"Jeżeli kogoś kochasz, mów o tym. Bo jeśli tego nie zrobisz, pewnego dnia będzie za późno. To nie żadne gdybanie. Naprawdę będzie za późno. Jesteśmy tylko przez chwilę małymi trybikami we wszechświecie. Pewnego dnia nasz czas się kończy i już. Nie ma prób. Nie ma powtórek. Nie ma drugich szans. Jest tylko jedna, więc musisz ją wykorzystać i żyć tak, jak chcesz. Nie ma znaczenia, czy masz wielkie ambicje, czy może wystarcza ci życie, które inni mogliby uznać za przeciętne. Jeżeli jesteś szczęśliwa, przeżyłaś je jak należy..."
Książki, które wzbudzają emocje sprawiając, że czytelnik wraz z bohaterami przeżywa chwile radości, złości, a także smutku czy rozczarowania to takie, jakie cenię najbardziej. Jeżeli dodatkowo dane historie skłaniają do przemyśleń, to stają się tymi wyjątkowymi. Właśnie taka jest powieść Tammy Robinson - "Twoje fotografie" - niepozorna książeczka, która wycisnęła z moich oczu łzy i sprawiła, że na chwilę zatrzymałam się i spojrzałam na swoje życie, doceniając to, że je mam.
Główna bohaterka książki - Ava - w dniu swoich dwudziestych ósmych urodzin dowiaduje się o wznowie raka, z którym toczyła walkę trzy lata wcześniej. Jednak tym razem diagnoza nie pozostawia już żadnej nadziei - został jej maksymalnie rok życia. Dziewczyna postanawia więc spełnić swoje marzenie i zorganizować... ślub. Istnieje jeden poważny problem - brak pana młodego, lecz Ava postanawia zrobić to dla samej siebie: zamiast pogrzebu, urządzić ceremonię swojego życia. Jednak poprzez pewną akcję zainicjowaną przez jej przyjaciółkę, w całe wydarzenie angażują się media oraz inni ludzie, chcący pomóc Avie zrealizować jej ostatnie marzenie. Co więcej, nagle na jej drodze stają też uczucia - lecz czy kobieta będzie w stanie pokochać tylko po to, by następnie umieć się pożegnać? Jak z tymi wszystkim wydarzeniami poradzą sobie jej bliscy? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po "Twoje fotografie".
Nie znałam twórczości tej autorki, stąd też sięgając po książkę nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Okazało się jednak, że od pierwszych stron styl, jakim się posługuje niezwykle przypadł mi do gustu. Pisze ona bowiem w sposób dość prosty i łatwy w odbiorze, a jednocześnie nie pamiętam już kiedy to zużyłam tak wiele karteczek indeksujących zaznaczając każdy fragment, jaki do mnie trafiał. Co więcej, autorka pisze w taki sposób, który skłania do przemyśleń i wplata w tę historię taki ogrom emocji, że wręcz w którymś momencie całkowicie przelewają się na czytelnika.
Tematyka, jakiej dotyczy ta książka jest trudna i niezwykle przygnębiająca, bo nie ukrywajmy, ale raczej choroba, która powoli odbiera czyjeś życie, zjadając wręcz organizm od środka, nie należy do wesołych tematów, tak samo jak wizja odejścia i pogrążonych w żałobie bliskich. Jednak autorka w taki sposób "ugryzła" ten temat, by dał on do myślenia nam, ludziom, którzy często nie doceniają swojego życia. Ta historia pokazuje też, jak ciężko jest się pogodzić z myślą, że raptem kilka miesięcy to czas, jaki pozostał i podczas którego chciałoby się zrobić jak najwięcej, a przede wszystkim pozostawić bliskim jak najlepsze wspomnienia.
Jednak tym, co najbardziej ta książka uświadamia to fakt, by doceniać każdą chwilę - zwykły zapach kawy o poranku, zachód słońca, czułe pocałunki czy nawet budzik dzwoniący o tej przeklętej piątej rano, bo to, że wciąż dzwoni i budzi nas do pracy przynajmniej pokazuje, że ciągle żyjemy, że wciąż mamy szansę na to, by być szczęśliwymi ludźmi, by układać sobie życie i nawet popełniać błędy, bo przecież nikt nie jest idealny.
Stąd też historia Avy, tego, jak bardzo kochała swoich bliskich i jak wielkim uczuciem oni ją darzyli, sprawiła, że przez kilkanaście ostatnich stron nie byłam w stanie pohamować łez płynących po moich policzkach. Przekładałam kolejne kartki drżącymi rękami, czując ogrom emocji i wręcz mając wrażenie, jakbym rozumiała ból bohaterów, bo przez całą książkę bardzo zżyłam się z główną bohaterką, jej wszelkimi przemyśleniami i po prostu tym, jaką była osobą. Dlatego polecam tę historię z czystym sercem - to smutna, lecz przepiękna powieść, jaka pokazuje, by doceniać życie.
Bohaterowie zostali wykreowani świetnie. Jak już wspomniałam, zżyłam się z samą Avą - to dziewczyna, której faktycznie ciężko pogodzić się z tym, że akurat ją spotkał taki los, a jednocześnie mimo to wciąż stara się pozostać pozytywną i próbuje wycisnąć z tych ostatnich chwil jak najwięcej dobrego. Bardzo polubiłam też oczywiście rodziców dziewczyny, jak także jej przyjaciółki - wszyscy bliscy Avy na swój sposób przeżywali swój wewnętrzny ból, próbując pogodzić się z wizją odejścia dziewczyny. Pozostaje także James - postać, którą zapewne nie jedna z nas chciałaby spotkać w realnym życiu i nie, wcale nie został aż tak wyidealizowany - miał też swoje wady, zawahania, a mimo wszystko stał się dla Avy bezpieczną przystanią przy krańcu jej życia. Stąd też kreacja postaci również przypadła mi do gustu.
Podsumowując, "Twoje fotografie" to przepiękna, do głębi wzruszająca historia, która niesie jednocześnie ze sobą przesłanie, by korzystać z życia jak tylko umiemy i robić wszystko, byśmy byli szczęśliwi, bo nikt z nas nigdy nie wie, co jeszcze nas czeka i jak dużo czasu nam zostało.
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Wiele o tej książce słyszałam. Mam na nią ogromną ochotę!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej książki!
OdpowiedzUsuń"Twoje fotografie" to książka, która chwyta za serce i wywołuje łzy. Ale jest w tej historii coś, co sprawia, że ogromnie motywuje do oddychania pełną piersią i pogoni za swoim szczęściem. Tytuł niesamowicie wzruszający, ale z całą pewnością warty przeczytania. I to jak najszybciej! :)
OdpowiedzUsuńCzytam i wiem,że to książka dla mnie. Widzę w niej wiele emocji i momenty na przemyślenia, lubię takie książki, dopisuję ją sobie do listy zakupowej :)
OdpowiedzUsuń