Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

niedziela, 12 marca 2017

Cytaty własne - tym razem powieje romantyzmem

     Być może pamiętacie (lub nie), ale od czasu do czasu zdarzało mi się tutaj wrzucać swoje własne, krótkie fragmenty. Tak naprawdę często piszę sobie jakieś tam teksty, które później będę starała się włączyć do czegoś większego. Publikuję je wówczas na fanpage'u - Chaos myśli, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy mnie tam obserwuje, jak i lubię po prostu zbierać sobie po jakimś czasie te teksty w jednym miejscu. Oprócz osobnego folderu w komputerze, drugim z takich miejsc jest właśnie blog. 
    Dlatego też dzisiaj chciałabym znowu podzielić się z Wami krótkimi próbami własnej twórczości. Zauważyłam, że bardzo często wrzucałam teksty przesycone smutkiem, tęsknotą czy generalnie uczuciami nie do końca pozytywnymi. Świetnie wychodziło mi opisywanie tych kiepskich chwil, kiedy nie sądziłam, że będę potrafiła w dużej mierze oddawać także te pozytywne uczucia. Jednak od pewnego czasu w cyklu nocnej weny, wieje dawką... romantyzmu i często te teksty, jakie mi wychodzą przesycone są miłością i szczęściem. Dobrze jest też pisać w taki sposób - coraz bardziej mi się to podoba. 
    Zanim przejdę do trzech tekstów, chciałam zaznaczyć, że w dużej mierze przeszłam z często stosowanej przeze mnie narracji trzecioosobowej do narracji pierwszoosobowej, stąd też częściej będę się pojawiać tutaj fragmenty z tym rodzajem narracji. Zdecydowanie lepiej pisze mi się w ten sposób i nawet swoje zaczęte, dłuższe projekty, tworzę już stosując pierwszoosobową narrację. Stąd też - zapraszam do przeczytania tej "dawki romantyzmu"!

1. Puzzle szczęścia 

"To był doprawdy dziwny stan, kiedy szczęście wypełniało mnie całą. Nigdy nie mówiłam, że nie jestem szczęśliwa - cieszyłam się nawet z prostych spraw, zwykłych, codziennych rzeczy. Byłam wdzięczna losowi za to, że żyję, mogę spełniać się we wszystkim, czego się podejmuję, za to, że otacza mnie mnóstwo wspaniałych ludzi. Ale do tej całej układanki, jaką sobie stworzyłam, brakowało mi jednego elementu. Ten zagubiony kawałek puzzli czasami dawał mi się we znaki. Wracałam do pustego mieszkania, poddawałam się codziennym rytuałom i tak samo mijał mi każdy dzień. Rano zakładałam na twarz uśmiech, robiłam to, co miałam do zrobienia, a późnymi wieczorami zbyt często czułam tę straszną pustkę, jakiej nie potrafiłam niczym wypełnić. Moje myśli pozostawały wtedy splątane, a ukojenia szukałam w muzyce, lecz nawet i ona, zawsze zabarwiona nutą melancholii, nie była w stanie zasklepić tych drobnych rys, jakie w sobie nosiłam. Aż nadszedł moment, którego całkowicie się nie spodziewałam. Chwila, w jakiej on pojawił się w moim życiu. Niespodziewanie i przypadkowo wszedł do mojego pozornie poukładanego świata jak dobry duszek, który rozświetla wszystko, czego się dotknie. Od pierwszych chwil sprawił, że uśmiech, jaki nosiłam na twarzy, nie miał w sobie ani krzty wymuszenia. Zamiast tego rozświetlał mnie tak bardzo, że wraz z kącikami ust unoszącymi się ku górze, równie mocno śmiała się moja dusza. Każdy dzień, nieważne, czy przynosił dobre, czy również kiepskie chwile, to i tak stawał się dla mnie wyjątkowy. Wystarczyło jego jedno słowo, by sprawić,że wszelkie troski gdzieś uciekały, a ja sama czułam, że nieważne jakie kłody los rzuci mi pod nogi, to i tak zawsze sobie poradzę. Jakaś część mnie bała się tego, że ta euforia jest zbyt duża i być może to jedynie cisza przed burzą. Lękałam się, że to jedynie krótka chwila ogromnego szczęścia tylko po to, by jej upadek był bardziej bolesny. Jednak mimo tych myśli wiedziałam, że chcę zaryzykować. Czułam, że życie jest zbyt krótkie, by bać się tego, co może nastąpić. Być może jednocześnie mimo wszelkich obaw, coś we mnie krzyczało, że to będzie warte ryzyka i wbrew mrocznym wizjom, przyniesie coś całkowicie odwrotnego - stanie się tym zagubionym puzzlem, dzięki któremu pustka zostanie wypełniona przez jeszcze większe szczęście niż to, które obecnie czułam... A ono było ogromne, gdy ja sama, niemalże, jak upita radością, wcześniej sceptycznie nastawiona do istnienia przeznaczenia, zaczęłam w nie wierzyć."

Tradycyjnie - do każdego tekstu krótki komentarz. Powyższy fragment to pierwszy z tych, jakie rozpoczęły serię bardziej radosnych cytatów, stąd też może jest mi dosyć bliski. Ale tak to jest z tym szczęściem - chociaż często cieszymy się z naszej codzienności, prostych spraw, to są momenty, gdy czegoś brakuje. Natomiast jedna chwila, całkowicie niespodziewana czy też jeden człowiek jest w stanie sprawić, że całe nasze życie ulega diametralnej zmianie. Nie wiem, na ile działa na to Bóg, los, przeznaczenie, cokolwiek, ale poniekąd sama zrozumiałam, że najlepiej jest niczego nie oczekiwać i wówczas życie samo nas zaskoczy.

2. Stan zakochania


"Każdy z nas potrzebuje i szuka prawdziwej miłości, nieważne czy się do tego głośno przyznaje, czy też trzyma to pragnienie głęboko w sobie. Kiedy natomiast nadchodzi moment, w którym poznaje się osobę, jaka sprawia, że serce zaczyna mocniej bić, wówczas wszystko ulega zmianie. Nagle czuje się motyle, które jakby wypuszczone ze swojej klatki, latają tak mocno, że nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Źrenice oczu na widok właśnie TEJ osoby mimowolnie się rozszerzają, a serce wręcz płonie z radości. Kąciki ust unoszą się ku górze i nie opadają, chyba, że dopiero wtedy, gdy rozłąka z tą osobą jest zbyt długa. Zakochanie sprawia, że człowiek pięknieje - najpierw na zewnątrz, kiedy to uśmiech nie schodzi z twarzy, oczy płoną blaskiem, a wszyscy wokół myślą, że mają do czynienia z wariatami, którzy tak bezkarnie chadzają po ulicach, szczerząc się sami do siebie i emanując radością, jaka pozornie wcale nie pasuje do szarej codzienności zwykłego śmiertelnika. Jednak to piękno nie dotyczy tylko wizualnej części człowieka, bo najważniejsze jest to, że wraz z zakochaniem pięknieje dusza. Wcześniej być może zbyt zaśmiecana smutkami, rozczarowaniami i wieloma ranami, nagle z prawie martwej, staje się całkowicie żywa. Wszelkie blizny się zasklepiają, złe nawyki stopniowo zostają odpychane jak najdalej i dusza, podobnie jak usta, śmieje się tak głośno, że człowiek ma ochotę wykrzyczeć ogrom swojego szczęścia całemu światu... Bo zakochanie jest jak wiosna - ona sprawia, że po mroźnej zimie wszystko budzi się do życia i rozświetla go wachlarzem barw, promieniami słońca, rześkim powietrzem czy krystalicznym deszczem. Tak samo zakochanie działa na człowieka - dotychczas zajęty zwykłą codziennością, przytłoczony chłodem niepowodzeń czy zalany deszczem łez rozczarowania, nagle zastępuje je tęczą pozytywnych uczuć, blaskiem wspólnie spędzanych chwil, a jeżeli kroplami łez, to jedynie tych szczęścia. I właśnie dlatego tak bardzo pragniemy kochać i być kochanymi, bo chcemy w końcu wiedzieć, co znaczy przyspieszone bicie serca, które budzi się na nowo..."

Myślę, że każdy z nas był chociaż raz w swoim życiu zakochany. Nieważne, czy coś z tego wyszło, czy nie, to i tak na pewno przez jakiś czas czuł dokładnie tego typu emocje - jakby to zakochanie sprawiało, że stajemy się piękniejsi, zarówno na zewnątrz, jak także w środku. Oprócz latających motyli, pojawiał się wachlarz innych, pozytywnych uczuć. No bo tak to jest z tym zakochaniem, jak to było w jednej z książek ("Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender") - "miłość potrafi zrobić z nas głupców" - chociaż osobiście powiem Wam, że mogę pozostać tym głupcem jak najdłużej... ;)

3. Krótkie momenty refleksji


"Zdarza się, że nadchodzą noce, podczas których człowiek potrzebuje chwili wytchnienia, momentu tylko dla samego siebie. Tak się składa, że często spotykały one także i mnie, kiedy tylko mrok zapadał, a ja zamykałam się w swoich czterech ścianach i jednocześnie we własnej skorupie. Lubiłam swój wygodny fotel, który pewnie był starszy niż ja sama, a w którym to bardzo często siadałam z dobrą książką w ręce. Zdarzały się jednak również momenty, gdy to nie lektury zaprzątały mojego wolnego czasu. Wtedy tworzyłam sobie ten specyficzny rodzaj klimatu  -  zapałałam ulubione świece, okrywałam się miękkim kocem i schowana w tym starym fotelu, tak po prostu rozmyślałam. Czasami towarzyszyła mi muzyka - albo całkowicie delikatna, albo wręcz przeciwnie - tak mocna, jak tylko się da. Innym razem słuchawki chowałam gdzieś głęboko i wsłuchiwałam się jedynie w dźwięki wygrywane przez to, co mnie otacza. Często były to krople deszczu uderzające o parapet, bądź też szum wiatru, który tworzył swoją własną piosenkę. Tym razem było podobnie - pozwoliłam ciszy zagnieździć się w tych parunastu metrach kwadratowych, lecz ona co jakiś czas przeszywania była muzyką wzburzonego wiatru. Moje myśli płynęły od jednej do drugiej, ale już wtedy wiedziałam, że coś się we mnie zmieniło. Kiedyś zaczęłabym analizować, rozmyślać, gdybać i szukać problemu tam, gdzie go nie ma. Wracałabym wtedy do różnych, niekoniecznie dobrych, wspomnień i pozwalałabym przejąć im nad sobą kontrolę. Tym razem było inaczej. Zamiast analizowania, jedynie rozmyślałam nad tym, że wszystko, co od jakiegoś czasu dzieje się w moim życiu, jest wyjątkowe, takie jedyne w swoim rodzaju. Zamiast wracania do bolesnych wspomnień, wybrałam rozkoszowanie się powrotem do chwil, które sprawiały, że moje serce zaczynało szybciej bić, wygrywając swoją własną melodię, a jej rytm był taki sam jak serca obok mnie. Zamiast szukania problemu tam, gdzie go nie ma, postanowiłam sobie, że cokolwiek by się działo, to każdą trudność postaram się rozwiązać. Zamiast łez, jakie często cisnęły się z moich oczu, na twarzy pojawił się ten sam, szczery uśmiech, który w zasadzie już od dawna mnie nie opuszczał. Chociaż w tym momencie przepełniała mnie również swego rodzaju tęsknota, to tym razem nie była ona bolesna, a dawała nadzieję - na to, że już niebawem przeminie, gdy ponownie będę mogła spojrzeć w te same oczy, posłuchać tego kojącego głosu czy też wtulić się w te miękkie ramiona. Właśnie w tej chwili poczułam, że moje dotychczas pełne melancholii wieczory, nabrały nowego blasku. Tak, jakby mimo późnej pory i ciemności za oknem, mnie samą otaczały jakieś świetliste promienie, dzięki którym czułam wewnątrz nieskończone ciepło."

Chyba każdego z nas odwiedza czasami taki moment refleksji, kiedy potrzebujemy pobyć całkowicie sami i powspominać różnego rodzaju chwile. Tylko od nas zależy, czy będziemy wracać do tych bolesnych wspomnień, dokładając sobie tym samym chwil smutku, czy też wolimy dać ponieść się tym dobrym momentom. Oczywiście wszystko zależy od obecnego stanu rzeczy, ale mimo wszystko, czasami trzeba przeszłość zamknąć gdzieś głęboko i skupić się na tych lepszych chwilach.

     Tym akcentem, kończę dzisiejszy wpis, w którym podzieliłam się z Wami kilkoma, napisanymi przeze mnie fragmentami. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu do Was trafiłam bądź też po prostu miło spędziliście czas podczas czytania tych tekstów. Niebawem natomiast kolejne recenzje, felietony, muzyczne wpisy oraz... prawdopodobnie niespodzianki! Póki co - trzymajcie się! :) 

1 komentarz:

  1. Ależ się romantycznie zrobiło! ;) Ale też i jakoś melancholijnie i ze skłonnościami do stworzenia jakichś własnych przemyśleń. ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *