Nie pisałam znowu już jakiś czas tutaj, nie dlatego, że nie chcę, bądź nie mam aż tak dużej weny, a dlatego, że brakuje mi czasu do czegokolwiek. Stąd też postanowiłam w tym poście, który raczej będzie krótki, zawrzeć jedynie parę informacji jak i zapowiedź własnego opowiadania, które jest w trakcie tworzenia, jednak trochę rozsypane, a ja nie mam głowy obecnie do tego, by je szybko poukładać.
Zresztą nie chodzi o to, żebym siliła się na ilość postów, a raczej na jakość, stąd opowiadanie wymaga porządnego sklejenia wszelkich pojedynczych akapitów pisanych pod wpływem impulsu w wordzie, telefonie, czy na kartce papieru schowanej gdzieś pod grubym stosem notatek... I tym samym przechodzę do sedna informacji. Do czasu bliżej nieokreślonego, ale uznajmy, że na pewno do połowy lutego, na blogu raczej nie pojawi się nic nowego, tak jakbym go po prostu zawiesiła na ten miesiąc. Wynika to z faktu, że jako studentka dość ciężkiego kierunku, muszę po prostu przebrnąć przez semestr. Właściwie to mam wiele obaw, ale wierzę, że jeśli w ciągu tego już niedługiego okresu (bo jakieś 2,5 - 3 tygodni) naprawdę skupię się na nauce i będę się przykładać, a przede wszystkim się nie poddam, to DAM RADĘ. Tak, muszę, bo chcę, naprawdę zależy mi na tym, stąd wiem, że nie mogę robić milion rzeczy na raz, bo niestety aż tak chyba zdolna chyba nie jestem, żeby pogodzić wszystko ze sobą... Może z czasem się to zmieni, ale najgorszy jest ten pierwszy semestr, a nie mogę odpaść, bo za bardzo się jednak do tego wszystkiego przywiązałam. W końcu to zależy ode mnie, czy sobie poradzę, zatem będę próbować, a przede wszystkim nie zarzucę sobie, że nie robiłam niczego. Tak więc na ten miesiąc, pozostawiam tych, którzy czytają mój blog (a mam nadzieję, że choć parę osób się znajdzie) w oczekiwaniu na coś "grubszego", czyli właśnie to opowiadanie. Natomiast sama biorę się porządnie do pracy i... będzie dobrze, tak! Musi być!
Zresztą nie chodzi o to, żebym siliła się na ilość postów, a raczej na jakość, stąd opowiadanie wymaga porządnego sklejenia wszelkich pojedynczych akapitów pisanych pod wpływem impulsu w wordzie, telefonie, czy na kartce papieru schowanej gdzieś pod grubym stosem notatek... I tym samym przechodzę do sedna informacji. Do czasu bliżej nieokreślonego, ale uznajmy, że na pewno do połowy lutego, na blogu raczej nie pojawi się nic nowego, tak jakbym go po prostu zawiesiła na ten miesiąc. Wynika to z faktu, że jako studentka dość ciężkiego kierunku, muszę po prostu przebrnąć przez semestr. Właściwie to mam wiele obaw, ale wierzę, że jeśli w ciągu tego już niedługiego okresu (bo jakieś 2,5 - 3 tygodni) naprawdę skupię się na nauce i będę się przykładać, a przede wszystkim się nie poddam, to DAM RADĘ. Tak, muszę, bo chcę, naprawdę zależy mi na tym, stąd wiem, że nie mogę robić milion rzeczy na raz, bo niestety aż tak chyba zdolna chyba nie jestem, żeby pogodzić wszystko ze sobą... Może z czasem się to zmieni, ale najgorszy jest ten pierwszy semestr, a nie mogę odpaść, bo za bardzo się jednak do tego wszystkiego przywiązałam. W końcu to zależy ode mnie, czy sobie poradzę, zatem będę próbować, a przede wszystkim nie zarzucę sobie, że nie robiłam niczego. Tak więc na ten miesiąc, pozostawiam tych, którzy czytają mój blog (a mam nadzieję, że choć parę osób się znajdzie) w oczekiwaniu na coś "grubszego", czyli właśnie to opowiadanie. Natomiast sama biorę się porządnie do pracy i... będzie dobrze, tak! Musi być!
Obiecana krótka zapowiedź, czyli fragment, który myślę, że jest dość dopracowany, a jak stwierdzę, że jednak nie do końca, to może wprowadzę drobne modyfikacje już przy całości... No cóż, zobaczymy.
Był mroźny, grudniowy wieczór,
gdy stojąc pod blokiem, patrzyła się w niebo, wdychając dym z papierosa.
Nigdy
nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby zacząć palić, ale zbyt wiele
negatywnych emocji się w niej skumulowało, tak, że jedyną ucieczkę
widziała w
kolejnych nałogach… Jej pierwszym był w końcu on, a dokładniej ta chora miłość, którą
go
obdarzyła, a o jakiej bała się mu powiedzieć. Tak, była słaba, cholernie
słaba.
Myślała, że przestała czuć cokolwiek widząc, że to nie miałoby sensu,
ale nie,
to nadal siedziało gdzieś głęboko. Kochała go. "Idiotka" - to słowo zbyt często przechodziło teraz przez jej myśli. W każdym facecie
starała się znaleźć jego cechy, a że było to niemożliwe, nie potrafiła
zainteresować się dłużej kimś innym. Ciągle w jej głowie siedziała tylko
jego
postać. Na wszelkie sposoby starała się to wyrzucić. Bezskutecznie.
Jeszcze teraz, ta cholerna wiadomość jaką przeczytała, sprawiła, że czuła
się już całkowicie pozbawiona wszelkich nadziei. Z drugiej strony, skąd mógł
wiedzieć, co ona czuje do jego osoby, jeśli mu nie powiedziała? Miał
prawo zakochać się w innej... Sama zadała sobie ból przez brak odwagi. Wędrując myślami po ścieżce wspomnień, jakie malował jej umysł, nie zdawała sobie sprawy, jak długo już stoi pod tym obskurnym blokiem w mieście, które stało się jej przekleństwem,
trzymając
niedopałek w dłoni. Z wściekłością rzuciła go na ziemię i zamiast wrócić
do
swoich czterech ścian, zaczęła biec. Nie bała się nocy. Tego, że może
spotkać
nieprzychylnych ludzi. Miała to gdzieś. Bo nic się nie liczyło oprócz
niego. A
skoro mieć go nie mogła, jaki był sens jej istnienia?
Mam nadzieję, że choć w maleńkim stopniu ten fragment Was zaintrygował. Natomiast teraz, proszę, trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło po mojej myśli, a wtedy na pewno wrócę z ogromnym zapasem energii by tworzyć o wiele więcej i o wiele częściej! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)