Autor: Nicholas Sparks Tytuł: I wciąż ją kocham Wydawnictwo: Albatros Liczba stron: 351 Ocena: -5/6 |
Głównym bohaterem, jak i również narratorem, jest John Tyree - obecnie żołnierz, jednak to, jakim był człowiekiem, zmieniało się na przestrzeni lat. Od dziecka nie potrafił dobrze rozumieć się z ojcem, zwłaszcza dlatego, że jego rodziciel był niezwykle małomównym człowiekiem. Przez to John stał się buntownikiem, który rzucił szkołę na rzecz pracowania w jednym, drugim czy setnym miejscu, nie widząc tak naprawdę sensu swojego życia. Dopiero po zaciągnięciu się do wojska zaczął dojrzewać stając się poważnym mężczyzną... Jednak wszystko zmienia się diametralnie w momencie, kiedy wraca na wakacje do rodzinnego miasta. Przypadkowo poznaję Savannah, dziewczynę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia, co wiecej - z wzajemnością. Spędza z nią cudowne dwa tygodnie wiedząc jednak, że jego powrót do wojska jest nieunikniony... Czy uczucie jakie zrodziło się pomiędzy tą dwójką przetrwa próbę czasu? Jak potoczą się losy Johna, który często zmagał się z niebezpieczeństwem? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań znajdziecie oczywiście jeśli sięgniecie po książkę Nicholasa Sparksa.
Mam mieszane uczucia co do tej historii, ale myślę, że zacznę od tego, co mi się podobało. Oczywiście fakt, że autor jak zawsze stworzył całkiem ciekawą relację pomiędzy dwójką młodych ludzi, którzy nie zawsze są pewni swoich wyborów. Ogromny plus za to, że tą książkę pochłania się niezywkle szybko - mi zajęło to raptem jeden dzień. To taka lekturka dobra właśnie na letni wieczór, bo z letnią miłością w tle, ale nie tylko. Podobało mi się, że jak zawsze, Nicholas Sparks zwrócił też uwagę na życie samo w sobie, które nie zawsze jest takie łatwe. Pokazał, że nie mamy często wpływu na różnego rodzaju nieszczęścia, jakie nas spotykają. Jednocześnie podkreślił, że grunt to jakoś je przetrwać, walczyć z tymi przeciwnościami nawet w momencie, kiedy wydaje się to całkowicie niemożliwe. Ciekawym zabiegiem było także zwrócenie uwagi na autyzm oraz zespół Aspergera. Nie jestem ekspertem w tym temacie, w książce nie był on bardzo rozbudowany, ale jednak można było co nieco się o nim dowiedzieć. Również emocje, jakie autor zawarł w "I wciąż ją kocham" są całkiem niezłe. Co prawda... mam do nich pewne "ale", mimo wszystko i uśmiech pojawił się na mojej twarzy, i jakieś tam drobne wzruszenie. Z pewnością jednak mogę powiedzieć, że jest to sentymentalna powieść skupiająca się w szczególności na wspomnieniach, wracaniem nimi do przeszłości, stąd to w moim odczuciu działa na plus.
Natomiast wracając jeszcze na sekundę do tych emocji - liczyłam jednak na coś więcej. To historia miłosna, a one bardzo często skupiają się na tym, by wzbudzić w czytelniku różnego rodzaju wrażenia. U mnie to nie zadziałało tak, jak myślałam, że będzie. Nie wiem czy jest to spowodowane faktem, że po ostatnim, bardzo emocjonalnym "Maybe someday", moja poprzeczka co do romansów nieco wzrosła, czy po prostu autor za mało włożył tych różnych uczuć. Jak już napisałam wyżej - był zarówno śmiech, ale też jakieś wzruszenie czy odczucie smutku, jednak bez polotu - łzy się nie polały, ścisnięcia za serce też nie było. No troszkę mnie to zawiodło. Jednocześnie zauważyłam, że jak na Sparksa przystało, te wszystkie wydarzenia są czasami aż nadto przerysowane - wiem, że i w życiu często zmagamy się z wieloma nieszczęściami, ale włożenie aż tylu (nie będę wymieniać jakich by za bardzo nie spoilerować) w jedną książkę? Trochę tego było za dużo niestety.
Jeśli chodzi o bohaterów... Właściwie zostali wykreowani całkiem dobrze. Każdy z nich posiadał indywidualne cechy osobowości, spodobało mi się pokazanie, jak bardzo człowiek może się zmienić kiedy tylko chce. Mowa tutaj oczywiście o Johnie, który z buntownika stał się dojrzałym mężczyzną, z osoby, która nie potrafiła zrozumieć swojego ojca, zmienił się w prawdziwego syna, dzięki czemu uszczęśliwił zarówno siebie, lecz przede wszystkim tatę. Jedyne do czego bym się przyczepiła, to fakt, że... on był aż zbyt szlachetny w pewnych momentach i odbiega mi to trochę od rzeczywistości, jednak znaleźć takiego mężczyznę - no, no, nie powiem, że nie byłoby wspaniale. Savannah też dała się lubić, chociaż początkowo byłam do niej nieco sceptycznie nastawiona, to ostatecznie uważam ją za pozytywną postać, podobnie jak Tima - niezwykle przyjaznego człowieka.
Stąd, znalazłam w tej książce zarówno plusy jak i minusy, niemniej twierdzę, że jeśli ktoś lubi historie miłosne, to opowieść Nicholasa Sparksa jest jak najbardziej dobra na takie letnie wieczory, by móc się zrelaksować przy tej przyjemnej lekturce. Oczywiście chciałabym przytoczyć kilka fragmentów, które szczególnie rzuciły mi się w oczy.
Natomiast wracając jeszcze na sekundę do tych emocji - liczyłam jednak na coś więcej. To historia miłosna, a one bardzo często skupiają się na tym, by wzbudzić w czytelniku różnego rodzaju wrażenia. U mnie to nie zadziałało tak, jak myślałam, że będzie. Nie wiem czy jest to spowodowane faktem, że po ostatnim, bardzo emocjonalnym "Maybe someday", moja poprzeczka co do romansów nieco wzrosła, czy po prostu autor za mało włożył tych różnych uczuć. Jak już napisałam wyżej - był zarówno śmiech, ale też jakieś wzruszenie czy odczucie smutku, jednak bez polotu - łzy się nie polały, ścisnięcia za serce też nie było. No troszkę mnie to zawiodło. Jednocześnie zauważyłam, że jak na Sparksa przystało, te wszystkie wydarzenia są czasami aż nadto przerysowane - wiem, że i w życiu często zmagamy się z wieloma nieszczęściami, ale włożenie aż tylu (nie będę wymieniać jakich by za bardzo nie spoilerować) w jedną książkę? Trochę tego było za dużo niestety.
Jeśli chodzi o bohaterów... Właściwie zostali wykreowani całkiem dobrze. Każdy z nich posiadał indywidualne cechy osobowości, spodobało mi się pokazanie, jak bardzo człowiek może się zmienić kiedy tylko chce. Mowa tutaj oczywiście o Johnie, który z buntownika stał się dojrzałym mężczyzną, z osoby, która nie potrafiła zrozumieć swojego ojca, zmienił się w prawdziwego syna, dzięki czemu uszczęśliwił zarówno siebie, lecz przede wszystkim tatę. Jedyne do czego bym się przyczepiła, to fakt, że... on był aż zbyt szlachetny w pewnych momentach i odbiega mi to trochę od rzeczywistości, jednak znaleźć takiego mężczyznę - no, no, nie powiem, że nie byłoby wspaniale. Savannah też dała się lubić, chociaż początkowo byłam do niej nieco sceptycznie nastawiona, to ostatecznie uważam ją za pozytywną postać, podobnie jak Tima - niezwykle przyjaznego człowieka.
Stąd, znalazłam w tej książce zarówno plusy jak i minusy, niemniej twierdzę, że jeśli ktoś lubi historie miłosne, to opowieść Nicholasa Sparksa jest jak najbardziej dobra na takie letnie wieczory, by móc się zrelaksować przy tej przyjemnej lekturce. Oczywiście chciałabym przytoczyć kilka fragmentów, które szczególnie rzuciły mi się w oczy.
- "Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać."
- "Oczywiście obojgu nam pozostały wspomnienia, ale przekonałem się, że wspomnienia potrafią być ogromnie żywe."
- "Jeżeli z czymś się borykasz, rozejrzyj się dookoła, a zobaczysz, że wszyscy ludzie z czymś się borykają i że dla nich jest to równie trudne, jak dla ciebie."
- "Najsmutniejsi ludzie, jakich w życiu spotkałam to ci, którzy nie interesują się niczym głęboko. Pasja i zadowolenie idą ze sobą w parze, a bez nich każde szczęście jest wyłącznie chwilowe, nie ma bowiem bodźca, który by je podtrzymywał."
- "Proszę byś przed snem spojrzał w niebo i pomyślał o mnie, że jestem, żyję i zasypiam pod tym samym niebem, co Ty. Skoro nie mogę być przy Tobie to przynajmniej możemy dzielić te chwile i a nuż uda nam się sprawić, by nasza miłość trwała wiecznie."
- "Prawdziwa miłość oznacza, że zależy Ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz."
Tym oto akcentem kończę dzisiejszy wpis, a wraz z nim recenzję książki "I wciąż ją kocham", która jak już wspomniałam, wywołała we mnie mieszane uczucia. Mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia przede wszystkim fanów Nicholasa Sparksa (sama do nich należę, przyznaję to otwarcie), jak i również osoby, które lubią czasami przenieść się w świat romansu. Swoją drogą książka ta bierze udział w "Wyzwaniu Czytelniczym - Lato 2015" oraz ciągle trwającym "52 książki 2015".
Niebawem znów coś tutaj napiszę, być może jakiś inny wpis niż recenzję, bo dość sporo się ich narobiło w ostatnim czasie, a w końcu ten blog to "Chaos myśli", więc... może warto sięgnąć po inną tematykę. Póki co - trzymajcie się! :)
Niebawem znów coś tutaj napiszę, być może jakiś inny wpis niż recenzję, bo dość sporo się ich narobiło w ostatnim czasie, a w końcu ten blog to "Chaos myśli", więc... może warto sięgnąć po inną tematykę. Póki co - trzymajcie się! :)
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Nie wiem, czy sięgnę po Sparksa w najbliższej przyszłości. Chyba "Maybe someday" bardziej mnie przekonuje. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kalorka czyta
Rozumiem. :) Niemniej, również polecam. :)
UsuńBardzo cenię sobie Sparksa - mam za sobą dopiero kilka jego książek i sięgam w dość znacznych odstępach czasowych, by się nie przejeść tym, co tworzy, ale na pewno niedługo znów chwycę coś sygnowanego jego nazwiskiem. Tę książkę czytałam jaką pierwszą od niego i muszę powiedzieć - coś świetnego. Chociaż sama postać Savannah była dla mnie naprawdę okropna, nie polubiłam tej dziewczyny.
OdpowiedzUsuńTeż miałam z postacią Savannah początkowo jakiś problem, z czasem mi akurat udało się ją polubić. Ale w końcu wszystko zależy od preferencji czytelnika. :)
UsuńPozdrawiam!
Nie czytałam nic Sparksa i do tej pory jedyne romanse jakie tolerowałam, to były powieści Jane Austen, ale chyba z wiekiem staję się bardziej sentymentalna, bo mam ochotę na książkę w tym stylu. Do tej zachęca mnie wątek autymzu, interesuje mnie ta problematyka. Ostatnio oglądałam bardzo przejmujący dokument o rodzicach autystycznych dzieci, o miłości ponad wszystko, naprawdę smutny. A co do liczby nieszczęść - miejmy nadzieję, że wielka ich ilość spada na jedną rodzinę naprawdę tylko w książkach! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPolecam - warto sięgnąć zwłaszcza, że czyta się ją naprawdę szybko. Pozdrawiam! :)
UsuńDawno temu czytałam tę książkę i pamiętam, że zrobiła na mnie dobre wrażenie. Może kiedyś znowu do nie zajrzę.
OdpowiedzUsuńCzasami warto wrócić do czegoś "dawnego" jeśli tylko czas pozwala. :)
UsuńJak na razie oglądałam jedynie film, ale mam nadzieję, że uda mi się przeczytać!
OdpowiedzUsuńhttp://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/
Rozumiem. Osobiście wyznaję zasadę, że staram się najpierw coś przeczytać, a później obejrzeć ekranizację. Polecam sięgnąć w takim razie po książkę! :)
UsuńCzytałam kiedyś i mam tę książkę, tyle ze z filmową okładką. Powieść bardzo mi się podobała, z resztą jak prawie wszystkie inne książki pana Sparksa. Facet ma talent i trzeba mu to przyznać ;)
OdpowiedzUsuńO tak, talentu mu nie brakuje! :)
UsuńPozdrawiam!
Jeszcze nie czytałam, ale kto wie? Może kiedyś..
OdpowiedzUsuńNo właśnie - może kiedyś, kto wie. :)
Usuń