Po pierwsze, bardzo chciałam przeprosić, że nie pisałam na tym blogu już przez jakiś czas, ale spowodowane to było wieloma czynnikami, które wybiły mnie z rytmu. Dużo ważnych decyzji, jak i zajęć sprawiło, że nie miałam nawet siły psychicznej żeby cokolwiek pisać. Jednak to się obecnie zmienia, więc postaram się publikować posty o wiele częściej. Natomiast to, na czym chciałabym skupić w dniu dzisiejszym moją uwagę, to przyjaźń. Tak, wiem co sobie pomyślicie. Niby znów banalny temat, a ja oczywiście będę chciała przedstawić go w różnorodnym świetle. Prawie jak schemat wielu moich artykułów. Jednak podejmę się tego zadania i co nieco własnej oceny na temat słowa "przyjaźń", a przede wszystkim relacji z nią związanych wyrażę w tym poście. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek co to tak naprawdę znaczy?
Czy myśleliście sobie: hmm... kim tak naprawdę jest przyjaciel, jak poznać, że właśnie tej osobie mogę zaufać wiedząc, że mnie nie zawiedzie? Mi się to zdarzało i muszę przyznać, że czasami nadal się nad tym zastanawiam. W swoim życiu poznałam już wiele osób, a jeszcze drugie tyle pewnie przede mną. Wśród nich są Ci, których nadal mogę nazwać "przyjacielem", lecz także Ci, którzy na przestrzeni czasu, po prostu powoli zaczęli odchodzić w niepamięć. Jakie są kryteria wyboru przez nas samych przyjaciela? Na pewno musi to być wzajemna relacja - obie strony wiedzą, że mogą sobie zaufać, a spotykając się mają mnóstwo niekończących się tematów do rozmów. Jednocześnie to musi być ktoś, kto nie będzie bał się powiedzieć nam prawdy, nawet jeśli mogłaby nas w jakiś sposób zaboleć. W chwilach naszego załamania, bo coś znów nie wyszło, musimy mieć pewność, że nasz przyjaciel nas nie zostawi, a wręcz po prostu potrząśnie nami mówiąc, że nikt nie jest wart naszych łez, czy też, że zawsze można spróbować zrobić coś jeszcze raz, a grunt, to się nie poddawać. I właśnie tego wymagamy od przyjaciół: szczerości, pewności, że możemy zaufać, poświęcenia. Lecz zastanówmy się przez chwilę, czy my sami potrafimy sprostać tym wymaganiom? No właśnie. Tutaj niejednokrotnie pojawia się pewnego rodzaju problem. Dlatego też najważniejsze jest nie wymagać zbyt wiele, jeśli sami nie możemy zaoferować tego samego. Musimy zrozumieć, że nie zawsze jesteśmy w stanie być na każde zawołanie (trochę źle ujęte, ale nie mogę znaleźć innych słów) naszego przyjaciela, więc nie powinniśmy obwiniać go za to, że i on nas zawiódł. Ludzie robią to ciągle. Obiecują coś, a potem okazuje się, że i tak nic z tego nie wychodzi. Mówią jedno, po czym nagle zmieniają zdanie. To zrozumiałe, że nie chwali się takiego zachowania, mnie samą ono frustruje i uważam, że powinno się dotrzymywać danego słowa, bądź lepiej nie obiecywać czegoś, co jest niepewne, co akurat może być trudne do spełnienia, aniżeli zawodzić tych, którym na nas zależy. Ale też wiem, że sama nie jestem taka idealna i pewnie nie raz kogoś zawiodłam, nawet jeśli tego nie chciałam, po prostu tak wyszło. Stąd też ważne jest żeby zrozumieć siebie wzajemnie i mimo że czasami coś wyprowadzi nas z równowagi, później musimy ochłonąć i zobaczyć, że to nic takiego, co mogłoby zaburzyć naszą przyjaźń, którą tak długo budowaliśmy. Nie zapominajmy o tym, bo nie warto przez byle głupstwo psuć czegoś, co wymagało mnóstwa pracy. Natomiast kolejny aspekt jaki chciałabym zawrzeć w tym poście dotyczy raczej tego, czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy większą ilością osób, aniżeli dwoma? Z pozoru łatwe pytanie, ale jak jest naprawdę? Dawniej miałam wyobrażenie, że tylko dwie osoby mogą się doskonale rozumieć, bo znają swoje sekrety, potrafią ich dochować, trzymają się razem - krótko mówiąc zachowują się jak tzw. papużki nierozłączki. Jednak z czasem ta wizja zaczęła się zmieniać, ulatniała się coraz bardziej. Dlaczego? Bo okazało się, że być może jest możliwym przyjaźnić się z kilkoma osobami. Nie mówię tutaj o tłumach, lecz np. grupie złożonej z czterech osób. Sama jestem tego przykładem. Od jakiegoś czasu (dokładniej: gimnazjum) do dzisiaj przyjaźnię się z trzema dziewczynami. Właściwie świetnie się rozumiemy, kiedy się spotykamy potrafimy rozmawiać godzinami, a to i tak dla nas za mało, możemy sobie szczerze powiedzieć, co myślimy na dany temat - ogólnie rzecz biorąc: tworzymy naprawdę dobrą grupę. Jednak muszę przyznać, że czasami (wiem, że możecie przeczytać ten artykuł, więc z góry przepraszam za to, co napiszę, ale przecież szczerość to podstawa, prawda?) ogarniają mnie wątpliwości czy to oby na pewno ma sens. Może źle powiedziane. O, lepiej: czy to na pewno jest przyjaźń. Taka prawdziwa. Chodzi o to, że wraz z wiekiem (oczywiście nie jest z nim tak źle, jeszcze mam te "-naście") wszystko się zmienia. Ludzie odchodzą to tu, to tam. Mają inne spojrzenie na świat. Inne poglądy na wiele spraw. Jedni się wyłamują, drudzy mają jakieś problemy, o których nie potrafią rozmawiać, jeszcze inni czują się po prostu niepotrzebni. Taka jest prawda. Dlatego też wtedy mogą ogarniać wątpliwości, czy to wszystko się nie rozpadnie i co, jeśli tak? Wtedy jedne osoby znajdą się pomiędzy młotem i kowadłem (mam nadzieję, że dobrze przytoczyłam), inne po prostu się rozpłyną i pojawi się sytuacja, która zacznie kruszyć się jeszcze bardziej. Wiem, że to trochę pesymistyczne założenie, jednak nie do końca nierealne. W końcu jak już wyżej pisałam - z wiekiem wszystko się zmienia, a przede wszystkim ludzie. Być może już nie będą potrafili się zrozumieć? Kto wie. Poza tym będąc w grupie i tak nie da się nie zauważyć, że podczas wspólnych spotkań bardzo często występują podziały, np. dwie osoby rozmawiają ze sobą ciągle, dwie inne ze sobą, wspólnie zamienione jest ileś tam tematów, ale i tak widać, że z czasem ta rozmowa nie klei się z każdym, a z kimś jednym, wybranym. Dlatego ponawiam pytanie: Czy możliwa jest przyjaźń w większej grupie? Osobiście powiem, że teraz nie mam już pojęcia, jednak nadal wierzę, że tak. Mimo tego, że nie zawsze jest kolorowo, ma się różne charaktery, czasami bardzo ciężkie, trzeba próbować walczyć o te relacje. Bez nich życie byłoby jednak szare, bo co, spędzane non stop w tych samych czterech ścianach, robiąc te same, żmudne rzeczy? Chyba nikt by tak nie chciał. No, chyba, że jacyś totalni samotnicy, ale myślę, że i oni co jakiś czas woleliby zobaczyć też inne twarze, aniżeli tylko swoje odbicie w lustrze. Dlatego mimo wątpliwości, tego, że się zawodzimy na kimś czasami, tego, że nie zawsze jesteśmy aż tak szczerzy, nie powinniśmy rezygnować z przyjaźni, która przetrwała już jakiś fragment czasu i nadal jest praktycznie "żywa" - wciąż niekończące się tematy, wspólnie zainteresowania, spotkania. No i oczywiście nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a każdy z nas popełnia błędy, nawet jeśli nie jest do końca ich świadomy. Wydaje się, że tymi słowami mogłabym zakończyć dzisiejszy post, jednak jeszcze jedno chciałabym dodać. Może powinnam to napisać na samym początku, chociaż teraz jako niby odrębny aspekt, pasuje nawet tu, przy samym końcu artykułu. Co prawda, nie chciałam się za bardzo skupiać na sobie, swoich przeżyciach, a jedynie suchych faktach, czy własnej ocenie, ale nie opisie własnej sytuacji. Jednak co do przyjaźni - dużo tu było o mnie i co mogę tylko jeszcze dodać to fakt, że ja jednak jestem szczęściarą. Stanowię jakąś część tej czteroosobowej grupy, ale jednocześnie mam swoją własną, prawdziwą przyjaciółkę. Wiem, że zrobiła dla mnie wiele, że często się o mnie martwi, że mogę jej powiedzieć prawie wszystko, że mnie wysłucha, doradzi, pomoże, że mimo czasami istniejących pomiędzy nami kłótni, nigdy nie żywimy do siebie zbyt długo urazy. Staram się robić dla niej to samo, bo jest ona naprawdę wspaniałą osobą. Dziękuję Ci, Mamo. Jesteś dla mnie jednocześnie cudowną przyjaciółką. I to jest naprawdę świetne!
Czy myśleliście sobie: hmm... kim tak naprawdę jest przyjaciel, jak poznać, że właśnie tej osobie mogę zaufać wiedząc, że mnie nie zawiedzie? Mi się to zdarzało i muszę przyznać, że czasami nadal się nad tym zastanawiam. W swoim życiu poznałam już wiele osób, a jeszcze drugie tyle pewnie przede mną. Wśród nich są Ci, których nadal mogę nazwać "przyjacielem", lecz także Ci, którzy na przestrzeni czasu, po prostu powoli zaczęli odchodzić w niepamięć. Jakie są kryteria wyboru przez nas samych przyjaciela? Na pewno musi to być wzajemna relacja - obie strony wiedzą, że mogą sobie zaufać, a spotykając się mają mnóstwo niekończących się tematów do rozmów. Jednocześnie to musi być ktoś, kto nie będzie bał się powiedzieć nam prawdy, nawet jeśli mogłaby nas w jakiś sposób zaboleć. W chwilach naszego załamania, bo coś znów nie wyszło, musimy mieć pewność, że nasz przyjaciel nas nie zostawi, a wręcz po prostu potrząśnie nami mówiąc, że nikt nie jest wart naszych łez, czy też, że zawsze można spróbować zrobić coś jeszcze raz, a grunt, to się nie poddawać. I właśnie tego wymagamy od przyjaciół: szczerości, pewności, że możemy zaufać, poświęcenia. Lecz zastanówmy się przez chwilę, czy my sami potrafimy sprostać tym wymaganiom? No właśnie. Tutaj niejednokrotnie pojawia się pewnego rodzaju problem. Dlatego też najważniejsze jest nie wymagać zbyt wiele, jeśli sami nie możemy zaoferować tego samego. Musimy zrozumieć, że nie zawsze jesteśmy w stanie być na każde zawołanie (trochę źle ujęte, ale nie mogę znaleźć innych słów) naszego przyjaciela, więc nie powinniśmy obwiniać go za to, że i on nas zawiódł. Ludzie robią to ciągle. Obiecują coś, a potem okazuje się, że i tak nic z tego nie wychodzi. Mówią jedno, po czym nagle zmieniają zdanie. To zrozumiałe, że nie chwali się takiego zachowania, mnie samą ono frustruje i uważam, że powinno się dotrzymywać danego słowa, bądź lepiej nie obiecywać czegoś, co jest niepewne, co akurat może być trudne do spełnienia, aniżeli zawodzić tych, którym na nas zależy. Ale też wiem, że sama nie jestem taka idealna i pewnie nie raz kogoś zawiodłam, nawet jeśli tego nie chciałam, po prostu tak wyszło. Stąd też ważne jest żeby zrozumieć siebie wzajemnie i mimo że czasami coś wyprowadzi nas z równowagi, później musimy ochłonąć i zobaczyć, że to nic takiego, co mogłoby zaburzyć naszą przyjaźń, którą tak długo budowaliśmy. Nie zapominajmy o tym, bo nie warto przez byle głupstwo psuć czegoś, co wymagało mnóstwa pracy. Natomiast kolejny aspekt jaki chciałabym zawrzeć w tym poście dotyczy raczej tego, czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy większą ilością osób, aniżeli dwoma? Z pozoru łatwe pytanie, ale jak jest naprawdę? Dawniej miałam wyobrażenie, że tylko dwie osoby mogą się doskonale rozumieć, bo znają swoje sekrety, potrafią ich dochować, trzymają się razem - krótko mówiąc zachowują się jak tzw. papużki nierozłączki. Jednak z czasem ta wizja zaczęła się zmieniać, ulatniała się coraz bardziej. Dlaczego? Bo okazało się, że być może jest możliwym przyjaźnić się z kilkoma osobami. Nie mówię tutaj o tłumach, lecz np. grupie złożonej z czterech osób. Sama jestem tego przykładem. Od jakiegoś czasu (dokładniej: gimnazjum) do dzisiaj przyjaźnię się z trzema dziewczynami. Właściwie świetnie się rozumiemy, kiedy się spotykamy potrafimy rozmawiać godzinami, a to i tak dla nas za mało, możemy sobie szczerze powiedzieć, co myślimy na dany temat - ogólnie rzecz biorąc: tworzymy naprawdę dobrą grupę. Jednak muszę przyznać, że czasami (wiem, że możecie przeczytać ten artykuł, więc z góry przepraszam za to, co napiszę, ale przecież szczerość to podstawa, prawda?) ogarniają mnie wątpliwości czy to oby na pewno ma sens. Może źle powiedziane. O, lepiej: czy to na pewno jest przyjaźń. Taka prawdziwa. Chodzi o to, że wraz z wiekiem (oczywiście nie jest z nim tak źle, jeszcze mam te "-naście") wszystko się zmienia. Ludzie odchodzą to tu, to tam. Mają inne spojrzenie na świat. Inne poglądy na wiele spraw. Jedni się wyłamują, drudzy mają jakieś problemy, o których nie potrafią rozmawiać, jeszcze inni czują się po prostu niepotrzebni. Taka jest prawda. Dlatego też wtedy mogą ogarniać wątpliwości, czy to wszystko się nie rozpadnie i co, jeśli tak? Wtedy jedne osoby znajdą się pomiędzy młotem i kowadłem (mam nadzieję, że dobrze przytoczyłam), inne po prostu się rozpłyną i pojawi się sytuacja, która zacznie kruszyć się jeszcze bardziej. Wiem, że to trochę pesymistyczne założenie, jednak nie do końca nierealne. W końcu jak już wyżej pisałam - z wiekiem wszystko się zmienia, a przede wszystkim ludzie. Być może już nie będą potrafili się zrozumieć? Kto wie. Poza tym będąc w grupie i tak nie da się nie zauważyć, że podczas wspólnych spotkań bardzo często występują podziały, np. dwie osoby rozmawiają ze sobą ciągle, dwie inne ze sobą, wspólnie zamienione jest ileś tam tematów, ale i tak widać, że z czasem ta rozmowa nie klei się z każdym, a z kimś jednym, wybranym. Dlatego ponawiam pytanie: Czy możliwa jest przyjaźń w większej grupie? Osobiście powiem, że teraz nie mam już pojęcia, jednak nadal wierzę, że tak. Mimo tego, że nie zawsze jest kolorowo, ma się różne charaktery, czasami bardzo ciężkie, trzeba próbować walczyć o te relacje. Bez nich życie byłoby jednak szare, bo co, spędzane non stop w tych samych czterech ścianach, robiąc te same, żmudne rzeczy? Chyba nikt by tak nie chciał. No, chyba, że jacyś totalni samotnicy, ale myślę, że i oni co jakiś czas woleliby zobaczyć też inne twarze, aniżeli tylko swoje odbicie w lustrze. Dlatego mimo wątpliwości, tego, że się zawodzimy na kimś czasami, tego, że nie zawsze jesteśmy aż tak szczerzy, nie powinniśmy rezygnować z przyjaźni, która przetrwała już jakiś fragment czasu i nadal jest praktycznie "żywa" - wciąż niekończące się tematy, wspólnie zainteresowania, spotkania. No i oczywiście nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a każdy z nas popełnia błędy, nawet jeśli nie jest do końca ich świadomy. Wydaje się, że tymi słowami mogłabym zakończyć dzisiejszy post, jednak jeszcze jedno chciałabym dodać. Może powinnam to napisać na samym początku, chociaż teraz jako niby odrębny aspekt, pasuje nawet tu, przy samym końcu artykułu. Co prawda, nie chciałam się za bardzo skupiać na sobie, swoich przeżyciach, a jedynie suchych faktach, czy własnej ocenie, ale nie opisie własnej sytuacji. Jednak co do przyjaźni - dużo tu było o mnie i co mogę tylko jeszcze dodać to fakt, że ja jednak jestem szczęściarą. Stanowię jakąś część tej czteroosobowej grupy, ale jednocześnie mam swoją własną, prawdziwą przyjaciółkę. Wiem, że zrobiła dla mnie wiele, że często się o mnie martwi, że mogę jej powiedzieć prawie wszystko, że mnie wysłucha, doradzi, pomoże, że mimo czasami istniejących pomiędzy nami kłótni, nigdy nie żywimy do siebie zbyt długo urazy. Staram się robić dla niej to samo, bo jest ona naprawdę wspaniałą osobą. Dziękuję Ci, Mamo. Jesteś dla mnie jednocześnie cudowną przyjaciółką. I to jest naprawdę świetne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)