Wtorkowe popołudnie. A. zaparzyła kubek kawy - swojego ulubionego napoju, można by rzec, że jej małego "uzależnienia", ale sam zapach tego czarnego płynu działa na nią kojąco, o smaku już nie mówiąc. Postanawiając poddać się chwili relaksu, włączyła w tle muzykę, która od jakiegoś czasu ciągle jej towarzyszyła. Utwory, gdzie nie ma słów, które to przecież często niosą ze sobą jakiś przekaz bądź apel do słuchaczy. A jednak te dźwięki same w sobie skrywają setki interpretacji, sprawiają, że wsłuchując się w dany utwór, w głowie pojawia się tysiące myśli, które same chcą stworzyć własny scenariusz. Na swój sposób tajemnicze, pełne mroku, a jednocześnie tak lekkie i przyjemne dla ucha... Tak więc A. nie pozostało nic innego, jak wsłuchując się w muzykę, pozwolić swoim myślom wypłynąć na ten wirtualny papier, by literki zaczęły układać się w poszczególne słowa, a one z kolei w jakąś konkretną całość...
Muszę przyznać, że nie pomyślałabym, iż tak sporo czasu upłynie, zanim znajdę chwilę by napisać tutaj coś dłuższego. A jednak - tak to czasami bywa, że nie zawsze robi się to, na co akurat miałoby się ochotę. Sesja trwa w najlepsze, ale skoro kolejny (właściwie to jeśli dobrze pójdzie - ostatni) egzamin w czwartek, dlaczego by nie móc poświęcić chwili na to, co lubię? No właśnie. Tak więc wracam dzisiaj na blog z wpisem nieco muzycznym, ale jednocześnie myślę, że będzie poniekąd związany z jakimiś wewnętrznymi rozterkami. Nie mniej, mam nadzieję, że kiedy już sesja definitywnie dobiegnie końca, wpisy będą pojawiać się zdecydowanie częściej (zresztą takie było moje jedno z postanowień, które jak widać, w okresie egzaminów, nieco maleje ;D).
Rozpoczęłam ten wpis od krótkiego tekstu napisanego w sposób, myślę, że dosyć Wam już znany - ta trzecia osoba, takie krótkie wprowadzenie, próba wytworzenia czegoś bardziej twórczego niż jedynie suche zdania... Ale myślę, że idealnie pasuje to do rodzaju muzyki, o jakiej to chciałabym pokrótce dzisiaj napisać. Zastanówcie się, co myślicie, kiedy słyszycie wyrażenie: muzyka celtycka. Nic? Jakieś przebłyski? Może ktoś pomyśli - o czym ona w ogóle pisze? Ktoś inny - o nie, to zdecydowanie nie kojarzy mi się z niczym godnym uwagi, a jeszcze inna osoba stwierdzi - tak, to jest to. Szczerze powiedziawszy, lubię wiele gatunków muzycznych, chociaż nie ukrywam, że mocniejsze brzmienia cieszą moje uszy w sposób szczególny... Jednak mogliście zauważyć, że i muzyką klasyczną nie pogardzę, a wszelkie melancholijne utwory to także numer jeden. Okej, jeśli już tak się rozpisuję o tej muzyce - to mając znajomych słuchających różnego rodzaju gatunków, przekonuję się i czasami do popu czy nawet reggae (co jeszcze dawniej było niemożliwym, bym wytrzymała dłużej niż 30 sekund słuchając utworu z tego gatunku). Stąd - do tych swoich "ulubieńców" trafiła też muzyka celtycka...
Gdyby wyszukać gdzieś w znanym wszystkim "wujku google", co też rozumiane jest przez to pojęcie, dowiemy się m.in. że to oczywiście jeden z gatunków muzycznych, zaliczanych do muzyki folkowej, a wywodzi się głównie z tradycji jaką niosły ze sobą celtyckie narody, zamieszkujące tereny m.in. dzisiejszej Irlandii, Szkocji czy Walii. Instrumenty muzyczne, jakie z kolei najczęściej są wykorzystywane to chociażby dudy, harfa, akordeon, ale też mnóstwo innych, mających często specyficzne nazwy. Jednak nie taki jest sens dzisiejszego artykułu, bym miała Wam tutaj pisać co to jest muzyka celtycka i tak dalej, a raczej dlaczego warto czasami przenieść się w świat, jaki pokazuje nam poprzez dźwięki. Wiem, że gusta bywają różne, co zresztą podkreślałam nie raz, ale myślę, że trzeba być otwartym na wiele gatunków. W końcu jeśli nawet nie spróbujemy czegoś posłuchać, to wszelka krytyka nie ma sensu, bo przecież nic nie wiemy o danym rodzaju muzyki. Sama rozpoczęłam przygodę z celtyckimi brzmieniami właściwie przypadkowo. Częściowo przez pewien serial, w którym muzyka, jaka się pojawiała, naprawdę wpadła mi do ucha, a kiedy zaczęłam przeszukiwać internet, okazało się, że związana była właśnie z muzyką celtycką. Tak więc zaczęłam sobie szukać różnych utworów i tak sobie w ten gatunek wsiąkałam... Kiedy z kolei znajomy, podesłał mi parę innych, równie świetnych nut (w czym, niektóre łączyły mocniejsze brzmienia z tymi celtyckimi)- tym bardziej takie klimaty wpadły mi w ucho.
Muzyka celtycka ma w sobie coś, co skłania mnie do refleksji. Może to dlatego, że spora cześć tych utworów to jedynie, bądź aż, linia melodyczna, brak jakichkolwiek słów? To z kolei pozwala słuchaczowi, w tym przypadku kiedy mówię o własnych odczuciach, mnie samej, tworzyć własne scenariusze poprzez pobudzenie własnej wyobraźni... Dodatkowo jak napisałam we wstępie - jest ona jednocześnie tajemnicza, jak i lekka, przyjemna. Stąd, kiedy jestem nieco zdołowana - ta muzyka sprawia, że mogę przemyśleć takie czy inne sprawy, szukając jakiegoś rozwiązania, chociaż nie zawsze się to udaje... Kiedy z kolei wewnątrz mnie pojawia się jakiś ogromny gniew, te utwory uspokajają, a gdy nic nie zagraża mojemu dobremu nastrojowi, te nutki dopełniają mi radosne dni. Szczególnie od jakiegoś czasu, ta muzyka stanowi nieodłączny element mojego dnia. Myślę, że w jakiś sposób pogubiłam się we wszystkim i sama już nie potrafię siebie zrozumieć, a co za tym idzie - nie umiem też rozgryźć innych... Mam wrażenie, że tracę osoby, na których mi zależy i mimo że bardzo tego nie chcę, po prostu one gdzieś odchodzą. Może źle postrzegają mnie samą i szczerze powiedziawszy pod pewnym względem mnie to nie dziwi. Jestem po prostu nie raz zbyt zamknięta. Nie lubię mówić o tym, co mnie trapi, wolę zachować to dla siebie, stąd moja impulsywność nie zawsze zostaje wytłumaczona i ktoś może odebrać to jako jedynie "humorki". Ale to nie tak. A potem, słyszę słowa, które troszkę ranią... I wtedy już nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Słucham sobie tej celtyckiej muzyki i myślę - "Kurcze, A. co się dzieje? Raz jest dobrze, potem znowu coś się psuje. Może faktycznie pod pewnym względami jesteś dla innych "szczęściarą", ale to nie tak, że nie starasz się i nic nie robisz, a jedynie fartem wszystko Ci się udaje." Po prostu boję się, że ktoś może nie rozumieć, jaka naprawdę jestem... Bo właśnie - sama do końca siebie nie rozumiem. Te celtyckie brzmienia pozwalają mi na chwilę zatrzymać się we własnym świecie, skupić na swoich myślach, pomóc znaleźć rozwiązanie albo po prostu - pozwolić mi przestać się zamartwiać. Może te niepewności to tylko chwilowy kryzys, ogólnie to poczucie niezrozumienia - oby tylko było czymś przejściowym i pewnie tak będzie, ale jeszcze potrzebuję trochę czasu, tak, właśnie...
Miało być głównie o muzyce, a i tak wplotłam trochę swoich rozterek, jednak wiem, że ten blog to miejsce, w którym po prostu wylewam swoje myśli, niepewności i uczucia. Pomaga mi to chociaż w małym stopniu, dlatego nie chcę z tego rezygnować. A wracając jeszcze na chwilę do tej celtyckiej muzyki, to nie mogę się oprzeć się przed wrzuceniem Wam trzech z wielu utworów, które szczególnie mi się podobają i mogłabym ich słuchać na okrągło.
1. Eluveite - "Isara"
Zdecydowanie mój faworyt, za który kieruję podziękowania ku znajomemu, M., bo pewnie jeszcze trochę by czasu minęło, zanim sama znalazłabym ten utwór. Nie umiem chyba nawet zbyt dobrze opisać, jakie emocje wywołują we mnie te niecałe trzy minuty. Zaczyna się spokojnie, by następnie "uderzyć" ze zdwojoną siłą. Mogłabym przyrównać to do wielu rzeczy: złość - kiedy niby nic nas nie frustruje, by potem sprawić, że mamy ochotę krzyczeć z wściekłości. Radość - najpierw cieszymy się z czegoś jedynie troszkę, by np. nie zapeszyć, jeśli nie jesteśmy czegoś pewni, aż kiedy nadejdzie odpowiedni moment - pozwolić euforii osiągnąć swój szczyt. I jeszcze wiele innych przykładów mogłabym napisać, ale... może posłuchajcie sami i sprawdźcie co też Wam w duszy gra, kiedy te dźwięki tak płyną i płyną.
2. Nightwish - "Last of the wilds"
Kolejny, genialny utwór, który jest mieszanką ostrzejszych brzmień i muzyki celtyckiej. W sumie jak się teraz tak zastanawiam, to nie jestem pewna czy nie trafia do mnie jeszcze bardziej niż wcześniejszy... Chociaż nie - myślę, że traktuję je na równi. No cóż, niesie ze sobą emocjonalność, pozwala mi przenieść się w inny świat, poniekąd dlatego, że dzięki tym mocniejszym brzmieniom nie jest aż tak melancholijny, a jakoś bardziej zadziorny. Z kolei celtyckie dodatki idealnie dopełniają całość sprawiając, że utwór staje się w pewnych momentach bardziej delikatny. Kiedy tak go słucham, nie wiem dlaczego, ale przed oczami staje mi obraz jakichś nieodkrytych terenów, pełnych zieleni, jakieś góry czy też łąka pełna kwiatów, z kolei w powietrzu czuć wiosnę... Chyba to taka tęsknota za tą - moją ulubioną swoją drogą - porą roku, a jednocześnie za miejscem stworzonym dla duszy samotnika. Chociaż czy aby na pewno sama taką posiadam? No cóż, to akurat zostawię dla siebie, natomiast dla Was - poniżej utwór do przesłuchania.
3. Adrian von Ziegler - "Wolf blood"
Muszę przyznać, że większość utworów tego kompozytora ma podobny klimat - są nieco mroczne, przepełnione tajemnicą, którą chciałoby się rozszyfrować... Stąd często zdarza się, że przesłuchuję właśnie nutki będące autorstwem Adriana von Zieglera. Dlaczego padło akurat na tą? Była pierwszą, na jaką trafiłam, jeśli o jego twórczość chodzi. Nieco nawet cięższa w odbiorze, niż chociażby "Isara", a jednocześnie podoba mi się - ot tak.
To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Kawa dawno się skończyła, muzyka w tle nadal gra, a ja sama powinnam w końcu zabrać się za naukę, jeśli nie chcę zniweczyć swojej idealnej wizji związanej z feriami. Dlatego - Blogu, żegnaj na dzisiaj, niebawem znów tutaj wrócę, tego jestem pewna, bo w zanadrzu mam kolejną recenzję książki ze swojej listy czytelniczej, natomiast teraz pora powiedzieć: witaj, Algebro. Trzymajcie się!
Czytając notkę zastanawiałem się czy dasz jakieś przykłady muzyczne i jeśli tak, jakie one będą. I szczerze powiem, że podświadomie myślałem o Eluveitie, nawet ich lubię.
OdpowiedzUsuńMuzykę celtycką też lubię, ale bez przesady w odpowiednich dawkach :) Podoba mi się np. Flogging Molly, Dropkick Murphys.