Autor: Renata Kosin Tytuł: Kołysanka dla Rosalie Wydawnictwo: Nasza Księgarnia Liczba stron: 464 Ocena: 5.5/6 |
Ostatni wpis był swego rodzaju
odskocznią od recenzji, których sporo pojawia się na blogu. Jednocześnie
pozwolił mi przenieść ogrom swoich myśli właśnie tutaj, na ten jeden, konkretny
wirtualny papier (zresztą chyba mój ulubiony, czego nie trudno się domyślić).
Dzisiaj jednak wracam do Was znów z recenzją kolejnej książki, która niedawno
dołączyła do mojej listy czytelniczej w ramach wyzwania „52 książki 2015 roku”
(swoją drogą, ta lista ciągle się powiększa, jednak myślę, że dam radę
przeczytać to, co sobie zaplanowałam, bo przecież książki towarzyszą mi
wszędzie).
Co prawda nie ocenia się książki
po okładce, wiem o tym, jednak… już w momencie, gdy zobaczyłam wzmiankę o
premierze „Kołysanki dla Rosalie” autorstwa Renaty Kosin, a co za tym idzie –
spojrzałam na okładkę, jak i sam tytuł, wiedziałam, że chcę to przeczytać jak
najszybciej. Krótki opis historii, jaka została w niej zawarta, jeszcze
bardziej zachęcił do przeczytania, a że mam świetną przyjaciółkę, która
zobaczyła moją euforię na widok tej książki, w obchodzone niedawno urodziny, ta
lektura stała się moją własnością (jeszcze raz dziękuję, E.)
Zacznijmy od tego, że „Kołysanka
dla Rosalie” jest poniekąd związana z „Tajemnicami Luizy Bein”. Ci sami
bohaterowie, zapewne te same historie, jednak – no właśnie – nie wiem dlaczego,
ale dotąd nie słyszałam nigdzie o pierwszej książce z tej serii, więc gdybym
przeczytała ją wcześniej, być może „Kołysanka dla Rosalie” byłaby dla mnie
jeszcze lepiej zrozumiała (swoją drogą na pewno nadrobię te braki). Niemniej,
książkę pochłania się jednym tchem – dosłownie. Przenosi ona w nieco inny
świat, który sprawia, że zapomina się o tym, który istnieje wokół nas.
Wciągająca historia, która dla mnie stanowiła idealną odskocznię od tego
nadmiaru wszelakich historii miłosnych jakie najczęściej recenzuję.
Głowna bohaterka – Klara Figiel – to
dziennikarka, która jednocześnie jest właścicielką Pałacu Stu Róż, obecnie
pełniącego rolę hotelu, w którym wraz z Łucją oraz swoim partnerem Jakubem,
chce, by każdy gość spędził miło czas. Samo miejsce, można by rzec, że w mojej
wyobraźni stało się niezwykłe – pałac skrywający tysiące tajemnic, motyw róż na
każdym kroku, nowo zrobiona biblioteczka – to wszystko stworzyło klimat,
któremu poddawałam się za każdym razem gdy zagłębiałam się w czytaniu. Wtedy
nie znajdowałam się w swoim ulubionym fotelu czy autobusie, a właśnie wewnątrz
tego pałacu, wraz z bohaterami przeżywając kolejne wydarzenia. Jednak odbiegłam
troszkę od fabuły, zatem już do niej wracam… Stąd w pałacu pojawiają się
rozmaici głoście – małomówni wędkarze, para, wydawać by się mogło, że naprawdę
miłych, staruszków, nieznośnie małżeństwo, roztargniona Matylda, emerytowany
architekt o nienagannych manierach, a także pisarz zafascynowany historią II
wojny światowej. Pojawiają się także Sara oraz Alex Bein, którzy wraz z dziećmi
chcą nieco odpocząć, dlatego też znajdują dla siedmioletniej Rosalie oraz
malutkiego Alberta idealną opiekunkę – Liskę. Jednak niebawem dziewczynka wraz
ze swoją nianią znika bez śladu… Wszystko wygląda na to, że zostały porwane. Co
więcej, ktoś ciągle wygrywa na pozytywce jedną i tą samą kołysankę… Lecz czy ma
ona coś wspólnego z porwaniem bohaterek? Kto dopuścił się tak strasznego czynu?
Czy to któryś z gości stoi za zniknięciem dziewczynki oraz Liski? A przede
wszystkim - czy Klarze uda się rozwikłać tą zagadkę i odnaleźć Rosalie?
Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie oczywiście w tej niezwykłej
książce.
Muszę przyznać, że już od
pierwszych linijek, ta lektura do mnie przemówiła. Mimo że nie czytałam
pierwszej części (chociaż kiedy to zrobię, z pewnością sięgnę jeszcze raz po
„Kołysankę dla Rosalie” by sprawdzić, czy odbiór tej książki faktycznie będzie
wtedy jeszcze lepszy), to historia, jaka towarzyszyła tej powieści, od razu
przyciągnęła sprawiając, że chciałam ją czytać i czytać… A kiedy dotarłam już
do „epilogu”, z lekkim szokiem stwierdziłam, że faktycznie zbliżam się do
końca. Wydarzenia, jakie towarzyszą Klarze oraz reszcie bohaterów są nieco
zagadkowe, ale jednocześnie wszystkie sklejają się ostatecznie w konkretną,
logiczną całość. To powieść dla osób, które lubią bawić się w detektywa,
okrywając mnóstwo zagadek z przeszłości. Związane są nie tylko z porwaniem
małej Rosalie, ale także z postacią Anny Bein – przybranej siostry Alexa, a
dokładniej z pewną historią rodzinną… To także książka, w której sporo informacji
ma związek z Bractwem Różokrzyżowców – dla tych, którzy czytali „Tajemnice
Luizy Bein” na pewno jest już znane, osobiście dopiero zaznajamiałam się z tymi
wszystkimi zagadkami, które często budzą grozę.
Książka obfituje w mnóstwo
różnych emocji – od wspomnianej już przeze mnie w powyższym akapicie grozy,
głównie wywoływanej przez mnóstwo tajemnic, jakie stopniowo są jednak odkrywane
wraz z każdą, kolejną stroną, poprzez momenty wzruszenia, ale także te, które
pełne są radości oraz humoru, bo i jego w tej książce nie brakuje (już
właściwie od naprawdę zabawnego początku związanego z postacią niezwykle
uroczego pieska). Co więcej, bardzo spodobały mi się wszelkie motywy
występujące w lekturze – od róż, które są dosłownie wszędzie, począwszy od ich
płatków na okładce, poprzez wszelkie zdobienia w postaci tych kwiatów różnego
rodzaju rzeczy w pałacu, aż nawet po ziołowo – różane herbatki… Oczywiście
nieodłącznym elementem jest stara, zabytkowa pozytywka, która w tej książce
odgrywa sporą rolę, a jakiej dźwięk próbowałam sobie wyobrazić, gdy
przerzucałam kolejne kartki…
Jeśli chodzi o bohaterów, uważam,
że każdy z nich został wykreowany na swój indywidualny sposób co sprawiło, że
nie było postaci, które zachowywałyby się identyczne. Każdy z nich miał własne
cechy charakteru, jakie to albo dały się lubić, albo… nieco mniej, jednak
zdecydowanie jestem na tak, jeśli chodzi o stworzone przez autorkę postacie.
Klara to osoba, która wywołuje sprzeczne uczucia – czasami ma się ochotę nią
potrząsnąć za jakieś zachowania, ale z reguły naprawdę jest to pozytywna osoba,
z którą chętnie bym się zaprzyjaźniła. Niezwykle pozytywne uczucia wywołała we
mnie postać roztargnionego Jakuba, bo momentami przypominał troszkę mnie –
pełen chaosu, zarówno wokół siebie (pracowania), jak i sam był nieco chodzącym
nieporządkiem, jednak w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mimo tego
roztargnienia, reprezentował osobę naprawdę oczytaną jeśli chodzi o historię
pałacu, jak i wiele innych, ważnych spraw.
Stąd całość niezwykle mi się
podobała, chociaż jedynym, takim naprawdę bardzo małym minusikiem był fakt, że
może to ja za bardzo nakręciłam się na niezwykle detektywistyczną powieść, a
tutaj – no trochę sobie poczekałam na główny wątek, czyli porwanie Rosalie…
Jednak to nie znaczy, że ta spora ilość początkowych stron wiała nudą – co to,
to nie, wręcz przeciwnie! Niemniej szkoda, że jednak ten główny wątek nie był
bardziej rozbudowany. Tak czy siak, książkę pochłonęłam bardzo szybko, bo
wciąga, przenosi w inny świat, w którym wraz z bohaterami przemierza się
korytarze Pałacu zarówno te zwykłe, jak i niosące ze sobą tajemnicę oraz nutkę
grozy… Dlatego nie mogłoby również obyć się bez kilku cytatów, które gdzieś tam
sobie podkreśliłam.
- "Podobnie jest z ludźmi. Nie należy ich słuchać, tylko dobrze im się przyjerzeć, żeby wiedzieć, jacy są naprawdę. W środku."
- "Nie wiedziała, co trudniej będzie uporządkować - rozsypane kartki, które w złości zrzuciła ze stołu, czy myśli wirujące w głowie, na przemian w jedną i w drugą stronę."
- "-A co zrobić ze strachem? - spytała ciho.-Oswoić. (...) Potem użyć tych wszystkich alchemicznych czarów, tajemnych rytuałów i zaklęć, żeby na końcu pokochać. Tak po prostu."
- "-To jest silniejsze ode mnie. Znacznie silniejsze od nas wszystkich. - powiedziała przez zaciśnięte gardło.-Co? - Kuba przyglądał jej się z niepokojem.-Miłość. Von Egloff miał rację. Ona nigdy się nie kończy i nie pozwala o sobie zapomnieć. A największa ze wszystkich jest miłość do własnego dziecka."
To już wszystko, jeśli chodzi o dzisiejszy wpis, a wraz z nim recenzję książki "Kołysanka dla Rosalie". Mam nadzieję, że zachęciłam Was po sięgnięcie, bo naprawdę warto! Uwierzcie, że ta lektura przeniesie Was do innego świata, od ktorego nie będziecie w stanie się oderwać, a kiedy już dobrnecie do końca, jeszcze przez chwilę będziecie nadal w tym miejscu, gdzie bohaterowie...
Niedługo znów postaram się coś tutaj napisać: może kolejną recenzję, a być może coś innego, jak interpretację jakiegoś tekstu czy kolejne przemyślenia. Póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Długi, dobry tekst...jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńBędę zaglądać częściej (;
http://asafewarmplacewithbooks.blogspot.com/
Czytałam już o tej książce kilka recenzji i jestem bardzo zainteresowana, aby ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie znam tej książki jeszcze. Ale z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Jeszcze nie czytałam ale jak mi wpadnie w ręce to chętnie do niej przysiądę
OdpowiedzUsuń