Wiecie co, tak sobie myślę, że
chyba dzisiaj znowu mam wieczór pełen przemyśleń... A w sumie wpisy związane z
nimi są dobrą odskocznią od nadmiaru recenzji książkowych, których na blogu
wiele (a swoją drogą czytam kolejną książkę, więc niebawem znowu opiszę swoje
wrażenia po lekturze). Być może do tych przemyśleń troszkę zainspirował mnie
początek właśnie tej książki, w którą obecnie się zagłębiam, a może to po
prostu muzyka, jaka dzisiaj gra gdzieś w tle, bądź przypadkiem znalezione jakieś
ciekawe zdanie w internecie… Jedno jest pewne – będzie to kolejny wpis z serii
paru luźnych, może nieco chaotycznych, ale ostatecznie łączących się w spójną
całość, przemyśleń, które dotyczyć będą głównie… strachu. Tak, właśnie. Jednej
z emocji, która towarzyszy nam na każdym kroku, często spędza sen z powiek, sprawia,
że zaczynamy analizować wszystko jeszcze bardziej, przez co te nasze wewnętrzne
lęki się powiększają, a my zamiast sobie z nimi radzić, czasami za bardzo
zamykamy się właśnie w tym świecie, skąd potem ciężko uciec… A strach zaczyna
pociągać nas za sobą coraz bardziej na dno… Jednak żeby nie przedłużać tego mało
pozytywnego wstępu, mam nadzieję, że tym wpisem uzmysłowię Wam, że strach co
prawda stanowi nieodłączny element życia człowieka, bo nie wiadomo jak ktoś
byłby odważny, któregoś dnia zacznie się bać – o siebie, swoje zdrowie, bądź
również o życie kogoś bliskiego, ale mimo wszystko musimy spróbować w jakiś sposób go zwalczyć.
Tak pokrótce „niby” zbaczając z
głównego tematu… Rozpoczął się maturalny szał, stąd tak od razu życzę
powodzenia wszystkim, którzy w tym roku przystępują do egzaminu dojrzałości. Co
prawda, macie już za sobą język polski, ale chyba najbardziej przez wszystkich „uwielbiania”
matematyka czeka… Nie stresujcie się, będzie dobrze, a ja trzymam mocno kciuki!
W związku z tym natknęłam się dzisiaj na dość ciekawy post na facebook’u, w
którym określono, że tak naprawdę „matura to bzdura, nic w porównaniu z
późniejszym, dorosłym życiem.” I wiecie co? Wzięło mnie wtedy na pewne
przemyślenia, które sobie tam skrupulatnie w komentarzu napisałam, a tutaj
chętnie je powtórzę i rozwinę… Prawda jest taka, że w zależności od tego, na
jakim etapie edukacji jesteśmy, takie są nasze lęki. Dziecko w szkole podstawowej
boi się, że nie poradzi sobie z testem kompetencji, gimnazjaliści z kolei
martwią się o te swoje testy, które często są przepustką do dobrego liceum bądź
technikum. Maturzyści – no właśnie, w obecnej chwili ich zmartwieniem staje się
egzamin dojrzałości… A jeśli ktoś zamarzy sobie studia i rozpocznie kolejne
lata kształcenia, wtedy każda sesja wydawać się będzie „gorszą, trudniejszą,
znowu napawającą lękiem w stylu: co, jeśli sobie nie poradzę, obleję egzaminy i
wtedy te lata pójdą na marne, bądź będę musiała/musiał zapłacić za warunek,
który nikomu się nie uśmiecha”. Szkoda, że tak naprawdę często nie zauważamy,
że to faktycznie nic takiego w porównaniu z tym, co czeka nas w życiu. W danym
momencie proste sytuacje, nie tylko te związane z edukacją, ale wszelkie inne
wydają się być nie do pokonania, bądź napawają nas niewyobrażalnym lękiem, że
coś się nie uda… A kiedy spojrzymy na to w kontekście całego tego, jakże
kruchego, życia, to pestka, kolejna przeszkoda, jakaś trudność do przebrnięcia,
ale to jeszcze nie jest poważny problem, który o wiele ciężej się rozwiązuje
bądź nie rozwiązuje wcale. Życie samo w sobie dopiero nas doświadcza, stawia
przed nami setki rzeczy, z jakimi musimy sobie poradzić, więc… wiecie, co? Nie
warto się bać. Tak naprawdę niczego nie powinniśmy się lękać, o ile nie jest to
już dramatyczna kłoda rzucona nam pod nogi, jakiej nie jesteśmy samodzielnie
powstrzymać (różnego rodzaju choroby itp.). Wszystko jest do przejścia jeśli
tylko chcemy. Musimy tylko wyrzucić ten lęk, który się pojawia i celowo niszczy
nas nawet w momencie, kiedy jeszcze nie doświadczyliśmy jakiejś sytuacji.
Snując przypuszczenia, co będzie, jeśli stanie się to czy tamto, albo co, jak
akurat dana rzecz się nie uda, już na starcie wyniszczamy się psychicznie, co z
kolei prowadzi potem do nieefektywnego działania. Aż nie sposób mi tutaj nie wrzucić
cytatu z kochanego „Lawendowego pokoju”, że:
"Strach przemienia twoje ciało jak nieudolny rzeźbiarz doskonały kamień (...) tyle, że rzeźbi cię od środka i nie widać ani odprysków ani kolejnych obtłukiwanych warstw. A ty stajesz się wewnątrz coraz cieńszy i coraz bardziej niestabilny, aż nawet najdrobniejsza emocja jest w stanie powalić cię na kolana. Jeden serdeczny uścisk i już myślisz, że się rozpadasz i giniesz."
Tak
właśnie działa ten strach – sprawia, że może na zewnątrz nie widać po nas tych „kolejnych,
obtłukiwanych warstw”, lecz w głębi duszy czujemy, że wszystko jest w stanie
sprawić, że rozpadniemy się na kawałki… Kiedy boimy się o kogoś nam bliskiego,
najdrobniejsze rzeczy mogą wywołać jakiś nasz wybuch emocji – na ludzi wokół
nas, na samych siebie… Kiedy pojawia się lęk, iż z czymś sobie nie poradzimy jest
podobnie: „najdrobniejsza emocja jest w stanie powalić cię na kolana”. Więc
spróbujmy okiełznać ten strach, chociaż wiem, że to nie jest łatwe. W
szczególności wtedy, gdy nagle cały świat sypie się na głowę, ma się wrażenie,
że nic dobrego nie zdarza się w konkretnym czasie, a jedyne co nam towarzyszy,
to sytuacje napawające lękiem. Mimo wszystko, starajmy się jednak panować nad tym,
czego się boimy, inaczej będzie tak, jak w tym pięknym, aczkolwiek nieco
smutnym, cytacie… A tego chyba nie chcemy, prawda?
Dlatego
nie martwmy się na zapas, bo inaczej ten proces destrukcji zacznie się nawet
wtedy, kiedy jeszcze nie spotka nas porażka, a co więcej – taki przedwczesny
strach sprawi, że faktycznie sobie nie poradzimy, bo jak to się często mówi: „nerwy
nas zjedzą”. Czasami trzeba spróbować w jakiś sposób wyłączyć te negatywne emocje.
Może trzeba znaleźć jakiś środek, który pomoże się zrelaksować, zapomnieć na
moment o wszelkich troskach, które tylko potęgują te nasze wewnętrzne lęki…
Osobiście mi pomaga muzyka. Spokojna, z pozytywnym tekstem, sprawia, że na
chwilę zapominam czego tak naprawdę się obawiam, zaczynam podchodzić do danej
sprawy bardziej na luzie i wtedy – co dziwne – nagle wszystko się udaje. Gorzej
ma się rzecz, jeśli chodzi o ten strach… o kogoś. Jednak wtedy staram się
trzymać, bo nie mogę pokazywać danej osobie, że i ja się boję, ktoś musi pozostać
silny, nawet jeśli to trudne.
By już
nie przedłużać tego wpisu, nie powtarzać się za bardzo, ujmę wszystko w jednym,
takim podsumowującym zdaniu: wiem, że strach jest zawsze – o wiele rzeczy, o
wielu ludzi, o nas samych. Jednak spróbujmy go zatrzymać, bądź w jakiś dziwny
sposób się z nim zaprzyjaźnić, ale tak, by nie niszczył nas od środka, a
jedynie był – obok, bo usunąć na zawsze się go nie da. Nie
pozwólmy lękom, by „przemieniły nasze ciało, jak nieudolny rzeźbiarz doskonały
kamień.”
Niebawem
znów postaram się coś tutaj napisać, pewnie będzie to recenzja kolejnej
książki, jak już wspomniałam we wstępie. Natomiast dla Was, wstawiam tutaj
jeszcze utwór jednego z polskich zespołów, jaki uwielbiam (i śmiem twierdzić,
że Must Be The Music to jeden z niewielu programów, dzięki którym prawdziwe
talenty opanowują w końcu świat polskiej muzyki – chociażby Besides, jak i
poniższy, ukochany Lemon). Co więcej, ten kawałek właśnie w jakiś sposób mnie
relaksuje, kiedy ten strach bierze górę. Stąd – miłego słuchania i trzymajcie
się!
:)
OdpowiedzUsuńNa każdym etapie życia ludzie znajdują sobie coś, do czego dążą bo bez tego to już nie to samo. Ale trzymam kciuki za wszystkich maturzystów ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/
Moim zdaniem strach nie tyle niszczy... co paraliżuje. Nie potrafimy czegoś zrobić lub myśleć racjonalnie itd. Bardzo fajnie napisany post.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie. Tym razem recenzja wybitnej moim zdaniem książki.
Jeśli to nie problem to proszę o kliknięcie plusika w Google.
www.gabriel-data.blogspot.com - MY BLOG
Fashion Projects