Uwielbiam ten moment, gdy mogę w końcu, po ciężkim tygodniu pełnym przeróżnych obowiązków, na chwilę się zatrzymać. Po prostu usiąść w swoim własnym (tak, dokładnie, nie tym krakowskim) pokoju, za oknem mając już pierwszy śnieg (zastał mnie po powrocie do domu), przed sobą kubek gorącej, pysznej herbaty, a w ręku książkę. Cudownie jest tak prze moment nie myśleć o obowiązkach jakie czekają w kolejnym tygodniu, a po prostu poddać się chwili relaksu. Zdecydowanie to lubię. Stąd - dopełnić ten świetny dzisiaj stan może jedynie nowy wpis na blogu. Właściwie to zastanawiałam się o czym by tutaj napisać i ani nie mam za bardzo humoru typu "sfrustrowana A. musi wylać swoje przemyślenia", ani też nie chcę po raz trzeci w ostatnim czasie dokonywać recenzji jakiejś książki, a mimo że mam parę ciekawych utworów do interpretacji to jednak zostawię sobie to na następny raz...
Tak więc dzisiaj może będzie poniekąd o muzyce, ale jednocześnie chciałabym przenieść w Was na chwilę w taki świat emocji...