Wszystko się zmienia. To zdanie jakoś nadal siedzi gdzieś schowane w mojej
podświadomości, lecz czasem próbuje wyjść na zewnątrz bym spróbowała się
głębiej nad nim zastanowić.
W sumie post o zmianach już był swego czasu na tym blogu, jednak chyba w nieco innym kontekście, aniżeli w tym, jaki chcę przedstawić tutaj, ale oczywiście nie będę aż tak nad tym się zastanawiać, bo przecież nie chodzi o to, żeby się znów powtarzać. Wtedy jednak pisałam, że powinniśmy próbować coś zmieniać w swoim życiu, jeśli jesteśmy naprawdę pewni, że właśnie ta dana zmiana przyniesie nam czy to spokój ducha, szczęście, czy jeszcze coś innego. Natomiast są takie rzeczy, które czasami mimowolnie się zmieniają, a my musimy się pogodzić z faktem, że życie biegnie dalej. Niezależnie od tego, czy chcemy, czy nie, dorastamy. Z każdym rokiem stajemy się choć w małym stopniu innymi ludźmi. Nasza osobowość wraz z wychowaniem rodziców, otoczeniem, poznawaniem nowych osób, czy przez inne czynniki, na przełomie lat ciągle się zmienia. Jeszcze do dzisiaj pamiętam, jaka byłam chociażby w podstawówce. Zwykle nieśmiała, może nawet za bardzo. A teraz czuję się o wiele swobodniej w towarzystwie, czasem sama przejmując rozmowę i dając kolejne tematy. Tak naprawdę grunt, żeby dobrze czuć się takimi jakimi jesteśmy i mam tutaj na myśli zarówno cechy fizyczne, jak i psychiczne. Zresztą pisałam o tych pierwszych w poście odnośnie anoreksji i bulimii. Jeśli zaakceptujemy nasz wygląd, to pierwszy krok do sukcesu. Gdy będziemy w stanie powiedzieć sobie "jesteś wyjątkowa/y", wtedy inni ludzie także będą postrzegać nas w ten sposób. Natomiast co do akceptacji cech wewnętrznych... Musimy wiedzieć, kiedy powinniśmy zachowywać się w jakiś konkretny sposób, a kiedy jednak w inny. W końcu nie będziemy się śmiać podczas ćwiczeń na studiach, kiedy większość zachowuje powagę, wykonując powierzone im zadania, jak i nie możemy stać jak głaz (czy jak to się poprawnie mówi), będąc na imprezie, podczas której ludzie śmieją się, rozmawiając czy tańcząc ze sobą. Jednak tak czy siak, wszystko się zmienia. My sami, otoczenie w jakim przebywamy też przechodzi z jednego w drugie. W końcu w gimnazjum spotykaliśmy się z innymi ludźmi, aniżeli w liceum, bądź na studiach, a pewnie i kiedyś w przyszłości pracując w jakimkolwiek wybranym przez nas zawodzie, nasze otoczenie się zmieni czy tego chcemy czy nie. Oczywiście część kontaktów zawsze można utrzymać i wiem po sobie, że nadal utrzymuję parę z gimnazjum, lecz tak czy siak, bez względu na to, czy chcemy, czy też nie, zawsze będziemy brnąć dalej, do przodu, a wszelkie zmiany, jakie zachodzić będą w naszym życiu, niekoniecznie ciągle mogą zależeć od naszych własnych decyzji. Stąd też nie raz to, co się dzieje może zacząć nas przytłaczać zwłaszcza wtedy, gdy nie jesteśmy gotowi do wejścia w dorosłość, która cóż... nie jest łatwa. Skoro mowa była o własnych rozterkach, dodam, że tutaj co prawda dobrowolnie chcąc, ale tak czy siak przeszłam już w dalszą fazę swojego życia i z uczennicy liceum stałam się (no, może lepiej zabrzmi, że stopniowo się staję, w końcu nie trwa to póki co za długo) studentką. Temu etapowi towarzyszą pewnego rodzaju obawy przed tym, czy sobie poradzę, co będzie potem, jakich ludzi poznam, ale wiem, że nie mogę zatrzymać czasu i nadal tkwić w punkcie, gdy czuję się małą dziewczynką. Ten czas minął bezpowrotnie, a ja sama znalazłam się już w tej dorosłości, która niesie wiele komplikacji, odpowiedzialności za swoje własne czyny i decyzje, więc nawet gdybym niektóre chciała zmienić, teraz już nie mogę, bo czasu nie da się cofnąć. Stąd też idę dalej wiedząc, że za parę lat znajdę się pewnie już w innym miejscu i może nie do końca ode mnie będzie zależeć to, że będę mieć o paręnaście lat więcej, z tak czy inaczej ułożonym życiem. Choć wiadomo, że w rozplanowanie swojego życia, pasuje ingerować, samemu starać się o to, żeby było takie, jakie chcielibyśmy mieć. Jednym słowem... Wiem, czego pragnę. Przede wszystkim tego, by któregoś dnia móc powiedzieć, że jestem już naprawdę w pełni szczęśliwa, bo większość rzeczy na przełomie lat powiodła się po mojej myśli. Lecz czy tak będzie? Tego nie wiem, lecz na ile to możliwe, spróbuję, by tak się stało, a na ile mniej, może inne czynniki mi w tym pomogą, jak i zmiany, które mimowolnie zajdą? Kto wie. W końcu, jak raz gdzieś przeczytałam i w pewien sposób nadal wpływa to zdanie na moje myślenie, nigdy nie wiadomo co nas czeka...
W sumie post o zmianach już był swego czasu na tym blogu, jednak chyba w nieco innym kontekście, aniżeli w tym, jaki chcę przedstawić tutaj, ale oczywiście nie będę aż tak nad tym się zastanawiać, bo przecież nie chodzi o to, żeby się znów powtarzać. Wtedy jednak pisałam, że powinniśmy próbować coś zmieniać w swoim życiu, jeśli jesteśmy naprawdę pewni, że właśnie ta dana zmiana przyniesie nam czy to spokój ducha, szczęście, czy jeszcze coś innego. Natomiast są takie rzeczy, które czasami mimowolnie się zmieniają, a my musimy się pogodzić z faktem, że życie biegnie dalej. Niezależnie od tego, czy chcemy, czy nie, dorastamy. Z każdym rokiem stajemy się choć w małym stopniu innymi ludźmi. Nasza osobowość wraz z wychowaniem rodziców, otoczeniem, poznawaniem nowych osób, czy przez inne czynniki, na przełomie lat ciągle się zmienia. Jeszcze do dzisiaj pamiętam, jaka byłam chociażby w podstawówce. Zwykle nieśmiała, może nawet za bardzo. A teraz czuję się o wiele swobodniej w towarzystwie, czasem sama przejmując rozmowę i dając kolejne tematy. Tak naprawdę grunt, żeby dobrze czuć się takimi jakimi jesteśmy i mam tutaj na myśli zarówno cechy fizyczne, jak i psychiczne. Zresztą pisałam o tych pierwszych w poście odnośnie anoreksji i bulimii. Jeśli zaakceptujemy nasz wygląd, to pierwszy krok do sukcesu. Gdy będziemy w stanie powiedzieć sobie "jesteś wyjątkowa/y", wtedy inni ludzie także będą postrzegać nas w ten sposób. Natomiast co do akceptacji cech wewnętrznych... Musimy wiedzieć, kiedy powinniśmy zachowywać się w jakiś konkretny sposób, a kiedy jednak w inny. W końcu nie będziemy się śmiać podczas ćwiczeń na studiach, kiedy większość zachowuje powagę, wykonując powierzone im zadania, jak i nie możemy stać jak głaz (czy jak to się poprawnie mówi), będąc na imprezie, podczas której ludzie śmieją się, rozmawiając czy tańcząc ze sobą. Jednak tak czy siak, wszystko się zmienia. My sami, otoczenie w jakim przebywamy też przechodzi z jednego w drugie. W końcu w gimnazjum spotykaliśmy się z innymi ludźmi, aniżeli w liceum, bądź na studiach, a pewnie i kiedyś w przyszłości pracując w jakimkolwiek wybranym przez nas zawodzie, nasze otoczenie się zmieni czy tego chcemy czy nie. Oczywiście część kontaktów zawsze można utrzymać i wiem po sobie, że nadal utrzymuję parę z gimnazjum, lecz tak czy siak, bez względu na to, czy chcemy, czy też nie, zawsze będziemy brnąć dalej, do przodu, a wszelkie zmiany, jakie zachodzić będą w naszym życiu, niekoniecznie ciągle mogą zależeć od naszych własnych decyzji. Stąd też nie raz to, co się dzieje może zacząć nas przytłaczać zwłaszcza wtedy, gdy nie jesteśmy gotowi do wejścia w dorosłość, która cóż... nie jest łatwa. Skoro mowa była o własnych rozterkach, dodam, że tutaj co prawda dobrowolnie chcąc, ale tak czy siak przeszłam już w dalszą fazę swojego życia i z uczennicy liceum stałam się (no, może lepiej zabrzmi, że stopniowo się staję, w końcu nie trwa to póki co za długo) studentką. Temu etapowi towarzyszą pewnego rodzaju obawy przed tym, czy sobie poradzę, co będzie potem, jakich ludzi poznam, ale wiem, że nie mogę zatrzymać czasu i nadal tkwić w punkcie, gdy czuję się małą dziewczynką. Ten czas minął bezpowrotnie, a ja sama znalazłam się już w tej dorosłości, która niesie wiele komplikacji, odpowiedzialności za swoje własne czyny i decyzje, więc nawet gdybym niektóre chciała zmienić, teraz już nie mogę, bo czasu nie da się cofnąć. Stąd też idę dalej wiedząc, że za parę lat znajdę się pewnie już w innym miejscu i może nie do końca ode mnie będzie zależeć to, że będę mieć o paręnaście lat więcej, z tak czy inaczej ułożonym życiem. Choć wiadomo, że w rozplanowanie swojego życia, pasuje ingerować, samemu starać się o to, żeby było takie, jakie chcielibyśmy mieć. Jednym słowem... Wiem, czego pragnę. Przede wszystkim tego, by któregoś dnia móc powiedzieć, że jestem już naprawdę w pełni szczęśliwa, bo większość rzeczy na przełomie lat powiodła się po mojej myśli. Lecz czy tak będzie? Tego nie wiem, lecz na ile to możliwe, spróbuję, by tak się stało, a na ile mniej, może inne czynniki mi w tym pomogą, jak i zmiany, które mimowolnie zajdą? Kto wie. W końcu, jak raz gdzieś przeczytałam i w pewien sposób nadal wpływa to zdanie na moje myślenie, nigdy nie wiadomo co nas czeka...
Właściwie myślałam nad tym, by
w ten post wlepić jeszcze jedną rzecz, jaką są sekrety, które niejednokrotnie
każdy z nas chowa w sobie i jakie to czasami wypalają nam serce, umysł, dusząc
nas od wewnątrz, lecz boimy się ich ujawnić. Jednak uważam, że być może stanie
się to tematem kolejnego postu. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nie mniej jednak
mam nadzieję, że tak bardzo nie zanudziłam Was powyższymi zdaniami. Postaram
się także w miarę możliwości (bo w końcu zmiany chcąc czy nie zachodzą i nadal
będą, a tym samym i mniej czasu się pojawia) wkrótce znów tutaj coś napisać. Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)