Współpraca recenzencka. Dwa słowa, a gdy tylko bloger książkowy się na nie natknie, jego oczy od razu zaczynają się świecić z zaciekawienia. Wydawnictwa, księgarnie, autorzy czy portale czytelnicze tworzą inicjatywy, które zarówno dla tych początkujących blogerów, jak dla tych z pewnym "stażem" wydają się być niezwykle kuszące. Każdy wcześniej czy później zacznie garnąć się do współpracy - wysyła maile, udziela się w obrębie jakiegoś wydawnictwa i tak dalej - a wszystko po to, by móc często sięgać po nowości, w dodatku praktycznie za darmo (no okej - za recenzję, ale jeżeli ktoś lubi czytać, to co to dla niego napisać opinię?).
Jednak dzisiaj chciałabym co nieco pokazać Wam, jak sama widzę tę współpracę recenzencką. Bo uwierzcie mi, że chociaż jest to fajna sprawa, to ma też, jak wszystko, nie tylko swoje blaski, ale też cienie. Czasami można się w niej za bardzo pogubić i zatracić samego siebie. Grunt to zatem znaleźć ten tzw. "złoty środek", ale to nie zawsze jest łatwe.
1. Nie zawsze łatwo jest zacząć
1. Nie zawsze łatwo jest zacząć
Chociaż pozornie nawiązanie współpracy recenzenckiej z jakimś wydawnictwem bądź autorem wydaje się rzeczą prostą, to w rzeczywistości wcale taką nie jest. Myślisz, że wystarczy, gdy znajdziesz adres e - mailowy, wyślesz jedną wiadomość i od razu otrzymasz odpowiedź? Cóż, żebyś się nie przeliczył, bo może się okazać, że trochę sobie na nią poczekasz, o ile w ogóle ją otrzymasz.
Prawda jest taka, że nawiązanie współpracy zależy od wielu czynników. Mam wrażenie, że jednak najczęściej od popularności bloga, co zresztą nie jest żadną niespodzianką ani nie szokuje. No bo to logiczne, że jeżeli daną stronkę wyświetla multum ludzi, to i opinia o danym tytule dotrzesz do szerszego kręgu odbiorców. Jeżeli dodatkowo wydawnictwo jest znane i poważane, to w dużej mierze wybierze właśnie tych blogerów, którzy są w sieci znani. Jednak to nie jest (na całe szczęście - bo mój Chaos myśli aż taki popularny to nie jest) żaden wyznacznik. Niektóre wydawnictwa bez problemu nawiązują współpracę, jeżeli tylko widzą, że osoba jest rzetelna i jej recenzje mają odpowiednią jakość. No bo przyznajmy się szczerze - ale chyba jest różnica pomiędzy poprawnie napisanym tekstem, który skupia się na wielu aspektach danej książki, aniżeli zrobionej "na odczep" recenzji, która pojawiła się tylko dlatego, że ktoś tę lekturę do recenzji otrzymał.
Stąd też, ze swojego doświadczenia wiem, że zaczynając, trzeba przede wszystkim stworzyć naprawdę dobrą wiadomość - taką, która w jakiś sposób zaintryguje dane wydawnictw, a po drugie - no właśnie, pobuszować w sieci i wybrać te wydawnictwa, z którymi nawiązanie współpracy recenzenckiej wydaje się najbardziej realne. Sama z doświadczenia wiem, że wysyłałam maile do naprawdę wielu wydawnictw, a odpowiedź otrzymywałam od tych pojedynczych. Jednak to wcale mnie nie zrażało - wręcz przeciwnie: cieszyłam się, że w ogóle mam okazję z kimś współpracować.
2. Darmowa książka - czemu by się nie skusić?
Dużo osób decyduje się na rozpoczęcie współpracy recenzenckiej między innymi dlatego, że oznaczana ona otrzymanie darmowej książki. Jak napisałam we wstępie - okej, jest ona za recenzję, ale przecież po to nawiązuje się współpracę, by otrzymywane egzemplarze czytać i recenzować. Muszę jednak przyznać, że trochę z dystansem podchodzę do tego punktu.
Dobrze, sama przyznam się Wam, że to naprawdę super sprawa, móc otrzymać książkę tak naprawdę za darmo i poszerzać swoją biblioteczkę, nie nadszarpując swojego budżetu. Pewnie i to w jakiś sposób skusiło mnie do współpracy recenzenckiej. Szczególnie, że bardzo często zdarzają się mi tytuły, które tak czy siak by mnie do siebie ciągnęły - a skoro nie muszę wydawać na nie pieniędzy, bo i tak otrzymam do zrecenzowania, to czemu by się tego nie podjąć.
A jednak uważam, że to nie powinien być wyznacznik. Okej, darmowa książka jest fajną sprawą, ale to nie oznacza, że będę ich brała multum tylko po to, by mieć dany tytuł na półce. Skoro wiem, że muszę ją przeczytać do jakiegoś terminu (ale o tym to za moment), to dla mnie głupota zawalać sobie półkę książkami, które potem tylko chyba przekartkowuję co jakiś rozdział, bo czas mnie goni. Dlatego tytuły do recenzji wybieram z głową i nie rzucam się na wszystko, co często jest mi proponowane. Bo uważam, że to niedorzeczne.
Może to zabrzmi w pewnym sensie jak nadmierna krytyka z mojej strony i z góry przepraszam, jeśli kogoś z Was to dotknie, ale gdy widzę, że niektórzy toną wręcz w tych egzemplarzach recenzenckich, a potem nagle w ciągu danego miesiąca są w stanie przeczytać je wszystkie, a i pewnie jeszcze więcej, to często zastanawiam się, jak oni to robią. No sorry, ale chyba nie mają życia poza książkami - gdzie tam praca, studia, obowiązki, spędzanie czasu z bliskimi czy znajomymi, albo po prostu robią to właśnie na odczep. No, dopuszczam jeszcze opcję odbycia kursu szybkiego czytania, ale nie wierzę, że każdy go zrobił.
Stąd też, jak już podkreśliłam kilkakrotnie, dla mnie ta opcja, że otrzymuję książkę za recenzję to świetna sprawa, ale też uważam, że trzeba wybierać sobie tytuły z głową, a nie rzucać się na wszystko, bo "darmowe".
3. Deadline, deadline... Jak tu z tym wyrobić?!
Mam problem z terminami w wielu kwestiach, nie tylko czytelniczych. Na ogół oczywiście wyrabiam z nimi (no, poza nielicznymi wyjątkami), ale często gdy ten deadline mnie goni, to przyznam Wam się, jest stres. A to właśnie niestety czyni współpraca recenzencka.
Często można dogadać się z danym wydawnictwem ile mniej więcej czasu potrzebuje się na przeczytanie danej lektury i jej zrecenzowanie. Czasami jednak zdarza się, że to wydawnictwo narzuca konkretny termin np. 14 dni od chwili otrzymania książki. Jako, że są to najczęściej premiery bądź egzemplarze przedpremierowe, wysyłka następuje właśnie w dniu premiery, bądź x - dni wcześniej, jeżeli wydawnictwo chce się doczekać recenzji przedpremierowej. No cóż, raczej nie da się nikogo oszukać (nie żebym sama chciała to robić), że książka dotarła jakoś na tyle późno, że z napisaniem recenzji jesteśmy spóźnieni o miesiąc lub więcej. Dlatego też deadliny to coś, co najmniej lubię we współpracy recenzenckiej.
Niestety, ale zauważyłam, że to właśnie przez terminy, czasami zaczynam odczuwać niechęć do czytania. Naprawdę. To brzmi brutalnie, ale tak właśnie jest. Kiedy robiłam to tylko dla siebie, nikt nie czekał na recenzję jakoś bardzo, ja sama mogłam sobie czytać książkę we własnym tempie, dzięki czemu czerpałam z tego 100% przyjemności. Wraz z egzemplarzami recenzenckimi, czasami to uczucie gdzieś ucieka. Zastępowane jest przez myśl: no nie, termin goni, a ja jeszcze nie skończyłam tego czytać, już więcej nie biorę nic! Ale - tutaj wtrącę jeszcze jedną sprawę - na ogół mimo takich zapewnień, nadal bierze się te egzemplarze. Wiem o tym doskonale - to uzależnia. Sprawia, że nie da się czasami oprzeć jakiemuś tytułowi. Chociaż obiecuje się sobie, że przez jakiś czas zrobi się przerwę, to jednak tak nie działa. Tym samym egzemplarze napływają, terminy gonią, a czytanie zniechęca...
Sama, jak napisałam, mam takie chwile, gdy nie mogę właśnie przez te egzemplarze recenzenckie, już patrzeć na książki ani myśleć o czytaniu. Jednak na ogół szybko mijają i potem znowu z radością wracam do tych wszystkich, wspaniałych lektur.
4. Tyle tytułów, tak mało czasu - co wybrać i jak recenzować?
Kiedy już decydujemy się na nawiązanie współpracy recenzenckiej, często musimy się pogodzić z faktem, że do naszych rąk wpadać będą głównie nowości. One jednak bywają różne - myślę, że każdy z Was dobrze o tym wie. Co gorsza, czasami wśród nich znajdują się tytuły, jakie wcale nie intrygują, a coś pasowałoby wybrać, a czasami jest ich za wiele i aż żal niektóre odrzucać.
Tak jak wspomniałam, nowości. To właśnie one są głównymi lekturami, jakie mamy możliwość przeczytać. No bo to oczywiste, że wraz ze zbliżającą się datą premiery danego tytułu, wydawnictwo chce je jak najbardziej wypromować i tym samym zwiększyć później sprzedaż. To właśnie w dużej mierze od recenzentów zależy, czy znajdą się potencjalni czytelnicy, czy może dana książka praktycznie się nie sprzeda. Wśród tych nowości, sama bardzo często odkrywam świetne historie. Jednak często jest tak dlatego, że zanim zdecyduję się na egzemplarz recenzencki, uważnie czytam opis, rozważam, czy dana książka będzie w stanie do mnie trafić czy lepiej ją sobie odpuścić. Dzięki temu unikam zbędnego rozczarowania, a i też oszczędzam sobie nerwów. Zdarza się jednak, że wybierając dany tytuł, okazuje się on kiepski... I tutaj pojawia się pewnie pytanie - jak to potem recenzować?
Otóż wielu osobom, z tego co zauważyłam, wydaje się, że gdy nawiążą współpracę recenzencką, to koniecznie muszą pisać tylko na plus. No bo potem pewnie wydawnictwo się rozczaruje, zerwie współpracę i tak dalej. Strasznie mnie irytuje takie podejście. Sama podkreślam od razu, że recenzuję książki w sposób subiektywny, więc to logiczne, że coś może mi się nie do końca podobać. Piszę więc szczere opinie. Okej, staram się znaleźć pozytywne cechy danej książki, nawet jeżeli mi się nie podobała, ale koniec końców, wspomnę też o tym, dlaczego według mnie jest słaba i z jakiego powodu po prostu do mnie nie trafiła. To w końcu moja recenzja. Ktoś może mieć odrębne zdanie. Bo gusta są różne. Ale to, że współpraca, nie znaczy - tylko na plus.
Dlatego - po pierwsze: warto dobierać sobie tylko te tytuły, które naprawdę nas przyciągają, nie powinno czytać się czegoś na siłę. Po drugie: szczera recenzja, według mnie, to podstawa.
5. Co wydawnictwo, to inne podejście do blogera
Przekonałam się o tym niejednokrotnie. Poważnie - są wydawnictwa, z którymi współpracuje mi się super i na całe szczęście te przeważają, ale zdarzają się takie wybryki, przez jakie to najchętniej dałabym sobie spokój z tą całą współpracą recenzencką.
Nie będę wymieniać tutaj nazwami, ale opowiem Wam o kilku sytuacjach, jakie do tej pory mnie spotykały. Zacznę oczywiście od tych pozytywów. Bardzo lubię, gdy wydawnictwo jest konkretne - pisze, czego wymaga od blogera, określa te swoje zasady, wysyła egzemplarz, ja dostosowuję się do tych reguł i współpraca często nadal się ciągnie, bo po prostu obie strony są zadowolone. Jednocześnie bardzo lubię także, gdy wydawnictwo jest słowne - dotrzymuje obietnic odnośnie tego, co pisze w wiadomościach. Powiecie mi pewnie zaraz, że przecież to chyba niemożliwe, by było inaczej, skoro już decyduje się na współpracę z blogerami, ale uwierzcie mi, że różnie bywa. ;)
Mogę Wam jedynie w sekrecie powiedzieć, że bardzo cenię sobie i uwielbiam współpracę z wydawnictwem IUVI. To chyba najmilsi ludzie, z jakimi przyszło mi współpracować - bezkonfliktowi, konkretni i słowni. :) Zresztą wiele innych też wydawnictw, z jakimi współpracowałam lub nadal współpracuję, również miało/ma normalne, dobre podejście do blogera.
Natomiast nie powiem głośno, jakie wydawnictwo mnie rozczarowało, ale nakreślę pewną sytuację. Otóż otrzymałam możliwość zrecenzowania książki X, która była w formie pdf-u. Po zrecenzowaniu i wysłaniu linków, miałam także podać adres, gdyż w zamian za recenzję miały zostać wysłane do mnie dwie książki. Fajna sprawa, prawda? Szkoda tylko, że do dzisiaj nie dotarły. Jednak wiecie - nie chodzi o te książki - byłby to fajnie, nie, to też nie jakiś problem, ale o zasadę. O to, że dane wydawnictwo było po prostu niesłowne. Lecz co zabawniejsze - gdy napisałam ponownie, czy linki w ogóle dotarły i tak dalej, to otrzymała odpowiedź zwrotną, jako że mail musiał zostać przeoczony, że przepraszają i na pewno książki zostaną wysłane w taki czy inny dzień. Oczywiście nie dotarły i ja sama nie łudzę się, że po kilku miesiącach w końcu dotrą. ;) Właśnie dlatego z tego typu wydawnictwami raczej współpracować więcej nie zamierzam i nawet gdy dostaję od nich jakąś propozycję, to po prostu nie odpowiadam.
Dlatego w świecie blogosfery różnie bywa, ale na całe szczęście, większość wydawnictw dba o recenzentów, tudzież tak naprawdę swoich czytelników. Trzeba tylko zawiązać te odpowiednie współprace, które przyniosą obopólną korzyść.
Myślę, że tym samym to wszystko, jeżeli chodzi o dzisiejszy wpis. Powiedzmy, że tak ogólnie nakreśliłam, jak to sama widzę współpracę recenzencką. Jest to zdecydowanie fajna sprawa pod wieloma względami - darmowe egzemplarze, czasami różne, fajne akcje organizowane przez wydawnictwa, możliwość jakiegoś szerszego "zaistnienia" w blogosferze. Jednak z drugiej strony - wszystko ma swoje plusy, jak i minusy. Sporo zależy od tego, jak bardzo staramy się nawiązać współpracę, od podejścia wydawnictw do blogerów, a także trzeba pamiętać, że deadliny czasami gonią, oj gonią.
Osobiście na pewno nie zrezygnowałabym z tych współpracy, jakie udało mi się nawiązać, bo każda z nich przynosi mi nowe doświadczenia, dzięki nim mam szansę dotrzeć do co dopiero wydanych tytułów i moja biblioteczka staje się coraz większa bez nadszarpywania budżetu.
Niebawem znów postaram się coś dla Was napisać - na pewno pojawi się recenzja kolejnej książki. Natomiast przypominam Wam o KONKURSIE - klikajcie TUTAJ i bierzcie udział, czekam na Wasze zgłoszenia z niecierpliwością! Póki co - trzymajcie się!
Niebawem znów postaram się coś dla Was napisać - na pewno pojawi się recenzja kolejnej książki. Natomiast przypominam Wam o KONKURSIE - klikajcie TUTAJ i bierzcie udział, czekam na Wasze zgłoszenia z niecierpliwością! Póki co - trzymajcie się!
Współpraca na razie nie jest dla nas, z tego co widzę. Chyba jesteśmy "za młode" i na razie nie chcemy się "ograniczać" :).
OdpowiedzUsuńChociaż współpraca z wydawnictwami to musi być fajna sprawa i świetne doświadczenie :)
Buziaczki! ♥
Zapraszam do nas 😍
Świat oczami dwóch pokoleń
Problem ze współpracami recenzenckimi jest taki, że wydawnictwa często nie szanują blogera (bo przecież to tylko bloger, a nie poważny recenzent), a sama osoba zainteresowana nierzadko swoim zachowaniem pokazuje, że myślenie wydawnictw jest wskazane. Jeśli ktoś chce współpracować tylko po to, by dostać bezpłatny egzemplarz, a później odpykać recenzję - co widoczne jest na wielu blogach - to nie ma co się dziwić, że wydawnictwa nam nie ufają. Trzeba sobie na tę udaną współpracę zasłużyć: starać się, pisać dobrze i w terminie i przede wszystkim zamawiać mądrze i z umiarem. Cieszę się też, że zaznaczyłaś problem z pisaniem negatywnych recenzji. Wydawnictwo musi być przygotowane, że książka nie wszystkim się spodoba. Ale także bloger musi myśleć, co zamawia. Bo jeśli nie lubi romansów, to na cholerę ma zamawiać romans? Bo dają? Wtedy trzeba grzecznie odmówić. Wychodzi na to, że do blogowania trzeba mieć dużo cierpliwości i spore jaja ;)
OdpowiedzUsuńA co do wydawnictw, z którymi świetnie się współpracuje: dla mnie to Marginesy, Noir sur Blanc i Prószyński. Z pierwszych dwóch zawsze wiem, że pani Magda i pan Janek recenzję przeczytali, bo w mailu zwrotnym się do niej odnoszą. A z Prósa lubię po prostu panią Agnieszkę, która jest trochę zakręcona i bezpośrednia :)
Bardzo ciekawy wpis. Rzadko zdarza się, że blogger wypowie się szczerze o współpracach, a wiadomo,że jest multum osób, które bardzo chcą się dowiedzieć jak to wygląda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Biblioteka książkowych recenzji
Nawet nie próbuje współpracować z wydawnictwami. Oczywiście, gdyby ktoś do mnie sam napisał i spytał się o to pewnie bym się zgodziła, ale sama z siebie do nikogo na razie nie pisze ;) Chodzi właśnie o te terminy: osobiście lubię czytać to, na co mam ochotę, a tak byłabym do tego zmuszona, a to ostatnia rzecz na jakiej mi zależy :D A tak może i wydaje na książki, ale za to robię co chcę. Aleee by nie było - dzięki temu, że mam bloga już kilkukrotnie dostałam coś "za darmo" :D W ciągu ostatniego roku trzy książki wygrałam w konkursach blogowych, a dwie dostałam za recenzje od Taniej Książki. Także nie trzeba współpracować z kimkolwiek, by czasem coś się trafiło <3
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemnie się to czytało :) ja bardzo dokładnie wybieram książki, które chcę zrecenzować żeby uniknąć wpadek, z tymi terminami też nie mam problemu bo lubię planować. z reguły jak książka się u mnie pojawia, to następnego dnia zaczynam ją czytać, chociaż czasem jak są dwa tygodnie i jest jakiś poślizg, to są nerwy. miesiąc to optymalny czas jak dla mnie, bo bez spiny czytam i piszę, chociaż i tak recka ukazuje się około 10 dni po otrzymaniu przesyłki :D zraziłam się do jednego bloga, który ciągle recenzował książki od wydawnictw, dla mnie to trochę jakby zapomnieć o tym, po co jesteśmy. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najgorsze jest to, że zanim ktoś zacznie jeszcze współpracować z wydawnictwem to uważa, że jest to super fajne i łatwe i jara się jak koń kostką cukru!
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam współpracę rok temu i właśnie było to z wydawnictwem IUVI, co prawda była to jednorazowa współpraca, ale cieszyłam się jak głupia. Potem napisałam chyba do 50 wydawnictw, z czego odpisało mi ze 20 a współpracę podjęło tylko 10 ale później się okazało, że się tym zachłysłam bo faktycznie brałam wszystko jak leci i potem dostałam nie tyle co wypalenia czytelniczego, ale też blogowego i w końcu zdałam sobie sprawę, że to wcale nie jest takie piękne, zwłaszcza jeśli serio trafiają się wredne wydawnictwa.
Z czasem się już ogranełam i zaczęłam już mieć nad tym kontrolę, teraz biorę tylko książkę która w min. 90% mnie zainteresuje i max 2 miesięcznie biorę. Aż moja mama ostatnio się mnie pyta, czy nadal współpracuję, bo nic ostatnio do mnie nie przychodzi. Ino nie przychodzi, bo już nie biorę tylu książek.
Teraz współpraca to dla mnie czysta przyjemność, zresztą nawet nie muszę do nikogo pisać, ostatnio to inne portale i wydawnictwa wysyłają do mnie propozycje współpracy. :D
To się niby wydaje takie fajne, ale faktycznie później okazuje się, że to dużo roboty i nie ma sensu brać wszystkiego jak leci, bo przecież mamy możliwość podjęcia decyzji.
Chociaż teraz tyle blogów się upchało do wydawnictw, że oni już nie biorą nowych blogerów, po prostu mają ich już za dużo. Jak raz Feria Young napisała mi że mają ich aż 200 włącznie ze mną, to aż mnie zatkało! A ciągle teraz powstają nowe blogi i też się pchają do współprac. Więc teraz nawet sławny i dobry blog ma problem z wybiciem się.
Ja np. ciągle dostaje pytania "A skąd mam darmowe książki, jak je dostaje, co zrobić by je dostać?" a okazuje się, że nawet dana osoba nie ma bloga ani kanału...
Tzw. Ciężkie życie recenzentów. :D
Pewnie mój komentarz to wielki misz masz. Wybacz. ^^ Ale co nieco się wypowiedziałam.
Pozdrawiam ♥ Lost in books
Recenzent jest właściwie czytelnikiem książki - dobrze powiedziane! Takie małe grzybki jak my to tylko pioneczki w ich grze, czwarty sort pseudopromocji! :D
OdpowiedzUsuńAle brzydko się zachowało to wydawnictwo, co dwa razy mydliło Ci oczy sprezentowaniem fizycznych egzemplarzy. Wstyd! Mając bloga (małą bo małą, ale jednak medialną tubę) mogłabyś ich ścisnąć oficjalnie, po nazwie! Żeby inni blogerzy dwa razy się zastanowili zanim podejmą z nimi współpracę! Wtedy na pewno by się odezwali i byliby mili, żebyś tylko usunęła czarnopijarową treść! ;]
Kultura & Fetysze BLOG
Współpraca to świetna opcja, ale niestety wiele zobowiązań. Są wydawnictwa różne, nie wszystkie postępują z nami dobrze, ale nie mogę się oprzeć przed pochwaleniem cudownego SQN i przemiłego Pana :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola z pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com
Współpraca z wydawnictwami to fajna sprawa, ale trzeba też znać umiar, bo można popaść a niełaskę, jeśli nie wywiążemy z recenzji lub nie opublikujemy jej w określonym terminie.
OdpowiedzUsuńZaczytałam się w twoim felietonie! Jako, że mamy współpracę dopiero z jednym wydawnictwem i to mniejszym, to chętnie mi się czytało jak te współprace wyglądają. Ciekawe jest historia z tym wydawnictwem X. Mam nadzieję, że nigdy się na takie nie natkniemy, co by dużo obiecywali, a nic nie robili!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
#SadisticWriter
Ja przez długi czas wzbraniałam się przed współpracami, bo zbyt często widziałam na blogach tę gonitwę za terminami i narzekanie, a potem przedstawianie całego stosu książek do recenzji, bo "jak dają, to trzeba brać". Serio? To po to zakładali bloga, żeby dostać coś za darmo? No super, na moment jeden, dwa, ale na dłuższą metę to musi być bardzo męczące... Obecnie współpracuję tylko "dorywczo", tzn. przy konkretnych tytułach, bo taka współpraca najbardziej mi pasuje. Ja wybieram, kiedy i co chcę zrecenzować i nikt nie wciska mi tego, co mnie nie interesuje i nadal to jest dla przyjemności, a nie z obowiązku. Może i nikt się o mnie przez to nie bije, ale szczerze powiedziawszy mam to gdzieś, jeszcze mnie stać na książki. Udało mi się nawiązać współpracę z dwoma wydawnictwami, które lubię już od bardzo dawna i których książki zawsze kupowałam w ciemno, więc nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. ;)
OdpowiedzUsuńA na tych blogerów, którzy tylko ciągną wszystko, co darmowe mam tylko krótkie zdanie - shame on you, pazerniaki XD
Bardzo dobry tekst, sprawnie napisany, poza tym świetnie nakreślił całą sytuację :) Ja mam jeszcze bardzo małe doświadczenie, jeśli chodzi o współpracę recenzencką, ale też się właśnie zastanawiam... Jak ludzie wyrabiają z kilkoma egzemplarzami recenzenckimi w miesiącu? Ja naprawdę nie dostaję tego dużo, a przed nadmiar obowiązków i po prostu życie osobiste nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego w miarę szybko. Jak dotąd nie zdarzyło mi się, bym była wybitnie niezadowolona z jakiejś współpracy, raczej chwalę sobie kontakt z poszczególnymi przedstawicielami wydawnictw, ale wiadomo, różnie może jeszcze być. Najważniejsze to mieć umiar, pisać szczerze i uczciwie - i żeby ta druga strona również się tego trzymała. Dlatego Tobie, sobie i innym blogerom życzę jak najlepszych warunków współpracy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Faktycznie, współpraca z wydawnictwami wiąże się z fajną sprawą - z darmowymi książkami. Nie sądzę jednak, żebym w najbliższym czasie ją podjęła. Najbardziej zniechęcają mnie do tego terminy. Bardzo nie lubię czytać w stresie, że mam jakiś określony czas. Wtedy już nie cieszę się tak książką, jak powinnam. Poza tym nie mam tak dużo czasu na czytanie, więc wiem, że po prostu nie wyrabiałabym na wyznaczone terminy.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się przemogę, wiem jednak, że nie nastąpi to dość szybko. Na razie podoba mi się prowadzenie bloga i pisanie recenzji bez stresu.
Pozdrawiam,
Book Prisoner! :)
Początkowo łatwo się zachłysnąć tymi wszystkimi egzemplarzami, ale szybko przychodzi otrzeźwienie - nie wszystko się nam podoba, nie wszystko chcemy mieć na półce. Co do deadlinow to mnie z kolei mobilizują do czytania, lubię mieć konkretny termin i plan ;p mimo tego, że czytam szybko i mam na to sporo czasu to przy zamawianiu nie biorę tego wszystkiego, co bym chciała, muszę sie zdecydować - tu też pomocna jest świadomość terminu :D Wiadomo, wszystko jest super, póki nie przedawkujemy :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten post. Skupia się na zupełnie innych aspektach niż wszystkie posty o współpracach, jakie do tej pory czytałam. Tam wszystko opierało się głównie na tym, jak to wszystko przebiega i na jakich zasadach. Tutaj z kolei mogę poznać Twoją opinię i zobaczyć, że jak wszystko ma ono swoje plusy i minusy i, przede wszystkim nie wstydzisz się powiedzieć, że sama starasz się o współpracę i piszesz do wydawnictw.
OdpowiedzUsuńWspółpracuję już z kilkoma wydawnictwami i co mogłabym na ten temat powiedzieć? Czasami bywa ciężko z powiązaniem wszystkiego w całość. Na początku, gdy zakładałam bloga miałam myśl, że będzie mega super, darmowe książki itd., ale zaczyna się dostrzegać z czasem pewne aspekty współpracowania. Ja również nie zrezygnowałabym z tej opcji jaką mam dzięki blogowi, ale czasami z wielką chęcią usunęłabym swoją skrzynkę na listy i po prostu nie odbierała żadnych paczek, by odpocząć nieco od recenzowania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/11/ulubione-ksiazki-miosne.html
Z tymi współpracami bywa naprawdę różnie. Sama pamiętam jak początkowo byłam zachwycona każdą możliwością współpracy, czułam się doceniona, że wydawnictwo postanowiło mi zaufać itp. chyba każdy początkujący bloger przez to przechodził?:D Ale im dłużej te współprace trwają i im więcej tych wydawnictw się pojawia tym więcej widzę z tym również minusów. Są wydawnictwa czy autorzy, z którymi uwielbiam współpracować i nawet jeśli mam mało czasu to wiem, że się z nimi dogadam, że są słowni i trzymają się tego co ustalamy tzn. jeśli ustalamy sobie konkretny termin to oboje się go trzymamy i ja wiem, że do danego dnia recenzja musi się pojawić, a oni nie wysyłają mi pięciu mail dziennie z pytaniem o recenzję jeśli do dedline'u zostało mi jeszcze 3 dni (a zdarzają się tacy:D) Ogólnie te deadline'y to dla mnie kompletnie bezsensowna sprawa bo to właśnie one sprawiają, że o książkach słuch ginie w miesiąc po premierze, bo wszystkie recenzje pojawiają się zazwyczaj w 2-3 tygodnie od daty wydania, dlatego lubię wydawnictwa, które nie wyznaczają terminów;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że podkreśliłaś, że współprace to nie same przyjemności. czasem naprawdę jest ciężko, zwłaszcza gdy terminy gonią a nam wypadło coś nieoczekiwanego w życiu. Są ludzie, którzy poza książkami nie mają normalnego życia, znam takich, ale to pojedyncze przypadki :)
OdpowiedzUsuńWszystkim recenzentom życzę przede wszystkim rozwagi, łatwo się zasypać nowościami, tylko niezmiernie trudno się z nich wygrzebać :)
Wiele masz racji w tym, co tutaj napisałaś. Czasami warto jest się jednak wstrzymać i wziąć jedną, lub dwa egzemplarze recenzenckie, pomimo, iż podoba się więcej ;d
OdpowiedzUsuńWspółpracuję z kilkoma wydawnictwami, na szczęście "normalnymi" :D Wszystkie przebiegają naprawdę miło i nigdy nie ma żadnych problemów.
OdpowiedzUsuńDla mnie najgorsze w temacie współprac jest to, że blogerzy często piszą pozytywne recenzje ksiażek, które im się nie podobały, bo wydawnictwo może się obrazić. Ja tam piszę, co myślę i już, jak się któreś obrazi, to tak, jakby śmieci same się wyniosły :D
Kasia z Kasi recenzje książek :)