A. nigdy nie przypuszczała, że ten dzień będzie taki cudowny. Właściwie już od poprzedniego wieczora, z jej twarzy nie schodził uśmiech, kiedy to wszelkie minuty, jakie mijały jej w gronie tych osób, uciekały w oka mgnieniu, uświadamiając im, że już jest po drugiej w nocy i pasowałoby może chociaż na chwilę się przespać po to, by kolejnego dnia w miarę normalnie funkcjonować. Tak więc teraz, siedząc już sama na mieszkaniu w mieście, które stało się jej stałym pobytem w okresie roku akademickiego, wspominała ten weekend jako jeden z tych, które uświadamiały, że jednak nie podjęła chyba błędnej decyzji co do swojego życia, mimo iż początkowo tak myślała. Tym razem, tego niedzielnego wieczora, czuła spokój i pewnego rodzaju satysfakcję. Do tego wiedziała, że nie zabraknie jej wspomnień, o tak - o to już zdecydowanie martwić się nie musiała...
Powyższy tekst napisałam drogą wstępu, gdyż właściwie miał być bardziej pozytywny i ogólnie cały ten wpis powinien taki być, już ja się postaram, żeby przekazać Wam chociaż trochę tej energii jaką naładowałam się podczas tego weekendu. Dodatkowo, od razu dedykuję ten post pewnej osobie: specjalnie dla Ciebie, M. będzie pozytywniej niż to zwykle mam w zwyczaju. No, a przynajmniej postaram się żeby tak było. Jednak nie musisz się "martwić", gdyż ten "romantyczny smutas" niebawem może tutaj powrócić z pewnym tekstem, który czeka jedynie na dopracowanie. Okej, to tak zbaczając z tematu, wrócę już jednak do tego, co chciałabym zawrzeć w dzisiejszym wpisie.
Otóż, ten weekend spędziłam wraz z sześciorgiem innych osób w małej miejscowości o nazwie Łużna, gdzie odbywały się "V Pogórzańskie Atrakcje Naukowe" i muszę przyznać, że ten czas był fantastyczny, nawet pomimo tego, że dopadło nas już lekkie zmęczenie niedzielnym popołudniem. Zacznijmy może od pewnego faktu... Znalazłam się tam, gdyż studiując matematykę, poznałam świetnych ludzi. Jeden z moich znajomych z kolei zapisał się do koła matematyków na naszej uczelni, po czym chciał zachęcić również nas (resztę naszej, że tak to powiem "paczki") byśmy także przyszli, zobaczyli jak to wygląda i tak dalej... No okej - przyznaję, że na początku nie byłam tak entuzjastycznie nastawiona, ale nawet nie dlatego, że "o nie, tylko nie jakieś koło, przecież ja nie ogarniam tak wszystkiego, a oni tam na pewno są świetni z matmy", ale dlatego, że na przełomie listopada/grudnia przeżywałam pewnego rodzaju lekki kryzys czy oby na pewno matematyka była dobrym wyborem. Jednak kiedy on minął, w końcu, któregoś dnia stwierdziłam, że okej - idę na spotkanie z tymi ludźmi. P. osiągnął swój cel, do tego zachęciliśmy jeszcze dwie kolejne osoby i tym sposobem zaczęłam wraz z nimi uczęszczać na spotkania naszego koła... I nie żałuję. Pierwszy raz przekonałam się o tym podczas Festiwalu Nauki na krakowskim rynku. Durgi raz z kolei, właśnie podczas tego weekendu w Łużnej, kiedy to również mieliśmy swoje własne stanowisko, do którego podchodziło mnóstwo osób - dzieci, młodzieży, dorosłych... A każdy z nich mógł poświęcić chwilę czy to na rozwiązanie "Zagadki Einsteina" czy też na próbę rozłączenia dwóch metalowych części, których "rozerwanie" wydawało się na pierwszy rzut oka niemożliwe, bądź ułożenia piramidy z paru drewnianych klocków. Jednym słowem - te kilka godzin (bo około ośmiu), mimo że już z czasem sprawiały, iż chciało nam się spać (dodatkowo po lekko nieprzespanej, pełnej śmiechu, nocy), to i tak były świetnie spędzone.
Oczywiście ten, nazwijmy to: "mały festiwal nauki", odbywał się w niedzielę, lecz już dzień wcześniej zawitaliśmy do tej miejscowości. Był to czas relaksu, wielu rozmów oraz świetnych gier, który tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze iż jestem tu, z tymi ludźmi, dzięki którym uśmiech nie schodzi mi z twarzy i naprawdę świetnie się bawię. W końcu, gdybym nie wybrała tej "matematyki" jako kierunku studiów, nie zapisałbym się do koła i tym samym, nie spędzałabym tego weekendu właśnie tam, a pewnie, jak to się zwykle kończy - ślęczałabym przed ekranem laptopa, słuchając smętnych kawałków... Cieszę się, że mogłam tak miło spędzić czas. Co jeszcze chciałabym napisać, to fakt, że takie akcje naprawdę satysfakcjonują po części dlatego, że mamy możliwość sprawdzić się zarówno w komunikowaniu się z innymi, możemy przetestować naszą cierpliwość do tych najmłodszych (w końcu dla nich przede wszystkim takie festiwale to atrakcja) jak i zachęcić ich właśnie do nauki poprzez pokazanie, że nie zawsze musi być ona trudna i nudna! Właściwie dodatkowo, odkąd działam w kole naukowym, sama widzę, że matematyka to nie tylko ślęczenie nad tysięczną całką czy też liczenie któryś raz z kolei, rzędu danej macierzy, ale może także przynosić ze sobą mnóstwo niespodzianek jak i uczyć przede wszystkim logicznego myślenia. Chyba coraz bardziej zaczynam lubić swój kierunek, chociaż początkowo mnie przerażał. Naprawdę, do teraz czuję się nakręcona pozytywną energią jaką zebrała podczas tych dwóch dni. I to z tych wszystkich powodów wymienionych wyżej, które w skrócie mogłabym zawrzeć w paru punktach:
- Świetni ludzie - po pierwsze: spotkałam się ze znajomymi ze studiów (dwójką z całej naszej szóstki: N. - moją kochaną, "pocieszną" oraz P. - który wiecznie uważa, że jestem, cytuję: "ofochaną A.", choć i tak wiem, że "kto się czubi, ten się lubi." po drugie: znalazłam mnóstwo tematów do rozmowy zarówno z osobami, które spotykałam do tej pory jedynie na kole, jak i tymi, jakie poznałam dopiero tego dnia;
- Atmosfera tej nauki: nie była oklepana, jak to bywa w szkole, a wszystkie akcje jakie miały tam miejsce, obrały sobie za cel zachęcanie tych najmłodszych do zainteresowania się sprawami naukowymi: nie tylko my, matematycy, to robiliśmy, ale również chemicy czy fizycy;
- Ogólnie co tu dużo mówić: zarówno sobota i niedziela minęły świetnie - trochę relaksu, trochę obowiązków - i mimo wszystko człowiek czuje się pozytywnie nastawiony;
Tak naprawdę nie wiem, co chciałam Wam przekazać tym wpisem. Może po części są to moje własne rozterki, gdyż wiem, że z początkiem, zbliżającego się wielkimi krokami, października, znów ogarnie mnie panika, że "nic nie rozumiem, o czym oni w ogóle mówią, co ja tutaj robię, o nie, nie dam rady!", po czym jednak stwierdzę, że nie mogę się poddawać i na pewno sobie poradzę... Tak, mam nadzieję, że nie stracę tej wiary we własne możliwości ani motywacji do nauki, bo - nie mogę, już sobie to postanowiłam. Zresztą zawsze wyznawałam zasadę, że kiedy już coś zaczynam, to muszę to skończyć, więc... zaczęłam studiować matematykę, stąd nie dam się tak łatwo! Zwłaszcza, że z każdym dniem podoba mi się coraz bardziej, a udział w kole naukowym jeszcze dodatkowo mnie motywuje. Natomiast wracając do celu samego posta, może też po części chciałam Wam pokazać, że branie udziału w tego typu rzeczach, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nudne (pomyślicie sobie: co może być ciekawego w nauce, zwłaszcza takiej matematyki, chemia to chociaż jakieś doświadczenia, eksperymenty, a matma? - pff, to nie dla mnie), wcale nie musi takie być, a nasza "królowa nauk" czasami bywa bardziej ludzka niż by Wam się mogło wydawać. Wystarczy tylko przyjrzeć się jej bliżej i spróbować z nią zaprzyjaźnić... Ja to zrobiłam, właściwie robię z każdym dniem bardziej i myślę, że mi się to udaje. To, co jeszcze mogłabym nieść wraz z tym wpisem, to fakt, że... czasami nasze wybory mogą wydawać się nietrafione, lecz może warto chwilę je przeczekać, bo w końcu może się okazać, że jednak to było właśnie "to coś", co jednak nam się podoba. Wydaje mi się, że ze mną było trochę w ten sposób: chwila niepewności, lecz z czasem coraz bardziej zaczęłam się w to wkręcać i... oto jest, jak jest. Tego wtorkowego wieczoru nadal jestem tak samo zadowolona, jak byłam w niedzielę, a wszystko dzięki... MATEMATYCE!
Mam nadzieję, że ogólnie moją relację z pobytu w Łużnej, to zachęcanie Was do wejścia w świat nauki jak i pokazanie, że czasami warto chwilę poczekać niż od razu załamywać się naszymi wyborami, bo mogą okazać się trafne, tylko trzeba dać im szansę, Wam się spodobało i czytało w miarę przyjemnie. Przesyłam do Ciebie, M. również pokłady nadziei, że zobaczyłeś we mnie nie tylko "romantycznego smutasa", ale również bardziej pozytywnie nakręconą na wiele rzeczy, osobę. ;) Niedługo znów postaram się tutaj coś napisać. Póki co - trzymajcie się!
Jejku kocham twoje ' póki co trzymajcie się' Matematyka sprawia mi problemy, chociaż matematyka, które przydaje sie nam w życiu jest na prawdę interesująca :) Tak fajnie piszesz, myślałam, że jesteś humanistką, a tutaj niespodzianka :) Mam nadzieję że pozytywny nastrój i energia szybko cię nie opuszczą.
OdpowiedzUsuńw-poszukiwaniu-swojego-ja.blogspot.com
No tak jakoś wyszło, że jednak postawiłam na matematykę, może dlatego, że sobie jakoś z nią radzę, a poza tym wydaje się być w miarę "przyszłościowa". Mimo wszystko ta humanistyczna dusza we mnie tkwi. ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!
No bez kitu, to jest świetny pomysł wyjść do nauk ścisłych do humanistycznych/społecznych, zupełnie inne, świeże spojrzenie! Szkoda, że ja jestem tylko socjologiem wackiem :C
UsuńMatematyka jest ciężkim przedmiotem jak dla mnie. Dobry post! Powodzenia. Wolę inne przedmioty.
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie pomyślała w taki sposób o matematyce, bo za nią nie przepadam :D. Bardzo się rozpisałaś i widać że się starałaś, za to wielki ukłon ! :) natala-naatalia.blogspot.com <-- Zapraszam do mnie na nowy post! :)
OdpowiedzUsuńRzadko spotykam ludzi, którzy lubią matematykę... No oprócz oczywiście moich znajomych ze studiów, w końcu z jakiegoś powodu poszli na ten kierunek ;) Dziękuję za miłe słowa, bo w sumie zawsze staram się dużo pisać ;)
Usuń