"Ale niespodzianki mają to do siebie, że zjawiają się, zaskakują nas i powodują silne bicie serca, czasem strach, rozpacz albo radość i wzruszenie."
Autor: Wanda Majer - Pietraszak Tytuł: Cztery pory roku Heleny Horn Wydawnictwo: Muza SA Liczba stron: 286 Ocena: -5/6 |
Są takie książki, które pozornie wydają się być całkowicie zwyczajne, a sami zbyt wiele od nich nie oczekujemy. Kiedy jednak zaczniemy je czytać, okazuje się, że historia jest w stanie w jakiś sposób urzec. Taka właśnie jest opowieść "Cztery pory roku Heleny Horn", którą napisała Wanda Majer - Pietraszak. Do sięgnięcia po nią skusiła mnie okładka, która jest piękna i chociaż nie przepadam za twarzami pojawiającymi się na oprawie graficznej, tak tutaj pasują idealnie. Sam opis natomiast wydawał mi się w porządku, ale bez fajerwerków, dlatego nie stawiałam tej historii jakiś większych poprzeczek. Ostatecznie okazało się, że niezwykle miło spędziłam przy niej czas i z pewnością będę ją równie przyjemnie wspominać.
Tytułowa bohaterka - Helena Horn - to wspaniała aktorka, która po śmierci ukochanego męża Jaromira postanawia odejść z teatru, sprzedać swoje mieszkanie w Warszawie i przeprowadzić się do pięknej, rodzinnej willi w Milanówku. Czuje, że właśnie tam odnajdzie utracony spokój i radość życia - które samo w sobie toczy się wokół niej własnym rytmem. Jedni ludzie przychodzą, inni odchodzą, a każda pora roku przynosi coraz to nowsze sytuacje, z którymi była aktorka musi sobie poradzić. Jest więc sporo o relacjach z córką, które zawsze były dosyć chłodne, o tęsknocie za wnukiem, jaki przebywa bardzo daleko. Powracają stare przyjaźnie i miłości, a także na jaw wychodzą skrywane tajemnice. Jak więc toczy się życie Heleny Horn? W jaki sposób ta dojrzała kobieta radzi sobie ze wszystkimi wydarzeniami? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę Wandy Majer - Pietraszak.
Muszę przyznać, że jest to książka specyficzna, począwszy już od stylu, jakim posługuje się autorka. Otóż wydarzenia opisywane są w czasie teraźniejszym. Na ogół nie jestem do tego przyzwyczajona podczas czytania wielu historii, a mimo to szybko złapałam ten styl i przypadło mi to do gustu. Co więcej, autorka buduje piękne zdania. Z jednej strony posługuje się lekkim w odbiorze językiem, dzięki któremu całość pochłania się w mgnieniu oka, a z drugiej strony pojawiają się też fragmenty skłaniające do przemyśleń. Przede wszystkim jednak podobał mi się klimat tej historii i sposób, w jaki autorka zarysowała każdą porę roku, gdyż tak naprawdę całość podzielona jest na cztery części, adekwatne do każdej z pór, przy czym akcja zaczyna się jesienią. Właściwie czytając sobie tę książkę czułam się tak, jakbym przenosiła się pomiędzy tymi wszystkimi okresami w roku - jednocześnie zachwycając się złotą jesienią, czując mroźną zimę, by następnie wyobrazić sobie cudowną, rześką wiosnę i na końcu przeżyć upalne lato. Stąd też sam pomysł na książkę jest świetny, gdyż ukazuje, że w ciągu jednego roku tak wiele w życiu człowieka może się zmienić.
Chociaż jest to tak naprawdę lekka lektura, jaką można przeczytać w jeden, jesienny wieczór i może nie jest wybitnym arcydziełem, które odmienia życie, to jednak ukazuje naprawdę sporo - przede wszystkim to ludzkie życie. Historia Heleny Horn uświadamia, że nigdy nie wiadomo co nas czeka i każdy dzień może być niespodzianką. Pokazuje, że nie tylko świat wokół się zmienia - najpierw spadają jesienne liście, by następnie ustąpić miejsca białej pierzynce, a później pięknym tulipanom i na końcu ciepłym promieniom słońca, ale też to ludzkie życie ulega ciągłym przemianom. Jest to także opowieść o tym, jak ważne są wszelkie relacje - począwszy od tych rodzinnych, poprzez przyjaźnie, aż skończywszy na miłości, która czasami wraca niespodziewanie. Jednocześnie ta historia pokazuje też, że czasami rodzą się tajemnice, o jakich dowiadujemy się całkowicie przypadkowo, a także uświadamia, jak krucha jest granica między życiem, a śmiercią. Piękna, ciepła i klimatyczna historia, która mnie urzekła.
Bohaterowie z kolei zostali wykreowani również bardzo dobrze. Helena Horn przedstawiona została jako kobieta, która przechodzi swego rodzaju metamorfozę. Po latach zaczyna dostrzegać to, czego nie widziała wcześniej i pragnie odbudować niektóre relacje. Jest jednocześnie osobą niezwykle ciepłą i troskliwą, której nie da się nie polubić. Bardzo duży wkład w tej książce miała również postać Henryki - pełnej charyzmy kobiety, jaka potrafiła zadbać o każdego. Tak naprawdę każda postać - czy to córka Heleny, czy też lekarz Tomasz, czy niespodziewanie spotkana przez aktorkę przyjaciółka - Marta - oni wszyscy zostali wykreowani na swój indywidualny, ciekawy sposób. Stąd też nie mam nic do zarzucenia bohaterom tej książki.
Podsumowując, "Cztery pory roku Heleny Horn" to opowieść, która może nie każdego zachwyci, bo wyda się pozornie zwyczajna, a jednak ma w sobie coś, co przyciąga. Być może właśnie dlatego, że ukazuje życie takie, jakim jest, bez przesadnego ubarwiania, potrafiła mnie urzec i sprawić. że przez długi czas będę ją miło wspominać. Dodatkowo, jeżeli szukacie lekkiej historii na jakiś jesienny wieczór, to ta książka będzie idealna. Osobiście polecam.
Wiem, że moja aktywność na blogu nieco spadła, ale nastąpiła chyba jakaś faza lekkiej, "jesiennej deprechy" i tym samym braku motywacji, jak także inspiracji. Postaram się jednak wkrótce opublikować coś nowego. Póki co - trzymajcie się!
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Faza jesienna. Rozumiem ten stan, też tak mam. W pisaniu jeszcze przeszkadza mi matura :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola z pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com
Mnie też od razu urzekła okładka i pewnie już dla niej sięgnęłabym po tę książkę :) Jednak decydujący głos miała przede wszystkim Twoja recenzja, bo muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś. Rzeczywiście, opowieść wydaje się dość prosta, niespecjalnie odkrywcza, a jednak czuję, że wewnątrz, pod tą piękną oprawą, można znaleźć coś wyjątkowego. Przeczytam na pewno, coś niesamowicie przyciąga mnie do tej powieści :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Jestem ciekawa, czy mnie by czymś przyciągnęła. Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie. Czasami lubię sięgnąć po książkę, w której rzeczywistość nie jest idealna, a bohaterowie zmagają się z problemami.
OdpowiedzUsuńAleż mnie rozentuzjazmowałaś! Muszę ją złapać i koniecznie przeczytać!!!
OdpowiedzUsuńZnam ten jesienny stan, sama cierpię ostatnio na coś podobnego. ;/ Życzę więc i Tobie i sobie, żeby jak najszybciej to minęło!. ;)
OdpowiedzUsuńA co do książki, to w sumie średnio mnie zainteresowała, ale jeśli życie prawdziwe, bez upiększania, to może i warto po nią sięgnąć właśnie tak jak piszesz, w taki jesienny wieczór. ;)
Muszę zacząć od tego, że strasznie spodobała mi się okładka tej książki! Jest przepiękna. Co do samej treści to tutaj wielkie brawa dla Ciebie, ponieważ Twoja recenzja wywołała we mnie poczucie iż będę chciała przeczytać tę książkę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kejt_Pe
ukrywam-miedzy-wersami.blogspot.com