Znów minęło trochę czasu odkąd coś tutaj pisałam. Nie czuję się z tym zbyt dobrze, ale nie mam pojęcia dlaczego ciągle albo brakuje mi wolnej chwili, albo po prostu odpowiednia wena nie chce przyjść. Chociaż w sumie co do uciekających minut, godzin i dni... Zajmują mi je przede wszystkim studia, które wymagają jednak sporo uwagi i zaangażowania, a poza nauką rzecz jasna znajomi, bez których wiele spraw byłoby trudniejszych. Zdaję sobie mimo wszystko sprawę z tego, że nie powinnam zaniedbywać tak bardzo "miejsca", które ma dla mnie spore znaczenie, bo przecież pisać uwielbiam i to od zawsze. Dlaczego więc nie umiem się zmotywować i znaleźć odpowiedniego tematu do rozważań? Czemu nie umiem zebrać się w garść i w końcu na poważnie przysiąść do stworzenia czegokolwiek, co stanowiło by część mnie? Nie mam pojęcia. Jednak tego wieczoru w końcu powiedziałam sobie: "dość powtarzania, że nie masz pomysłu, czy odpowiedniej weny, po prostu zabierz się do roboty!" Dlatego też dzisiejszy artykuł chcę poświęcić własnej interpretacji cudownego utworu, który od paru dni cały czas gra w moich słuchawkach.
Wiem, że autorka mogła kierować te słowa do kogokolwiek, tekst poświęcić czemu tylko sobie wymarzyła, a moje własne rozważania mogą być całkowicie oddalone od tematu, ale myślę, że tekst jest na tyle uniwersalny, że można go dopasować do samego siebie i własnej życiowej sytuacji. O czym mowa? Mianowicie, jest to utwór "Words" - Skylar Grey. Cudowny głos, jeszcze lepszy tekst - czego chcieć więcej? Może nieco smutny, ale takie lubię, takich czasami potrzebuję, wbrew temu, że moi znajomi uważają, że za bardzo smęcę, lecz widocznie taka moja natura. Ale okej, przechodzę do własnej interpretacji poszczególnych fragmentów, dlatego zaczynam oczywiście od pierwszej zwrotki:
Wiem, że autorka mogła kierować te słowa do kogokolwiek, tekst poświęcić czemu tylko sobie wymarzyła, a moje własne rozważania mogą być całkowicie oddalone od tematu, ale myślę, że tekst jest na tyle uniwersalny, że można go dopasować do samego siebie i własnej życiowej sytuacji. O czym mowa? Mianowicie, jest to utwór "Words" - Skylar Grey. Cudowny głos, jeszcze lepszy tekst - czego chcieć więcej? Może nieco smutny, ale takie lubię, takich czasami potrzebuję, wbrew temu, że moi znajomi uważają, że za bardzo smęcę, lecz widocznie taka moja natura. Ale okej, przechodzę do własnej interpretacji poszczególnych fragmentów, dlatego zaczynam oczywiście od pierwszej zwrotki:
"Always in a rush
Never stay on the phone long enough
Why am I so self-important?
Said I'd see you soon
But that was, oh, maybe a year ago
Didn't know time was of the essence"
"Zawsze w pośpiechu
Nie pozostaję zbyt długo przy telefonie
Dlaczego jestem aż tak samolubna?
Powiedziałam, że wkrótce się zobaczymy
Jednak było to może z rok temu
Nie wiedziałam, że czas był tak istotny"
Pierwsze, co rzuca się od razu na myśl po przeczytaniu tego fragmentu, to uciekający czas, a obietnice. Autorka twierdzi, że zawsze jest w pośpiechu, przez co nie udaje jej się zobaczyć z daną osobą choć tyle już razy mówiła, że musi to zrobić, minuty wciąż uciekały, a składane wcześniej obietnice wymykały się z rąk. Tak samo jest z każdym z nas. Ile razy mówimy, że powinniśmy się spotkać z dawno niewidzianym przyjacielem, bądź członkiem rodziny, a jednak zajęci codziennym życiem, zapominamy o pewnych relacjach. Myślimy tylko o sobie i tym, co nas dotyczy, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo istotny jest czas, bo kto wie, ale może następnego dnia już nigdy nie dane będzie nam kogoś ujrzeć? Tutaj kieruję swoją interpretację nieco w stronę śmierci, jakiej nikt z nas niestety nie uniknie, a jest ona nieprzewidywalna. Stąd może czasami nie warto zwlekać i powinno się spełniać wcześniej mówione obietnice, bądź po prostu w tym codziennym, pełnym obowiązków, szybko przemijającym, świecie znaleźć choć odrobinę wolnej chwili, by się zatrzymać i może poświęcić ją komuś dla nas ważnemu...
"So many questions
But I'm talking to myself
I know that you can't hear me any more
Not anymore
So much to tell you
And most of all goodbye
But I know that you can't hear me any more"
"Tak wiele pytań
Jednak mówię sama do siebie
Wiem, że nie możesz mnie już usłyszeć
Nigdy więcej
Mam Ci tak wiele do powiedzenia
A przede wszystkim pożegnać się
Lecz wiem, że nie możesz mnie już usłyszeć"
Zdecydowanie te parę wersów pokazuje sytuację związaną z czyimś odejściem już na zawsze. Natomiast osoba mówiąca, zdaje sobie sprawę, że chciałaby przekazać jeszcze mnóstwo rzeczy bądź po prostu się pożegnać, jednak jest to niemożliwe, ponieważ tego "kogoś" już nie ma i w realnym świecie nie będzie w stanie usłyszeć próśb czy pytań jakie zostałyby ku tej osobie skierowane. W takiej sytuacji może się znaleźć, bądź już się znalazł, chyba każdy z nas. Niejednokrotnie chciałoby się móc o coś zapytać bliską nam osobę, lecz jest to niemożliwe, bo ona odeszła z tego świata, a jedyne co nam wtedy odpowie to głucha cisza, a my sami dobrze wiemy, że mówimy właśnie jedynie do siebie. Również pierwsze dwa wersy mogą tyczyć się całkowicie innych rzeczy, bo w końcu często jest tak, że mamy mnóstwo pytań, nie wiemy co powinniśmy zrobić, lecz jedyną osobą, jakiej możemy je zadać to my sami, a i to odpowiedź nie nadchodzi tak szybko, jak byśmy wielokrotnie chcieli...
"It's so loud inside my head
With words that I should have said
And as I drown in my regrets
I can't take back the words I never said
I never said
I can't take back the words I never said."
"W mojej głowie jest tak głośno
Od słów, które powinnam powiedzieć
A kiedy tonę w swoich żalach
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Nigdy nie wypowiedziałam
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam."
Refren z kolei można interpretować moim zdaniem naprawdę dowolnie, a jest mi jakoś tak bardzo bliski przez parę nierozwiązanych do końca sytuacji... W końcu często zdarza się, że w głowie mamy totalny chaos, a zbyt wiele splątanych myśli nie daje nam normalnie funkcjonować. Tysiące szeptów sprawia, że mamy ochotę krzyczeć. Tak jak tutaj: "W mojej głowie jest tak głośno od słów, które powinnam powiedzieć". Zdajemy sobie niejednokrotnie sprawę z tego, że wiele rzeczy można rozwiązać, gdybyśmy tylko znaleźli odwagę, by je wypowiedzieć. Jednak jeśli tego nie zrobimy, bądź ciągle się wahamy, one coraz bardziej ciążą nam w myślach sprawiając, że ten chaos zwiększy się z każdym dniem, a co za tym idzie to poczucie ogromnego żalu do samych siebie, że nie potrafimy się przełamać i w końcu uwolnić się od tego, co spędza nam sen z powiek. Co do dalszych wersów, również są niezwykle prawdziwe, bo w końcu nie da się cofnąć czegoś, co nigdy nie zostało wypowiedziane. Często zdarza się, że pod wpływem impulsu mówimy słowa, których potem żałujemy, bądź robimy rzeczy, jakich nigdy byśmy się nie ośmielili, a potem chciałoby się je cofnąć, lecz to niemożliwe... Tutaj wręcz przeciwnie - nie można tego zrobić, bo dana sytuacja nie miała nawet miejsca i z jednej strony to dobrze, bo nie mamy sobie czego wyrzucać lecz z drugiej, być może to właśnie źle, bo zabrakło nam odwagi, by móc zrobić jakiś kroku do przodu i byśmy później mogli analizować, czy dobrze postąpiliśmy czyniąc daną rzecz, czy wręcz przeciwnie. A skoro nie możemy tego wymazać, bo coś nie istniało, to pokazuje, że nadal stoimy w miejscu, bojąc się, co może nastąpić, jeśli wypowiedzielibyśmy to, co od dawna ciąży nam na sercu, zamiast iść naprzód i rozpocząć kolejny rozdział w swoim życiu...
"Always talking shit
Took your advice and did the opposite
Just being young and stupid
I haven't been all that you could have hoped for
But if you'd held on a little longer
You'd have had more reasons to be proud."
"Zawsze mówię głupoty
Przyjęłam waszą zasadę i zrobiłam na odwrót
Byłam po prostu młoda i głupia
Nie byłam taką, jaką miałeś nadzieję, że jestem
Jednak gdybyś wytrzymał nieco dłużej
Miałbyś więcej powodów do bycia dumnym."
Myślę, że ten cytat z kolei pokazuje przede wszystkim jak często my, młodzi ludzie, popełniamy błędy, dopiero po pewnym czasie zdając sobie sprawę z tego, że wiele sytuacji mogło nie mieć miejsca, bo nic tak naprawdę nie dały, a pozostawiły jedynie gorzkie wspomnienia. Jednak wraz z przemijającym czasem, dopiero uświadamiamy sobie, że ileś lat wcześniej byliśmy naprawdę "głupi", czy też jak mogliśmy zachowywać się w taki czy inny sposób, jednak takie gdybanie wtedy już nie ma tak naprawdę znaczenia, a im więcej będziemy o tym rozmyślać, tym wolniej zapomnimy o tym, co było źle, zamiast pójść naprzód. Czasami również swoim zachowaniem ranimy innych bądź nie jesteśmy do końca tacy, jakimi chcieliby nas widzieć bliscy... Jednak jak mówią ostatnie dwa wersy, nie raz wystarczyłoby parę chwil dłużej by zobaczyli, jak potrafimy się zmienić i że w rzeczywistości nie zawsze wszystko musi być tak złe, a my sami umiemy uczyć się na błędach, w końcu czyniąc i te rzeczy, z których ludzie wokół nas byliby dumni. Również te słowa pokazują, że osoba, do której kieruje się autorka odeszła - zapewne znowu mamy tutaj do czynienia ze śmiercią, ale również można to zinterpretować w taki sposób, że ktoś całkowicie wykreślił nas ze swojego życia, nie chcąc dać nam nawet cienia szansy.
"The longer I stand here
The louder the silence
I know that you're gone but sometimes I swear that I hear
Your voice when the wind blows
So I talk to shadows
Hoping you might be listening cause I want you to know..."
"Im dłużej tu stoję
Tym głośniejsza jest cisza
Wiem, że nie ma cię, lecz czasem przysięgam, ze słyszę
Twój głos, gdy wiatr zawieje
Zatem mówię do cieni
Z nadzieją, że słyszysz mnie, gdyż chcę abyś wiedział..."
Ostatni fragment, który chcę zinterpretować, podobnie jak powyższe, od razu narzuca do głowy myśl, że chodzi tutaj głównie o kogoś, kto odszedł na zawsze z tego świata (co w sumie przewija się przez większość tych fragmentów). Osoba mówiąca jest pogrążona w żalu, ale mimo wszystko, pełna wewnętrznej nadziei, że nawet jeśli cieleśnie tego bliskiego człowieka nie ma, to jego dusza nadal jest obecna, tak jakby czuwała nad tą osobą. Autorce wydaje się, że wraz z powiewem wiatru, słyszy głos kogoś, kto był jej bardzo bliski, dlatego jeśli chce jej coś przekazać mówi do "cieni", czyli tak naprawdę do otoczenia pełnego ciszy, wierząc, że ten "ktoś" jednak gdzieś ją słyszy i być może pomoże jej rozterkom. Ostatni wers powiązany jest z refrenem, który już wyżej interpretowałam, dlatego nie będę powtarzać. Osobiście, uważam, że można też interpretować ten cytat w nieco innym kontekście, a mianowicie osoby zranionej, od której odszedł ktoś niezwykle ważny, lecz ona nie potrafiąc sobie z tym do końca poradzić, ma wrażenie, że wszędzie słyszy tę osobę, czuje ją nadal blisko siebie. Ta cisza jednak jaka jej odpowiada jest coraz głośniejsza (paradoksalne: głośna cisza), aż na tyle, że być może ból przejmuje wszystko, zastępując zdrowy rozsądek, a pragnienie ujrzenia kogoś ponownie jest na tyle silne, że ma nadzieję, iż kiedyś to nastąpi...
Nie mam pojęcia, czy moja własna, powyższa interpretacja ma cokolwiek wspólnego z tym, co chciała przekazać autorka tego niezwykłego utworu, jednak starałam się opisać go tak jak sama czuję, dodając własne spostrzeżenia, rozważania na dany temat. Mam nadzieję, że wbrew temu, że nie jestem jeszcze chyba w pełni sił odnośnie ponownego pisania, nie było to aż tak tragiczne i dało się całkiem przyjemnie czytać. Tą ocenę jednak pozostawiam Wam, czytelnikom, jeśli jacykolwiek tutaj jesteście (choć chyba tak jest, stąd jeszcze bardziej mi źle, że zaniedbałam na nowo blog). Niedługo postaram się znów coś naskrobać, co prawda miałam swego czasu pewien pomysł, ale... pozostał niedokończony na jednej z wielu kartek i mam nadzieję, że do niego wrócę, jednak nie obiecuję, że kolejny artykuł pojawi się za parę dni, tydzień, czy dwa, bo nie chcę znów zawieść innych, a przede wszystkim samej siebie, bo świadczy to tylko o mojej słabości i niemożności pogodzenia paru rzeczy w swoim życiu na raz. Jednak będę się starać by coś zmienić i móc wykorzystać każdy dzień na sto procent, bo przemijają one zdecydowanie za szybko, a najgorsze jest to, że zbyt monotonnie i nie do końca tak, jak bym chciała. Ale o tym w innym poście, na dzisiaj powoli zmierzam ku końcowi, oczywiście wstawiając tutaj interpretowany wyżej utwór. Miłego słuchania.
Nie mam pojęcia, czy moja własna, powyższa interpretacja ma cokolwiek wspólnego z tym, co chciała przekazać autorka tego niezwykłego utworu, jednak starałam się opisać go tak jak sama czuję, dodając własne spostrzeżenia, rozważania na dany temat. Mam nadzieję, że wbrew temu, że nie jestem jeszcze chyba w pełni sił odnośnie ponownego pisania, nie było to aż tak tragiczne i dało się całkiem przyjemnie czytać. Tą ocenę jednak pozostawiam Wam, czytelnikom, jeśli jacykolwiek tutaj jesteście (choć chyba tak jest, stąd jeszcze bardziej mi źle, że zaniedbałam na nowo blog). Niedługo postaram się znów coś naskrobać, co prawda miałam swego czasu pewien pomysł, ale... pozostał niedokończony na jednej z wielu kartek i mam nadzieję, że do niego wrócę, jednak nie obiecuję, że kolejny artykuł pojawi się za parę dni, tydzień, czy dwa, bo nie chcę znów zawieść innych, a przede wszystkim samej siebie, bo świadczy to tylko o mojej słabości i niemożności pogodzenia paru rzeczy w swoim życiu na raz. Jednak będę się starać by coś zmienić i móc wykorzystać każdy dzień na sto procent, bo przemijają one zdecydowanie za szybko, a najgorsze jest to, że zbyt monotonnie i nie do końca tak, jak bym chciała. Ale o tym w innym poście, na dzisiaj powoli zmierzam ku końcowi, oczywiście wstawiając tutaj interpretowany wyżej utwór. Miłego słuchania.
Tekst i tłumaczenie znalezione: tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)