Autor: Julie Israel Tytuł: Indeks szczęścia Juniper Lemon Wydawnictwo: IUVI Liczba stron: 372 Ocena: 5.5/6 |
Ostatnim czasem rzadko sięgam po młodzieżówki. Być może stwierdziłam, że przejadła mi się nieco taka literatura, a może po prostu już z niej wyrosłam. Jednak od czasu do czasu pozwalam sobie na sięgnięcie po jakąś lekką historię, gdzie prym wiodą nastolatkowie. Dlatego też postanowiłam zapoznać się z historią "Indeks szczęścia Juniper Lemon", którą to napisała Julie Israel. Nie stawiałam tej książce żadnych poprzeczek, co by się w razie czego nie rozczarować. Potraktowałam ją jako taką wakacyjną (bo takie skojarzenie wywołuje okładka) opowieść. Wiecie jednak, co się okazało? Urzekła mnie ta pozornie banalna historia, bo mimo swojej lekkości dotyczy tak naprawdę trudnej sprawy - śmierci ukochanej osoby i koniec końców całość skłania do refleksji.
Główna bohaterka, tudzież narratorka całej tej historii - Juniper - to dziewczyna, której świat wywrócił się do góry nogami w momencie, kiedy to jej ukochana, starsza siostra Camie, zginęła w wypadku samochodowym. Od tamtej chwili minęło sześćdziesiąt pięć dni, podczas których Juniper jakoś próbowała pogodzić się z myślą, że jej siostra odeszła na zawsze. Kiedy jednak znajduje ona przypadkiem list zaadresowany do tajemniczego "Ty", będący autorstwa Camie - dziewczyna jest w szoku. Nie miała pojęcia o sekretnym związku siostry i ma wrażenie, że tak naprawdę nigdy dobrze jej nie znała. Postanawia odszukać w jakiś sposób tajemniczego chłopaka, by móc dostarczyć mu znaleziony list... i pewnie wszystko byłoby pięknie, gdyby tego samego dnia nie zgubiła przypadkiem jednej, pozornie nieznaczącej fiszki ze swojego codziennego "indeksu szczęścia - takiej, jaka zawiera tajemnicę, której nikt nie może poznać. Czym kończy się grzebanie w cudzych śmieciach? Czy Juniper uda się odnaleźć fiszkę, a także odkryć tożsamość tajemniczego "Ty"? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Julie Israel.
Zacznę od stylu, jakim posługuje się autorka. Muszę przyznać, że jest on naprawdę lekki w odbiorze, a jednocześnie nie razi mnie tak, jak często zdarza się to w przypadku młodzieżówek. Co mam na myśli poprzez to stwierdzenie? A no fakt, że autorka posługuje się jednocześnie językiem, który sprawia, że książkę czyta się w mgnieniu oka, ale potrafi budować też takie fragmenty, jakie zapadają czytelnikowi w pamięci. Nie ma tutaj typowego, bardzo banalnego i zbyt prostego stylu - jest on dostosowany do młodzieży, ale jednocześnie będzie trafiał i do starszych osób, tak, jak chociażby trafił do mnie. Książkę przeczytałam więc z przyjemnością i ani się spojrzałam, jak przebrnęłam przez całą lekturę.
Kiedy patrzy się na okładkę tej historii, wydawać by się mogło, że będzie ona właśnie taka lekka i niezobowiązująca, idealna na lato - i tak, coś w tym jest, ale jednocześnie to także opowieść mająca swoje drugie dno i swego rodzaju przekaz. Przede wszystkim pokazuje, czym jest strata i jak bardzo odciska ona swoje piętno na ludziach. Uświadamia nam, że każdy inaczej przechodzi swoją żałobę - jeden będzie usilnie chwytał się wszelkich wspomnień, by wciąż czuć się tak, jakby ukochana osoba była blisko, ktoś inny zaszyje się w swoich czterech ścianach i pozwoli depresji małymi kroczkami owładnąć jego umysłem, a jeszcze inna osoba będzie udawać, że nic się nie dzieje, chociaż w środku ciągle rozsypuje się na nowo. Autorka świetnie pokazała więc, iż każdy przeżywa żałobę inaczej i chociaż ludzi łączy jedno: chęć cofnięcia czasu, pragnienie, by niektóre sprawy nie okazały się prawdziwe, to koniec końców każdy z nich musi przejść własne etapy pogodzenia się z obecnym stanem rzeczy.
Chociaż wspomniałam, że ta historia dotyka trudniejszego problemu, jakim jest właśnie żałoba po stracie bliskiej osoby, to mimo wszystko wciąż pozostaje tą lekką i przyjemną lekturą, jaką śmiało można pochłonąć w jeden wieczór. Ta książka pokazuje, że czasami wydarzeniami rządzą przypadki i los niejednokrotnie może płatać nam figla. Uświadamia także, jak ważna jest przyjaźń i wzajemne zrozumienie - bo nawet gdy popełnia się błędy, to prawdziwi przyjaciele ostatecznie są w stanie je wybaczyć. Jednak co było przeurocze i jaki to wątek bardzo, ale to bardzo polubiłam - to pojawienie się oczywiście uczucia, jakie stopniowo rozwija się pomiędzy Juniper, a jednym z męskich bohaterów. To, co ich łączyło uważam, że było wręcz urzekające.
Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie i co najważniejsze - nie dało się ich nie lubić. Już począwszy od Juniper, która to jak na nastolatkę była niezwykle dojrzała i chociaż czasami zachowywała się zabawnie (jak to zresztą na jej wiek przystało), to potrafiła także podejmować ważne decyzje. Bardzo polubiłam jej postać, podobnie jak obdarzyłam sympatią Brada - swego rodzaju buntownika, który także skrywa własne tajemnice. Moją sympatię otrzymali także Nate, Kody czy Angela. Stąd też uważam, że bohaterowie również stanowią mocną część tej książki.
Podsumowując, polecam Wam sięgnięcie po "Indeks szczęścia Juniper Lemon", bo jest to pozornie banalna historia, która mimo wszystko dotyka także trudnych tematów. Co więcej, czyta się ją w mgnieniu oka, dlatego będzie idealną lekturą na jakiś wakacyjny wieczór.
Główna bohaterka, tudzież narratorka całej tej historii - Juniper - to dziewczyna, której świat wywrócił się do góry nogami w momencie, kiedy to jej ukochana, starsza siostra Camie, zginęła w wypadku samochodowym. Od tamtej chwili minęło sześćdziesiąt pięć dni, podczas których Juniper jakoś próbowała pogodzić się z myślą, że jej siostra odeszła na zawsze. Kiedy jednak znajduje ona przypadkiem list zaadresowany do tajemniczego "Ty", będący autorstwa Camie - dziewczyna jest w szoku. Nie miała pojęcia o sekretnym związku siostry i ma wrażenie, że tak naprawdę nigdy dobrze jej nie znała. Postanawia odszukać w jakiś sposób tajemniczego chłopaka, by móc dostarczyć mu znaleziony list... i pewnie wszystko byłoby pięknie, gdyby tego samego dnia nie zgubiła przypadkiem jednej, pozornie nieznaczącej fiszki ze swojego codziennego "indeksu szczęścia - takiej, jaka zawiera tajemnicę, której nikt nie może poznać. Czym kończy się grzebanie w cudzych śmieciach? Czy Juniper uda się odnaleźć fiszkę, a także odkryć tożsamość tajemniczego "Ty"? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Julie Israel.
Zacznę od stylu, jakim posługuje się autorka. Muszę przyznać, że jest on naprawdę lekki w odbiorze, a jednocześnie nie razi mnie tak, jak często zdarza się to w przypadku młodzieżówek. Co mam na myśli poprzez to stwierdzenie? A no fakt, że autorka posługuje się jednocześnie językiem, który sprawia, że książkę czyta się w mgnieniu oka, ale potrafi budować też takie fragmenty, jakie zapadają czytelnikowi w pamięci. Nie ma tutaj typowego, bardzo banalnego i zbyt prostego stylu - jest on dostosowany do młodzieży, ale jednocześnie będzie trafiał i do starszych osób, tak, jak chociażby trafił do mnie. Książkę przeczytałam więc z przyjemnością i ani się spojrzałam, jak przebrnęłam przez całą lekturę.
Kiedy patrzy się na okładkę tej historii, wydawać by się mogło, że będzie ona właśnie taka lekka i niezobowiązująca, idealna na lato - i tak, coś w tym jest, ale jednocześnie to także opowieść mająca swoje drugie dno i swego rodzaju przekaz. Przede wszystkim pokazuje, czym jest strata i jak bardzo odciska ona swoje piętno na ludziach. Uświadamia nam, że każdy inaczej przechodzi swoją żałobę - jeden będzie usilnie chwytał się wszelkich wspomnień, by wciąż czuć się tak, jakby ukochana osoba była blisko, ktoś inny zaszyje się w swoich czterech ścianach i pozwoli depresji małymi kroczkami owładnąć jego umysłem, a jeszcze inna osoba będzie udawać, że nic się nie dzieje, chociaż w środku ciągle rozsypuje się na nowo. Autorka świetnie pokazała więc, iż każdy przeżywa żałobę inaczej i chociaż ludzi łączy jedno: chęć cofnięcia czasu, pragnienie, by niektóre sprawy nie okazały się prawdziwe, to koniec końców każdy z nich musi przejść własne etapy pogodzenia się z obecnym stanem rzeczy.
Chociaż wspomniałam, że ta historia dotyka trudniejszego problemu, jakim jest właśnie żałoba po stracie bliskiej osoby, to mimo wszystko wciąż pozostaje tą lekką i przyjemną lekturą, jaką śmiało można pochłonąć w jeden wieczór. Ta książka pokazuje, że czasami wydarzeniami rządzą przypadki i los niejednokrotnie może płatać nam figla. Uświadamia także, jak ważna jest przyjaźń i wzajemne zrozumienie - bo nawet gdy popełnia się błędy, to prawdziwi przyjaciele ostatecznie są w stanie je wybaczyć. Jednak co było przeurocze i jaki to wątek bardzo, ale to bardzo polubiłam - to pojawienie się oczywiście uczucia, jakie stopniowo rozwija się pomiędzy Juniper, a jednym z męskich bohaterów. To, co ich łączyło uważam, że było wręcz urzekające.
Bohaterowie zostali wykreowani ciekawie i co najważniejsze - nie dało się ich nie lubić. Już począwszy od Juniper, która to jak na nastolatkę była niezwykle dojrzała i chociaż czasami zachowywała się zabawnie (jak to zresztą na jej wiek przystało), to potrafiła także podejmować ważne decyzje. Bardzo polubiłam jej postać, podobnie jak obdarzyłam sympatią Brada - swego rodzaju buntownika, który także skrywa własne tajemnice. Moją sympatię otrzymali także Nate, Kody czy Angela. Stąd też uważam, że bohaterowie również stanowią mocną część tej książki.
Podsumowując, polecam Wam sięgnięcie po "Indeks szczęścia Juniper Lemon", bo jest to pozornie banalna historia, która mimo wszystko dotyka także trudnych tematów. Co więcej, czyta się ją w mgnieniu oka, dlatego będzie idealną lekturą na jakiś wakacyjny wieczór.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję:
Próbowałam czytać tę książkę. Niestety, coś mnie irytowało w stylu autorki i w końcu oddałam ją bez ukończenia, a to rzadko mi się zdarza... Być może po prostu nie trafiła na dobry moment ;) i kiedyś jeszcze dam jej szansę, szukając czegoś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewelina z "Gry w Bibliotece"
Właśnie takie młodzieżówki lubię, lekkie, a jednak z przesłaniem :)
OdpowiedzUsuńJestem na tak!
OdpowiedzUsuń