Wiem, że gdy napiszę, iż z biegiem czasu wszystko się zmienia, to nie będzie żadnym odkryciem. Jednak taka jest prawda... A najbardziej zmieniają się ludzie. Nie chodzi tutaj nawet o to, że wraz z wiekiem może stają się bardziej odpowiedzialni, wiedzą, że sami muszą odpowiadać za swoje działania, zatem starają się uczyć na błędach, podejmują szereg decyzji, o których nie zawsze wiedzą czy przyniosą pozytywne czy też negatywne skutki, po prostu - dorośleją, a o to, że przez te mnóstwo zdarzeń, po pewnym czasie w kimś, w kim wcześniej widzieliśmy najlepszego przyjaciela, nagle odkrywamy całkowicie nową osobę, jakiej nie potrafimy już zrozumieć. Przez to, że my, ludzie, zmieniamy się tak bardzo, oddalamy się od siebie. Wiem, że nie da się tego procesu do końca zatrzymać, ale z drugiej strony, czy jeśli na czymś by nam zależało, to nie potrafilibyśmy wykazać chociaż trochę chęci by dana znajomość nie została zerwana? Mimo tych wszystkich różnic jakie zaczynają się np. wytwarzać pomiędzy dwójką osób, to gdyby każde z nich chciało tą relację utrzymać, daliby radę... Szkoda, że często jest to jednak niemożliwe.
Oczywiście wina nigdy nie leży po jednej stronie, ale jeśli komuś naprawdę swego czasu zależało, ale po paru próbach zainicjowania spotkania z daną osobą, by w końcu móc normalnie porozmawiać (w końcu wszelkie znajomości, zwłaszcza te ważniejsze, jakie to nazywamy "przyjaźnią" powinno się pielęgnować), nie było żadnych chęci i jedyne z czym się spotykało to wieczne wymówki, to zastanówmy się - czy to ma sens? W końcu nadejdzie dzień, kiedy granica cierpliwości się przekracza... Bo wiele rzeczy może dzielić ludzi. Nie tylko to, że ich charakter ulega przemianie, może nadchodzi natłok obowiązków, czy też zmieniają się miejsca zamieszkania, to tak czy siak, na przełomie czasu, jeśli jest to parę miesięcy - no, przypuśćmy sobie, że np. dziewięć - to zastanówmy się... Mamy średnio 270 dni, co daje nam 6480 godzin, więc jeśli nie da się poświęcić chociaż jednej z nich na to, by odnowić jakąś relację, bądź ją po prostu pogłębić, to czy jest jakikolwiek sens by ona trwała? Nie sądzę... Ale cóż - na ludzkie zmiany, jak i na to, co wokół nas ulega ciągłym przemianom nie zaradzimy, trzeba chyba tylko iść wraz z nimi i sami musimy kształcić własną osobowość oraz podejmować coraz to nowsze decyzje, jak chociażby przykład wyżej - czy dane znajomości nadal mają sens, czy lepiej je po prostu zakończyć. Ale nie tylko o takie sprawy może chodzić, bo jest ich mnóstwo: od tego, czy warto podążać taką drogą jeśli chodzi np. o pracę, czy też spróbować sił w czymś innym, poprzez to, czy może zmienić miejsce zamieszkania, jak po niby błahe sprawy, ale też należące do tych wszystkich zmian, jak zmiana gustu muzycznego czy stylu ubierania... Jednak te "znajomości" tak jakoś mi najbardziej pasują dzisiaj gdy chcę stworzyć ten wpis. Wracając do nich, często zdarza się również, iż te zmiany, jakie tworzą się w ludziach, zamiast być na lepsze jest wręcz przeciwnie. Najgorsze jest uczucie, że kiedy ktoś potrzebuje danej osoby, to wszystko jest w porządku, lecz kiedy widzi, że po jakimś doświadczeniu dochodzi do siebie, to ten potencjalny, nazwijmy "przyjaciel" zaczyna tracić na znaczeniu. Dana osoba, wcześniej z pomocą tego przyjaciela, z każdym dniem zbiera się z przykrych sytuacji, a gdy czuje się o wiele lepiej niż np. parę miesięcy wcześniej, to odstawia tę drugą na bok. Zaczyna mieć innych znajomych, poświęca czas nowym obowiązkom, ale też przyjemnościom, a ktoś na tym cierpi... Właściwie muszę przyznać, że ten artykuł powstaje pod wpływem pewnego rodzaju impulsu. Tego, że jest mi po prostu źle. Mam wrażenie, że pewna znajomość wisi na włosku, o ile już całkowicie nie zniknęła... Może przez powiedzenie czasem paru słów za dużo przyczynia się do takich sytuacji, ale czasami jednak granice cierpliwości się przekraczają. Zwłaszcza, gdy ktoś robi z drugiej osoby kogoś kim ta nigdy nie była i nie jest. To przykre. Wtedy gniew zaczyna zamieniać się w ból, a ten z kolei z czasem pewnie się ulotni, pozostawiając jedynie pustkę, która jest gorsza chyba nawet od tych najsmutniejszych uczuć... Zwłaszcza, gdy kogoś się pokochało, a ta osoba nie miała pojęcia jak bardzo. Wtedy takie rzeczy jak brak porozumienia z danym człowiekiem, mimo że wcześniej rozumiało się bez słów, jest przykre i sprawia, że jesteśmy rozbici emocjonalnie... Taka właśnie jestem teraz, tego wieczoru, właściwie trzyma się to od wczoraj, mimo iż przez chwilę starałam się o tym nie myśleć dzięki wielu świetnym osobom, lecz oni nie mieli pojęcia, dlaczego momentami milczałam, patrząc się w ogień (dla jasności: byłam na ognisku), nie zdawali sobie sprawy z tego, że wiedziałam już wtedy, iż chyba stracę kogoś, kto był dla mnie ważny, nawet ważniejszy niż jedynie jako "przyjaciel"... Jednak jak napisałam na początku - wszystko się zmienia, ludzie kształtują swoją osobowość i czasami stają się kimś innym niż byli. A jeśli oni czują się wtedy lepiej - to najważniejsze. Tak samo jak już pisałam wyżej: wina zawsze leży po obu stronach. Też się zmieniłam w pewnych kwestiach, lecz chyba ten proces nadal musi trwać na tyle, by móc zapomnieć. Czuję, że ten artykuł sprawi, iż zawaha się mi ręka przed kliknięciem "opublikuj", ale myślę, że to zrobię, tak - bo w końcu musiałam wyrzucić gdzieś to, co mnie gryzie, a jednocześnie pisząc nie tylko o sobie, ale ogólnie o tych właśnie sytuacjach, że wraz z upływającym czasem, możemy stać się innymi ludźmi, a to, co kiedyś było dla nas ważne, następnego dnia straci znaczenie... Tak czy siak, póki co, kończę, natomiast niedługo postaram się napisać coś może bardziej twórczego aniżeli tylko rozterki plus krótki felieton w jednym, jak chociażby recenzję czy kolejne opowiadanie? Zobaczymy. Póki co - trzymajcie się!
Oczywiście wina nigdy nie leży po jednej stronie, ale jeśli komuś naprawdę swego czasu zależało, ale po paru próbach zainicjowania spotkania z daną osobą, by w końcu móc normalnie porozmawiać (w końcu wszelkie znajomości, zwłaszcza te ważniejsze, jakie to nazywamy "przyjaźnią" powinno się pielęgnować), nie było żadnych chęci i jedyne z czym się spotykało to wieczne wymówki, to zastanówmy się - czy to ma sens? W końcu nadejdzie dzień, kiedy granica cierpliwości się przekracza... Bo wiele rzeczy może dzielić ludzi. Nie tylko to, że ich charakter ulega przemianie, może nadchodzi natłok obowiązków, czy też zmieniają się miejsca zamieszkania, to tak czy siak, na przełomie czasu, jeśli jest to parę miesięcy - no, przypuśćmy sobie, że np. dziewięć - to zastanówmy się... Mamy średnio 270 dni, co daje nam 6480 godzin, więc jeśli nie da się poświęcić chociaż jednej z nich na to, by odnowić jakąś relację, bądź ją po prostu pogłębić, to czy jest jakikolwiek sens by ona trwała? Nie sądzę... Ale cóż - na ludzkie zmiany, jak i na to, co wokół nas ulega ciągłym przemianom nie zaradzimy, trzeba chyba tylko iść wraz z nimi i sami musimy kształcić własną osobowość oraz podejmować coraz to nowsze decyzje, jak chociażby przykład wyżej - czy dane znajomości nadal mają sens, czy lepiej je po prostu zakończyć. Ale nie tylko o takie sprawy może chodzić, bo jest ich mnóstwo: od tego, czy warto podążać taką drogą jeśli chodzi np. o pracę, czy też spróbować sił w czymś innym, poprzez to, czy może zmienić miejsce zamieszkania, jak po niby błahe sprawy, ale też należące do tych wszystkich zmian, jak zmiana gustu muzycznego czy stylu ubierania... Jednak te "znajomości" tak jakoś mi najbardziej pasują dzisiaj gdy chcę stworzyć ten wpis. Wracając do nich, często zdarza się również, iż te zmiany, jakie tworzą się w ludziach, zamiast być na lepsze jest wręcz przeciwnie. Najgorsze jest uczucie, że kiedy ktoś potrzebuje danej osoby, to wszystko jest w porządku, lecz kiedy widzi, że po jakimś doświadczeniu dochodzi do siebie, to ten potencjalny, nazwijmy "przyjaciel" zaczyna tracić na znaczeniu. Dana osoba, wcześniej z pomocą tego przyjaciela, z każdym dniem zbiera się z przykrych sytuacji, a gdy czuje się o wiele lepiej niż np. parę miesięcy wcześniej, to odstawia tę drugą na bok. Zaczyna mieć innych znajomych, poświęca czas nowym obowiązkom, ale też przyjemnościom, a ktoś na tym cierpi... Właściwie muszę przyznać, że ten artykuł powstaje pod wpływem pewnego rodzaju impulsu. Tego, że jest mi po prostu źle. Mam wrażenie, że pewna znajomość wisi na włosku, o ile już całkowicie nie zniknęła... Może przez powiedzenie czasem paru słów za dużo przyczynia się do takich sytuacji, ale czasami jednak granice cierpliwości się przekraczają. Zwłaszcza, gdy ktoś robi z drugiej osoby kogoś kim ta nigdy nie była i nie jest. To przykre. Wtedy gniew zaczyna zamieniać się w ból, a ten z kolei z czasem pewnie się ulotni, pozostawiając jedynie pustkę, która jest gorsza chyba nawet od tych najsmutniejszych uczuć... Zwłaszcza, gdy kogoś się pokochało, a ta osoba nie miała pojęcia jak bardzo. Wtedy takie rzeczy jak brak porozumienia z danym człowiekiem, mimo że wcześniej rozumiało się bez słów, jest przykre i sprawia, że jesteśmy rozbici emocjonalnie... Taka właśnie jestem teraz, tego wieczoru, właściwie trzyma się to od wczoraj, mimo iż przez chwilę starałam się o tym nie myśleć dzięki wielu świetnym osobom, lecz oni nie mieli pojęcia, dlaczego momentami milczałam, patrząc się w ogień (dla jasności: byłam na ognisku), nie zdawali sobie sprawy z tego, że wiedziałam już wtedy, iż chyba stracę kogoś, kto był dla mnie ważny, nawet ważniejszy niż jedynie jako "przyjaciel"... Jednak jak napisałam na początku - wszystko się zmienia, ludzie kształtują swoją osobowość i czasami stają się kimś innym niż byli. A jeśli oni czują się wtedy lepiej - to najważniejsze. Tak samo jak już pisałam wyżej: wina zawsze leży po obu stronach. Też się zmieniłam w pewnych kwestiach, lecz chyba ten proces nadal musi trwać na tyle, by móc zapomnieć. Czuję, że ten artykuł sprawi, iż zawaha się mi ręka przed kliknięciem "opublikuj", ale myślę, że to zrobię, tak - bo w końcu musiałam wyrzucić gdzieś to, co mnie gryzie, a jednocześnie pisząc nie tylko o sobie, ale ogólnie o tych właśnie sytuacjach, że wraz z upływającym czasem, możemy stać się innymi ludźmi, a to, co kiedyś było dla nas ważne, następnego dnia straci znaczenie... Tak czy siak, póki co, kończę, natomiast niedługo postaram się napisać coś może bardziej twórczego aniżeli tylko rozterki plus krótki felieton w jednym, jak chociażby recenzję czy kolejne opowiadanie? Zobaczymy. Póki co - trzymajcie się!
Panta rei, jak to powiedział Heraklit. Ludzie, tak jak i cały świat wokół nas, nieustannie się zmieniają- rozwijają lub cofają w rozwoju tak intelektualnym, jak i emocjonalnym. Musimy się z tym chyba pogodzić. Jeśli czas ma wyniszczać relacje, jak korozja trawi metal, to trzeba się zastanowić, czy miały one w ogóle sens :(
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, zdecydowanie. Dlatego też trzeba w końcu podjąć pewne decyzje. A skoro, jak to ładnie ujęłaś, "czas wyniszczył pewne relacje, jak korozja trawi metal", to nie ma sensu by istniały. :)
UsuńTemat, jaki poruszasz, jest bardzo ważny i ludzie muszą wziąć go sobie do serca. Zabiegane życie? Dużo obowiązków? Nie. Wcale nie. Czas zawsze się znajdzie. Później okazuje się, że człowiek zostaje sam.
OdpowiedzUsuńJa osobiście polecam Ci, abyś robiła akapity, bo taką całość trochę źle się czyta - sam styl jest przyjemny, tylko forma zła. Łatwo się zgubić i łatwo traci się wątek. Taka moja mała rada :)
Tak, dokładnie - dobrze to ujęłaś, to są tylko ciągłe wymówki, nic więcej...
OdpowiedzUsuńDziękuję za radę, bo to naprawdę pomaga mi ulepszać blog, wezmę ją sobie do serca, na pewno. :)