Autor: Kirsty Moseley Tytuł: Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno Wydawnictwo: HarperCollins Polska Liczba stron: 352 Ocena: 3.5/6 |
Młodzieżówki na ogół nie wymagają od czytelnika zbyt wielkiego zaangażowania umysłowego. Są zazwyczaj lekkie i pisane prostym językiem. Jednak równie często mimo wszystko mają w sobie coś, co zachwyca i sprawia, że chce się czytać więcej i więcej historii tego pokroju. Kilkakrotnie już udało mi się przekonać, że książki młodzieżowe potrafią być wartościowe i często sprawiają, że podczas ich czytania wylewa się morze łez. Może myślałam, że w przypadku tytułu "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" Kirsty Moseley będzie podobnie. Może miałam nadzieję, że zostanę uraczona młodzieżówką, ale taką, jaka porusza istotny problem i pełna jest emocjonalności. I teraz, będąc już po przeczytaniu, pytam siebie - jak mogłam tak bardzo się rozczarować? Jednak żeby nie było tak gorzko - ta książka ewidentnie ma swoje plusy. Szkoda tylko, że w moim odczuciu, sporo było także wad, jakie zepsuły świetny pomysł na fabułę.
Główną bohaterką książki, a jednocześnie narratorem (oprócz kilku rozdziałów pisanych z perspektywy Liama) jest Amber. Ta szesnastoletnia dziewczyna nie miała łatwego życia. Jej ojciec znęcał się nad swoją rodziną: żoną oraz dziećmi - zarówno nad Amber, jak również nad jej starszym bratem Jakiem, który mimo wszystko starał się ze wszystkich sił chronić siostrę. Po feralnym wydarzeniu, podczas którego ojciec prawie zgwałcił swoją córkę, Jake wraz z pomocą najlepszego przyjaciela Liama brutalnie pobija swojego rodziciela każąc mu się wynosić i nigdy nie wracać. Życie Amber toczy się więc swoim rytmem, lecz ma ona swego rodzaju traumę związaną z dotykiem... Dotykać może ją tylko mama, brat Jake oraz - no właśnie, Liam. Chłopak, odkąd skończył dziesięć lat, co noc przychodził pocieszać dziewczynkę z naprzeciwka, co w ostateczności sprowadzało się do tego, że zasypiali, wtuleni w siebie. Amber jednak po latach widzi w Liamie dwie twarze - dziennego podrywacza, który może mieć każdą oraz tego nocnego, troskliwego przyjaciela... Jednak w pewnym momencie ich relacja zaczyna się komplikować... Jak zatem potoczą się ich losy? Czy ta dwójka zakocha się w sobie i stworzy normalny związek? Jak wpłyną na tę relację wydarzenia sprzed lat? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań znajdziecie oczywiście sięgając po książkę Kirsty Moseley.
Na ogół, kiedy jestem nieco rozczarowana przeczytaną historią, rozdzielam swoją recenzję na dwie części. W pierwszej podkreślam zalety lektury, a w drugiej skupiam się na tych aspektach, jakie całkowicie mnie do siebie nie przekonały. Tym razem zrobię podobnie. Zacznę może od mało istotnego faktu, ale jaki od razu rzucił mi się w oczy. Otóż - okładka książki jest przepiękna i idealnie pasuje do całej tej historii. Czerń, biel i ten delikatny róż odpowiada zawartej historii - jest ona bowiem w pewnym sensie słodko - gorzka tak, jak te barwy. Stąd gratulacje dla wydawnictwa za zrobienie tak dobrej oprawy graficznej. Jeśli natomiast chodzi o samą historię, pierwsze strony niezwykle mnie zaintrygowały. Można by rzec, że po przeczytaniu kilkunastu zdań, myślałam sobie - "hmm, możliwe, że ta historia będzie dobra i to bardzo". Niestety, nieco się przeliczyłam - ale o tym za chwilę. Właściwie książka najlepsza jest na samym początku i na końcu. Muszę przyznać, ze w pewnym sensie ostatnie strony, jak i samo zakończenie uratowały cały mój odbiór tej historii. To, co mi się podobało, to pomysł na fabułę. Może jest dosyć przewidywalny jak dla młodzieżówek - ojciec znęcający się nad rodziną, przez co pozostawia pewnego rodzaju traumę, ale gdyby wzięty zostałby bardziej kontekst psychologiczny, to całość mogłaby być jeszcze lepsza. Plusem tej historii może być język, który jest dosyć prosty w odbiorze, przez co książkę czyta się wręcz błyskawicznie. Mimo to, dla mnie samej pozostawia on sporo do życzenia, ale to dlatego, że uwielbiam, gdy język jakim posługuje się autor jest jednak bardziej "poetycki", że tak to ujmę. No i cóż - trzeba przyznać, że sama historia w pewnym sensie ma swego rodzaju urok i potrafi momentami rozbawić czytelnika. Jednocześnie ostatnie kilkadziesiąt stron, jak już wspomniałam, są na tyle dobre, że Wasz puls zdecydowanie przyspieszy. Ostatnią już rzeczą, jaka mi się podobała, to "epilog" tej historii. Nie chcę Wam zdradzać za dużo, ale zadziałało to na plus w kontekście całej powieść i stanowi świetne dopełnienie całości.
Jednak to by było na tyle, jeśli chodzi o plusy. Być może miałam zbyt wysoko postawioną poprzeczkę, jeśli chodzi o tę historię i przez to się rozczarowałam. Sam fakt, że jak napisałam - pomysł na fabułę był i to bardzo dobry. Tylko wykonanie już niestety niekoniecznie było takie, jakie by do mnie przemówiło. Po pierwsze, wszystko tutaj dzieje się za szybko. Za szybko ludzie się zakochują, za mało czasu mija, odkąd zaczynają być razem i - Matko Jedyna - za szybko idą ze sobą do łóżka. Co więcej, nie mogłam znieść tego ciągłego opisu strojów bohaterów oraz faktu zachwycania się jacy oni są wspaniali, słodcy, dziewczyny - piękne, a mężczyźni - seksowni i męscy. To sprawiało, że całość stawała się tak przesłodzona, że to aż mdli. Za mało było też tutaj ogólnej emocjonalności, która w kontekście poruszanego problemu, czyli znęcania, sprawiałby, że nie wiem, może by łezka uroniła się z mojego oka? Niestety nic takiego się nie stało, a szkoda. To, o czym jeszcze muszę wspomnieć, to za dużo absurdalnych wydarzeń. Było tutaj tak wiele sytuacji, że można lekko się pogubić, poważnie. Szkoda, że autorka miała pomysł, ale zrealizowała go tak kiepsko i chaotycznie, ostatecznie tworząc dosyć mizerną młodzieżówkę.
Jeśli chodzi o kreacje bohaterów, pozostawiają niestety wiele do życzenia. Kiedyś, przy okazji recenzji jakiejś książki napisałam, że jeśli główna bohaterka zaczyna mnie irytować, to historia od razu spada u mnie z oceną niżej. Niestety, ale Amber jest w moich oczach nieco egoistyczną, napaloną nastolatką, która niby przeżyła w swoim życiu wiele złego, ale mało kiedy to po niej widać. Gdyby Kirsty Moseley wykreowała bardziej autentyczny portret psychologiczny tej postaci, mogłoby być świetnie, a tak to czytelnik otrzymuje nastolatkę, która sama nie wie czego chce od życia. Liam - okej, on miał coś w sobie i śmiem twierdzić, że jest bohaterem, którego polubiłam i jaki swoimi cechami ratuje całość. No, może momentami był zbyt przesłodzony, ale ogólnie działał na plus całej tej historii. Podobnie jak brat głównej bohaterki - Jake. Jego kreacja dosyć przypadła mi do gustu. Był zabawny, opiekuńczy i chociaż porywczy, to jednocześnie wrażliwy. Pozostali bohaterowie byli mi dosyć obojętni - ani specjalnie do mnie nie przemawiali, ani też mnie nie irytowali.
Podsumowując, mnie osobiście rozczarowała nieco ta historia i nie jestem w stanie zrozumieć jej fenomenu, a porównywanie twórczości autorki do chociażby Colleen Hoover sprawia, że mam ochotę roześmiać się z politowaniem. Mimo podobieństw do "Hopeless", Kirsty Moseley ani w jednej czwartej nie stworzyła tak autentycznej i emocjonalnej historii. Miała świetny pomysł, którego nie potrafiła w pełni wykorzystać. I chociaż książka jest lekka, czyta się ją błyskawicznie i w celu oderwania się od rzeczywistości, może stanowić dobre dopełnienie jakiegoś wolnego wieczoru, tak do mnie niestety nie do końca przemówiła. Może gdybym była młodsza to fakt, taka młodzieżówka zapewne by mi się spodobała, bo wiem z doświadczenia, że w wieku nastu lat ma się inne spojrzenie na wiele spraw. To już jednak nie te czasy i obecnie wymagam od literatury czegoś więcej. Mogę jednak polecić tę historię przede wszystkim osobom, które szukają niezobowiązującej lektury w celu zrelaksowania. Wtedy "Chłopak który zakradał się do mnie przez okno" idealnie spełni to kryterium.
Niebawem znów postaram się coś tutaj napisać. Na pewno szykuję dla Was coś świetnego, dlatego bądźcie czujni, bo na dniach pojawi się niespodzianka. Póki co - trzymajcie się!
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Auć, a myślałam, że jak wszyscy zachwalają, to jest naprawdę super. Chociaż dzisiaj to druga niezbyt pochlebiająca recenzja. Ale chyba się skuszę, by wyrobić swoje własne zdanie.
OdpowiedzUsuńbyłam zainteresowana tą książką, ale po wielu niezbyt pozytywnych opiniach sobie odpuszczę. czekam na niespodziankę! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zbiera różne recenzje. Mam ją w planach, gdyż jej fabuła mnie bardzo zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńMiło przeczytać odmienne zdanie od swojego ;) jestem starsza od Ciebie, a wtnie odnalazłam się w lekturze. No cóż,w pewnym wieku szuka się takiego wspomnienia młodości :D nie uważam tej książki za arcydzieło, jednak przypadła mi do gustu i była doskonałym lekarstwem na kaca po trudnej i wymagającej lekturze ;)
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę, bohaterowie są rzeczywiście przesłodzeni... W najbliższym czasie nie planuję tej lektury. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŻadna książka nie pobije ''Hopeless''! :D
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tą recenzją, słyszałam same dobre opinie na temat tej książki.
http://kultura-gimnazjum-lubawa.blogspot.com
Sam tytuł już mnie zaciekawił a co dopiero dalej :)
OdpowiedzUsuńObserwuję
http://zyciepelnekoloru.blogspot.com/
Różne opinie o tej książce sprawiają, że mam ochotę sama ją przeczytać i się przekonać czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Kurcze mam ochotę na te książkę, tylko czytając różne opinie trochę się tego boję. Ale kto wie może zaryzykuje niebawem :D
OdpowiedzUsuńBuziaki <3
Outstanding story there. What occurred after? Good luck!
OdpowiedzUsuń