Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Love, Rosie
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Ocena: 5.5/6
|
Tak było i tym razem... Moim oczom ukazała się książka "Love, Rosie" (dwoją drogą książka ta wcześniej wydana została pod tytułem: "Na końcu tęczy", natomiast ze względu, że na podstawie tej lektury powstał film, została stworzona inna oprawa graficzna, jak i tytuł) autorstwa Cecelii Ahern, w cenie tak przyciągającej, że nie mogłam jej nie nabyć. Oczywiście skojarzyłam, że na jej podstawie powstał film, o którym ktoś opowiadał mi, że całkiem dobrze się go oglądało, a także czytałam na jakimś blogu recenzję książki, która była zdecydowanie na TAK. Więc po tym krótkim namyśle, jak i błagalnym wołaniu owej lektury "weź mnie!", znalazła się w moich rękach... A ja bardzo szybko przez nią przebrnęłam, by móc napisać jej recenzję na blogu. Stąd - by już nie przedłużać, zapraszam Was do przeczytania krótkiego opisu historii zawartej w tej książce, a także swojej ogólnej oceny fabuły jak i bohaterów.
Alex i Rosie to przyjaciele, którzy znają się od dziecka. Uwielbiają spędzać ze sobą czas, są praktycznie nierozłączni. Wspólnie przeżywają różne przygody, jak i często wpadają w tarapaty. To przykład ludzi, którzy są zdecydowanie najlepszymi przyjaciółmi. Jednak relacja jaka ich łączy, zostaje wystawiona na próbę w momencie, gdy Alex wraz z rodzicami musi przeprowadzić się z Irlandii do Bostonu... Od tej chwili ich życie lekko się komplikuje, bowiem dzieli ich tysiące kilometrów. Mimo wszystko piszą do siebie jak najczęściej, telefonują, zwierzając się ze swoich problemów, a także planując, że wkrótce znowu będzie jak dawniej. Rosie dostaje się bowiem na studia właśnie w Bostonie, jednak jej wspaniałe plany, komplikuje pewne wydarzenie, które sprawia, że tę dwójkę przyjaciół nadal dzieli ogromna odległość. Czy w zetknięciu z prawdziwym życiem, mnóstwem wydarzeń, jakie mają miejsce, ich przyjaźń przetrwa? Może przerodzi się w coś głębszego, a może całkowicie stracą ze sobą kontakt? Tego jednak dowiecie się, gdy sami sięgniecie po książkę "Love, Rosie".
To, na co warto zwrócić uwagę, to forma w jakiej książka została napisana. Otóż jest to zlepek listów, maili, a także różnych internetowych rozmów (chociażby na czacie), które odbywają się pomiędzy głównymi bohaterami, ale także wieloma innymi, występującymi w tej lekturze. Stąd nie znajdziemy tutaj zbyt wielu opisów chociażby miejsc, a także dialogów - z wyłączeniem rzecz jasna, tych rozmów na czacie. Mimo to, dokładnie wiemy co się wydarzyło, co dzieje się w danej chwili, a także często - co wkrótce ma mieć miejsce. Jedynie epilog jest nieco inny, gdyż to już krótki opis konkretnej sytuacji. Chociaż na początku czytania nieco drażniła mnie ta forma, ze względu na to, iż po prostu lubię przeróżne opisy, bardziej rozbudowane wątki, to z czasem tak bardzo wkręciłam się w historię Rosie i Alexa, że nie wyobrażam sobie, iż mogłaby zostać stworzona w inny sposób, jak właśnie w formie tych listów.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to niezwykle się z nimi zżyłam, mimo że za niektóre ich decyzje, miałam ochotę osobiście coś im zrobić... Jednak cały czas szłam z nimi tą ścieżką jaką sobie wybierali. Każde z nich ma swój własny świat. Rosie to osoba, która nie ma lekko, często życie wystawia ją na próbę, a mimo wszystko kobieta podnosi się za każdym razem i dąży do realizacji swoich marzeń. Alex z kolei osiąga sukcesy zawodowe, jednak jego życie prywatne nie zawsze jest tak szczęśliwe jakby chciał. Lekko drażniło (właściwie to w takim humorystycznym sensie) mnie w nim to, że przez całe trwanie książki, nie wiedział, jak poprawnie pisać słowo "wiem". Mimo wszystko najfajniejsze w czytaniu było przechodzenie z tymi bohaterami przez wszystkie etapy ich życia - od momentu dzieciństwa, poprzez pierwsze kroki stawiane w dorosłości, aż po ich bycie naprawdę dojrzałymi ludźmi, wiedzącymi czego chcą. Oczywiście nie mogłoby zabraknąć także postaci takich jak chociażby Ruby, która swoimi wypowiedziami niejednokrotnie mnie rozśmieszała, Katie - niezwykle barwnej osoby, Toby'ego, Josha, Stephanie, czy też nawet Kevina i Ruperta.
Muszę przyznać, że naprawdę podobała mi się ta książka. Mimo że liczyła ponad pięćset stron, przebrnęłam przez nią niezwykle szybko. Wręcz kiedy zaczęłam czytać, nie chciałam się od niej odrywać. Zdecydowanie doprowadza do łez: zarówno śmiechu, jak i wzruszenia. Historia bohaterów pokazuje, że życie nie zawsze jest takie jak sobie wymarzymy. Możemy coś planować, dążyć ku własnym celom, aż nagle świat rzuci nam kłody pod nogi i w jednej chwili wszystko co do tej pory wydawało nam się osiągalne, zmienia się w drobny pył. Jednocześnie relacja jaka łączyła tę dwójkę ludzi pokazuje, że prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko, nawet tysiące dzielących kilometrów czy zmieniające się spojrzenie na świat. Co więcej, ta relacja łącząca Rosie i Alexa uświadamia, że przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną często wystawiona jest na próbę: bo co, jeśli któreś zacznie czuć coś więcej? Wtedy pojawia się mnóstwo pytań: lepiej o tym zapomnieć czy może powiedzieć? A każda z tych opcji może nieść za sobą ryzyko... Historia tej dwójki przypomina mi poniekąd wydarzenia jakie miały miejsce w książce "Jeden dzień" (której recenzję również znajdziecie na blogu). Tam była dwójka przyjaciół (Emma oraz Dexter), których życie nie oszczędzało i często wystawiało na próbę, tak i tutaj mamy ludzi, jacy znają się praktycznie na wylot, a mimo wszystko mnóstwo przeciwności losu sprawia, że przyjaźń jaka łączy Rosie i Alexa nie jest łatwa. Tak czy siak, książka naprawdę mi się podobała, więc jeśli tylko macie trochę czasu wolnego, polecam by po nią sięgnąć.
Wiem, że na podstawie tej książki powstał film i bardzo chciałam go obejrzeć, by móc porównać ekranizację do historii zawartej w lekturze, jednak nie dane mi było znaleźć w internecie wersji, która nie byłaby zablokowana bądź nie wymagała podawania numeru telefonu, jakim to niekoniecznie chcę się dzielić w każdym możliwym miejscu... Więc myślę, że kiedyś na pewno obejrzę historię Rosie i Alexa na ekranie, natomiast na obecną chwilę dzisiaj pozostaje jedynie recenzja książki. A to, co ją dopełni, to oczywiście (tradycyjnie) godne uwagi cytaty:
To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Starałam się nakreślić pokrótce losy tej dwójki osób, a także zawrzeć własną opinię odnośnie tej książki. Myślę, że już nic więcej dodawać nie muszę, oprócz jeszcze raz zachęcenia Was by sięgnąć po tę lekturę, zwłaszcza wieczorową porą, przy kubku gorącej herbaty. Niedługo znów postaram się tutaj napisać, a póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
To, na co warto zwrócić uwagę, to forma w jakiej książka została napisana. Otóż jest to zlepek listów, maili, a także różnych internetowych rozmów (chociażby na czacie), które odbywają się pomiędzy głównymi bohaterami, ale także wieloma innymi, występującymi w tej lekturze. Stąd nie znajdziemy tutaj zbyt wielu opisów chociażby miejsc, a także dialogów - z wyłączeniem rzecz jasna, tych rozmów na czacie. Mimo to, dokładnie wiemy co się wydarzyło, co dzieje się w danej chwili, a także często - co wkrótce ma mieć miejsce. Jedynie epilog jest nieco inny, gdyż to już krótki opis konkretnej sytuacji. Chociaż na początku czytania nieco drażniła mnie ta forma, ze względu na to, iż po prostu lubię przeróżne opisy, bardziej rozbudowane wątki, to z czasem tak bardzo wkręciłam się w historię Rosie i Alexa, że nie wyobrażam sobie, iż mogłaby zostać stworzona w inny sposób, jak właśnie w formie tych listów.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to niezwykle się z nimi zżyłam, mimo że za niektóre ich decyzje, miałam ochotę osobiście coś im zrobić... Jednak cały czas szłam z nimi tą ścieżką jaką sobie wybierali. Każde z nich ma swój własny świat. Rosie to osoba, która nie ma lekko, często życie wystawia ją na próbę, a mimo wszystko kobieta podnosi się za każdym razem i dąży do realizacji swoich marzeń. Alex z kolei osiąga sukcesy zawodowe, jednak jego życie prywatne nie zawsze jest tak szczęśliwe jakby chciał. Lekko drażniło (właściwie to w takim humorystycznym sensie) mnie w nim to, że przez całe trwanie książki, nie wiedział, jak poprawnie pisać słowo "wiem". Mimo wszystko najfajniejsze w czytaniu było przechodzenie z tymi bohaterami przez wszystkie etapy ich życia - od momentu dzieciństwa, poprzez pierwsze kroki stawiane w dorosłości, aż po ich bycie naprawdę dojrzałymi ludźmi, wiedzącymi czego chcą. Oczywiście nie mogłoby zabraknąć także postaci takich jak chociażby Ruby, która swoimi wypowiedziami niejednokrotnie mnie rozśmieszała, Katie - niezwykle barwnej osoby, Toby'ego, Josha, Stephanie, czy też nawet Kevina i Ruperta.
Muszę przyznać, że naprawdę podobała mi się ta książka. Mimo że liczyła ponad pięćset stron, przebrnęłam przez nią niezwykle szybko. Wręcz kiedy zaczęłam czytać, nie chciałam się od niej odrywać. Zdecydowanie doprowadza do łez: zarówno śmiechu, jak i wzruszenia. Historia bohaterów pokazuje, że życie nie zawsze jest takie jak sobie wymarzymy. Możemy coś planować, dążyć ku własnym celom, aż nagle świat rzuci nam kłody pod nogi i w jednej chwili wszystko co do tej pory wydawało nam się osiągalne, zmienia się w drobny pył. Jednocześnie relacja jaka łączyła tę dwójkę ludzi pokazuje, że prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko, nawet tysiące dzielących kilometrów czy zmieniające się spojrzenie na świat. Co więcej, ta relacja łącząca Rosie i Alexa uświadamia, że przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną często wystawiona jest na próbę: bo co, jeśli któreś zacznie czuć coś więcej? Wtedy pojawia się mnóstwo pytań: lepiej o tym zapomnieć czy może powiedzieć? A każda z tych opcji może nieść za sobą ryzyko... Historia tej dwójki przypomina mi poniekąd wydarzenia jakie miały miejsce w książce "Jeden dzień" (której recenzję również znajdziecie na blogu). Tam była dwójka przyjaciół (Emma oraz Dexter), których życie nie oszczędzało i często wystawiało na próbę, tak i tutaj mamy ludzi, jacy znają się praktycznie na wylot, a mimo wszystko mnóstwo przeciwności losu sprawia, że przyjaźń jaka łączy Rosie i Alexa nie jest łatwa. Tak czy siak, książka naprawdę mi się podobała, więc jeśli tylko macie trochę czasu wolnego, polecam by po nią sięgnąć.
Wiem, że na podstawie tej książki powstał film i bardzo chciałam go obejrzeć, by móc porównać ekranizację do historii zawartej w lekturze, jednak nie dane mi było znaleźć w internecie wersji, która nie byłaby zablokowana bądź nie wymagała podawania numeru telefonu, jakim to niekoniecznie chcę się dzielić w każdym możliwym miejscu... Więc myślę, że kiedyś na pewno obejrzę historię Rosie i Alexa na ekranie, natomiast na obecną chwilę dzisiaj pozostaje jedynie recenzja książki. A to, co ją dopełni, to oczywiście (tradycyjnie) godne uwagi cytaty:
- "Myślę, że życie lubi nas od czasu do czasu wypróbować: czujesz, że się staczasz, coraz szybciej, a kiedy Ci się wydaje, że już dłużej tego nie wytrzymasz, nagle się poprawia."
- "Znowu znalazłam się w punkcie, gdy nie wiem, dokąd zdążam. Wygląda na to, że co kilka lat burzę całe swoje życie i zaczynam je budować od nowa. Nieważne co robię, i jak bardzo się staram, bo i tak nie osiągnę wyżyn błogostanu, prosperity i bezpieczeństwa, jak wielu innych ludzi. Nie mówię o zostaniu milionerką, życiu długo i szczęśliwie. Chodzi mi tylko o to, aby wreszcie móc się zatrzymać, przestać robić to, co robię, rozejrzeć się dookoła, odetchnąć z ulgą i pomyśleć, że wreszcie dotarłam tam, dokąd chciałam."
- "Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam gdzie się zatrzymasz dopadnie cię twoje życie."
- "W życiu nie ma nic pewnego, ale jedno wiem - trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów, przyjąć odpowiedzialność za swoje uczynki."
- "Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić."
- "Teraz już wiem na pewno, że tam, na końcu tęczy, czeka na mnie spełnienie marzeń."
To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Starałam się nakreślić pokrótce losy tej dwójki osób, a także zawrzeć własną opinię odnośnie tej książki. Myślę, że już nic więcej dodawać nie muszę, oprócz jeszcze raz zachęcenia Was by sięgnąć po tę lekturę, zwłaszcza wieczorową porą, przy kubku gorącej herbaty. Niedługo znów postaram się tutaj napisać, a póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Oglądałam film ksiązki niestety nie zdążyłam jeszcze obejrzeć ale na pewno to nadrobię. POZDRAWIAM :*
OdpowiedzUsuńhttp://marta-sieradzka.blogspot.com/
Dość ciekawa książka. Może kiedyś przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńAni filmu, ani książki nie czytałam, ale widziałam dużo pozytywnych recenzji, muszę w końcu znaleźć chwilę. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
alenajpierwkawa.blogspot.com
Polecam, ale najpierw oczywiście książkę, potem film :)
UsuńKsiążka również bardzo mi się podobała! <3
OdpowiedzUsuńOstatnio pojawiła się nowa wersja filmu, na zalukaj chyba :) Polecam! :D
Pozdrawiam,
W.
Dziękuję, sprawdzę tam. Również pozdrawiam! :)
UsuńBrzmi ciekawie. Akurat kończę książkę, więc chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz :)
Oj chyba się za coś muszę wziąć :)
OdpowiedzUsuńczekolaadowanuutii.blogspot.co.uk
Kiedy kończyłam swój poprzedni komentarz, mój komputer uznał że to kibolska banda słów, dlatego postanowił się zresetować. Komentarz był długi, był fajny i był pełen pochwał. Primo, chwaliłam Cię bardzo za początek, ponieważ wiem co czujesz. Też jestem książkoholikiem czy też książkofilem, ale ceny... Jak książka może kosztować więcej niż pół litra przystępnej wódki? Nie zaglądam do księgarń, bo na studiach nauczono nas, że po prostu nie ma sensu czytać literatury popularnej. Zwłaszcza na zajęciach takich, jak edytorstwo, gdzie każdy przyniósł coś i... Było zabawnie. Profesorka prawie zawału dostała jak dostała jedną z książek do ręki.
OdpowiedzUsuńJednakże, ja żadnej literatury się nie boję i podobnie jak Ty, marzę o całej biblioteczce książek. Moich książek. Pomijając, że aktualnie zbieram całą literaturę Freuda, bardzo często odwiedzam pchle targi. Mam trzy w trasie na uczelnię, a tam znajduję książki po pięć złotych. Kupiłam sobie całą możliwą klasykę już.
Idąc dalej, cieszy mnie, że wspomniałaś o sposobie zapisania książki. Że nie jest to kolejna, nudna, mdła historia o miłości, parze kochanków i takie tam, bla bla bla. Pokazałaś, że o tandetnych i przejedzonych motywach można pisać w sposób ciekawy.
Co prawda, nie sięgnę po książkę, ani po film, bo nie lubię romansów (jak cholera nie lubię romansów), to gdybym je lubiła albo miała obojętny stosunek, już teraz siedziałabym na stronie biblioteki i szukała tego tytułu. Piszesz coraz lepiej recenzje, ja - jako czytelnik - jestem bardzo zadowolona.
W poprzednim komentarzu miałam jeszcze jakieś uwagi, ale nie pamiętam jakie, a co więcej, pytałam się czy nie masz dość takiego komentatora jak ja, co pisze eseje i chyba nie do końca na temat.
Uhm.Okey. To tyle z mojej strony, miłego dnia!
Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl po tym komentarzu to nie, nie mam dość takiego komentatora, a wręcz ciesze się, że ktoś w taki sposób pisze swoje przemyślenia odnośnie tego, co tutaj czyta. Bardzo dziękuję zatem za tak rozbudowane, pełne konkretnej treści, komentarze.
UsuńCo więcej - cieszę się, że coraz lepiej wychodzą mi te recenzje, będę nadal starać się ulepszać to swoje pisanie.
A co do tych książek - miło, że ktoś wie, co czuję... I też właśnie często poszukuję miejsc, gdzie mogłabym nabyć coś za przykładowo pięć złotych, bo to naprawdę świetne, że za nie tak duże pieniądze można poszerzać tą swoją biblioteczkę. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dla mnie ta książka była zwykła pisaniną autorki, która chyba nie bardzo zna prozę życia. Nie no, mnie Love, Rosie nie urzekła, nie podobała mi się, bohaterowie byli beznadziejni, a forma nie dawała mi się kompletnie wbić w powieść. :) Ale każdemu podoba się coś innego, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. :) Gusta są różne, więc jedna osoba będzie zachwycona daną książką, kiedy dla innej jest ona beznadziejna, z kolei przy innej może być odwrotnie.
UsuńPozdrawiam! :)
Blog został nominowany do LBA, gratulujemy! :) ---> zatraconewinnymswiecie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, jednak nie jestem pewna, czy dam radę wziąć w tym udział. Nie mniej jest mi bardzo miło :)
UsuńMoże jak będe miała okazję to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja, zastanawiałam się długo nad tą książką, bo szczerze wydawało mi się, że będzie to kolejne tandetne romansidło, ale skoro piszesz, że nie jest tak źle... :D to się chyba skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńWercenzentka
https://wercenzentka.wordpress.com/
Polecam, zdecydowanie. Przyjemna lektura, która wbrew pozorom skłaniam do przemyśleń. ;)
UsuńWidziałam, że film cieszy się dużą popularnością i choć nie przepadam za takimi klimatami to pewnie go obejrzę. Nad książką też pomyślę :p
OdpowiedzUsuńKsiążkę zdecydowanie polecam. Film miałam w końcu okazję obejrzeć i - być może napiszę o nim więcej w swoim czasie, ale osobiście podobał mi się, jednak powiedzmy, że wolę lekturę, o wiele bardziej. ;)
UsuńMam zupełnie tak samo. Uwielbiam czytać i co raz więcej książek chcę po prostu mieć :D Problem jest taki,że nie mam za bardzo miejsca na ich trzymanie.
OdpowiedzUsuń"Love,Rosie" nie czytałam,ale chętnie to zrobię :)
http://nonamealbum.blogspot.com/
Polecam! :)
UsuńFajna smutno-wesoła opowieść:) Rosie i Ruby rozśmieszały mnie swoimi rozmowami:)
OdpowiedzUsuńO tak, masz rację - te rozmowy były świetne! :)
UsuńJeżeli chodzi o kwestię posiadania, to o ja cię, ja nie mogę, aaa!
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciałbym móc wspierać twórców i funkcjonować w legalny sposób. Kupować płyty z muzyką, oczywiście filmy i książki. Ale wciąż brak pieniędzy, oszczędności... na kulturę. Jedynym dostępem staje się szanowny internet, który mnie ratuje. Ale w przyszłości będzie inaczej. Najważniejsze, że wiem, że warto szanować legalność źródeł.
Po za tym, to wspaniale posiadać jakieś biblioteczki. Lubię się również fizycznie przywiązywać do rzeczy. Lubię wracać do nich. Może to nie jest najważniejsze, ale ciekawe.
Film. Wiedziałem, że jest to tym film, nawet bardzo wzruszający.
Teraz po twojej recenzji nie sposób nie przeczytać książki, a potem film. Niby taka powinna być kolejność, ale wiadomo że ze wszystkimi produkcjami tak nie zrobię.
Może będzie jakaś okazja nabycia. Nie musi to być w końcu od zaraz - teraz.
Ale fajnie byłoby najpierw zapoznać się z historią w książce, tym bardziej, że ma dla mnie ciekawą formę, a potem z filmem, który posługuje się innymi środkami wyrazu.
Pozdrawiam i dziękuję za obecność u mnie. Gratuluję, że piszesz, ale chyba bardziej dlatego, że po prostu masz czas.
Kolega z bowszystkocokocham.blogspot.com
Masz rację - chęć posiadania, nie tylko książek, ale też właśnie chociażby płyt muzycznych... Gdyby tylko więcej tych oszczędności było. Ale wszystko w swoim czasie.
UsuńCieszę się, że zachęciłam - zdecydowanie polecam taką kolejność, ponieważ jestem już po obejrzeniu filmu (może o nim napiszę tu, na blogu, więcej, w swoim czasie) i dzięki temu, iż wcześniej sięgnęłam po książkę, wiem, jakie dla mnie były niedociągnięcia jeśli chodzi o tę historię. ;) Ale mimo wszystko film mi się podobał.
Również dziękuję za obecność u mnie i pozdrawiam serdecznie! :)
Książkę czytałam, film oglądałam. Jednak jak dla mnie nie ma po co ich porównywać... Jakoś traktuję je jako dwie osobne historie :)
OdpowiedzUsuńCo do twoich przemyśleń na temat książki... zgadzam się w 100%! Ja też czasem miałam ochotę na nich nawrzeszczeć za to, jakich wyborów dokonują. No i forma książki. Też na początku nie mogłam się przyzwyczaić :)