Wieczór, mimo że sierpniowy, był jednak chłodny, gdy A. wracała późno do domu ze spotkania z przyjaciółkami. Księżyc schował się gdzieś pośród chmur, więc tylko ciemne niebo widniało nad jej postacią, z kolei wiatr, coraz silniejszy, mierzwił jej długie włosy. Chcąc umilić sobie czas, postanowiła włączyć jakąś muzykę, w końcu prawie nigdy nie rozstawała się ze swoimi słuchawkami... Jednak nie mając pomysłu jaki utwór byłby w tym momencie najlepszy, pomyślała, że niech telefon zdecyduje za nią, po czym kliknęła "losowo". To, co usłyszała, już w pierwszych sekundach, sprawiło, że wiele wspomnień wróciło, a tekst tego utworu nagle wydał jej się idealny do obecnej sytuacji przypominając feralną rozmowę sprzed ponad dwóch tygodni... Nie wyłączyła jednak tej nutki, a wręcz przeciwnie - coraz bardziej zatracając się w muzyce, czuła się jak na "rozstaju dróg", a z jej zielonych oczu, mimowolnie popłynęła krystaliczna łza...
Powyższe słowa są drogą wstępu do kolejnej interpretacji tekstu pewnego utworu. Tym razem postawiłam na coś od swoich (jak to opisywałam w ostatnim poście) "kochanków". Jest to jednak spokojna nutka, mogłoby się wydawać, niepasująca do twórczości zespołu, a mimo to bardzo ją lubię i muszę przyznać, że wyleciała mi z pamięci... Jednak skoro już sobie o niej przypomniałam, postanowiłam spróbować zinterpretować tekst, bo jakoś pasuje mi idealnie do tego, co obecnie czuję. No, może już z każdym dniem mniej, jednak dzisiejszy wpis będzie częściowo zbliżony mnie samej... Ale dobrze, o jaki dokładniej utwór chodzi? Jest to "Roadside" grupy Rise Against. Zatem by nie przedłużać, przejdę do pierwszego fragmentu.
"Tell me what I'm supposed to do
With all these left over feelings of you
Cause I don't know
And tell me how I'm supposed to feel
When all these nightmares become real
Cause I don't know"
"Powiedz mi, co powinienem zrobić
Z tymi wszystkimi porzuconymi uczuciami o tobie
Ponieważ nie wiem
I powiedz mi, jak powinienem się czuć
Kiedy wszystkie te koszmary stają się prawdziwe
Ponieważ nie wiem"
Już w pierwszej zwrotce widać, że osoba mówiąca jest pełna niepewności. Jakich? Związanych, jak nie tak trudno się domyślić z miłością, a dokładniej to z resztkami jakie pozostały po tym uczuciu. Na samym początku autor zwraca się do pewnej osoby (prawdopodobnie byłej wybranki serca) nie tyle z pytaniem, co wręcz z prośbą, by powiedziała mu co ma zrobić z uczuciami jakie jeszcze po niej zostały. Nie wie, czy powinien je zachować, czy może wręcz przeciwnie - skoro i tak są "porzucone" to tym bardziej się ich wyrzec? Jednak widocznie działanie tych uczuć było zbyt silne, dlatego strzępy zniszczonych nadziei oraz emocji nadal siedzą głęboko w tym człowieku. Następnie zwraca się z drugą prośbą, tym razem dotyczącą życiowych koszmarów. Jest zdezorientowany, bo nie wie tak naprawdę co powinien czuć, kiedy wszystkie straszne rzeczy dzieją się naprawdę. Tak, jakby wszelkie negatywne myśli, przypuszczenia: "co by się stało gdyby..." nagle po prostu zaistniały w rzeczywistym świecie, niosąc ze sobą szereg sprzecznych uczuć: strachu, rozczarowania, rozpaczy... Stąd osoba mówiąca po prostu nie ma pojęcia, które z nich najbardziej nim włada, gdy te wszystkie złe scenariusze stają się prawdziwe.
Jak to na mnie przystało, muszę dopisać coś od siebie... Bo w końcu każdy z nas doświadczył chyba kiedyś uczucia, jakie zakończyło się w kiepski sposób, czy też było po prostu nieodwzajemnione i kiedy próbowaliśmy się z niego wyleczyć i tak pozostały porzucone resztki tej miłości, którą kogoś obdarowaliśmy, a drugi człowiek po prostu nią pogardził... Wtedy zrozumiałe jest, że nie wiemy co zrobić. Wydawać by się mogło, że to takie proste: nagle zapomnę o tym wszystkim, bo szkoda łez na daną osobę, a z drugiej strony nadal chcę pamiętać, bo naprawdę się zakochałam/zakochałem. Co dalej: każdy z nas zastanawia się, co jeśli życie zrobi nam psikus i nagle wiele spraw źle się potoczy? I tutaj już nawet nie tylko związanych z tą, może już oklepaną przeze mnie, miłością, ale z wieloma innymi sprawami: ze zdrowiem, bez którego ani rusz, z utratą swojego dorobku - jaki osiągnęliśmy ciężką pracą, z zerwaniem różnych, ważnych dla nas znajomości czy bliskich przyjaźni i wiele innych spraw... A jeśli faktycznie te "koszmary" stają się prawdziwe, dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że oprócz strachu czy rozpaczy, nie wiemy co jeszcze powinniśmy czuć. Nagle przychodzi choroba i myślimy sobie: Boże, jakie to życie jest kruche! Czujemy strach, ale i nadzieję, że będzie lepiej, a wtedy naprawdę docenimy wiele rzeczy jakie wcześniej były dla nas niewidoczne. Tracimy swój dobytek: ogarnia nas panika, rozpacz, ale szukamy też siły by walczyć z tymi przeciwnościami losu. Pewne znajomości wiszą na włosku, czasami bardzo długie (tak nawiasem, ponad trzy lata to sporo, prawda?): smutek jaki osiada gdzieś głęboko w nas samych, jest ogromny, jednocześnie nie wiemy już czasami nawet czy warto próbować dalej ciągnąć jakąś przyjaźń... I wiele, wiele innych przypadków mogłabym przytaczać. Ale coś za dużo się chyba rozpisałam, więc przejdę do dalszej interpretacji, w końcu to "Roadside" jest tutaj dziś najważniejsze.
Jak to na mnie przystało, muszę dopisać coś od siebie... Bo w końcu każdy z nas doświadczył chyba kiedyś uczucia, jakie zakończyło się w kiepski sposób, czy też było po prostu nieodwzajemnione i kiedy próbowaliśmy się z niego wyleczyć i tak pozostały porzucone resztki tej miłości, którą kogoś obdarowaliśmy, a drugi człowiek po prostu nią pogardził... Wtedy zrozumiałe jest, że nie wiemy co zrobić. Wydawać by się mogło, że to takie proste: nagle zapomnę o tym wszystkim, bo szkoda łez na daną osobę, a z drugiej strony nadal chcę pamiętać, bo naprawdę się zakochałam/zakochałem. Co dalej: każdy z nas zastanawia się, co jeśli życie zrobi nam psikus i nagle wiele spraw źle się potoczy? I tutaj już nawet nie tylko związanych z tą, może już oklepaną przeze mnie, miłością, ale z wieloma innymi sprawami: ze zdrowiem, bez którego ani rusz, z utratą swojego dorobku - jaki osiągnęliśmy ciężką pracą, z zerwaniem różnych, ważnych dla nas znajomości czy bliskich przyjaźni i wiele innych spraw... A jeśli faktycznie te "koszmary" stają się prawdziwe, dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że oprócz strachu czy rozpaczy, nie wiemy co jeszcze powinniśmy czuć. Nagle przychodzi choroba i myślimy sobie: Boże, jakie to życie jest kruche! Czujemy strach, ale i nadzieję, że będzie lepiej, a wtedy naprawdę docenimy wiele rzeczy jakie wcześniej były dla nas niewidoczne. Tracimy swój dobytek: ogarnia nas panika, rozpacz, ale szukamy też siły by walczyć z tymi przeciwnościami losu. Pewne znajomości wiszą na włosku, czasami bardzo długie (tak nawiasem, ponad trzy lata to sporo, prawda?): smutek jaki osiada gdzieś głęboko w nas samych, jest ogromny, jednocześnie nie wiemy już czasami nawet czy warto próbować dalej ciągnąć jakąś przyjaźń... I wiele, wiele innych przypadków mogłabym przytaczać. Ale coś za dużo się chyba rozpisałam, więc przejdę do dalszej interpretacji, w końcu to "Roadside" jest tutaj dziś najważniejsze.
"And I don't think you see
The places inside me that I find
And I don't know how we
Seperate the lies here from the truth
And I don't know how we
Woke up one day somehow thought we knew
Exactly what we're supposed to do"
"I nie sądzę, że widzisz,
Miejsca we mnie które znalazłem
I nie wiem jak oddzielimy kłamstwa od prawdy
I nie wiem jak,
Obudzimy się pewnego dnia myśląc,
Że wiemy, co dokładnie powinniśmy zrobić."
Kolejny fragment pokazuje poniekąd żal, jaki autor czuje, gdyż podkreśla, że ta druga osoba nie jest w stanie zobaczyć w nim miejsca, które sam znalazł - być może właśnie jakiegoś dobrego, jakie ktoś przeoczył, bo jedyne co docierało do zasięgu wzroku to negatywne cechy... I być może właśnie one przesądziły o końcu tego związku (piszę nadal w odniesieniu do miłości, ale tak sobie myślę, że zarówno te słowa mogą być skierowane do przyjaciela czy członka rodziny, jaki odrzucił tą osobę).
Następne zdanie jest dość ciekawe: "I nie wiem jak oddzielimy kłamstwa od prawdy" - to akurat dobre pytanie, bo czasami ludzie tak zatracają się w wszelkiego rodzaju kłamstwach, że jakiekolwiek ziarenko prawdy po prostu znika pośród ogromu fałszu... W dzisiejszym świecie właściwie na każdy kroku rządzą wszelkiego rodzaju wymówki, które tylko prowadzą do nieporozumień. Nawet te drobniejsze, ukrywane przewinienia, czy też strach przed powiedzeniem, nawet bolesnej, ale jednak - prawdy, przyczynia się do rozbijania wszelakich znajomości, ale nie tylko. Kłamstwa sprawiają, że ludzie tracą zaufanie do każdego czy do jakiejkolwiek instytucji, jaka kiedykolwiek dopuściła się tego czynu. Przyznaję, że nikt nie jest doskonały i każdemu zdarza się ukryć choćby to drobne ziarenko prawdy, jednak z czasem i tak najczęściej wychodzi na jaw, przynosząc wtedy jeszcze gorsze konsekwencje... Osobiście staram się być szczera, naprawdę. Nie jestem idealna, czasami nie powiem wszystkiego tak dosadnie, ukryję coś, co uznam za stosowne, jednak staram się jednak mówić prawdę, bo inaczej wszelkie zdania tracą na znaczeniu, a kłamstwo tworzy jedynie szereg nieporozumień, w konsekwencji rozbijając wiele rzeczy.
Natomiast wracając do dalszej części interpretacji, osoba mówiąca nadal pełna niepewności, stwierdza, że nie ma pojęcia, jak to może być możliwe by obudzić się któregoś dnia wiedząc dokładnie co zrobić - z czym? Ze wszystkim: z życiem, z tym, jaką drogą podążać, z tym, komu ufać i w kim pokładać nadzieję, aż w końcu z tym o czym piszę odnośnie tego utworu: z miłością, czasami utraconą. Tutaj wydawać by się mogło, że autor nadal kocha - może został zraniony, a mimo wszystko chciałby, pewnego dnia, otwierając oczy po spokojnym (albo i nie, w końcu koszmary stały się prawdziwe, więc może i królują również w jego głowie?) śnie, wiedzieć co czynić dalej: czyli podobnie jak pisałam wyżej - czy zapomnieć, a może jednak próbować uratować coś, co wisi na włosku? Ale tutaj słowa "nie wiem" przesądzają - bo gdyby wiedział jakby to było w końcu być pewnym co zrobić, nie musiałby o to pytać i wszystko byłoby łatwiejsze...
Ten fragment powtarza się jeszcze parokrotnie (no, z wyłączeniem zdania o oddzielaniu kłamstwa od prawdy), jednak skoro go tutaj zinterpretowałam, nie będę powtarzać. Różnicą jest końcówka (wsłuchajcie się), kiedy po wersie "Exactly what we're supposed to do" następuje jeszcze raz powtórzenie: "Exactly what to do", tak, jakby autor chciał podkreślić, że nadal nie wie, po prostu nie ma pojęcia, czy obudzi się kiedyś wiedząc, co dokładnie powinien zrobić.
Następne zdanie jest dość ciekawe: "I nie wiem jak oddzielimy kłamstwa od prawdy" - to akurat dobre pytanie, bo czasami ludzie tak zatracają się w wszelkiego rodzaju kłamstwach, że jakiekolwiek ziarenko prawdy po prostu znika pośród ogromu fałszu... W dzisiejszym świecie właściwie na każdy kroku rządzą wszelkiego rodzaju wymówki, które tylko prowadzą do nieporozumień. Nawet te drobniejsze, ukrywane przewinienia, czy też strach przed powiedzeniem, nawet bolesnej, ale jednak - prawdy, przyczynia się do rozbijania wszelakich znajomości, ale nie tylko. Kłamstwa sprawiają, że ludzie tracą zaufanie do każdego czy do jakiejkolwiek instytucji, jaka kiedykolwiek dopuściła się tego czynu. Przyznaję, że nikt nie jest doskonały i każdemu zdarza się ukryć choćby to drobne ziarenko prawdy, jednak z czasem i tak najczęściej wychodzi na jaw, przynosząc wtedy jeszcze gorsze konsekwencje... Osobiście staram się być szczera, naprawdę. Nie jestem idealna, czasami nie powiem wszystkiego tak dosadnie, ukryję coś, co uznam za stosowne, jednak staram się jednak mówić prawdę, bo inaczej wszelkie zdania tracą na znaczeniu, a kłamstwo tworzy jedynie szereg nieporozumień, w konsekwencji rozbijając wiele rzeczy.
Natomiast wracając do dalszej części interpretacji, osoba mówiąca nadal pełna niepewności, stwierdza, że nie ma pojęcia, jak to może być możliwe by obudzić się któregoś dnia wiedząc dokładnie co zrobić - z czym? Ze wszystkim: z życiem, z tym, jaką drogą podążać, z tym, komu ufać i w kim pokładać nadzieję, aż w końcu z tym o czym piszę odnośnie tego utworu: z miłością, czasami utraconą. Tutaj wydawać by się mogło, że autor nadal kocha - może został zraniony, a mimo wszystko chciałby, pewnego dnia, otwierając oczy po spokojnym (albo i nie, w końcu koszmary stały się prawdziwe, więc może i królują również w jego głowie?) śnie, wiedzieć co czynić dalej: czyli podobnie jak pisałam wyżej - czy zapomnieć, a może jednak próbować uratować coś, co wisi na włosku? Ale tutaj słowa "nie wiem" przesądzają - bo gdyby wiedział jakby to było w końcu być pewnym co zrobić, nie musiałby o to pytać i wszystko byłoby łatwiejsze...
Ten fragment powtarza się jeszcze parokrotnie (no, z wyłączeniem zdania o oddzielaniu kłamstwa od prawdy), jednak skoro go tutaj zinterpretowałam, nie będę powtarzać. Różnicą jest końcówka (wsłuchajcie się), kiedy po wersie "Exactly what we're supposed to do" następuje jeszcze raz powtórzenie: "Exactly what to do", tak, jakby autor chciał podkreślić, że nadal nie wie, po prostu nie ma pojęcia, czy obudzi się kiedyś wiedząc, co dokładnie powinien zrobić.
"So leave me at the roadside
And hang me up and out to dry
So leave me at the roadside
And hang me up out to dry"
"Więc zostaw mnie na przydrożu
I powieś mnie, żebym wysechł
Więc zostaw mnie na przydrożu
I powieś mnie, żebym wysechł"
Ostatni fragment jaki interpretuję, to refren tego utworu. Tutaj autor dwukrotnie powtarza jedno zdanie: "Więc zostaw mnie na przydrożu i powieś mnie, żebym wysechł." Widać oczywiście, że jest po prostu na rozstaju dróg - rozdarty, nie wie co zrobić. Z czym? Z tymi wszystkim rzeczami jakie powtarza od początku: z porzuconymi uczuciami, z koszmarami jakie się urzeczywistniły, z tym, jakie to uczucie, kiedy jest się pewnym, co powinno się zrobić... Dlatego mówi do drugiej osoby by po prostu zostawiła go tutaj, na tym przydrożu, jednocześnie dodając drugie zdanie, które może sugerować, że po prostu chciałby "wyschnąć" - z łez jakie przelał? A może po prostu oznacza to tyle, co móc się wyleczyć w końcu z tego wszystkiego co nim owładnęło. Jedno jest pewne: to rozdarcie wewnętrzne jakie przeżywa, pewnie z czasem minie, lecz sam chce stawić mu czoła, by w końcu móc na nowo zacząć żyć. Tylko - bądź aż tyle, a jednak w końcu istnieć, a żyć to jest różnica...
Kto z nas nigdy nie znalazł się na rozstaju dróg? No właśnie. Myślę, że w jakiejś chwili naszego życia, pojawia się to rozdarcie i nieważne, czego ono dotyczy, to jednak musimy w końcu obrać jakąś ścieżkę, bądź przeczekać aż jedna z nich odejdzie w niepamięć i zostanie tylko ta właściwa. Sama byłam na takim "przydrożu" parę razy: czy dotyczyło to wyboru studiów, czy też moich uczuć i tego co z nimi zrobić... To normalne odczucie i wiem, że pewnie nie raz jeszcze je poczuję, ale mimo wszystko, w końcu trzeba na coś się zdecydować i wtedy to, co spędzało nam sen z powiek, ucieka w dal.
Kto z nas nigdy nie znalazł się na rozstaju dróg? No właśnie. Myślę, że w jakiejś chwili naszego życia, pojawia się to rozdarcie i nieważne, czego ono dotyczy, to jednak musimy w końcu obrać jakąś ścieżkę, bądź przeczekać aż jedna z nich odejdzie w niepamięć i zostanie tylko ta właściwa. Sama byłam na takim "przydrożu" parę razy: czy dotyczyło to wyboru studiów, czy też moich uczuć i tego co z nimi zrobić... To normalne odczucie i wiem, że pewnie nie raz jeszcze je poczuję, ale mimo wszystko, w końcu trzeba na coś się zdecydować i wtedy to, co spędzało nam sen z powiek, ucieka w dal.
Mam nadzieję, że powyższa interpretacja Wam się spodobała, albo po prostu - według Was była dość bliska odczuciom, jakie sami przeżywacie słuchając tego utworu (a zachęcam do przesłuchania, w końcu wstawiam go poniżej, jak każdy zawsze). Dlaczego jest mi tak bliski obecnie? Znalazłam się ostatnio na rozstaju takich dróg, bo coś dla mnie bardzo ważnego, zaczęło uciekać w dal. Koszmary stały się prawdziwe, a porzucone uczucia nadal nie wiedziały gdzie powinny się podziać... Z kolei ciężko było mi oddzielić kłamstwa, różne wymówki i inne rzeczy, od tego, co jest prawdą. I marzyłam, by któregoś dnia obudzić się z tą wiedzą co powinnam zrobić. Aż nadszedł moment, że "wyschłam" i to przydroże powoli odchodzi w niepamięć...
Niedługo znów postaram się coś tutaj napisać, jeśli nie przed niedzielą, to wtedy na pewno poleci kolejna piątka z nowego cyklu - jeszcze nie zdradzam czego będzie dotyczyć, bo szczerze powiedziawszy, waham się nad paroma tematami. Póki co - trzymajcie się!
Piękna piosenka. Coś w sumie o mnie, o moich uczuciach. Wiesz jak pisać nastrojowe posty :)
OdpowiedzUsuńWitam ! :) Chcę cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Adward :) Szczegóły na moim blogu http://w-poszukiwaniu-swojego-ja.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-adwards.html
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie piszesz, powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga. :)
OdpowiedzUsuńhttp://wrbl.blogspot.com/