Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 11 września 2013

Melancholia + czas + dorosłość + rozwój = chaos?

Mgliste, deszczowe dni wywołują we mnie chwile melancholii. Nie wiem, co mam wtedy ze sobą zrobić, wszystko wydaje się być takie proste, pozbawione sensu. Wtedy, po prostu chodzę od jednego kąta do drugiego, robiąc jedną czynności, po czym zamieniam ją w inną, niby tak banalną, ale sprawiającą, że ten dzień mija w takim szybkim tempie i nim się spostrzegam już jest ta cudowna noc, o której jednak pisałam jakiś czas temu, więc nie chcę się powtarzać. Ale ta melancholia sprawia, że wracam do przeszłości zastanawiając się nad niektórymi sprawami, myśląc, czy dobrze postąpiłam w danej sytuacji, patrząc na błędy, jakie pojawiały się w moim życiu.
Towarzyszą jej też wspomnienia, szereg momentów, które to albo były szczęśliwe i na pewno miło będzie do nich wracać, choćby minęło mnóstwo czasu, albo i te mniej wesołe, które najchętniej by się wyrzuciło, jednak to niemożliwe, bo możemy je chować gdzieś głęboko w swojej podświadomości, a one i tak, kiedy wyczują, że coś nas na nowo dręczy, powrócą, nie dając spokoju, aż w końcu po raz kolejny je uśpimy. Jednak i o wspomnieniach już było, a też nie chcę znów pisać tego samego. Czas. Jest taki ulotny, pędzi nieubłaganie do przodu, a my chcąc, czy też nie, musimy się mu podporządkować. Nie jesteśmy w stanie ot tak stanąć w miejscu, czy zatrzymać biegnących sekund. Aby żyć, w pełnym tego słowa znaczeniu, każdy z nas musi iść w tym samym tempie, co przesuwające się wskazówki zegara... Ten rytm wyznacza nam poniekąd życie. Choć czasami wydaje nam się, że w głębi duszy jesteśmy jak małe, zagubione dzieci, które to snują beztroskie życie, bez problemów, wyborów, a rodzice troszczą się jak tylko mogą tak, że my nie musimy niczego robić oprócz zabawy, to niestety któregoś dnia trzeba się w końcu wziąć w garść i wyzbyć się większości tego dziecka. Ważne, żeby jednak choć mały płomyczek z tego bycia małą dziewczynką/małym chłopcem w nas został, byśmy nie stali się do końca oschłymi dorosłymi ludźmi, którzy zamartwiają się wiecznie przyziemnymi, wiadomo, że ważnymi w wielu przypadkach, rzeczami, ale nie mają czasu, czy już nawet chęci bądź siły, by na chwilę zapomnieć o teraźniejszości i poddać się szaleństwu. Bo i takie momenty są ważne, one sprawiają, że nie tylko istniejemy, przyzwyczajeni do codziennego rozkładu dnia, pełnego niejednokrotnie rutyny (ale przecież do wszystkiego można się rzekomo przyzwyczaić), ale przede wszystkim żyjemy, pozwalając ponieść się czasem spontanicznym pomysłom, jeśli tylko sami tego chcemy. Dorosłość bywa trudna i najgorsze jest przekroczenie tej granicy pomiędzy byciem jeszcze nastolatkiem, a człowiekiem dorosłym, który musi mieć świadomość podejmowanych przez siebie decyzji i tego, że z każdym kolejnym dniem, miesiącem czy rokiem wymagana od niego będzie jeszcze większa odpowiedzialność, a bujanie w obłokach trzeba zamienić wtedy na realne życie. To naprawdę może wydawać się często trudniejsze, niż brzmi, ale... tak już jest, tak samo, jak z tym, że świat się zmienia, rozwija. Wiem, że niesie to ze sobą różnorakie konsekwencje: zarówno te dobre, jak i złe, ale w końcu musi być pewnego rodzaju harmonia, bo nic nie przychodzi aż tak łatwo i jedynie w samych pozytywach. Po prostu tak już został ten świat  stworzony, że ludzie pojawiwszy się na nim, zaczęli go udoskonalać, czasami wyrządzając przy tym wiele szkód, ale robili to z myślą o tym, żeby może następnym pokoleniom było o wiele łatwiej? Każdy z nas ma własną opinię na ten temat, jednak osobiście uważam, że trzeba po prostu przystosować się do tego, jak to wszystko jest w danym momencie zrobione i mimo że dostrzegamy szereg wad, to jednak należy znaleźć i te dobre strony, a potem tylko się ich trzymać. W końcu gdybyśmy się mieli zadręczać wszystkim, co nas frustruje, długo byśmy nie wytrzymali w tym świecie i w swoim własnym życiu. Właściwie mam wrażenie, że post, który myślałam, że jednak dzisiaj nie powstanie, właśnie biegnie ku końcowi. Zdaję sobie sprawę również z tego, że po raz kolejny jest pełen chaosu, niby przeskakiwania z jednego tematu do drugiego, ale taka już jest moja natura: milion myśli, które tworzą niemal poplątaną sieć w mojej głowie, a każda z nich chce się wyrwać i zostać wykorzystaną do stworzenia artykułu, to, że często może piszę szybciej aniżeli zastanawiam się, czy należy poruszyć właśnie tą kwestię, by potem zamienić ją w inną, ale czy w tym jest coś złego? Każdy z nas ma własną naturę, a ja swoją, mimo że czasami pełną nieładu i pewnego rodzaju sprzeczności, jednak skoro sprawia ona, że te myśli, choćby nie do końca ze sobą powiązane (choć wydaje mi się, że w tym poście melancholia - czas - dorosłość - rozwój świata dość dobrze się ze sobą "dogadują") pozwalają na stworzenie czegoś, to w pełni ją akceptuję. Kończąc, być może następny post poświęcę znów recenzji pewnej książki, przeczytanej już jakiś czas temu, a także powiążę ją z dość często spotykanym problemem, a właściwie chorobami związanymi z naszą psychiką jakimi są: anoreksja i bulimia. Natomiast Was zapraszam teraz do posłuchania pięknego utworu, który jest w pewien sposób smutny, ale też idealny na wieczory pełne, tej wspomnianej na samym początku, melancholii. 
I nawet jeśli: "Wszystko drży i przeszkadza mi śmiech..." to w końcu: "...nic, to nic, przecież wiesz, przejdzie mi."

1 komentarz:

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *