Na nowo zaczyna się ten nieustanny brak czasu spowodowany różnymi rzeczami, w tym jedną główną są studia, mnóstwo nauki, coraz więcej materiału, kolokwia... Innymi z kolei są dodatkowe zajęcia, które wzięłam na siebie w tym semestrze akademickim, jednak nie żałuję, że się ich podjęłam - wręcz przeciwnie. Tak więc myślę, że rozumiecie, iż nie zawsze znajdę chwilę by napisać tutaj coś nowego tak szybko jakbym chciała i jednocześnie by jakość tego, co publikuję nie była na tzw. "odwal". Jednak dzisiaj, mimo że za dwa dni dość ważne kolokwium, to odłożyłam na chwilę naukę w bok, by wstawić coś nowego na blogu. To jedna z informacji, jaką chciałam tutaj dodać - czyli poniekąd wyjaśnienie, dlaczego coraz rzadziej pojawiają się nowe wpisy.
Natomiast drugą z informacji jest to, że w przypływie jakiegoś impulsu postanowiłam założyć na, myślę, że znanej wszystkim "książce twarzy", fanpage swojego bloga. Po co?
- Po pierwsze: by móc zyskać szersze grono czytelników, albo chociaż spróbować to zrobić nawet jeśli się nie uda;
- Po drugie: by Ci, którzy już czytają mój blog oraz faktycznie tutaj zaglądają, mogli szybciej dowiedzieć się o nowych wpisach, a w końcu niewielu z nas w obecnym świecie nie posiada facebook'a, stąd myślę, że jest on naprawdę dość szybkim źródłem wielu informacji;
Stąd też, jeśli czytacie mój blog oraz posiadacie konto na wspomnianym wyżej portalu społecznościowym, będzie mi niezmiernie miło jeśli polubicie fanpage. Wystarczy wejść: tutaj i kliknąć jedynie ten znany wszystkim "like". ;)
To wszystko jeśli chodzi o te informacje, przynajmniej póki co. Teraz przejdę już do dzisiejszego wpisu, a będzie nim... recenzja książki. Tak, znów, jednak tak sobie ostatnio robiłam porządek w szafce na mieszkaniu studenckim (a mam tutaj sporo swoich książek związanych NIE tylko z matematyką) i natknęłam się na coś, co myślę, że zna każdy, co chociaż raz w życiu przeczytał bo albo musiał albo chciał, a jednak ta historia niesie w sobie tyle spraw, że pomyślałam: czemu by nie poświęcić jej jednego wpisu tutaj? Stąd postanowiłam opisać może nie tyle historię w niej zawartą, co w dużej mierze swoje własne odczucia odnośnie tej powieści. Swoją drogą mam swój jej egzemplarz dzięki znajomemu (G. - dziękuję raz jeszcze). Ale żeby nie rozpisywać się znowu za dużo tą drogą wstępu, o jaką książkę mi chodzi? Jest to "Mały Książę" autorstwa Anoine de Saint - Exupery.
Myślę, że teraz każdy kto czyta ten wpis wie już dlaczego podkreślałam, iż na pewno każdy (no dobrze, powiedzmy: większość) z nas miała tę powieść w rękach. O ile dobrze pamiętam czyta się ją chyba już w szkole podstawowej. Wydawać by się mogło, że to książka dla dzieci - prosta, nieco bajkowa historia, a wbrew pozorom jeśli przyjrzeć się głębiej całej fabule, okaże się, że niesie ona wiele życiowych prawd i kierować ją można do każdego człowieka bez względu na jego wiek. Stawia nam ona pytania o hierarchię wartości jakie mamy w życiu, o jego sens, a także pokazuje jak ważne, ale jednocześnie trudne są: przyjaźń oraz miłość, które to w końcu wiążą się z odpowiedzialność za drugiego człowieka. Jednocześnie nie ma przyjaźni bez zaufania, bez szczerości... Stąd wbrew pozorom wszelkie relacje jakie wiążemy z innymi ludźmi niekoniecznie zawsze prowadzą do przyjaźni w pełnym tego słowa znaczeniu.
Przechodząc powoli do opisania pokrótce historii jaka ma miejsce w książce, oczywiście należy przedstawić głównych bohaterów. Pierwszym z nich jest pilot, którego samolot niestety doznał awarii i tym samym znalazł on się na pustyni, gdzie poznaje drugiego i myślę, że jednak najważniejszego bohatera tej powieści - Małego Księcia. Ich przyjaźń, bo tym stała się później relacja pomiędzy tą dwójką osób - dorosłym pilotem, a można by rzec, że dzieckiem - Małym Księciem, rozpoczyna się w momencie, kiedy chłopiec prosi narratora o narysowanie mu baranka. Następnie dowiadujemy się już coraz więcej o życiu tego nieco zagubionego marzyciela. Jest on mieszkańcem asteroidy B-612, gdzie oprócz niego, znajdowała się także Róża - piękny kwiat, ale jednocześnie wyniosły i kapryśny. Chłopiec każdego dnia spełniał wszelkie zachcianki swojej jedynej przyjaciółki na planecie, jednak gdy miał już dość jej humorów, postanowił zwiedzić inne miejsca. Co więcej, Róża początkowo nic sobie z tego nie zrobiła, lecz z czasem zaczęła czuć się opuszczona... A nasz mały bohater, odwiedzając sześć kolejnych planet, dowiaduje się mnóstwo o ludziach: o tym, jak uwielbiają władać innymi (Król), jak bardzo są próżni (Próżny), że często popełniają błędy, m.in. popadanie w alkoholizm (Pijak), że mają swoje zajęcia, którymi poświęcają całe życie (Bankier), że potrafią być też sumienni w swojej pracy, ale jednocześnie nie umieją przeciwstawić się ciągłej rutynie (Kloszard), aż w końcu spotyka Geografa, który doradza mu zwiedzić Ziemię... I tym oto sposobem, po zobaczeniu wielu miejsc, udaje się na naszą planetę, a tam uczy się wielu życiowych prawd. Począwszy od uświadomienia sobie, że mimo tysiąca innych róż, to jego własna była wyjątkowa, poprzez naukę o przyjaźni dzięki spotkaniu lisa (swoją drogą piękny fragment, którego główne motto zacytuję jeszcze poniżej), aż po zawiązanie przyjaźni z pilotem - jednocześnie narratorem całego tekstu. Opowiadając mu swoją historię, uświadamia sobie wiele ważnych rzeczy, a jednocześnie pilot uczy się także sporo od tego małego chłopca. Myślę, że każdy wie, jak kończy się cała historia Małego Księcia - zdeterminowany postanawia wrócić na swoją planetę, lecz żeby to uczynić, musi umrzeć... I mimo nalegań pilota, by tego nie robił, chłopiec ukąszony przez żmiję umiera by móc wrócić do swojej ukochanej Róży (którą naprawdę darzył ogromną miłością, a i ona czuła to samo, o czym Mały Książę uświadomił sobie podczas swojej wędrówki). Pilot tęskni całe życie za swoim przyjacielem licząc, że jeszcze kiedyś go spotka - niestety nadaremnie...
Ta książka wzbudza mnóstwo emocji. Niesie tyle prawd, że lubię od czasu do czasu do niej wrócić by zagłębić się w tą historię zagubionego chłopca, który w końcu uczy się czym jest prawdziwa przyjaźń, miłość, przywiązanie do drugiego człowieka i branie za niego odpowiedzialności. Pokazuje jednocześnie, że całe życie każdy z nas się uczy - albo na błędach wcześniej popełnionych, albo poprzez spotykanie na swojej drodze przeróżnych ludzi. Ile to razy się zdarzy, że mamy do czynienia z osobami podobnymi do Próżnego, liczącymi na wieczne pochwały i myślącymi, że świat kręci się wokół nich? Myślę, że dość często. A mimo to staramy się ich jakoś zrozumieć bądź po prostu wiemy, że lepiej unikać konfrontacji z nimi... Ile razy w naszym życiu napotykamy na osoby, które boją się przyjaźni, tak jak lis - bał się zaufać, a mimo to, jakoś udaje im się zawiązać wspólną relację - tak właśnie, zwaną tą prawdziwą przyjaźnią. Bądź - jak często dopiero po stracie kogoś bliskiego, uświadamiamy sobie ile dla nas znaczył i chcemy naprawić własne błędy (tak, jak Mały Książę uświadomił sobie, ile znaczyła dla niego róża, stąd postanowił do niej wrócić). Myślę, że sporo mogłabym jeszcze przytaczać tych różnych przykładów, ale sęk w tym, że ta książka jest świetna. Niby banalna historia, a niesie ze sobą tak wiele życiowych przykładów - wystarczy jedynie doszukać się opisie wędrówki chłopca, drugiego dna, i nagle uświadamiamy sobie ile z tych życiowych prawd sami spotykamy na swojej drodze... A jeszcze to, o czym nie powiedziałam, a myślę, że jest ważne to chociażby początek całej książki, w której widać tą różnicę pomiędzy zabieganymi dorosłymi, a dziećmi żyjącymi jeszcze w świecie marzeń. Nasz pilot, narysowawszy słonia połkniętego przez węża, u ludzi dorosłych nie znalazł zrozumienia rysunku, natomiast u Małego Księcia - a i owszem, wręcz od razu, bez zbędnego tłumaczenia. I tutaj nie chodzi o krytykę ludzi dorosłych, którymi przecież każdy z nas któregoś dnia się stanie (bądź już jest), w końcu czasu nie da się zatrzymać... A chodzi o to, że wraz z wiekiem, z coraz większymi obowiązkami, zatracamy się w tej szarej rzeczywistości gdzie liczy się jedynie praca, dom, inne zajęcia, sen i tak w kółko. Ta rutyna zabija w nas to, co mieliśmy w sobie jako dzieci - niewinność, patrzenie na wszystko nie tylko przez pryzmat realnego myślenia, ale także marzeń jakie chowaliśmy w sobie. A przez te doświadczenia jakimi karmi nas życie, gubimy to, co najpiękniejsze - dziecięcą wrażliwość... I wiecie czego się boję? Że któregoś dnia zgubię swoją własną, a w końcu każdy z nas powinien mieć w sobie coś z dziecka, nieważne czy mamy lat dwadzieścia, czy czterdzieści, czy może już sześćdziesiąt... Nie możemy zagubić się jedynie w tym, co realne, w tym, co dotyczy tylko nas i wiecznych obowiązków oraz narzekania. Musimy czasami się zatrzymać i pomyśleć że ten świat jest piękny - wystarczy spojrzeć wokół siebie, wystarczy poczuć ciepło wiatru, wystarczy zatracić się blasku słońca, bądź ujrzeć, że nawet deszcz, przed którym wszyscy uciekają potrafi być piękny. Musimy jedynie na chwilę zatrzymać się z tego nieustannego biegu i pomyśleć o tym, że w naszym życiu ważne są też inne wartości: przyjaźń, miłość, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa... I nie marnujmy tego, bo w końcu "nic dwa razy się nie zdarzy", jak pisałam Wisława Szymborska.
Chyba troszkę się rozpisałam, ale jak wspominałam wyżej - ta książka wywołuje emocje, zdecydowanie i sprawia, że właśnie z tego zabiegania możemy na chwilę zatrzymać się dzięki niej - przeczytaniu tej historii i skupieniu swojej uwagi przez chwilę na rzeczach innych niż to, ile jeszcze mam nauki przed sobą bądź co powinnam zrobić na obiad, by nie marnować na to zbyt dużo czasu. Jednak przechodzę już powoli do końca, stąd wstawiam tradycyjnie, te fragmenty, które najbardziej zapadają w pamięci po przeczytaniu "Małego Księcia".
- "Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
- "Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś."
- "Znacznie trudniej jest sądzić siebie niż bliźniego. Jeśli potrafisz dobrze siebie osądzić, będziesz mądry."
- "Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela."
- "Zawsze wydaje się, że w innym miejscu będzie lepiej."
- "Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym."
- "Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące. Zdecydowałeś się odejść, to idź."
- "Na pustyni jest się samotnym. Równie samotnym jest się wśród ludzi."
- "Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć w tym samym kierunku."
To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis, zarówno informacje, jak i tą recenzję, chociaż właściwie to bardziej przemyślenia odnośnie książki "Mały Książę". Myślę, że sporo z Was ją zna, a jeśli tak się zdarzy, że nie, to zachęcam do przeczytania, natomiast tych, którzy kojarzą - do przypomnienia sobie kiedyś jeszcze raz tej banalnej, a mającej własne przesłanie, historii małego chłopca.
Niedługo znów postaram się coś tutaj napisać, być może uda mi się w weekend, bo już nieco przystopuje parę rzeczy. Póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
uwielbiam Małego Księcia. :)
OdpowiedzUsuń