Matematyczny umysł z artystyczną duszą. Matematyk z wykształcenia, aktualnie pracownik jednej z krakowskich korporacji, a z zamiłowania niespełniona pisarka i zakręcona książkoholiczka.

środa, 30 września 2015

Niezwykle trzymająca w napięciu... Czyli recenzja książki "Zaginiony symbol".

Autor: Dan Brown
Tytuł: Zaginiony symbol
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 624
Ocena: 5/6
     Są autorzy, o których słyszę wiele, a jednak przez długi czas mam z nimi nie po drodze. Sama nie wiem, co jest przyczyną tego typu "blokady", a mimo to ciągle omijam szerokim łukiem niektórych twórców. Tak było w przypadku Jo Nesbo czy też Stephena Kinga. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku gdy tylko w końcu dorwałam jakąś ich książkę z zamiarem przeczytania, to będąc już po lekturze wiedziałam, że nie będzie to moje ostatnie spotkanie z tymi autorami. Podobnie stało się tym razem, kiedy w grę wszedł "Zaginiony symbol" Dana Browna, autora, o jakim wiedziałam wiele dobrego, a gdzieś mi ciągle umykał. W końcu postanowiłam to zmienić i pożyczywszy od znajomego (dziękuję raz jeszcze i wybacz, że tyle czasu zajęło mi czytanie) tę książkę, miałam nadzieję, że i tym razem zostanę pozytywnie zaskoczona. Tak właśnie się stało i mimo iż przez długi czas nie mogłam się przełamać by zacząć czytanie "Zaginionego symbolu", gdy już po niego sięgnęłam, historia niezwykle mnie pochłonęła. Jednak po kolei...
     Robert Langdon - główny bohater tej książki - to wykładowca na Harvardzie, zafascynowany historią oraz badaniem różnych symboli. Któregoś dnia, wcześnie rano dostaje wiadomość od swojego przyjaciela, Petera Solomona, który niezwłocznie prosi go o przybycie do Waszyngtonu w celu wygłoszenia wykładu podczas wieczornej uroczystości. Langdon ma zastąpić jednego z nieobecnych w tym dniu prelegentów. Jednak kiedy główny bohater przybywa na miejsce, okazuje się, że został oszukany, a zamiast wieczornego odczytu, na środku Rotundy znajduje coś, co całkowicie go przeraża... Ucięta dłoń, gdzie na jednym palcu widnieje masoński pierścień, a na opuszkach wytatuowane zostały pewne symbole mówi Robertowi wszystko. Jego przyjaciel został porwany, a on sam natomiast otrzymał zaproszenie do odnalezienia dawno zaginionego świata. Chcąc ocalić Petera, musi współpracować z szaleńcem, który zmusza go do odszukania tajemniczego portalu, dając mu jedynie kilka wskazówek... Jak zatem potoczą się losy Roberta Langdona? Czy uda mu się uratować przyjaciela? Jak trudne będą do rozszyfrowania wszelkie zagadki? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań, znajdziecie oczywiście w książce "Zaginiony symbol".
     Wspomniałam we wstępie, iż miałam nadzieję, że zostanę pozytywnie zaskoczona i tak też było. Jednak nie od samego początku. Przez pierwsze pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt stron właściwie czułam się lekko znudzona i zastanawiałam się, jak chcę przebrnąć przez książkę liczącą ponad sześćset stron. Jednak w pewnym momencie akcja zaczęła się rozkręcać i cóż, muszę przyznać, że ta historia trzymała mnie w napięciu sprawiając, że pochłaniałam kolejne strony w mgnieniu oka. Tajemnicze zagadki, wszelkiego rodzaju wskazówki sprawiają, że czytelnik sam próbuje je rozwikłać, co z kolei niezmiernie wciąga. Bałam się, że będę męczyć tak grubą książkę, a okazało się, że byłam w błędzie. Co prawda, były momenty, kiedy nieco nużyło mnie czytanie o tej wszelkiej symbolice bądź noetyce (o jakiej w tej książce sporo), jednak w pewnym sensie myślę, że było to spowodowane faktem, iż nie czytałam poprzednich książek tego autora (jak chociażby "Kodu Leonarda da Vinci"), bo z pewnością ułatwiłoby mi to odbiór "Zaginionego symbolu". Jednak tak czy siak, książka pozytywnie mnie zaskoczyła sprawiając, że mam ochotę na więcej dzieł tego autora i myślę, że kiedyś na pewno to nadrobię. Co więcej, ta historia była dla mnie dobrym oderwaniem się od powieści obyczajowych czy też romansów, po które sięgam najczęściej. Potrzebowałam właśnie takiego dobrego, trzymającego w napięciu thrillera.
     To, co również mi się podobało, to samo miejsce akcji, bo rzadko trafiam na książki, których fabuła kręci się wokół Waszyngtonu. Właściwie to podczas czytania, miałam wrażenie, że sama znalazłam się w tym miejscu, by wspólnie z Robertem Langdonem móc rozwikłać wszelkie tajemnicze wskazówki, jakie miały doprowadzić bohatera do tego zaginionego świata. Również czas akcji, czyli mniej więcej 12 godzin, działa na plus, bo jeszcze bardziej potęguje to trzymanie czytelnika w ciągłym napięciu: czy bohater zdąży zrobić wszystko to, co polecił mu tajemniczy porywacz Petera, czy też jednak mu się nie uda... Stąd też, te dwa aspekty jak dla mnie zadziałały na plus.
     Jeśli chodzi o bohaterów, bardzo spodobały mi się ich kreacje. Każdy z nich miał własne cechy charakteru, jedne budzące grozę, inne z kolei takie, które sprawiały, że dało się polubić daną postać. Byli też ci bohaterowie, którzy niezmiernie mnie intrygowali, jak chociażby od samego początku, nieco szaleńczy prześladowca Petera Solomona. Oczywiście główny bohater, Robert Langdon dał się polubić, może ze względu na to, że był człowiekiem, który od razu przejął się losem swojego przyjaciela, w dodatku uczony, który w ogromnej presji próbuje rozwikłać zagadkę... Bohaterów było sporo i nie sposób jest opisać każdego z nich, jednak faktem jest, że każda z tych postaci została świetnie wykreowana. Niektórzy, jak już wspomniałam, intrygowali, inni z kolei budzili grozę, kiedy byli też tacy, których odbierałam za naiwnych bądź też zbyt pewnych siebie. Tak czy siak, bohaterowie stanowią mocną stronę tej książki.
    Stąd też, podsumowując, nie żałuję chwil spędzonych podczas czytania książki "Zaginiony symbol", a jedyne, czego mogę żałować to fakt, że do tej pory nie poznałam twórczości Dana Browna, bo być może sięgając po wcześniejsze jego książki, odbiór tej byłby jeszcze lepszy. Jednak na pewno miło będę wspominać ten pełen napięcia i momentami grozy, thriller, przede wszystkim dzięki wielu zagadkom, które niezwykle mnie intrygowały sprawiając, że w mgnieniu oka przerzucałam kolejne strony, by jak najszybciej dowiedzieć się, jak potoczyły się losy bohaterów.
     Przechodząc już do końca tej recenzji, polecam sięgnięcie po tę książkę, bądź też jeśli podobnie jak ja, nie czytaliście niczego co wyszło spod pióra Dana Browna, nie zwlekajcie, bo myślę, że również i Wasze wrażenia będą pozytywne. Sama natomiast być może, gdy już przeczytam książki z wydłużającej się listy czytelniczej, sięgnę znowu po jakąś historię stworzoną przez tego autora.
    Niebawem znów się tutaj odezwę, na pewno z podsumowaniem czytelniczym września, jak również z tagami książkowymi, kolejnymi recenzjami i wieloma być może innymi wpisami, bo motywacja jest, byle tylko zdążyć z czasem. Póki co - trzymajcie się! 

Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.

18 komentarzy:

  1. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła! :)
    W wolnych chwilach zabiorę się za lekturę. :)

    http://siatkareczkablogaq.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Dana Browna i każda jego książka, prócz "Cyfrowej twierdzy" (która jako jedyna chyba mu się nie udała), wywołuje na moim ciele pozytywne dreszcz emocji. "Zaginiony symbol" także ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie będę wiedzieć jakiej jego książki unikać. :)

      Usuń
  3. Niestety nie miałam jeszcze możliwości zapoznać się z twórczością Dana Browna, ale mam zamiar to zmienić.
    Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zatem sięgnąć po jakąś jego książkę. ;)

      Usuń
  4. Tez dlugo zwlekalam z zapoznaniem sie z tworczoscia Dana Browna, i gdy w koncu siegnelam po jego Zwodniczy punkt bylam oczarowana. Ta ksiazka wciagnela mnie niesamowicie i po Twojej recenzji mniemam, iz inne jego ksiazki dzialaja podobnie :))

    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem wiem, po jaką książkę tego autora teraz sięgnąć. ;)

      Usuń
  5. Nie znam jeszcze twórczości Dana Browna, ale mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Browna czytałam ładnych parę lat temu jak była na niego "moda", mam za sobą "Kod..." i "Anioły i demony". Obie książki dobrze mi się czytało ale ten gatunek raczej nie jest moich ulubionym, więc sięgam po niego rzadko. Pewnie kiedyś przeczytam i "Zaginiony symbol" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. :) Sama pewnie kiedyś nadrobię ten "Kod...", jak również drugą wspomnianą przez Ciebie książkę. :)

      Usuń
  7. Aż z bólem wyznam, że oglądałam Kod Leonarda da Vinci a nie czytałam książki ;-; Ehh, ja taka wzorowa!
    O książce słyszę pierwszy raz ale mam nadzieję, że gdy znajdę chwilę to uda mi sie zagłębić bardziej w jej świat :)

    Pozdrawiam,
    Księgarz Cmentarny

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój ulubiony autor:D Cała seria o Robercie Langdonie jest rewelacyjna, więc śmiało polecam Ci wszystkie;D
    Jedyne na czym ubolewam to fakt, że "Zaginiony symbol" jest jedyną częścią serii, której nie zekranizowano, a byłoby warto:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, zatem wiem, że warto sięgnąć po inne książki tego autora. :D

      Usuń

Każdy komentarz, czy to pochwała czy też uzasadniona krytyka, niezwykle motywuje mnie do dalszego działania, stąd dziękuję za wszystkie pozostawione przez Was słowa! :)

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *