Autor: Gayle Forman Tytuł: Ten jeden dzień Wydawnictwo: Nasza Księgarnia Liczba stron: 375 Ocena: 6/6 |
„Bo skoro czas może być płynny, to jeden dzień może trwać
bez końca…”
Jeden dzień. Zaledwie dwadzieścia
cztery godziny, a mogą zmienić wszystko. W ciągu jednego dnia można na nowo odnaleźć
siebie, zakochać się na zabój, przeżyć podróż swojego życia bądź… całkowicie
się czymś rozczarować. Stąd, gdy tylko zobaczyłam w księgarni nową książkę
Gayle Forman, która urzekła mnie swoją historią o Mii oraz Adamie wiedziałam,
że muszę przeczytać „Ten jeden dzień” i sprawdzić czy styl autorki nadal tak
bardzo do mnie przemawia. Zdecydowanie przyznaję – nie zawiodłam się. Ale po
kolei…
Allyson to dziewczyna, która ma
całkowicie poukładane życie. Wybiera się na studia i to nie byle jakie, bo ma
zamiar ukończyć medycynę, czas spędza najczęściej ze swoją świetną przyjaciółką
Melanie, do tego ma rodziców, którzy bardzo o nią dbają (swoją drogą aż za
bardzo), a jednak w ciągu jednego dnia potrafi odnaleźć w sobie inną osobę. Będąc na wycieczce
objazdowej po Europie nic tak naprawdę w pełni jej nie satysfakcjonuje aż do
pewnego wieczora… W Anglii, dokładniej w mieście: Stratford-upon-Avon, bierze
udział w niezwykłym spektaklu jednej ze sztuk Szekspira poznając dodatkowo
tajemniczego mężczyznę o imieniu Willem. Co więcej, następnego dnia spotyka go
ponownie w pociągu zmierzającym do Londynu i... podejmuje ona spontaniczną decyzję:
spędzi z nim jeden dzień w Paryżu. W ciągu tych dwudziestu czterech godzin
staje się Lulu – całkowitym zaprzeczeniem Allyson jaką znała do tej pory,
jednak pierwszy raz od dawna czuje się w pełni szczęśliwa. Czy między tą
dwójką pojawi się jakieś głębsze uczucie? A może będzie to tylko przelotny
romans, po którym nigdy więcej się nie spotkają? Jak dalej potoczą się losy
Allyson oraz Willema? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie oczywiście
sięgając po książkę „Ten jeden dzień”.
Pokochałam tę historię całym sercem,
dosłownie. Była dla mnie całkowitą bombą emocjonalną. Podczas przerzucania
kolejnych stron, tysiące sprzecznych uczuć się we mnie kotłowało: radość, śmiech, smutek, łzy wzruszenia, gniew, zaskoczenie i wiele, wiele innych. Miałam wrażenie, że
wsiąknęłam w tę opowieść na dobre, całą sobą. Wraz z Allyson (która pełni tutaj
również rolę narratora) przeżywałam rozterki, podążałam śladami Paryża, ale nie
tylko tego miasta, bo trzeba jednak wspomnieć, że akcja toczy się jeszcze w
innych miejscach. Czytając tę książkę byłam tak bardzo rozdarta, bo z jednej strony chciałam
jak najdłużej podążać śladem głównej bohaterki, stąd gdy te strony uciekały, coś
we mnie krzyczało: zwolnij! Jednak z drugiej strony wprost nie mogłam się od
tej lektury oderwać, sięganie po nią w każdej wolnej chwili było po prostu
silniejsze ode mnie. Mimo że sama historia początkowo mnie samej wydawała się
mało realna, to jednak pomyślałam: niby dlaczego? Przecież życie, tak jak to
ujął Willem, składa się z różnego rodzaju wypadków, więc czemu właśnie taka
historia nie miałaby prawa zdarzyć się naprawdę? I właśnie ta myśl rozwiała
wszelkie moje wątpliwości. Dlatego polecam sięgnąć po tę książkę każdemu, kto
uwielbia historie miłosne, ale nie tylko, bo bez wątpienia w tej opowieści
ukryte jest o wiele więcej wartych uwagi przemyśleń. To historia, która
pokazuje, że czasami dopiero po jakimś czasie potrafimy odkryć swoje „prawdziwe
ja”, grunt, to wyzwolić się spod ciągłego narzucania nam czyichś ambicji. To
również opowieść o akceptacji, o przyjaźni, zarówno jej sile, dzięki której
możemy wręcz przysłowiowo „góry przenosić”, ale też jaka łatwo może się rozpaść
jeśli ją zaniedbamy… Ta książka to życie zamknięte w zaledwie około czterystu
stronach, które czyta się jednym tchem.
Jeśli chodzi o bohaterów, autorka
świetnie ich wykreowała. Oczywiście moją główną sympatię zyskała Allyson.
Bardzo się z nią zżyłam i myślę, że gdybym poznała osobę tego pokroju w
rzeczywistym świecie, z pewnością mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Spodobała mi się
jej metamorfoza. Z osoby można by rzec, że niezwykle ułożonej potrafiła
zamienić się w kogoś, kto nie boi się zmian, sięgania po swoje marzenia nawet
jeśli wydają się mało realne. Willem również dał się polubić, nie ulega
wątpliwości, że miał jakiś niezwykły urok, stąd nie dziwię się głównej
bohaterce, że uległa jego osobie. Ciekawymi postaciami jakie pojawiły się w
książce byli także Dee – przyjaciel Allyson, można by rzec, że jedyny prawdziwy, a także Wren czyli nieco zwariowana, ale niezwykle sympatyczna
dziewczyna. Z kolei nie mogłam za nic przekonać się do Melanie. Już od samego początku
jej osoba w jakiś sposób mnie irytowała, co wraz z kolejnymi rozdziałami tylko
się pogłębiło.
Patrząc na budowę książki,
jest ona podzielona na dwie części: jeden dzień oraz jeden rok. Dodatkowo
ciekawym zabiegiem, widocznym właśnie w tej drugiej części powieści, są tytuły
rozdziałów złożone z miesiąca oraz miejsca, w którym rozgrywa się akurat dana
sytuacja. Co więcej, oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym, że po raz kolejny
jakaś książka urzekła mnie okładką… Jak nie przepadam za wersjami, na których
widnieją jakieś postaci, które można by rzec, że od razu narzucają mi
wyobrażenie sobie bohaterów, tak tutaj nie mam nic przeciwko. Właśnie w taki sposób chciałam widzieć Allyson oraz Willema, w jaki przedstawieni zostali na
okładce tej książki. Właściwie nie mogę ujrzeć żadnych większych minusów… No,
może jedynie po początkowym zaskoczeniu samym pomysłem na historię, która dla
wielu osób może wydawać się całkowicie odbiegającą od rzeczywistości. Jednak
dla mnie – wszystko jest możliwe, dlatego i ten minusik został od razu
wymazany, zwłaszcza, że zakończeniem książki autorka sprawiła, iż z niecierpliwością czekam na kolejną jej część, która ma się ukazać już we wrześniu.
To, o czym muszę jeszcze wspomnieć, to od tej książki Gayle Forman już na sto procent staje się jedną z moich ulubionych autorek. Właściwie podczas czytania naszły mnie myśli, że tak bardzo chciałabym pisać jak ona: emocjonalnie. Dlatego też nie mogłoby obyć się
oczywiście bez cytatów, które najbardziej mi się spodobały i skrupulatnie sobie
podkreśliłam podczas przesuwania kolejnych kartek tej niezwykłej historii.
- "Klaszczę, bo wiem, co się stanie, gdy przestanę: to samo, co wtedy, gdy wyłączam naprawdę dobry film - taki, w którym się całkowicie zatopiłam. To znaczy, zostanę wrzucona z powrotem do własnego śiata z uczuciem pustki w piersi."
- "To samo dotyczy podróżowania. Kiedy starasz się za bardzo, masz wrażenie, że to ciężka praca. Trzeba się poddać chaosowi. Wypadkom."
- "Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie."
- "Istnieje olbrzymia różnica, Lulu, pomiędzy zakochaniem się w kimś i kochaniem kogoś."
- "-Miłość to znamię? - żartuję, cofając rękę.Ale głos mi drży, a wilgotny odcisk jego kciuka jak gdyby płonął, wysychając na mojej skórze.-To coś, co nigdy nie zniknie, nieważne jak bardzo byś chciała."
- "Miałam świadomość, że spędziłam dotychczasowe życie w ciasnym kwadratowym pokoiku bez okien i drzwi. I było mi tam dobrze. Wręcz czułam się szczęśliwa. Tak mi się zdawało. Potem pojawił się ktoś i pokazał, że pokoik ma drzwi. Drzwi, których nigdy wcześniej nie zauważyłam. A potem je dla mnie otworzył. Trzymał mnie za rękę, kiedy przez nie przechodziłam. I jeden cudowny dzień spędziłam po drugiej stronie. Byłam gdzieś indziej. Byłam kimś innym."
- "Czy naprawdę da się to zrobić? Wymazać przeszłość? Czy w ogóle chciałabym to zrobić? Czy wymazałabym cały ostatni rok, gdybym mogła?"
- "I dociera do mnie, że tak naprawdę zostałam napiętnowana. Nieważne, czy nadal go kocham czy on kiedykolwiek mnie kochał - odmienił moje życie. Pokazał mi jak się zgubić, a potem ja sama pokazałam sobie, jak siebie odnaleźć."
To już wszystko jeśli chodzi o dzisiejszy wpis, a wraz z nią recenzję książki "Ten jeden dzień". Swoją drogą, bierze ona udział w "Wyzwaniu Czytelniczym - Lato 2015", u mnie w kategorii książek wydanych w te wakacje, a także oczywiście w ciągle trwającym wyzwaniu "52 książki 2015".
Niebawem znów postaram się tutaj napisać, bo w końcu mam swoje upragnione wakacje. Dlatego raczej z brakiem czasu nie będzie już problemu, a myślę, że inspiracje same do mnie przyjdą. Póki co - trzymajcie się!
Zdjęcie okładki znalezione: tutaj.
Tak strasznie, niesamowicie strasznie tęsknię za moim ukochanym Paryżem. Ten rok będzie pierwszym, kiedy do niego nie pojadę i bardzo boli mnie ta myśl. Powinno się udać w maju, ale to będzie 1,5 roku po ostatnim pobycie, który zresztą trwał tylko 3 dni. Myślę, że ta książka mi pomoże przeczekać.
OdpowiedzUsuńByć może, warto sięgnąć. :)
UsuńOpis wydaje się ciekawy,a styl autorki lubię, więc może się skuszę...
OdpowiedzUsuńP.S.Zapraszam do brania udziału w konkursie http://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/2015/07/konkurs-pocztowka-dla-ksiazkoholika.html
Polecam zdecydowanie! :)
UsuńZaintrygowałaś mnie. Może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Cieszy mnie to. Polecam. :)
UsuńSceptycznie podchodzę do twórczości tej autorki po przeczytaniu "Zostań, jeśli kochasz". Mnie niestety ta lektura nie urzekła :(
OdpowiedzUsuńRozumiem. Jednak może warto spróbować z inną lekturą. :)
UsuńTo musi być romantyczne, aż do bólu :D Sztuka Szekspira, chłopak, plus Paryż <3 Po Twojej recenzji mam ochotę przeczytać tę książkę, lekkie czytadło na wakacje zawsze spoko! ^^
OdpowiedzUsuńZdecydownie tak! Zwłaszcza na wakacje - idealna. :)
UsuńZachęciłaś mnie, chętnie zapoznałabym się z tą książką. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to. Polecam! :)
UsuńCzyham na tę pozycję,a Ty sprawiłaś, że pragnę przeczytać ją bardziej. ;)
OdpowiedzUsuń