Minęło sporo czasu, odkąd zawiesiłam działalność na tym
blogu, jednak to, czego tak się obawiałam przeminęło, na szczęście pozytywnie,
z czego niezmiernie się cieszę, więc powracam tutaj, by móc pisać o wiele
więcej i częściej! Co prawda, gdyby nie fakt, że opowiadanie, o którym pisałam w poprzednim poście, wymagało więcej pracy przy dokończeniu i posklejaniu poszczególnych
fragmentów pisanych pod wpływem impulsu w całość, stąd też dopiero dzisiaj je
umieszczam. Muszę przyznać, że po zdaniu sesji, starając się je skończyć, w
pewnym momencie sama zagubiłam się w sensie tej historii, miałam swoje chwile
zawahania, jednak wiem, że kiedy coś zaczynam, również to kończę, więc udało
się! Może ta historia dla jednych będzie nudną, dla innych zbyt oklepaną, to
jednak cieszę się, że przelałam ją na papier, mając też nadzieję, że znajdą się te osoby, którym poniższe opowiadanie się spodoba, zachwyci… Cóż, ocenę
pozostawiam Wam, a osobiście cieszę się, że mogę podzielić się nim właśnie
tutaj. Zatem zapraszam do czytania.
***
Ławka
Był mroźny, grudniowy wieczór, gdy stojąc pod blokiem,
patrzyła się w niebo, wdychając dym z papierosa. Nigdy nie dopuszczała do
siebie myśli, że mogłaby zacząć palić, ale zbyt wiele negatywnych emocji się w
niej skumulowało, tak, że jedyną ucieczkę widziała w kolejnych nałogach… Jej
pierwszym był w końcu on, a dokładniej ta chora miłość, którą go obdarzyła, a o
jakiej bała się mu powiedzieć. Tak, była słaba, cholernie słaba. Myślała, że
przestała czuć cokolwiek widząc, że to nie miałoby sensu, ale nie, to nadal
siedziało gdzieś głęboko. Kochała go. "Idiotka" - to słowo zbyt często
przechodziło teraz przez jej myśli. W każdym facecie starała się znaleźć jego
cechy, a że było to niemożliwe, nie potrafiła zainteresować się dłużej kimś
innym. Ciągle w jej głowie widniała tylko jego postać. Na wszelkie sposoby
starała się to wyrzucić. Bezskutecznie. Jeszcze teraz, ta cholerna wiadomość
jaką przeczytała, sprawiła, że czuła się już całkowicie pozbawiona wszelkich
nadziei. Z drugiej strony, skąd mógł wiedzieć, co ona czuje do jego osoby,
jeśli mu nie powiedziała? Miał prawo zakochać się w innej... Sama zadała sobie
ból przez brak odwagi. Wędrując myślami po ścieżce wspomnień, jakie
malował jej umysł, nie zdawała sobie sprawy, jak długo już stoi pod tym
obskurnym blokiem w mieście, które stało się jej przekleństwem, trzymając
niedopałek w dłoni. Z wściekłością rzuciła go na ziemię i zamiast wrócić do
swoich czterech ścian, zaczęła biec. Nie bała się nocy. Tego, że może spotkać
nieprzychylnych ludzi. Miała to gdzieś. Bo nic się nie liczyło oprócz niego. A
skoro mieć go nie mogła, jaki był sens jej istnienia?
Biegła więc coraz szybciej, a lekki mróz sprawił, że jej
policzki zrobiły się rumiane, wiatr z kolei układał złote kosmyki tak, jak mu
się podobało, a sama czuła, że po zmarzniętej twarzy spływa maleńka łza. Otarła
ją, bo nie chciała kolejnych objawów swojej słabości. Od zawsze była zbyt
emocjonalna, co z jednej strony traktowała jako zaletę, lecz w
chwilach takich jak ta, jej natura stawała się przekleństwem. W pewnym sensie
brak odwagi sprawił, że czuła się jak wrak człowieka. Może nawet nie sama
miłość, jaką żywiła do niego potęgowała to odczucie, jak i dodatkowe problemy,
o których w obecnej chwili myśleć nie chciała. Zastanawiała się, co jej z bycia
na tym świecie, skoro bez ryzyka i walki o własne uczucia, tak naprawdę w pełni
nie żyła. Po kilkunastu, a może już nawet kilkudziesięciu minutach, nogi
zaczęły odmawiać posłuszeństwa, lecz jeszcze zaledwie parę metrów dzieliło ją
od pobliskiego parku. Zawsze z lekką pogardą myślała o wszelkich przejawach
zieleni w miastach, bo co jej z paru drzewek, wśród wszechobecnego hałasu,
brudu, ohydy pobliskich dzielnic? Do tego rozpadające się, porysowane przez
dzieciaki czy jeszcze gorzej – opisane wulgaryzmami „kibiców” ławeczki. Śmiechu
warte. Jeszcze teraz, zimą, było to jedynie skupisko drewnianych kawałków
drewna, na których zmęczony spacerem człowiek, może przez chwilę usiąść i
odpocząć, jak i pojedynczych drzew, pozbawionych liści, jedynie ze zmarzniętymi,
oszronionymi gałęziami. A mimo to wiedziała, że w tej chwili przepełnia ją nienawiść
do wszystkiego wokół, a przecież wracała w to miejsce ilekroć było źle. Tak,
jakby cały ten ruch tłumu, obecny miejski świat przestał istnieć gdy oddawała
się własnym przemyśleniom na tej jednej z wielu, zniszczonych ławek. Tej nocy
nie miała ochoty wracać na mieszkanie, udawać przed współlokatorkami, że nic
się nie stało, choć z drugiej strony wiedziała, że to samolubne, bo zaczną się
martwić. Wysłała zatem krótką wiadomość: "jestem u znajomej, wrócę
rano". Nienawidziła kłamstwa, a w tej chwili sama się go dopuściła. Zdała
sobie jednak sprawę, że musi tak zrobić, bo jedyne czego chciała w tym
momencie, to pozostać właśnie sama ze sobą i mętlikiem jaki utworzył się w jej
głowie. Choć wizja spędzenia nocy na kawałku drewna pośród paru drzew nie była bezpieczna
to uznała że to nieważne, nic się jej nie stanie, w końcu musi choć raz być
silna. I ta myśl cały czas kotłowała się w jej głowie. Dlaczego więc nie umiała
podjąć ryzyka, wtedy gdy tak bardzo jej zależało? Może jednak nic nie czuła,
oszukiwała samą siebie? Zresztą wiedziała jak często jest niepewna swoich
uczuć, lecz już po chwili wróciła do niej świadomość, że próbuje bezskutecznie
przekonać się do zmiany tego, czego tak łatwo wyzbyć się nie da. Kochała go i
nic w tym momencie nie potrafiło tego zmienić.
Siedząc tak samotnie na tej zimnej, spróchniałej ławce,
pogrążona nadal w tych samych, nie mających już żadnego sensu, myślach,
wpatrzona w niebo, na którym widniał jedynie mały skrawek księżyca, nie
spostrzegła, że niedaleko niej, na drugim końcu tego kawałka drewna,
praktycznie bezszelestnie przysiadł się młody mężczyzna, od dłuższego już czasu
przyglądający się porcelanowej twarzy dziewczyny, której wyraz nie
oddawał żadnych uczuć. Tak, jakby wpatrzona w jeden punkt, chciała zagłębić się
w samej sobie szukając prawdziwego oblicza, bądź przyczyny zagubienia w jakim
się znalazła, bo od razu zauważył, że coś jest z nią nie tak, jak powinno,
jakby skręciła w nie tą ścieżkę życia, którą chciała. Po chwili dotarło do niej
jednak, że ktoś ją obserwuje, odwróciła się gwałtownie i spojrzawszy na swojego
towarzysza, mimowolnie się wzdrygnęła. Sama nie wiedziała, czy ze strachu, w
końcu wokół nie było nikogo oprócz ich dwójki, zresztą chyba nikt nie byłby na
tyle głupi, by plątać się samotnie w nocy... "A, no tak, z wyjątkiem
mnie" pomyślała. Jednak z drugiej strony to spojrzenie jego ciemnych,
mrocznych oczu tak ją zachwyciło... Nie była pewna, jak zareagować, więc po
prostu założyła na uszy słuchawki i nadal wpatrzona była w ciemność. A on?
Zaniemówił, gdy spojrzał w jej duże oczy koloru tak cudownego jak nigdy dotąd
nie udało mu się ujrzeć. Były jak szmaragdy, lecz mimo że piękne, przepełnione
pewnego rodzaju bólem, jakby wychodził z wewnątrz tej młodej osóbki. Jej twarz,
mimo że tak blada, zachwycała, a kiedy przeniósł swój wzrok na jej koralowe
usta, pomyślał jak cudowny musi być jej uśmiech, gdyby tylko nie ten smutek i
kiedy już miał zamiar o coś zapytać, ona po prostu odwróciła głowę, oddając się
muzyce. Lecz nie chciał dać za wygraną, więc przybliżywszy się cicho, wyciągnął
z jej ucha słuchawkę i szeptem zapytał:
-Co Cię tutaj sprowadziło?
Tak bardzo jak wtedy, jeszcze nigdy się nie wystraszyła,
czując oddech na swojej szyi i cichy, lecz męski szept. Co on sobie wyobrażał,
tak się do niej zbliżając i jeszcze zakłócając jej myśli? W jednej sekundzie
naprawdę poczuła strach, pomieszany ze złością tak, że miała ochotę wstać i
uciec stamtąd jak najszybciej, na odchodnym mówiąc mu co myśli o całym męskim
gatunku, ale gdy spojrzała znowu w te czekoladowe oczy, coś w niej zmiękło.
Nagle straciła swój cały sarkazm i wyjąkała tylko ciche:
-Nie wiem...
Po czym mimowolnie się rozpłakała. Nie wiedziała czym było
to spowodowane, może troskliwym spojrzeniem, jakim uraczył ją siedzący tuż obok
mężczyzna, a może po prostu nadmiar emocji, jaki się w niej skumulował
wybuchnął w tym momencie ze zdwojoną siłą. Jednak nie zważała na to, że wygląda
jak mała, zagubiona dziewczynka, która sama nie wie, czego chce, a po prostu
pozwoliła łzom płynąć... On nie wiedząc jak zareagować, patrzył na tę bezbronną
osóbkę, z oczu której płynął strumień maleńkich kropelek, więc w końcu chcąc
jakoś ją wesprzeć, delikatnie wziął jej dłoń i z niezmiernym spokojem w głosie
powiedział:
-Przyglądałem ci się już od jakiegoś czasu, od razu widząc,
że coś cię gryzie. Nie wiem, czy chcesz się otworzyć, ale czasami lepiej
powiedzieć o swoich problemach całkowicie obcej osobie. Patrząc na ciebie,
widzę ogromne zagubienie, jakbyś sama nie była już pewna którą drogą podążać,
jednocześnie nie mając nikogo, kto mógłby cię wesprzeć. Więc możesz płakać
jeszcze ile tylko chcesz, albo jeśli wolisz, porozmawiać ze mną.
Zaskoczył ją jego aksamitny głos, pełen takiej troski,
jakiej od dawna nie doświadczyła od żadnego ze swoich przyjaciół, których
zresztą nie chciała obarczać własnymi rozterkami miłosnym. Odkąd pamiętała,
była osobą, która niechętnie otwierała się przed ludźmi, jakby bojąc się, że w
którymś momencie może zostać zraniona, co więcej, sama chętniej pomagała innym,
aniżeli miałaby mówić o tym, co ją gryzie. Stąd dusiła wszystko w sobie, lecz w
tym momencie, nie wiedząc dlaczego, czuła, że może powierzyć mu sekrety, jakie
chowało jej rozkruszone serce. Otarła więc ostatnie łzy i starając się przybrać
jak najbardziej spokojny wyraz twarzy odpowiedziała:
-Zagubiłam się w swoich uczuciach, zabrakło mi odwagi, by o
nie zawalczyć, ja po prostu... - przerwała, czując jak głos się jej łamie, po
czym szybko dodała - ... nie umiem chyba jednak otwierać się przed ludźmi.
Chciała wstać i odejść jak najszybciej z tego miejsca, od
człowieka, o którym przecież nie wiedziała niczego, a jeszcze parę sekund
wcześniej, zachciało jej się przed nim wylewać swój ból. Dobre sobie! Karciła
się w myślach za tę chwilę słabości, po czym zerwała się z tej zimnej ławki,
lecz nie dane jej było zrobić ani kroku, gdy silna ręka złapała jej ramię.
Górował nad nią wzrostem, tak że patrząc w jej oczy, nie zobaczył tam już
smutku, a furię pomieszaną z lękiem, lecz tym, co najbardziej przykuło
jego uwagę, była jakaś iskierka dobroci. Nie mógł pozwolić jej teraz odejść, bo
czuł, że odnalazł w niej coś, czego szukał od dawna, a nie zobaczył w nikim
innym, jak i w samym sobie. W końcu znał swoje cechy, wiedział, że daleko mu do
ideału, niejednokrotnie popełniał błędy, raniąc przy tym innych ludzi, a
zrozumiał swoje postępowanie dopiero wtedy, gdy sam został potraktowany w
sposób, o jakim nigdy by nawet nie pomyślał i tym, co najbardziej wtedy ucierpiało,
była jego duma. Tak więc trzymał mocno jej rękę, nie zważając na konsekwencje,
gdy usłyszał jej oschły głos:
-Puść mnie w tej chwili! Za kogo ty się uważasz? Zakłócasz
mój spokój, kiedy chciałabym w ciszy przemyśleć wszelkie sprawy, robisz z
siebie jakiegoś psychologa… Zostaw mnie.
-A jeśli nie, to co? – ewidentnie się z nią droczył –
jesteśmy tutaj sami, co prawda wokół ulice, może ktoś by akurat tędy przechodził,
ale po co się szarpać, skoro możesz zostać i dać sobie pomóc, nie chcę cię
skrzywdzić, zaufaj mi, proszę – dokończył szeptem, a spojrzenie jego ciemnych
oczu, znowu sprawiło, że coś w niej pękło i nie potrafiła zrozumieć, jak to
możliwe, by nagle cała złość z niej wyparowała. Roześmiała się jedynie gorzko,
z powrotem siadając na ławce i tym razem już z całkowitym spokojem w głosie
zaczęła opowiadać to, co od tak długiego czasu ją dręczyło, coś, będącego
banalną rzeczą, ale wbrew pozorom nie dającej jej normalnie funkcjonować.
-Tak, jak zaczęłam wcześniej, zagubiłam się w swoich
uczuciach, nie potrafiąc podjąć ryzyka by o nie zawalczyć. Wiesz, to wszystko
wydaje się być tak bardzo błahe, zdaję sobie sprawę z tego, że na świecie są o
wiele gorsze rzeczy, ludzie mają tysiące innych, poważniejszych problemów, stąd
nie lubię narzekać na swoje, które w obliczu różnorodnych rzeczy, jakie dzieją
się każdego dnia, są jedynie mała kropelką w ocenie. Jednak nie pozwalają mi w
pełni cieszyć się życiem, a cała sytuacja jaka się z tym wiąże sprawiła, że z
optymistycznej mnie zrobiła się obca osoba pełna goryczy, braku chęci do
czegokolwiek… O czym mówię, zapytasz? Nie tak trudno zgadnąć, że jak zawsze,
wiąże się to z miłością. Zakochałam się, ot tyle, bądź aż za wiele, w kimś
niezwykle mi bliskim, ale nie aż tak, by móc wiązać z tym większe nadzieje. Rozumiemy
się bez słów, potrafimy rozmawiać ze sobą godzinami, ale on nie zdaje sobie
choćby w maleńkim stopniu sprawy, jak bardzo mi na nim zależy. Jednak od zawsze
myślałam, że powiedzenie tego wszystkiego, zniszczy więź jaka się między nami
wytworzyła, stąd nie znalazłam w sobie odwagi, by móc to z siebie wyrzucić.
Chciałam zapomnieć, zniszczyć to, co czuję, ale w każdym mężczyźnie szukałam
jego cech. Tej inteligencji, tego poczucia humoru, może czasami denerwującego,
ale jakie ja świetnie rozumiałam, tej troski, jaką obdarza każdego, kto ma dla
niego znaczenie, także i mnie, lecz… wiem, że nigdy nie na tyle, jakbym
chciała, a wszystko kończy się na przyjaźni. Widzisz, zaprzepaściłam swoją
szansę, bo wiem, że on raczej nigdy nie poczułby tego co ja, a choćbyśmy nie
wiem jak bardzo czegoś pragnęli, nie da się zmusić nikogo do miłości. To musi
przyjść samo, jako impuls i pozostać w sercu na długo, jeśli nie na zawsze. Mnie
spotkało nieodwzajemnione uczucie, choć pewna tego do końca nie byłam, teraz
wiem, że nigdy nie zobaczyłby we mnie kogoś więcej, niż jedynie przyjaciółkę. Poza
tym, zakochał się w kimś, więc to spotęgowało cały mój żal, jaki mam w sobie od
paru miesięcy. Widzisz, siedząc tutaj samotnie, zaczęłam godzić się ze
świadomością, że tak widocznie musi być, lecz to, czego zaakceptować nie mogę,
to braku swojej odwagi. Może gdybym wcześniej powiedziała mu co czuję, nie
zniszczyłabym niczego, a nawet jeśli wszystko uległoby destrukcji, przynajmniej sekrety, jakie chowałam w
swoim sercu, nie przepaliłyby mi go na wylot, zostawiając jedynie rozkruszone
miejsce, gdzie do teraz tli się mały płomyk miłości do niego. Nie wiem ile
czasu minie, gdy zrozumiem, że może to uczucie nie było tak silne, jak mi się
wydawało, albo po prostu nie przeznaczone mojej osobie, ale w obecnej chwili
nie potrafię wybaczyć sobie, że nie podjęłam żadnego ryzyka, a zrobienie tego
teraz i tak już niczego nie zmieni…
-Nie – powiedział dobitnie – zmieni.
-Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – zapytała, a w jej
oczach na nowo pojawił się smutek – to już nie ma sensu, nic tak naprawdę nigdy
go nie miało, a ja żyłam jedynie marzeniami, nie próbując z nimi czegokolwiek
zrobić, bo od razu skazałam siebie na porażkę.
Lecz on uśmiechnął się lekko, tak, że poczuła w swoim sercu
jakieś nieznane dotąd ciepło, po czym kolejny raz z tą cudowną troską w głosie
powiedział:
-Jeśli zaryzykujesz, choćby teraz, kiedy jak sama uważasz,
to i tak nie będzie mieć możliwości spełnienia, przynajmniej uwolnisz samą
siebie od uczuć, które ciążą gdzieś głęboko wewnątrz, nie pozwalając ci pójść
na przód, by móc szukać swojego szczęścia gdzieś indziej, bądź co lepsze –
pozwolić jemu znaleźć ciebie. Jesteś wyjątkowa, to widać od razu i pewnie
pomyślisz, że mówię tak każdej osobie, ale tak nie jest, więc nie możesz
pozwolić, by któregoś dnia na nowo powróciły do ciebie setki pytań „co by było,
gdybym wtedy postąpiła inaczej? Może jednak coś by się zmieniło?” Musisz się
przełamać, jeśli chcesz by ta obca osoba zniknęła, a powróciła optymistyczna
wersja ciebie, o jakiej sama mówiłaś.
Lecz do niej takie słowa nie potrafiły dotrzeć, a jedyne,
co przeszło przez jej usta, to krótkie:
-Niczego nie rozumiesz, to nie jest tak łatwe, jak się
wydaje.
On nie wiedział, że przekonanie jej do podjęcia ryzyka
będzie wymagało powrotu do jego własnej przeszłości i otworzenia samego siebie,
lecz to, co sprawiło, że postanowił opowiedzieć własną historię to dobroć, jaką
ujrzał w szmaragdowym wzroku tej dziewczyny, parę sekund wcześniej.
-Nic nie jest łatwe – zaczął, próbując zebrać myśli w
jedną, sensowną całość – lecz uwierz, że można odnaleźć w sobie tą odwagę. Nie
jestem człowiekiem idealnym, popełniłem mnóstwo błędów, odrzucałem osoby, które
starały się dla mnie, bo w głowie miałem tylko zabawę, znajomych, przelotne
romanse. Raniłem przy tym mnóstwo kobiet, aż któregoś dnia jedna z nich odważyła
się uderzyć w mój czuły punkt – dumę. Widzisz, zakochałem się, nic dziwnego - była
piękna, miała cudowny uśmiech, który roztapiał wszelki lód. Po sporym czasie
zostaliśmy parą, a nikt z moich dawnych znajomych nie rozumiał jakim cudem,
potrafiłem się w końcu związać z kimś na dłużej, ale ja wiedziałem, że jej nie
mógłbym skrzywdzić. Marzyłem o wspólnym życiu z nią, wyobrażałem sobie jak
wyglądałby nasz dom, nigdy wcześniej nie odnalazłem w sobie romantyka, jak
wtedy, gdy byliśmy razem.
Zamilkł na chwilę, jak gdyby starając się przejść do sedna
swojej historii, lecz żadne słowa nie wydawały się pasować do tego, co chciał
powiedzieć. Ona zauważyła to wahanie, więc szepnęła:
-Lecz coś się zmieniło, prawda?
-Tak – przytaknął – zdecydowanie. Chciałem się jej oświadczyć,
byłem tak szczęśliwy, ale wiesz co się stało? Ona po prostu powiedziała, że nie
jestem dla niej tym, z kim chciałaby dzielić życie. Stwierdziła, że od zawsze
kochała kogoś innego, a ja byłem tylko substytutem. Nie wiedziała, jak mi o tym
powiedzieć, a nie chciała odejść bez słowa, lecz w końcu podjęła to ryzyko, na
mnie zrzucając szereg chłodnych słów. I widzisz, sam przed sobą w tym momencie
musiałem przyznać, że to zabolało. Nie miałem innego wyjścia, jak znaleźć
odwagę, by powiedzieć prosto do lustra, patrząc na człowieka, jaki tam był, że
ja, wielki „amant”, ten, który złamał tyle serc, doświadczył swojego
postępowania na własnej skórze. Przyznałem się przed samym sobą, że nie byłem
nigdy w porządku do kobiet, lecz wymagało to ogromnej odwagi, pochodzącej
gdzieś z wnętrza, by zrozumieć, kim byłem i zrobić wszystko, by stać się lepszą osobą. Chcę ci uświadomić, że gdyby ona wtedy się nie przełamała i nie
rozkruszyła mi co prawda serca, ale nie powiedziała szczerze, co myśli, nie
zrozumiałbym wielu rzeczy, a przede wszystkim nie spróbował na nowo zbudować
własnej osobowości. Dlatego musisz zaryzykować, bo kto wie, może on zrozumie,
że jednak czuje do ciebie coś więcej, a wtedy szczęście, o którym marzyłaś,
stanie się rzeczywistością? A nawet jeśli nie, to uwolnisz samą siebie od
uczuć, jakie ściągają twoje serce w przepaść…
Nastało między nimi milczenie, ona przez cały ten czas
starała się poukładać jego historię w całość, znaleźć jakiś związek pomiędzy
własnymi rozterkami i mimo że był niewielki, uwzględniał jedno – podjęcie
ryzyka, nawet jeśli wydawało jej się to zbyt trudne i w tej chwili nie mające
sensu, to mogło zmienić naprawdę wiele, a nigdy się nie dowie, jeśli nie
spróbuje. Spojrzała na jego twarz, nie wykazującej żadnych emocji, lecz po
której spłynęła bezbarwna kropla. Nie mogła uwierzyć, że płakał, nie wiedziała,
jak się zachować, więc położyła dłoń, na jego ramieniu i powiedziała jedynie:
-Dziękuję ci. Naprawdę tak bardzo ci dziękuję. Wybacz, ale
muszę iść, zrobić to, co od dawna powinnam była uczynić, a cokolwiek się
stanie, to już nie ma znaczenia, bo wiem, że pomoże mi to zacząć wszystko od
nowa.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, pragnął ją zatrzymać, ale
żadne słowa nie wydawały się być odpowiednie. Więc uśmiechnął się jedynie blado
i skinął głową, a ona jakby czytając w jego myślach, szepnęła:
-Wiem, że jeszcze się spotkamy, bo to nie mogło być
przypadkowe.
Po czym odwróciła się i udała z powrotem do swojego
mieszkania. Jej współlokatorki już spały, więc cicho włączyła laptop i stukając
delikatnie, zmarzniętymi jeszcze palcami, o klawiaturę, patrzyła jak na ekranie
pojawiają się kolejne słowa opisujące to wszystko, co tak długo tłumiła w
sobie. Wiedziała, że rozmowa w cztery oczy byłaby lepszym rozwiązaniem, ale bała się, że mogłaby wkrótce zmienić zdanie, więc skończywszy swoją historię, jeszcze przez ułamek
sekundy pojawiło się wahanie, lecz gdy tylko przypomniała sobie te czekoladowe oczy, z
których spłynęła łza, kliknęła „wyślij”. Nie wiedziała jakie będą tego
konsekwencje, ale w obecnej chwili nie miało to znaczenia, bo poczuła, jakby
coś z wnętrza niej samej, zniknęło, a lekkość ogarnęła jej serce, które z
czasem sklei w jedną całość - tego była pewna. Myśli z kolei opuścił chaos, który towarzyszył jej
każdego dnia, a sama po prostu otarła resztę łez i z uśmiechem na ustach,
cichutko szepnęła do ciemności jaka ją ogarniała:
-Bo życie zaczyna się teraz, dokładnie teraz…
***
Mam nadzieję, jak pisałam we wstępie, że jednak to, co
umieszczone zostało na wirtualnym papierze, a wyszło z mnóstwa moich myśli,
choć w małym stopniu się spodobało. Zdaję sobie sprawę, że wszystko wymaga
dopracowania, zatem nie jest ono na pewno idealne, zresztą co tak naprawdę
jest? No właśnie. Wiem tyle, że starałam się po prostu wykorzystać pomysł, jaki
wpadł mi do głowy, ale jak już też napisałam wyżej, ocenę pozostawiam Wam.
Postaram się w niedługim czasie dodać coś nowego. Jakiś felieton, recenzję,
może znów skrawek własnej twórczości? Zobaczymy. Póki co, trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)