Na samym początku chciałabym napisać, że muszę przyznać, ale nie mogłam znaleźć w samej sobie, ani w niczym wokół inspiracji do kolejnego postu. Właściwie miałam wrażenie, że ta pewnego rodzaju hm, wena, na jakiś czas mnie opuściła, a usilne starania znalezienia czegoś w swojej głowie nie przynosiły efektów. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane - może po prostu wakacje nie wpływają na mnie najlepiej? Pewne jest to, że mam w nie o wiele więcej czasu, a dziwnym trafem nie wykorzystuję go tak, jak chcę. Ale to nieważne - w końcu wszystko zależy ode mnie samej, jeśli odnajdę tylko silną wolę do zrobienia pewnych rzeczy, a do zaniechania niektórych, bezsensownych, wtedy będę mogła w pełni czuć się usatysfakcjonowana. Dam radę, muszę. Ale nie o tym miało dzisiaj być.
Przenieśmy się na chwilę naszą wyobraźnią do okresu pomiędzy latami 90. XVIII wieku, a latami 40. wieku XIX. Cóż wtedy było, zapytacie?
Otóż czas wielkich poetów, pisarzy, spod pióra których wychodziły niezwykłe, budzące podziw do dzisiaj, czy też po prostu narzucone nam do przeczytania w postaci lektur, dzieła. Kto z nas nie zna "Dziadów" Adama Mickiewicza, czy też "Cierpień młodego Wertera" Goethego? W tych latach mężczyźni kochali bez wzajemności, wzdychając do wybranek swoich serc i pisząc dla nich wiersze, w których to niejednokrotnie idealizowali ukochane kobiety. Twórcy tej epoki stworzyli typowy wzór bohatera romantycznego, który to charakteryzował się niezwykłą uczuciowością, wrażliwością. Patrzył na wszystko przez pryzmat uczuć, poezji czy natury, na łonie której przeżywał swoje rozterki miłosne, bo co najważniejsze, a o czym napisałam troszkę wyżej: taki bohater przeżywał właśnie niespełnioną miłość, będącą w wielu przypadkach również destrukcyjną, gdyż często kończyła się po prostu popełnieniem samobójstwa (o którym to czynie osobiście myślę jako o pewnym rodzaju słabości, jednak uważam, że ten temat zostawię sobie na inny raz). W Polsce dodatkowo tego bohatera wyróżniał patriotyzm i chęć działania dla ojczyzny (był to okres zaborów, tworzone zatem były koncepcje dla naszego narodu: Mickiewiczowski mesjanizm, czy też winkelriedyzm propagowany przez Słowackiego). Kobiety z kolei były dla nich jak muzy, to one stawały się inspiracjami do tworzenia niezapomnianych dzieł, jednak jak napisałam parę linijek wcześniej, nie odwzajemniały uczuć kochanków, bądź też po prostu ich serca biły już dla innych mężczyzn. Nie chcę jednak, aby ten post był jak przypomnienie lekcji z j.polskiego, zwłaszcza, że obecnie dla sporej części osób jeszcze trwają wakacje, natomiast tym wprowadzeniem chciałabym po prostu napisać swoje przemyślenia na temat tej epoki, odnosząc się poniekąd do dzisiejszych czasów. Nie wiem dlaczego, ale ten okres w literaturze w jakiś sposób zawsze mnie fascynował, lubiłam czytać wiersze, czy innego rodzaju dzieła z epoki romantyzmu. Mimo że obecnie raczej postać mężczyzny zakochanego do szaleństwa w jednej kobiecie przez większość swojego (co prawda nierzadko krótkiego) życia, patrzenie na nią jako na swoją muzę, czy wierzenie w tzw. "bratnie dusze" po prostu śmieszy nasze pokolenie. Kto z nas byłby w stanie, dla jednego uczucia poświęcić samego siebie? Kto z nas załamałby się tak, że byłby w stanie targnąć się na własne istnienie? No właśnie. Nawet jeśli istnieją takie przypadki, to po prostu jest ich pewnie mniej niż 1%. Oczywiście nie krytykuję tego, gdyż, co do samobójstwa, to sama twierdzę, że nie jest czymś dobrym, wręcz jest słabością. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy: w owych czasach po wydaniu "Cierpień młodego Wertera" mnóstwo młodych mężczyzn chciało się upodobnić do tytułowego bohatera tej powieści epistolarnej, nosząc podobny strój, patrząc melancholijnie na świat, a przez Europę przeszła fala samobójstw. To trzecie rzecz jasna, wywołało skandal i słusznie - bowiem nigdy nie należy samemu wybierać sobie momentu śmierci. Natomiast popatrzmy: teraz ta lektura sprawia nam mnóstwo kłopotu i wręcz nudzi (w porządku, zgadzam się, że częściowo postać młodzieńca przedstawionego przez Goethego momentami bywa aż śmieszna, jednak ogólnie rzecz biorąc można się do niego przyzwyczaić). Obecnie nikt nawet nie popatrzyłby na nią, szukając głębszego sensu, a co dopiero przejmował się losem Wertera. Żyjemy w czasach, gdzie coraz bardziej liczą się pieniądze, a pogoń za nimi wręcz odebrała nam wszelkie ukryte cechy opisujące ludzką wrażliwość. Obecnie liczą się związki na zasadzie: byle dobrze razem wyglądać, oparte jedynie na seksie, czy też krótkie, po których obie strony nie potrafią się już normalnie komunikować, a jedynie wyzywają się wzajemnie i szukają pociechy u kogoś innego. Oczywiście nie twierdzę tym samym, że tak robi 100% społeczeństwa, bo są i pary, które połączyła prawdziwa miłość i które chcą być razem może i na zawsze? Ale spójrzmy prawdzie w oczy: po paru(nastu) latach ludzie zaczynają coraz częściej mieć sprzeczne poglądy, nudzą się sobą i pojawia się rozwód (co również nie jest czymś dobrym w moim mniemaniu, no, chyba, że są przypadki, że mąż/żona znęca się nad rodziną, to wtedy chyba sama uciekałabym w jak najszybsze rozwiązanie tego chorego małżeństwa). Gdzie nasza odrobina romantyzmu? Gdzie pomysł na spędzenie wieczoru z ukochaną osobą na spacerze, patrząc w niebo pełne gwiazd, szepcąc sobie czułe słowa, zamiast kolejny wieczór spędzony w kinie, czy klubie? Chyba to wszystko zaczyna zanikać, a dzisiejsi pozostali romantycy, jednym słowem mają przechlapane. Rozumiem ich częściowo, mimo, że osobiście potrafię stąpać twardo po ziemi, ale także są momenty, gdy uwielbiam poddawać się mojej wyobraźni, żeby czasami, gdy nie ma już siły na nic, móc zapomnieć o otaczającym świecie, mając w głowie to, co mnie cieszy. Jednak jak napisałam: rozumiem to, że ludziom, którzy cechują się właśnie wrażliwością, nieśmiałością czy też mają wybujałą wyobraźnię, po prostu jest trudno dostosować się do panujących obecnie "trendów", czy też krótko mówiąc: do dzisiejszego świata. Czują się niezrozumiani przez innych i szukają swojego, często może wyidealizowanego, modelu drugiej osoby, przy której to poczuliby się w pełni szczęśliwi. Jednak widząc, że jest to coraz trudniejsze, po prostu z czasem popadają w pewnego rodzaju apatię i pojawia się u nich niechęć do czegokolwiek, co prowadzi do poczucia pustki. Właściwie może w pewien sposób odbiegłam od tematu głównego, jaką była epoka, która to tak bardzo mnie przyciąga (mimo pewnych aspektów, których zdecydowanie nie akceptuję, czyli m.in. to samobójstwo), ale chciałam zrobić takie porównanie czasów współczesnych do tych, który już przeminęły, jednocześnie pokazując, że teraz naprawdę wszystko się zmienia, a rzeczy materialne coraz częściej zastępują nam własne uczucia, które to boimy się okazywać, nie chcąc być odrzuceni przez społeczeństwo. Jednak myślę, że w głębi duszy, każdy z nas jest w pewien sposób romantykiem, tylko czasami po prostu nie potrafimy tego okazać, zamykając się w bezpiecznej, wytworzonej przez nas osobowości, do której nie chcemy dopuszczać wrażliwości, bo uważamy ją za słabość. Muszę przyznać, że ta cecha bywa uciążliwa, może być często wykorzystywana przez innych ludzi, ale mimo to, cieszę się, że ją posiadam. To ona chyba pomaga mi pisać, bo w jakiś sposób staram się emocjonalnie podchodzić do niektórych spraw, mimo, że brzmi to może czasami obcesowo. Zdecydowanie chowa się we mnie pewnego rodzaju romantyk, no, raczej romantyczka, która jeśli tylko będzie miała dla kogo pokazać tą twarz, to zrobi to, bo nie wstydzi się być wrażliwym, uczuciowym człowiekiem, który pragnie szczęścia tych, na których mu zależy. Wiem, że zapewniałam na początku zakładania tego bloga, że będę się starała, ażeby było mało o mnie, ale przy tym temacie nie potrafię inaczej. Zresztą dzięki temu Wy, czytelnicy (jeżeli takowi w ogóle istnieją, choć wierzę, że jest ich chociaż garstka) mogli bliżej poznać oblicze, tej często chaotycznej i o sprzecznych uczuciach, dziewczyny... A może kobiety? Kończąc, chciałabym chyba w jakiś sposób zachęcić Was do tego, byście czasami sięgnęli po jakiś utwór z okresu romantyzmu, bo naprawdę można dzięki temu spędzić wieczór inaczej, aniżeli tylko przed ekranem laptopa czy telewizora. Za to - lepiej sięgnąć po książek, tomik wierszy i dzięki temu może obudzić w sobie romantyka? Chciałabym jeszcze napisać, że wpadł mi do głowy pomysł napisania pokrótce post o takiej właśnie tematyce przez parę "rozmów" z pewnym, hm, romantykiem. Myślę, że tak mogę Go/Ciebie (bo pewnie to przeczytasz za jakiś czas) nazwać. Natomiast dla Was, jeszcze wiersz jednego z pisarzy epoki romantyzmu, a mianowicie Cypriana Kamila Norwida - "Moja piosnka". (Właściwie to wstawiam tutaj dzieło tego "Pana" gdyż wiem, że Słowacki, czy Mickiewicz są bardziej znani, a Norwid na długi czas był zapomniany, a jego dzieła zostały odkryte na nowo dopiero w okresie Młodej Polski). Zatem zapraszam do czytania i mam nadzieję, że niebawem znów coś tutaj napiszę.
Otóż czas wielkich poetów, pisarzy, spod pióra których wychodziły niezwykłe, budzące podziw do dzisiaj, czy też po prostu narzucone nam do przeczytania w postaci lektur, dzieła. Kto z nas nie zna "Dziadów" Adama Mickiewicza, czy też "Cierpień młodego Wertera" Goethego? W tych latach mężczyźni kochali bez wzajemności, wzdychając do wybranek swoich serc i pisząc dla nich wiersze, w których to niejednokrotnie idealizowali ukochane kobiety. Twórcy tej epoki stworzyli typowy wzór bohatera romantycznego, który to charakteryzował się niezwykłą uczuciowością, wrażliwością. Patrzył na wszystko przez pryzmat uczuć, poezji czy natury, na łonie której przeżywał swoje rozterki miłosne, bo co najważniejsze, a o czym napisałam troszkę wyżej: taki bohater przeżywał właśnie niespełnioną miłość, będącą w wielu przypadkach również destrukcyjną, gdyż często kończyła się po prostu popełnieniem samobójstwa (o którym to czynie osobiście myślę jako o pewnym rodzaju słabości, jednak uważam, że ten temat zostawię sobie na inny raz). W Polsce dodatkowo tego bohatera wyróżniał patriotyzm i chęć działania dla ojczyzny (był to okres zaborów, tworzone zatem były koncepcje dla naszego narodu: Mickiewiczowski mesjanizm, czy też winkelriedyzm propagowany przez Słowackiego). Kobiety z kolei były dla nich jak muzy, to one stawały się inspiracjami do tworzenia niezapomnianych dzieł, jednak jak napisałam parę linijek wcześniej, nie odwzajemniały uczuć kochanków, bądź też po prostu ich serca biły już dla innych mężczyzn. Nie chcę jednak, aby ten post był jak przypomnienie lekcji z j.polskiego, zwłaszcza, że obecnie dla sporej części osób jeszcze trwają wakacje, natomiast tym wprowadzeniem chciałabym po prostu napisać swoje przemyślenia na temat tej epoki, odnosząc się poniekąd do dzisiejszych czasów. Nie wiem dlaczego, ale ten okres w literaturze w jakiś sposób zawsze mnie fascynował, lubiłam czytać wiersze, czy innego rodzaju dzieła z epoki romantyzmu. Mimo że obecnie raczej postać mężczyzny zakochanego do szaleństwa w jednej kobiecie przez większość swojego (co prawda nierzadko krótkiego) życia, patrzenie na nią jako na swoją muzę, czy wierzenie w tzw. "bratnie dusze" po prostu śmieszy nasze pokolenie. Kto z nas byłby w stanie, dla jednego uczucia poświęcić samego siebie? Kto z nas załamałby się tak, że byłby w stanie targnąć się na własne istnienie? No właśnie. Nawet jeśli istnieją takie przypadki, to po prostu jest ich pewnie mniej niż 1%. Oczywiście nie krytykuję tego, gdyż, co do samobójstwa, to sama twierdzę, że nie jest czymś dobrym, wręcz jest słabością. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy: w owych czasach po wydaniu "Cierpień młodego Wertera" mnóstwo młodych mężczyzn chciało się upodobnić do tytułowego bohatera tej powieści epistolarnej, nosząc podobny strój, patrząc melancholijnie na świat, a przez Europę przeszła fala samobójstw. To trzecie rzecz jasna, wywołało skandal i słusznie - bowiem nigdy nie należy samemu wybierać sobie momentu śmierci. Natomiast popatrzmy: teraz ta lektura sprawia nam mnóstwo kłopotu i wręcz nudzi (w porządku, zgadzam się, że częściowo postać młodzieńca przedstawionego przez Goethego momentami bywa aż śmieszna, jednak ogólnie rzecz biorąc można się do niego przyzwyczaić). Obecnie nikt nawet nie popatrzyłby na nią, szukając głębszego sensu, a co dopiero przejmował się losem Wertera. Żyjemy w czasach, gdzie coraz bardziej liczą się pieniądze, a pogoń za nimi wręcz odebrała nam wszelkie ukryte cechy opisujące ludzką wrażliwość. Obecnie liczą się związki na zasadzie: byle dobrze razem wyglądać, oparte jedynie na seksie, czy też krótkie, po których obie strony nie potrafią się już normalnie komunikować, a jedynie wyzywają się wzajemnie i szukają pociechy u kogoś innego. Oczywiście nie twierdzę tym samym, że tak robi 100% społeczeństwa, bo są i pary, które połączyła prawdziwa miłość i które chcą być razem może i na zawsze? Ale spójrzmy prawdzie w oczy: po paru(nastu) latach ludzie zaczynają coraz częściej mieć sprzeczne poglądy, nudzą się sobą i pojawia się rozwód (co również nie jest czymś dobrym w moim mniemaniu, no, chyba, że są przypadki, że mąż/żona znęca się nad rodziną, to wtedy chyba sama uciekałabym w jak najszybsze rozwiązanie tego chorego małżeństwa). Gdzie nasza odrobina romantyzmu? Gdzie pomysł na spędzenie wieczoru z ukochaną osobą na spacerze, patrząc w niebo pełne gwiazd, szepcąc sobie czułe słowa, zamiast kolejny wieczór spędzony w kinie, czy klubie? Chyba to wszystko zaczyna zanikać, a dzisiejsi pozostali romantycy, jednym słowem mają przechlapane. Rozumiem ich częściowo, mimo, że osobiście potrafię stąpać twardo po ziemi, ale także są momenty, gdy uwielbiam poddawać się mojej wyobraźni, żeby czasami, gdy nie ma już siły na nic, móc zapomnieć o otaczającym świecie, mając w głowie to, co mnie cieszy. Jednak jak napisałam: rozumiem to, że ludziom, którzy cechują się właśnie wrażliwością, nieśmiałością czy też mają wybujałą wyobraźnię, po prostu jest trudno dostosować się do panujących obecnie "trendów", czy też krótko mówiąc: do dzisiejszego świata. Czują się niezrozumiani przez innych i szukają swojego, często może wyidealizowanego, modelu drugiej osoby, przy której to poczuliby się w pełni szczęśliwi. Jednak widząc, że jest to coraz trudniejsze, po prostu z czasem popadają w pewnego rodzaju apatię i pojawia się u nich niechęć do czegokolwiek, co prowadzi do poczucia pustki. Właściwie może w pewien sposób odbiegłam od tematu głównego, jaką była epoka, która to tak bardzo mnie przyciąga (mimo pewnych aspektów, których zdecydowanie nie akceptuję, czyli m.in. to samobójstwo), ale chciałam zrobić takie porównanie czasów współczesnych do tych, który już przeminęły, jednocześnie pokazując, że teraz naprawdę wszystko się zmienia, a rzeczy materialne coraz częściej zastępują nam własne uczucia, które to boimy się okazywać, nie chcąc być odrzuceni przez społeczeństwo. Jednak myślę, że w głębi duszy, każdy z nas jest w pewien sposób romantykiem, tylko czasami po prostu nie potrafimy tego okazać, zamykając się w bezpiecznej, wytworzonej przez nas osobowości, do której nie chcemy dopuszczać wrażliwości, bo uważamy ją za słabość. Muszę przyznać, że ta cecha bywa uciążliwa, może być często wykorzystywana przez innych ludzi, ale mimo to, cieszę się, że ją posiadam. To ona chyba pomaga mi pisać, bo w jakiś sposób staram się emocjonalnie podchodzić do niektórych spraw, mimo, że brzmi to może czasami obcesowo. Zdecydowanie chowa się we mnie pewnego rodzaju romantyk, no, raczej romantyczka, która jeśli tylko będzie miała dla kogo pokazać tą twarz, to zrobi to, bo nie wstydzi się być wrażliwym, uczuciowym człowiekiem, który pragnie szczęścia tych, na których mu zależy. Wiem, że zapewniałam na początku zakładania tego bloga, że będę się starała, ażeby było mało o mnie, ale przy tym temacie nie potrafię inaczej. Zresztą dzięki temu Wy, czytelnicy (jeżeli takowi w ogóle istnieją, choć wierzę, że jest ich chociaż garstka) mogli bliżej poznać oblicze, tej często chaotycznej i o sprzecznych uczuciach, dziewczyny... A może kobiety? Kończąc, chciałabym chyba w jakiś sposób zachęcić Was do tego, byście czasami sięgnęli po jakiś utwór z okresu romantyzmu, bo naprawdę można dzięki temu spędzić wieczór inaczej, aniżeli tylko przed ekranem laptopa czy telewizora. Za to - lepiej sięgnąć po książek, tomik wierszy i dzięki temu może obudzić w sobie romantyka? Chciałabym jeszcze napisać, że wpadł mi do głowy pomysł napisania pokrótce post o takiej właśnie tematyce przez parę "rozmów" z pewnym, hm, romantykiem. Myślę, że tak mogę Go/Ciebie (bo pewnie to przeczytasz za jakiś czas) nazwać. Natomiast dla Was, jeszcze wiersz jednego z pisarzy epoki romantyzmu, a mianowicie Cypriana Kamila Norwida - "Moja piosnka". (Właściwie to wstawiam tutaj dzieło tego "Pana" gdyż wiem, że Słowacki, czy Mickiewicz są bardziej znani, a Norwid na długi czas był zapomniany, a jego dzieła zostały odkryte na nowo dopiero w okresie Młodej Polski). Zatem zapraszam do czytania i mam nadzieję, że niebawem znów coś tutaj napiszę.
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, modlitwie, i w hymnie.
*
Nie rozerwę, bo silna,
Może święta, choć mylna,
Może nie chcę rozerwać tej wstążki;
Ale wszędzie - o! wszędzie,
Gdzie ja będę, ta będzie:
Tu w otwarte zakłada się książki,
Tam u kwiatów zawiązką,
Owdzie stoczy się wąsko
By jesienne na łąkach przędziwo:
I rozmdleje stopniowo,
By ujednić na nowo,
I na nowo się zrośnie w ogniwo.
*
Lecz, nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie.
Niech mi puchar podadzą i wieniec!...
I włożyłem na czoło,
I wypiłem, a wkoło
Jeden mówi drugiemu: "Szaleniec!!"
*
Więc do serca, o radę,
Dłoń poniosłem i kładę,
Alić nagle zastygnie prawica:
Głośno śmieli się oni,
Jam pozostał bez dłoni,
Dłoń mi czarna obwiła pętlica.
*
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, modlitwie, i w hymnie.
*
*
Lecz nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie;
Złotostruna nie opuści mię lutni!
Czarnoleskiej ja rzeczy
Chcę - ta serce uleczy!
I zagrałem...
... i jeszcze mi smutniej.
"Jednak jak napisałam: rozumiem to, że ludziom, którzy cechują się właśnie wrażliwością, nieśmiałością czy też mają wybujałą wyobraźnię, po prostu jest trudno dostosować się do panujących obecnie "trendów", czy też krótko mówiąc: do dzisiejszego świata. Czują się niezrozumiani przez innych i szukają swojego, często może wyidealizowanego, modelu drugiej osoby, przy której to poczuliby się w pełni szczęśliwi. Jednak widząc, że jest to coraz trudniejsze, po prostu z czasem popadają w pewnego rodzaju apatię i pojawia się u nich niechęć do czegokolwiek, co prowadzi do poczucia pustki."
OdpowiedzUsuń...
Bezbłędny opis najważniejszej części mojej osobowości. Nie potrafiłbym znaleźć słów, które trafniej oddawałyby sposób w jaki postrzegam świat.
Mogę jednak stwierdzić, po zaledwie nastu dniach wnikliwej obserwacji ludzkich zachowań, że ta trudność przystosowania się do reguł współczesnej "gry o sukces" przekształca się z biegiem czasu w niemożność. Przez prawie dwa tygodnie nie spotkałem się z jakimkolwiek przejawem romantyzmu (nawet przy tak poruszającym nasze serca blasku zachodzącego słońca!). Pogoń za czasem, uciekającym coraz szybciej z każdą sekudną, przysłania nam niezwykłe piękno codzienności...
...
Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Będę jutro... to znaczy już dzisiaj czekał w pewnym miejscu nam dość dobrze znanym. Dopiero tam pokuszę się o szerszą refleksję na temat tego tekstu i pozwolę się nie zgodzić z Twoim stwierdzeniem, iż w każdym z nas jest źdźbło romantyka...
Dobrych snów, a zarazem dzień dobry, Grzesiek.
Prosto w sedno....
OdpowiedzUsuńRomantyzm jest epoką, do której mam wewnętrznie sprzeczny stosunek, bo z jednej strony czuję, że jego przesadna powaga i fatalizm w nią wpisany narzucają mi pewien punkt widzenia i choć nie robi tego tak otwarcie (jak np. pozytywizm), to jednak wrzuca mnie w swego rodzaju "strumień myśli". Ale po drugiej stronie barykady jest wszystko co kocham: ten niesamowity sposób ujęcia miłości, nacisk położony na emocjonalną część człowieka, poświęcenie, gotowość oddania życia za to co się kocha, a także irracjonalne, nieco melancholijne podejście do życia.
Co do Twojej opinii o tym, że w każdym z nas jest cząstka romantyzmu, to przyznam, że z całego serca chciałbym się z nią zgodzić, ale zwyczajnie sumienie mi na to nie pozwala. Zaryzykuję stwierdzenie, że około 90% procent ludzkości to "dzieci swoich czasów"; w moim odczuciu nie jest to określenie obelżywe - jest to stwierdzenie faktu. Nie łudźmy się, romantycy nie pasują do tego świata, ale w mojej opinii to właśnie dlatego są godni szacunku; toczą tą nierówną walkę, mając świadomość nieuchronnej klęski, ale mimo wszystko - walczą.
Pozdrawiam, BW.
P.S. Polecam fantastyczny wiersz, który chyba mówi o romantyzmie: http://wiersze.doktorzy.pl/nadwrazliwi.htm oraz cytat, który zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy:
"Romantyzm jest nieśmiertelny. Nowoczesność, przemysł, maszyny, są niczym wobec romantyzmu. Bez romantyzmu prawdziwa radość życia, tak bardzo różna od zwykłej przyjemności, nigdy nie powstaje".
Ten wpis powstał dosyć dawno, ale miło mi do niego na chwilę powrócić, kiedy widzę, że kogoś zachęcił do przeczytania.
UsuńWiesz, myślę, że w obecnej chwili, kiedy minęło już trochę czasu, sama uważam podobnie jak Ty, że większość osób to "dzieci swoich czasów". To smutne, że nieco moje myślenie odnośnie tej cząstki romantyzmu w człowieku się zmieniło, ale takie jest życie - zaskakuje i sprawia, że wszystko wokół ulega zmianom. Mimo to wierzę, iż jednak są osoby mające tą duszę romantyka, a cytat naprawdę jest świetny, dziękuję! Jednocześnie kieruję też podziękowania za wiersz - dał mi trochę do myślenia.
Pozdrawiam! :)