Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

czwartek, 7 stycznia 2016

Bo miłość tak naprawdę może trwać wiecznie... Czyli recenzja książki "P.S. Kocham Cię".

Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: P.S. Kocham Cię
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 456
Ocena: 6/6
"Bratnia dusza to ktoś, kto rozumie cię lepiej niż ktokolwiek inny, kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny, będzie przy tobie zawsze, bez względu na wszystko. Podobno nic nie trwa wiecznie, ale (...) czasami miłość może trwać nawet wtedy, kiedy ukochana osoba odejdzie."

     O tym, że Cecelia Ahern potrafi stworzyć piękne historie, dowiedziałam się sięgając po "Love, Rosie". Dlatego też postanowiłam zabrać się za przeczytanie innej jej książki i tym sposobem do moich rąk wpadło "P.S. Kocham Cię". Słyszałam wiele opinii na temat tej historii: jedne były niezwykle pozytywne, inne z kolei nie do końca przekonywały, by sięgnąć po tę książkę. Mimo wszystko zaryzykowałam i nie żałuję, a wręcz przeciwnie. Ta historia rozbiła mnie emocjonalnie sprawiając, że podczas jej czytania potrafiłam śmiać się w głos, by kilka stron dalej, wylewać morze łez. Jestem nią zdecydowanie oczarowana i mam ochotę na więcej książek, które wyszły spod pióra tej Autorki. 
    Holly - główna bohaterka tej książki to kobieta, która była do szaleństwa zakochana w swoim mężu Gerrym. Wspólnie tworzyli dom pełen ciepła i snuli plany na przyszłość, wiedząc, że są bratnimi duszami chcącymi wspólnie się zestarzeć. Jednak los nie był dla nich łaskawy sprawiając, iż Gerry ciężko zachorował. Guz mózgu wyniszczył mężczyznę, który odszedł, pozostawiając pustkę w sercu nie tylko Holly, ale także swoich przyjaciół i rodziny. Holly nie może pozbierać się na nowo i mimo pomocy bliskich, całe dnie spędza na rozmyślaniu, dlaczego to właśnie im nie dane było żyć razem szczęśliwie. Być może kobieta wpadłaby w głęboką depresję, gdyby któregoś dnia nie otrzymała pokaźnej paczki zatytułowanej "Lista". Gdy ją otwiera, zdaje sobie sprawę, że jej ukochany wiedział, iż nie będzie w stanie poradzić sobie bez niego, dlatego też stworzył dziesięć listów - na każdy miesiąc do końca roku, które mają Holly pomóc na nowo odnaleźć radość życia... Czy kobiecie uda się w końcu pogodzić ze śmiercią ukochanego męża? Jakie wskazówki przygotował dla niej Gerry? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań, znajdziecie oczywiście sięgając po książkę Cecelii Ahern.
      Tak, jak wspomniałam we wstępie, ta historia jest niezwykła i sprawiła, że wszystkie moje emocje rozbiły się na tysiąc części, które później ciężko było mi poskładać na nowo, bo jeszcze chwilę po odłożeniu tej książki na półkę nie potrafiłam wydusić ani słowa. Co prawda, jest to opowieść, w której czytelnik od razu staje twarzą w twarz z sytuacją: Holly dopiero co pochowała ukochanego męża i próbuje na nowo się pozbierać. Stąd też, momentami ta historia może wydawać się być niezwykle przewidywalna. Jednak to ani trochę mi nie przeszkadzało, bo to, co najważniejsze: jest to opowieść o kobiecie, która po tragicznej sytuacji, jaka spotkała ją w życiu, próbuje jakoś się z niej podnieść wierząc, że jej mąż ciągle gdzieś nad nią czuwa. Dlatego też w tej książce we wspaniały sposób została ukazana metamorfoza głównej  bohaterki, ale nie tylko jej, ale wielu innych postaci. Chociaż całość bazuje na listach, jakie Gerry zostawił dla Holly, dzięki którym kobieta powoli dochodzi do siebie, to tak naprawdę jest to też zbiór różnych innych historii. To również opowieść o tym, że los doświadcza nas nie tylko poprzez śmierć bliskiej osoby, ale też przez wiele innych wydarzeń: utratę pracy, rozwód, niespełnioną miłość... Lecz nie jest to jedynie opowieść o nieszczęściach tego świata, bo daje także mnóstwo nadziei na to, że jeśli do czegoś się dąży, to można to osiągnąć, jak również ukazuje, że mimo wielu tragicznych chwil, życie toczy się dalej i trzeba ruszyć do przodu, w sercu zachowując wszelkie wspomnienia. Piękna, wzruszająca historia, która wycisnęła z moich oczu mnóstwo łez, ale dostarczyła mi także wiele śmiechu. Polecam sięgnąć każdemu, kto uwielbia tego typu powieści.
     Jeśli chodzi o bohaterów, zostali oni świetnie wykreowani. Każdy z nich jest indywidualny i praktycznie większość dało się polubić od pierwszych stron. Oczywiście obdarzyłam sympatią Holly, która pomimo tego, jak okrutnie doświadczył ją los, spróbowała na nowo odnaleźć sens życia. Robiła to z pomocą listów od męża, ale także właśnie dla niego, bo wiedziała, że Gerry nie chciałby, aby całe jej życie było nieszczęśliwe. Bardzo polubiłam także przyjaciółki głównej bohaterki, szczególnie Sharon, jak również obdarzyłam sympatią nieco bujającego w obłokach Declana. W zasadzie tych bohaterów było sporo i każdy z nich miał mnóstwo pozytywnych cech. Stąd też, tak jak napisałam, uważam, że Autorka świetnie wykreowała swoje postacie. 
     To, o czym jeszcze chciałabym wspomnieć, to język, jakim posługuje się Autorka. W przypadku "Love, Rosie" wiedziałam, że jest on przyjemny dla czytelnika, jednak forma tamtej książki różniła się od "P.S. Kocham Cię", dlatego obawiałam się, że w przypadku zwykłej narracji, ten język może wcale nie okazać się aż tak dobry jak zapamiętałam. Jednak na szczęście się nie rozczarowałam, a wręcz przeciwnie. Cecelia Ahern pięknie bawi się słowem, tworząc dialogi pełne humoru, ale także wplatając w nie mnóstwo cudownych fragmentów, od których bije ogromna emocjonalność. Stąd też, również język całej tej książki działa zdecydowanie na plus. Co więcej, będąc przy tym stylu, jakim posługuje się Autorka, muszę wspomnieć o listach, które odgrywają tutaj główną rolę. Każdy z nich jest tak naprawdę niezwykle króciutki, ale to, co je łączy i mnie osobiście jeszcze bardziej wzruszało, to sama ich końcówka, czyli tytułowe "P.S. Kocham Cię...". Przy każdym takim liście czułam, jak łezka kręci się w oku.
     Podsumowując, historia, jaką miałam okazję przeczytać, jest naładowana emocjami: zarówno tymi mającymi bardziej negatywny wydźwięk jak smutek, żal czy tęsknota spowodowana stratą bliskiej osoby, ale również sporo jest w niej pozytywnych uczuć, jakie pokazują, że mimo wielu przeciwności i tragicznych wydarzeń, warto żyć - chociażby dla tych, którzy odeszli, a czuwają nad nami. To również książka, która pokazuje, że jeśli już raz odnajdzie się swoją bratnią duszę, to uczucie, jakie się pojawi, będzie trwać wiecznie - cokolwiek się stanie, ta miłość pozostanie w sercu, a wszelkie wspomnienia będą błąkać się w myślach, jeśli tylko nie pozwolimy im zniknąć.
     Niebawem znów się tutaj odezwę, jednak może się okazać, że nie będę pisać tak często jak dotychczas, gdyż zbliża się czas niezwykle ciężki dla studenta, czyli znana każdemu sesja. Stąd pora przenieść się z książek czytanych dla przyjemności do tych, które trzeba przewertować, by zdać egzaminy. Niemniej, postaram się nie zaniedbać bloga. Póki co - trzymajcie się!

Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.

16 komentarzy:

  1. Widziałam kiedyś mimochodem film i przepadłam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. "Love, Rosie" podobało mi się, za to "Kiedy cię poznałam" zdecydowanie mniej, dlatego nie mogę doczekać się, aby poznać "P.S. Kocham cię" i wyrobić sobie zdanie na temat tej książki. Dobrze, że czeka na półce... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka inna okładka od tej którą znam xD
    Mam ją w planach, jednak moja kochana biblioteka nie ma jej na stanie ;/

    Pozdrawiam
    http://coraciemnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. Kocha. Cię, to jedna z moich ulubionych książek, tej autorki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Ahern, a "PS Kocham cię" było pierwszą jej książką, jaką przeczytałam. Druga była jeszcze wówczas "Na końcu tęczy", czyli obecna "Love, Rosie" (och, wolę ten starszy tytuł :c). Tymi dwiema książkami Ahern mnie oczarowała. :3 Polecam Ci jeszcze "Krainę zwaną tutaj", "Gdybyś mnie teraz zobaczył" i "Dziękuję za wspomnienia", bo tylko te jeszcze czytałam. Na półce czekają na mnie jeszcze trzy i ogromnie mnie to cieszy. Ahern genialnie pisze. Zwykle nie lubię takich powieści, ale ta autorka jest naprawdę wyjątkowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam, ale nie do końca mi się podobała. Są zdecydowanie lepsze.. powieści tej autorki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kilka dni temu oglądałam film i muszę przyznać, że był bardzo wzruszający... Ta historia jest naprawdę poruszająca.
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Książki Ahern wywołują we mnie wiele emocji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. powodzenia w sesji :)
    raz miałam tę książkę na liście do wypożyczenia ale zobaczyłam ją w bibliotece i jakoś mi się odechciało. może kiedyś spróbuję jeszcze raz się z nią zaprzyjaźnić. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ech, przede mną też sesja, a w następnym tygodniu dwa poważne egzaminy. Na całe szczęście trochę recenzji i innych postów naprodukowałam, więc mam juz z góry zaplanowane, co kiedy opublikować.

    Co do książki - bardzo dobrze ją wspominam, nigdy nie spotkałam się z taką wyjątkową historią ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie miałam jeszcze styczności z tą autorką, ale gdybym chciała to zmienić, to moja przyjaciółka chętnie by mi pomogła, bo ma prawie wszystkie książki pani Ahern. :)

    Życzę ci powodzenia w zdaniu sesji! Nie daj się tej mendzie! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Widziałam kiedyś film, ale jakoś specjalnie nie przypadł mi do gustu, więc może książka będzie lepsza :)

    Nominowałam cię do TAG-u x
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/01/fictional-boyfriends.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Cóż, skoro książka jest tak naładowana emocjami to chyba warto ją przeczytać ;) Przyznam, że mama mówiła, że jest w porządku, ale bez szału. Ale dam jej na pewno szansę!

    OdpowiedzUsuń
  14. Do tej pory przeczytałam 3 książki autorki, dwie z nich bardzo mi się spodobały "Zakochać się" i "Love, Rosie", a trzecia trochę mniej.:)
    Planuję kiedyś sięgnąć po "P.S. Kocham cię" - troszkę szkoda, że najpierw obejrzałam film.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cecelia Ahern kojarzy mi się z "Love, Rosie", którą byłam niesamowicie zauroczona. O "PS. Kocham cię" słyszałam jedynie mimochodem i nie zatrzymywałam się na dłużej przy tej pozycji. Niewątpliwie, jest to jednak jeden z lepszych debiutów zagranicznych pisarzy.
    Muszę po to sięgnąć, bo podobno ta historia jest wyciskaczem łez! :)
    Życzę powodzenia na sesji! Na pewno dasz sobie radę :)
    Pozdrawiam,
    Isabelle West
    http://recenzjekawoholika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *