównej bohaterki. Kiedy więc dziewczyna wraca do rodzinnego Fayette, by odwiedzić umierającego ojca, nie zdaje sobie sprawy, że rodzinne sekrety powoli zaczną wychodzić na jaw, a co więcej - że "Potwór znad rzeki Ohio" którym miał być Wyatt Scotes, znowu zaczyna grasować... Jak zatem potoczą się losy Tessy? Czego dowie się o swojej rodzinie? Kim tak naprawdę jest morderca, przez którego skazany został niewinny człowiek? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Mroczne zakamarki". 
     Zacznę od stylu, jakim posługuje się autorka. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze posługuje się słowem - nie nudzi zbyt rozbudowanymi opisami, a jednocześnie nie używa za banalnego języka. Co więcej, potrafi wplatać różnego rodzaju emocje - szczególnie jeżeli chodzi o poczucie niepokoju czy też strachu. Tak naprawdę przez całą tą historię człowiek odczuwa jakiś niewytłumaczony mrok, który z kolei budzi w czytelniku ciągły niepokój i sprawia, że chce się przekładać kolejne strony coraz szybciej i szybciej, by wreszcie móc poznać ostatecznie rozwiązanie. A jeżeli już o nie chodzi, to co jak co, a jednak takiego zakończenia to się nie spodziewałam, dlatego też w moim przypadku nie ma tutaj mowy o żadnej przewidywalności, dzięki czemu książka w moich oczach wypada jeszcze lepiej.
     Tak naprawdę przeplatają się tutaj dwie sprawy. Jedna dotyczy "Potwora znad rzeki Ohio" - czyli mordercy, jaki przed laty dokonywał brutalnych zbrodni i chociaż wydawać by się mogło, że wówczas był nim Wyatt Scotes, nagle pojawia się nowa ofiara zamordowana w taki sam sposób jak poprzednie kobiety... Tym samym nasuwa się pytanie - kim tak naprawdę jest morderca i dlaczego wyrok odsiaduje niewinny człowiek, co sprawia, że czytelnik z ogromnym zaangażowaniem śledzi kolejne wydarzenia. Druga sprawa z kolei dotyka natomiast głównej bohaterki - Tessy - jaka to próbuje odnaleźć siostrę oraz matkę i ani się spostrzega, jak coraz bardziej zagłębia się w tych "mrocznych zakamarkach" jej rodziny. Stąd też autorka miała dobry pomysł na fabułę, który moim zdaniem świetnie wykorzystała.
     Ten trzymający w napięciu thriller uświadamia czytelnikowi, że często to właśnie w rodzinie czają się najmroczniejsze sekrety. Kiedy jednak zaczniemy powoli je odkopywać, nie będziemy w stanie przestać, dopóki prawda nie wyjdzie na jaw. To również opowieść ukazująca, że czasami osoby najbardziej godne zaufania, okazują się być tymi, przed jakimi powinniśmy się strzec. Ta historia pokazuje także, jak to jest z przyjaźnią, bowiem Tessa po wielu latach ponownie chce odzyskać dobre relacje z Callie. Stąd też osobiście serdecznie Wam ją polecam - nie pożałujecie, bo to niezwykle udany debiut autorki.
     Bohaterowie zostali wykreowani równie ciekawie. Wraz z kolejnymi stronami, czytelnik sam chce analizować ich zachowania i dociekać, kto mógł dopuścić się takich, a nie innych czynów i przede wszystkim - dlaczego. Polubiłam Tessę, chociaż początkowo wydawała się być taką zagubioną dziewczynką, to jednak wraz z kolejnymi wydarzeniami, pojawiała się w niej swego rodzaju siła. Callie z kolei najpierw nie przypadła mi do gustu i uważałam ją za nieco wredną osobę, to jednak z czasem zyskała w moich oczach. Oprócz tych bohaterek, przewija się też wiele innych postaci i każda z nich wnosi coś do całej historii.
    Podsumowując, polecam Wam sięgnięcie po "Mroczne zakamarki", jeżeli macie ochotę na thriller, który trzyma w napięciu i odkrywa przed czytelnikiem różne, rodzinne sekrety. Osobiście nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę i czekam na kolejne historie stworzone przez autorkę.

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu Akurat 

wtorek, 26 września 2017

     
Autor: Brigid Kemmerer
Tytuł: Listy do utraconej
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 400
Ocena: 6/6
Premiera: 27 września 2017

   Dawno już nie sięgałam po książki z kategorii Young Adult, które poruszałyby pewne problemy, a nie były jedynie lekkimi opowiastkami o miłości. Dlatego też, gdy tylko zapoznałam się z opisem historii "Listy do utraconej", którą to napisała Brigid Kemmerer nie wahałam się ani chwili, by po nią sięgnąć. Jak się okazało, nie żałuję tej decyzji, bo nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałam cokolwiek w raptem jeden dzień. Ta książka całkowicie mnie urzekła, wywołując we mnie mieszaninę emocji i sprawiając, że nie mogłam i nie chciałam się od niej odrywać nawet na sekundę. 
     Główni bohaterowie tej książki to Juliet - wrażliwa nastolatka, której mama zginęła niedawno  w wypadku samochodowym. Dziewczyna nie może pogodzić się ze stratą, dlatego pisze listy, które następnie zostawia na grobie swojej mamy. Z kolei Declan to typowy, zbuntowany chłopak, jaki w ramach kary za pewne, małe wykroczenie, odbywa prace społeczne, w ramach których dba o czystość cmentarza. Któregoś dnia odnajduje list napisany przez Juliet i dotyka go on tak mocno, że postanawia jej odpowiedzieć. Gdy więc dziewczyna odnajduje dopisany fragment do swojego listu, początkowo pełna złości ma wrażenie, że ktoś naruszył jej prywatność. Jednak zaintrygowana odpowiedzią, postanawia napisać kolejny list - tym razem do tajemniczej osoby. Od tego momentu Juliet i Declan wymieniają wiadomości, chociaż żadne z nich nie wie, kim jest to drugie. Jak zatem rozwinie się ich relacja? Czy postanowią w końcu ukazać swoje prawdziwe tożsamości? A może dowiedzą się od siebie rzeczy, jakich woleliby nigdy nie poznać i przez to zrujnują całą, budującą się przyjaźń? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Listy do utraconej". 
    Pewnie po przeczytaniu drugiego akapitu rzuciło Wam się na usta jedno słowo: schematyczność. Być może mielibyście rację, że historia stworzona przez autorkę tak naprawdę wielokrotnie przewija się w literaturze - ona jest wrażliwą dziewczyną pokrzywdzoną przez los, podobnie jak on to z kolei buntownik, ale w środku skrywający inne oblicze. Chociaż zdałam sobie sprawę, że pewnie nie raz sięgałam już po podobne książki, to jednak ta opowieść miała w sobie coś, co przyciągnęło mnie do niej od samego początku. Przede wszystkim pomysł na fabułę sprawia, że czytelnik od razu wsiąka do świata stworzonego przez autorkę i nie chce go opuszczać. Mam tutaj na myśli listy, od których wszystko się zaczęło i jakie to wywróciły życie bohaterów do góry nogami. Kiedy tylko przeczytałam pierwszy rozdział, już wiedziałam, że od tej książki nie będę mogła się oderwać. Tak też się stało - w raptem jeden dzień poznałam historię Juliet oraz Declana i serce mi się kraje na myśl, że tak szybko to minęło, bo chętnie nie rozstawałabym się z tą książką. 
     Autorka ma bardzo dobry styl - jest lekki, jak na ten gatunek przystało, ale jednocześnie to nie jest banalna opowiastka, w której roiłoby się od absurdalnych sytuacji czy też dziecinnych dialogów. Wszystko jest tutaj przemyślane, a niektóre zdania skłaniają do przemyśleń. Jednocześnie od tej książki biją emocje - i chociaż co prawda łzy wzruszenia z moich oczu nie popłynęły, to gdzieś wewnątrz poczułam lekkie ukłucie smutku, jak także momentami uśmiechałam się sama do siebie. Autorka potrafi więc wplatać pomiędzy kolejne zdania multum emocji, co stanowi niezwykle mocny punkt tej książki. Czytelnik odczuwa więc to, co czują bohaterowie - często gniew i ogromną frustrację, które to emocje przeplatają się z kolei z lawiną bólu, by ostatecznie dawać też jakąś namiastkę nadziei, która jest w stanie ukoić czyjeś serce. 
     Jednak najbardziej istotne jest dostrzeżenie, o czym opowiada ta książka. Otóż w dużej mierze ukazuje ona, czym jest strata i jak sobie z nią radzić. Kreacje poszczególnych bohaterów - czy to Juliet, jej ojca czy też nawet Declana (który także musiał zmierzyć się z odejściem kogoś bliskiego) ukazują, że każdy człowiek przeżywa żałobę inaczej. Jedni stają się całkowicie bierni i jedynie egzystują, chociaż tak naprawdę stracili wszelkie barwy i aż trudno dostrzec ich w tłumie, gdy inni przelewają myśli na papier, by chociaż w taki sposób móc radzić sobie z emocjami, gdy jeszcze inni przywdziewają maskę agresji, mimo że w środku wszystko w nich pęka. Jednocześnie jest to także historia, jaka pokazuje, że czasami zwykła rozmowa może zdziałać cuda, a wystarczy się jedynie do niej przekonać. To także historia o sile prawdziwej przyjaźni ukazująca, że jeśli masz osobę, na której możesz polegać, niektóre sprawy stają się prostsze, jak także autorka pokazuje, czym jest powoli rozwijająca się miłość... I na koniec - jest to także w pewnym sensie opowieść o życiu samym w sobie i tym, że czasami nie zawsze to, co nam się wydaje, jest czymś prawdziwym. 
     Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie. Muszę jednak przyznać, że początkowo bałam się, iż postać Juliet będzie mnie drażnić. Na szczęście szybko okazało się, że jest wręcz przeciwnie - polubiłam ją, podobnie jak od samego początku sympatią obdarzyłam Declana. Tak naprawdę tę dwójkę bohaterów mogłam świetnie poznać dzięki temu, że autorka postawiła na pisanie rozdziałów naprzemiennie opowiadanych z perspektywy Juliet, jak i Declana. Innymi postaciami, jakie wzbudziły moją sympatię był głównie Rev - najlepszy przyjaciel głównego bohatera, jak także Melonhead - mężczyzna, z którym Declan pracował na cmentarzu. Stąd też uważam, że i w tym aspekcie autorka świetnie sobie poradziła. 
    Podsumowując, osobiście całkowicie wsiąknęłam w książkę "Listy do utraconej". Przede wszystkim jednak dzięki tej lekturze zrozumiałam, że czytanie wciąż jest moją pasją i tak samo, jak w przypadku niedawno recenzowanej "Szczypty miłości", tak też przy historii stworzonej przez Brigid Kemmerer, miałam wrażenie, że mój zastój czytelniczy powoli mija. Osobiście z czystym sumieniem polecam Wam sięgnięcie po historię Juliet i Declana. 

Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wydawnictwu YA! oraz Grupie Wydawniczej Foksal 

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *