Autor: Anna Bichalska Tytuł: Wzgórze niezapominajek Wydawnictwo: HarperCollins Polska Liczba stron: 288 Ocena: 5.5/6 |
Powieści obyczajowe mają to do siebie, że siłą rzeczy coś mnie do nich przyciąga. Być może sięgam po nie tak chętnie, bo na ogół nawet jeżeli są fikcją literacką, to dotykają spraw całkowicie przyziemnych - takich, jakie mogą spotkać każdego człowieka. Dlatego też z wielką ciekawością postanowiłam sięgnąć po "Wzgórze niezapominajek" Anny Bichalskiej. Będąc już po lekturze muszę stwierdzić, że ta historia bardzo przypadła mi do gustu, lecz przede wszystkim - dzięki tej książce poczułam się tak, jakbym przeniosła się dokładnie do miejsca, w którym odbywa się cała akcja - miejscowości pełnej spokoju i dającej ukojenie dla duszy.
Główna bohaterka książki, tudzież narratorka wydarzeń - Lena - jest kobietą, jaka wiodła poukładane życie. Być może nie do końca satysfakcjonujące, ale przynoszące jej spokój ducha. Kiedy jednak zamiast planowanego ślubu, następuje rozstanie, kobieta postanawia udać się na jakiś czas do rodzinnej miejscowości położonej nad jeziorem, by właśnie tam, z pomocą babci, móc uleczyć złamane serce. Nie spodziewa się jednak, że odkrycie jednego listu zmieni całkowicie jej życie. W szkatułce w niezapominajki czeka na nią list pełen wskazówek, pochodzący od Julii - najlepszej przyjaciółki kobiety z lat dzieciństwa, która to zmarła rok wcześniej. Ta zagadka dotyczy nie tylko Leny, ale też paru bliskich jej osób. Główna bohaterka postanawia poznać tajemnice z przeszłości. Jak zatem potoczą się jej losy? Odpowiedzi na jakie pytania odnajdzie w kolejnych listach pozostawionych przez Julię? Co jeszcze wydarzy się w Błękitnych Brzegach? Jeżeli jesteście tego ciekawi, sięgnijcie po "Wzgórze niezapominajek".
Wielu czytelników ma dziwnym trafem jakąś nieuzasadnioną niechęć, by sięgać po książki polskich autorów, a przecież to co nasze, rodzime powinno przyciągać jeszcze bardziej. Dlatego sama, jeżeli tylko mam taką możliwość i wystarczającą ilość czasu wolnego, daję szansę polskim nazwiskom, jakich do tej pory nie miałam szansy poznać. Od razu przyznaję więc, że styl, jakim posługuje się Anna Bichalska niezwykle przypadł mi do gustu. Jest on lekki w odbiorze, przez co całość czyta się w mgnieniu oka i wręcz ciężko jest się oderwać od tej historii, a jednocześnie ma ona coś takiego w swoim stylu, co dotyka czytelnika do głębi. Przede wszystkim buduje często zdania, jakie trafiają gdzieś na dno ludzkiego serca wywołując emocje. No właśnie - bo chyba to główna zaleta stylu autorki - potrafi ona malować różnego rodzaju uczucia, wplatając je w każdy rozdział. Czytelnik czuje więc zarówno radość, złość, gniew, rozgoryczenie, smutek - wszystkie emocje mieszają się ze sobą wywołując zarówno wybuchy śmiechu, ale też łzy wzruszenia. Dlatego też z przyjemnością czytałam tę historię i nie mogłam oderwać się od przekładania kolejnych i kolejnych jej stron, jednocześnie chcąc, by ta książkowa wędrówka trwała jak najdłużej.
Przede wszystkim jest to historia, która dla wielu osób w pewnym sensie może wydawać się nieco przekoloryzowana i faktycznie - sama mogłabym stwierdzić, że co jak co, ale w niektóre wydarzenia może ciężko byłoby uwierzyć, że aż tak plączą się ze sobą tworząc jedność. Mimo to akurat mnie to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie - uważam, że autorka stworzyła przepiękną opowieść przede wszystkim o tym, że życie często płata nam figla i nie zawsze to, co nas spotykało do tej pory jest jedyne i prawdziwe. To także historia, jaka pokazuje siłę miłości w każdym jej wymiarze - zarówno jeżeli chodzi o miłość rodzicielską, taką między rodzeństwem czy też tą, która tworzy się między dwojgiem osób. Jednak oprócz miłości, ta książka ukazuje także czym jest prawdziwa przyjaźń oraz uświadamia coś niezwykle ważnego - nigdy nie można się poddawać i zawsze powinno się dążyć do spełnienia swoich marzeń oraz planów.
To, co również przypadło mi do gustu, to fakt, że historia toczy się jakby w dwóch płaszczyznach czasowych - jedna to teraźniejszość opowiadana z perspektywy Leny, druga to przeszłość, gdzie występuje narrator trzecioosobowy i ta część dotyczy przede wszystkim Julii. Dzięki temu czytelnik stopniowo odkrywa coraz więcej i więcej, a ta zawiła układanka zaczyna się zlepiać w jedną, spójną całość.
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam to raptem kilka błędów logicznych - a może to ja źle coś skojarzyłam, ale miałam wrażenie, że czy to jakieś imię w danym miejscu mi się nie zgadzało czy też niektóre sytuacje były troszeczkę niejasne. Drugie natomiast zastrzeżenie skierowane jest natomiast nie ku historii i autorce, a korekcie - jak rzadko się to zdarza, gdy czytam książki tego wydawnictwa, tak tym razem trafiłam na parę literówek. Jednak nie wpływa to na fakt, że cała historia niezwykle przypadła mi do gustu.
Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie. Bardzo polubiłam główną postać, czyli Lenę. Była kobietą, którą los kilkakrotnie doświadczył, a jednak starała się wychodzić z twarzą z każdej sytuacji. Bardzo przypadła mi do gustu także postać Marcina oraz jego kochana córeczka Ada - tej dziewczynki nie dało się nie polubić! Równie ważną bohaterką tej książki jest babcia Florentyna - ilekroć czytałam wydarzenia z nią w roli głównej czułam jakąś taką beztroskę dzieciństwa. Jeszcze sporo postaci się tutaj przewija, w tym oczywiście też Julia i każdy z bohaterów wnosi coś do tej historii.
Podsumowując, polecam Wam sięgniecie po "Wzgórze niezapominajek", bo jest to ciekawa, pełna emocji opowieść, która będzie idealna na taki właśnie letni czas. Osobiście spędziłam przy niej miłe chwile i cieszę się, że po nią sięgnęłam.
To, co również przypadło mi do gustu, to fakt, że historia toczy się jakby w dwóch płaszczyznach czasowych - jedna to teraźniejszość opowiadana z perspektywy Leny, druga to przeszłość, gdzie występuje narrator trzecioosobowy i ta część dotyczy przede wszystkim Julii. Dzięki temu czytelnik stopniowo odkrywa coraz więcej i więcej, a ta zawiła układanka zaczyna się zlepiać w jedną, spójną całość.
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam to raptem kilka błędów logicznych - a może to ja źle coś skojarzyłam, ale miałam wrażenie, że czy to jakieś imię w danym miejscu mi się nie zgadzało czy też niektóre sytuacje były troszeczkę niejasne. Drugie natomiast zastrzeżenie skierowane jest natomiast nie ku historii i autorce, a korekcie - jak rzadko się to zdarza, gdy czytam książki tego wydawnictwa, tak tym razem trafiłam na parę literówek. Jednak nie wpływa to na fakt, że cała historia niezwykle przypadła mi do gustu.
Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie. Bardzo polubiłam główną postać, czyli Lenę. Była kobietą, którą los kilkakrotnie doświadczył, a jednak starała się wychodzić z twarzą z każdej sytuacji. Bardzo przypadła mi do gustu także postać Marcina oraz jego kochana córeczka Ada - tej dziewczynki nie dało się nie polubić! Równie ważną bohaterką tej książki jest babcia Florentyna - ilekroć czytałam wydarzenia z nią w roli głównej czułam jakąś taką beztroskę dzieciństwa. Jeszcze sporo postaci się tutaj przewija, w tym oczywiście też Julia i każdy z bohaterów wnosi coś do tej historii.
Podsumowując, polecam Wam sięgniecie po "Wzgórze niezapominajek", bo jest to ciekawa, pełna emocji opowieść, która będzie idealna na taki właśnie letni czas. Osobiście spędziłam przy niej miłe chwile i cieszę się, że po nią sięgnęłam.
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Uwielbiam przeplatanie się płaszczyzn czasowych, zawsze mnie to ujmuje w powieściach i stanowi dla mnie dobrą zachętę do lektury :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili chętnie się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie czuję się na siłach, by czytać tę powieść. ;/
OdpowiedzUsuń