Autor: Patrycja Gryciuk
Tytuł: 450 stron Wydawnictwo: Czwarta Strona Liczba stron: 416 Ocena: 4/6 |
"Słowa przychodzą i odchodzą. Ratują albo dręczą. Bywają pasjonujące. Słowa opisują to, co niekontrolowanie pojawia się i znika w życiu. Słowa są ważne."
Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Patrycji Gryciuk, sięgając po jej książkę "Plan", łączącą elementy romansu z powieścią sensacyjną byłam wręcz zauroczona tą historią. Nie mogłam się od niej oderwać, chcąc więcej i więcej. Styl Autorki przypadł mi wtedy bardzo do gustu i nie mogłam doczekać się innych jej książek. Stąd gdy tylko wszędzie zaczęła pojawiać się historia zatytułowana "450 stron" wiedziałam, że w końcu poświęcę czas na jej przeczytanie. Dzisiaj, będąc już po lekturze, mam niezwykle mieszane uczucia. W mojej głowie podczas całego procesu przekładania kolejnych kartek, pojawiała się irytacja pomieszana mimo wszystko z lekką fascynacją. Z jednej strony jestem lekko rozczarowana. Być może postawiłam tej książce zbyt wysoką poprzeczkę ze względu na niezwykle udany debiut, a może po prostu ta historia nie była tak dobra jak poprzednia. Z drugiej strony coś jednak w tym wszystkim mnie tknęło i wzbudziło w końcu pozytywne odczucia. Jednak po kolei...
Główną bohaterką "450 stron" jest znana pisarka - Wiktoria Moreau. Właściwie ta kobieta to mistrzyni kryminału, chociaż jej droga, by stać się sławną nie była taka łatwa. Kiedy zrozumiała, że kocha pisać i chce tworzyć, zdała sobie jednocześnie sprawę z faktu, iż wydanie własnej książki nie jest czymś, co da się załatwić "ot, tak". Jednak udało jej się osiągnąć sukces, a wkrótce miała zostać wydana jej najnowsza powieść zatytułowana "Na dnie". No właśnie - miała, gdyż okazuje się, że parę tygodni przed premierą, autorka dostaje pozew o zniesławienie, jakoby przedstawiała pewną firmę w złym świetle... Okazuje się, że ktoś zmienił w jej książce jedną nazwę, która sprawiła mnóstwo komplikacji. Co gorsze, Nowy Jork opanowany został przez serię zabójstw, identycznych wręcz do opisanych w innej powieści - "Trupy w rzece Hudson" napisanej przez niejakiego Larsa Washingtona, bardzo podobnej tematycznie do "Na dnie". Wiktoria zostaje wplątana w serię wydarzeń, które zmienią jej życie - podobnie jak spotkanie niejakiego Mackenziego Stanforda... Jak dalej potoczą się losy autorki? Kto popełnia tak straszne zbrodnie i jaki ma motyw? Co z tym wszystkim ma wspólnego książka "Na dnie"? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie oczywiście jeśli sięgnięcie po historię stworzoną przez Patrycję Gryciuk.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia od czego zacząć - czy od tego, co mi się podobało, czy tych wątków, jakie kompletnie do mnie nie trafiły. Tak mieszanych uczuć w stosunku do jakiejś książki nie miałam już dawno. Okej, może zacznę jednak od negatywów, by potem jakoś je osłodzić. Wiem, że ta książka jest połączeniem kryminału z romansem, ale zerkając na okładkę i to porównanie do Harlana Cobena to lekka przesada. O wiele więcej było tam ciągłych uczuć, ochów i achów, jak to miłość jest wspaniała, aniżeli tych zagadek, które miały budować napięcie. Osobiście uwielbiam romanse, nie mam do nich zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie, tylko wiecie co? Ten wątek miłosny jakoś do mnie nie przemówił. Nie chodzi nawet o tę różnicę wieku jaka dzieliła bohaterów, czyli Wiktorię i Stanforda, bo ona nic, a nic mi nie przeszkadzała. Miałam tylko wrażenie, że Autorka chyba pomyliła te liczby, bo zdecydowanie to mężczyzna zachowywał się dojrzale, a kobieta mimo swojego wieku, miałam wrażenie, że jest jak jakaś nastolatka, która po raz pierwszy zobaczyła obiekt swoich westchnień i nie wie jak go zdobyć. W dodatku to jej ciągłe podkreślanie, jak to Stanford jest seksowny, wspaniały, wręcz boski, doprowadzało mnie do irytacji. Okej, rozumiem, że musiał być przystojny, opiekuńczy i tym podobnie, skoro zaimponował głównej bohaterce, ale bez przesady - ileż można pisać jak to jest idealny i wręcz bez wad? Pod tym względem ta książka bardzo mnie zawiodła i w porównaniu do wątku miłosnego w "Planie", ten w "450 stronach" nie przypadł mi do gustu.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia od czego zacząć - czy od tego, co mi się podobało, czy tych wątków, jakie kompletnie do mnie nie trafiły. Tak mieszanych uczuć w stosunku do jakiejś książki nie miałam już dawno. Okej, może zacznę jednak od negatywów, by potem jakoś je osłodzić. Wiem, że ta książka jest połączeniem kryminału z romansem, ale zerkając na okładkę i to porównanie do Harlana Cobena to lekka przesada. O wiele więcej było tam ciągłych uczuć, ochów i achów, jak to miłość jest wspaniała, aniżeli tych zagadek, które miały budować napięcie. Osobiście uwielbiam romanse, nie mam do nich zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie, tylko wiecie co? Ten wątek miłosny jakoś do mnie nie przemówił. Nie chodzi nawet o tę różnicę wieku jaka dzieliła bohaterów, czyli Wiktorię i Stanforda, bo ona nic, a nic mi nie przeszkadzała. Miałam tylko wrażenie, że Autorka chyba pomyliła te liczby, bo zdecydowanie to mężczyzna zachowywał się dojrzale, a kobieta mimo swojego wieku, miałam wrażenie, że jest jak jakaś nastolatka, która po raz pierwszy zobaczyła obiekt swoich westchnień i nie wie jak go zdobyć. W dodatku to jej ciągłe podkreślanie, jak to Stanford jest seksowny, wspaniały, wręcz boski, doprowadzało mnie do irytacji. Okej, rozumiem, że musiał być przystojny, opiekuńczy i tym podobnie, skoro zaimponował głównej bohaterce, ale bez przesady - ileż można pisać jak to jest idealny i wręcz bez wad? Pod tym względem ta książka bardzo mnie zawiodła i w porównaniu do wątku miłosnego w "Planie", ten w "450 stronach" nie przypadł mi do gustu.
Jeśli natomiast chodzi o plusy, nadal bardzo podoba mi się styl Patrycji Gryciuk. Ogólnie rzecz biorąc język jakim dysponuje sprawia, że niezwykle przyjemnie się go czyta i przez całą książkę przeszłam bardzo szybko. Jak wątek miłosny niekoniecznie mi się spodobał, tak akurat pod względem tego wątku kryminalnego, książka była dobra, nawet bardzo. Pomysł na fabułę, te wszystkie morderstwa i powiązanie ich z dziełem niejakiego Larsa - podobało mi się i aż żałuję, że nie było tego aż tyle w tej całej książce. Pojawiły się niekontrolowane zwroty akcji, które momentami nieźle mnie zszokowały. Szczególnie ostatnie sto stron stało pod wielkim znakiem zapytania i przyznam się szczerze, że czytałam je z zapartym tchem śledząc, co będzie dalej. Powiem także, że nie domyśliłabym się niektórych faktów, jak chociażby tego, kto zmienił tekst książki "Na dnie" - a jednak uzasadnienie, jakie Autorka przedstawiła, w związku z tą postacią, było świetne i nie pozostawiło żadnych "ale". Również ciekawym zabiegiem, jaki wykorzystała Patrycja Gryciuk, było rozpoczynanie niektórych rozdziałów fragmentami pochodzącymi niby z tej wydanej przez Larsa książki, czyli "Trupy w rzece Hudson". Niektóre były szokujące, nieco wręcz brutalne, a jednak pasowały do poszczególnych rozdziałów. No i oczywiście samo zakończenie książki uratowało tak naprawdę moje odczucia, bo było właśnie takie, jakie sama chciałabym, żeby było. Co więcej, ostatnia już strona dodała nieco uroku tej całej historii.
Natomiast skupiając swoją uwagę na bohaterach, uważam, że autorka wykreowała ciekawe postaci, ale nie mogłam się do nich przekonać. Najbardziej jednak smutne jest, kiedy główna bohaterka nie przekonuje... Bo wybaczcie fani tej książki, wybacz sama Autorko, jeśli kiedykolwiek przeczytasz moją recenzję - nie polubiłam Wiktorii. Próbowałam, naprawdę, ale niestety zbyt wiele irytacji we mnie wzbudzała, aniżeli pozytywnych odczuć. Już samo jej początkowe podejście do życia, do wielu ważnych uczuć, do macierzyństwa itd. nie działało na jej plus i zniechęciło mnie do tej bohaterki. Dodając do tego te zachowania rodem jak nastolatka, to kompletna katastrofa... No ale dobrze - żeby nie było tak wrednie i w ogóle, to pod koniec książki, nieco się zmieniła i może gdyby ta historia miała jeszcze więcej stron, to a nuż bym się do niej przekonała. Polubiłam natomiast Stanforda - bo cechował się właśnie taką dojrzałością, jak na swój wiek. Również ciekawą postacią był pewien Stewart, gdyż jego kreacja pokazywała, jak ciężko jest się wybić na rynku wydawniczym, lecz czasami wszystko jest możliwe i marzenia mogą się spełniać. Natomiast mimo wszystko, najciekawszą postacią jak dla mnie była Maria Ortega - policjantka niezwykle zdeterminowana i chcąca osiągać sukces w swojej pracy.
Podsumowując, książka "450 stron" nie była jakaś bardzo zła, ale niestety przyniosła mi nieco rozczarowań. Próbowałam nie zwracać uwagi na wcześniejsze różne opinie, lecz nie uszło mojej uwadze, że były albo całkowicie pozytywne, albo wręcz przeciwnie. Widocznie tę książkę trzeba pokochać lub znienawidzić... Jednak w moim przypadku jest to raczej sympatia połączona z lekką irytacją i rozczarowaniem - przede wszystkim wątkiem miłosnym, bo akurat kryminalne wstawki bardzo mi się podobały. Na pewno jednak nie skreślę twórczości Patrycji Gryciuk, bo za bardzo ją polubiłam po "Planie" i liczę tylko na to, że kolejna jej książka będzie tak samo dobra, jak debiut i nie przyniesie mi mieszanych uczuć, jak to było w przypadku "450 stron". Natomiast czy polecam przeczytanie? Jeśli już spotkaliście się z twórczością tej Autorki, to jak najbardziej jest to pozycja obowiązkowa, natomiast jeśli byłaby to pierwsza książka, po jaką sięgacie - tutaj wybór pozostawię już Wam, chociaż mimo wszystko polecam, bo w końcu każdy ma swój gust i a nuż Was "450 stron" zafascynuje w stu procentach.
Niebawem znów coś tutaj napiszę, właściwie to zaczynam czytanie książek, które dotarły do mnie od Wydawnictwa IUVI (zdjęcia mogliście zobaczyć na fanpage'u), stąd szykują się kolejne recenzje. Również sporo przemyśleń pojawia się w mojej głowie, stąd może i jakiś felieton się pojawi. Póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Ja mam dylemat z tą powieścią, czytać czy nie, bo opinie ma różne. Trzeba chyba sobie samemu zdanie wyrobić.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńczytałam kilka recenzji i nadal nie byłam pewna ostatnio jednak kupiłam ją więc już chyba przeczytam i ocenię :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą pozycją, wydaje się ciekawa, więc może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuń450 stron jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale Plan bardzo mi się podobał
OdpowiedzUsuńNo nie kolejna książka która za mną chodzi :(
OdpowiedzUsuńMimo że polskiej autorki to strasznie mnie intryguje :D
Buziaki
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Jeszcze niedawno miałam ochotę przeczytać tę książkę, jednak skoro główna bohaterka wzdycha niczym psychofanka do swego idola... Jeszcze się zastanowię nad tym tytułem, bo dość długo za nim zaglądam, ale teraz wiem, czego mogę się spodziewać. ;)
OdpowiedzUsuńOjej, nawet nie wiedziałam, że tę książkę napisała Polka :o. Chyba muszę przeczytać - może przekonam się do polskich autorów?
OdpowiedzUsuńbookocholic.blogspot.com
Cóż, pomimo tych minusików, to i tak się skuszę, o ile napotkam ją w bibliotece. Ja też często mam tak, że albo nie lubię głównego bohatera, albo wszystkich, ewentualnie większości, więc to zalezy po prostu od gustu ;)
OdpowiedzUsuńMnie też nieco rozczarowała i niebawem o tym napiszę.
OdpowiedzUsuńWięc zacznę przygodę z Gryciuk od planu! :)
OdpowiedzUsuńTematyka chyba niezła, ale skoro ogólnie jest tak sobie, to nie wiem czy warto sobie zawracać głowę :-) W końcu tyle innych książek czeka!
OdpowiedzUsuńJa "450 stron" mam jeszcze przed sobą, chociaż szczerze mówiąc, mam co do tej książki wysokie wymagania, gdyż dotychczas czytałam na jej temat same pozytywne recenzje;)
OdpowiedzUsuńKsiążkoholiczka94
Rzadko sięgam po książki o takiej tematyce, a skoro jest średniakiem to chyba nie będę sobie nią zawracać głowy. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Powiem Ci, że bardzo zainteresowałam się tą książką, jeszcze zanim była oficjalna premiera. Opis fabuły z miejsca mnie przekonał, pomyślałam, że to coś dla mnie. A potem zaczęły spływać recenzje... I nabrałam pewnych wątpliwości, bo tak się składa, że Twoja opinia, pełna mieszanych uczuć, nie jest jedyna. Spotkałam się z wieloma zdaniami, w których osoba wypowiadająca się nie mogła nawet określić, czy książka była dobra czy nie, że miała niemal tyle samo plusów co minusów. I jak tu dokonać oceny :D Mimo wszystko wydaje mi się, że sięgnę po tę powieść. Lubię takie klimaty, a dodatkowo mam sentyment do naszych rodzimych autorów, dlatego chętnie zapoznam się z twórczością pani Patrycji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Brzmi ciekawie, więc myślę, że dam się namówić ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks
A to akurat dziwne, że debiut taki udany, a kolejna książka już nie do końca. O "Planie" w sumie słyszałam pozytywne opinie, więc może się przekonam i skuszę :). Za to na "450 stron" już się polało trochę batów :P.
OdpowiedzUsuńTa okładka trochę mi przypomina filmową wersję "Złodziejki książek". Podobna kolorystyka i kompozycja :P.
Ehhh, dlaczego to wątek romantyczny zawsze musi popsuć dobrą fabułę -.-?
Cóż, może kiedyś, chyba w innym życiu przeczytam te wszystkie książki :P.
City of Dreaming Books
Ja najpierw mam w planach przeczytać debiut autorki, który od dłuższego czasu czeka na swoją kolej na mojej półce; a później rozejrzę się za najnowszą jej powieścią (chcę się przekonać, czy mi się spodoba, bo recenzje różne zbiera)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie jestem pewna co do tej książki.Miałam ochotę się za nią zabrać, ale jakoś zniechęciłam się i mnie już do niej nie ciągnie. Nawet nie wiem czemu, nie czytałam wielu recenzji na jej temat. Zobaczymy, jeżeli będzie okazja to po nią sięgnę i zobaczę czy mi się spodoba:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńIch perspektywy