Autor: Alessio Puleo Tytuł: Moje serce należy do Ciebie Wydawnictwo: Muza SA Liczba stron: 384 Ocena: -4/6 |
Nie lubię rozczarowań. To zdanie mogłoby dotyczyć wielu spraw, lecz w tym momencie związane jest z czytaniem. Wiecie, czasami zanim sięgnę po daną książkę, jakaś magiczna siła sugeruje mi, że ta lektura może okazać się dobra, emocjonalna i sprawi, że nie będę w stanie o niej zapomnieć. Być może spowodowane jest to wieloma rzeczami - tym, że opis fabuły mnie zachęcił, bądź natknęłam się na pozytywne opinie. Dlatego mój ból jest tym większy, gdy okazuje się, że historia nieco rozczarowuje... Nie wiem, czego spodziewałam się po tytule "Moje serce należy do Ciebie" Alessio Puleo, szczególnie, że jest to młodzieżówka. Być może spodziewałam się czegoś, co poruszy moje serce do głębi. Lecz drasnęła je jedynie delikatne, mając swoje plusy, ale też posiadając wiele wad.
Osiemnastoletnia Ylenii to dziewczyna, która wiedzie pozornie szczęśliwe życie. Niestety, od wielu lat choruje na coś, co żaden lekarz nie jest w stanie wyjaśnić. Jej choroba przejawia się często utratą przytomności, czy też atakami serca... I właśnie ten organ powoli w Ylenii umiera, o czym dowiaduje się jej ojciec przy najnowszej wizycie u lekarza. Chcąc ratować córkę, postanawia przeprowadzić się wraz z całą rodziną do Włoch - kraju, w którym być może odnajdą potencjalnego dawcę do przeszczepu. Ylenii zaczyna nowe życie - z nowymi przyjaźniami, ale też miłością... Poznając Alexa, zakochuje się w nim całkowicie i co więcej z wzajemnością. Jednak dziewczyna, znając swój los, nie chce wplątywać w to chłopaka... Jak zatem potoczą się ich losy? Czy postanowią spróbować? Czy Ylenii znajdzie dawcę? Odpowiedzi na te, jak i wiele innych pytań znajdziecie oczywiście w książce "Moje serce należy do Ciebie".
Po odłożeniu tej książki na półkę, miałam bardzo mieszane uczucia. Wszystko za sprawą tego, że sporo rzeczy mnie w niej irytowało, a jednak ostatnie rozdziały wciągnęły mnie najbardziej i sprawiły, że się wzruszyłam. Dlatego też, postanowiłam podzielić tę recenzję na część, w której wyliczę pozytywne strony historii stworzonej przez Alessio Puleo, ale też wspomnę o tym, co sprawiało, że początkowo miałam ochotę rzucić tą książkę o ścianę. Myślę, że zacznę od tego, co mi się podobało. Otóż pomysł - tak, on był dobry. Niestety to, że z wykonaniem już wyszło troszkę gorzej, to inna bajka. Generalnie rzecz biorąc książka porusza w pewnym sensie istotny problem - otóż bezsilności, jaka dotyka osobę chorą oraz jej rodzinę, kiedy wiedzą, że tak naprawdę miesiące dzielą od śmierci... Co więcej, autor dotyka problemu przeszczepów oraz bycia dawcą organów. W dobie dzisiejszych czasów, poważna choroba często równa się śmierci, gdyż nawet jeżeli istnieje jakaś iskierka nadziei w postaci chociażby przeszczepu, w starciu z rzeczywistością, jest ona znikoma. Listy oczekujących, brak dostatecznej ilości narządów sprawia, że jedynie prawdziwa wiara i często cud jest w stanie uratować czyjeś życie. Autor poruszył też w pewnym sensie problem związany z nielegalnym handlem narządami - może opisał to pokrótce, ale sam fakt, że zwrócił na to uwagę się chwali. Trzeba przyznać, że styl, jakim posługuje się Alessio Puleo jest przyjemny w odbiorze, przez co książkę czyta się w mgnieniu oka. Mi zajęło to raptem pół dnia. Jednak nie jest to też język, jaki bardzo lubię, czyli ten wręcz "poetycki". Raczej prosty, nie wymagający od czytelnika zbyt dużego zaangażowania szarych komórek. Jednak to, co uratowało tę książkę w moich oczach, to właśnie fakt, że czytając ostatnie strony, z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Autor dał mi na zakończenie ogromną dawkę emocjonalności, co działa na plus.
Jednak żeby nie było tak słodko - cóż, niestety książka "Moje serce należy do Ciebie" nie jest arcydziełem. Wręcz do niego jest mu daleko. To po prostu kolejna lekka młodzieżówka, idealna by przeczytać ją dla odstresowania, jednak jak już wspomniałam, nie wymaga od czytelnika jakiegoś ogromnego zaangażowania. Niestety, ale jak wspomniałam - pomysł, który był dobry, nie do końca został zrealizowany tak, by mnie to usatysfakcjonowało. Za dużo w tej książce było pobocznych wydarzeń i absurdalnych momentami sytuacji, które mnie od niej odrzucały. Tutaj pojawia się jakiś wątek z prostytutkami, tutaj koleś zaliczający wszystko co się rusza, chociaż niby był tak bardzo zakochany tylko w jednej... Stąd też czytając niektóre rozdziały, wzdychałam z politowaniem zastanawiając się, dlaczego tak bardzo musi to być kolejna młodzieżówka z absurdalnymi sytuacjami. Również bohaterowie byli dla mnie nieco irytujący, począwszy od Ylenii. Ta dziewczyna z jednej strony taka miła i urocza, z drugiej niezmiernie denerwowała mnie swoim niezdecydowaniem, ale też naiwnością i wybuchami jakiegoś dziwnego, dziecinnego gniewu. Alex w zasadzie był też bohaterem niby niewinnym, a mającym swoje chwile słabości, za które miałam ochotę mocno nim potrząsnąć... Niemniej, mimo wszystko ostatecznie jakoś się wybronił. Co więcej, ta historia jest bardzo przewidywalna i chociaż autorowi udało się wykrzesać ze mnie wzruszenie, to od razu poznałam typowy schemat dla tego typu powieści. Naprawdę szkoda, że postawiłam tej książce wysoką poprzeczkę, a nie usatysfakcjonowała mnie ona w pełni.
Bohaterowie - jak już wspomniałam - momentami lekko mnie irytowali, w tym Ylenia czy też Alex, lecz mimo to mieli swoje pozytywne cechy. Tak naprawdę najbardziej podobała mi się kreacja ojca dziewczyny. Ten mężczyzna został przedstawiony jako odpowiedzialny rodzic, który zrobi wszystko dla swojego dziecka. Podobnie bardzo ciepłą postacią była Ambra - matka Ylenii. Stąd bohaterowie zostali wykreowani całkiem ciekawie, ale bez większego szału.
Podsumowując, troszkę się niestety rozczarowałam. Miałam nadzieję, że będzie to historia, jaka poruszy mnie do głębi. Co prawda - drasnęła moje emocje, ale nie tak, jakbym chciała, bo niestety zbyt wiele było w tej książce też minusów, jakie momentami mnie od niej odrzucały. Na pewno jednak polecam ją młodzieży - myślę, że to taka niezobowiązująca lektura, jaka może Wam się spodobać. Szczególnie dlatego, że mimo wszystko jest bardzo przyjemna w odbiorze i czyta się ją w mgnieniu oka. Stąd też będzie idealną pozycją na letnie wieczory.
Niebawem odezwę się do Was z felietonem, a później kolejne recenzje, bo czytanie idzie mi błyskawicznie, a serducho aż się raduje, że mogę znowu zagłębić się w świat książek. Póki co - trzymajcie się!
Po odłożeniu tej książki na półkę, miałam bardzo mieszane uczucia. Wszystko za sprawą tego, że sporo rzeczy mnie w niej irytowało, a jednak ostatnie rozdziały wciągnęły mnie najbardziej i sprawiły, że się wzruszyłam. Dlatego też, postanowiłam podzielić tę recenzję na część, w której wyliczę pozytywne strony historii stworzonej przez Alessio Puleo, ale też wspomnę o tym, co sprawiało, że początkowo miałam ochotę rzucić tą książkę o ścianę. Myślę, że zacznę od tego, co mi się podobało. Otóż pomysł - tak, on był dobry. Niestety to, że z wykonaniem już wyszło troszkę gorzej, to inna bajka. Generalnie rzecz biorąc książka porusza w pewnym sensie istotny problem - otóż bezsilności, jaka dotyka osobę chorą oraz jej rodzinę, kiedy wiedzą, że tak naprawdę miesiące dzielą od śmierci... Co więcej, autor dotyka problemu przeszczepów oraz bycia dawcą organów. W dobie dzisiejszych czasów, poważna choroba często równa się śmierci, gdyż nawet jeżeli istnieje jakaś iskierka nadziei w postaci chociażby przeszczepu, w starciu z rzeczywistością, jest ona znikoma. Listy oczekujących, brak dostatecznej ilości narządów sprawia, że jedynie prawdziwa wiara i często cud jest w stanie uratować czyjeś życie. Autor poruszył też w pewnym sensie problem związany z nielegalnym handlem narządami - może opisał to pokrótce, ale sam fakt, że zwrócił na to uwagę się chwali. Trzeba przyznać, że styl, jakim posługuje się Alessio Puleo jest przyjemny w odbiorze, przez co książkę czyta się w mgnieniu oka. Mi zajęło to raptem pół dnia. Jednak nie jest to też język, jaki bardzo lubię, czyli ten wręcz "poetycki". Raczej prosty, nie wymagający od czytelnika zbyt dużego zaangażowania szarych komórek. Jednak to, co uratowało tę książkę w moich oczach, to właśnie fakt, że czytając ostatnie strony, z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Autor dał mi na zakończenie ogromną dawkę emocjonalności, co działa na plus.
Jednak żeby nie było tak słodko - cóż, niestety książka "Moje serce należy do Ciebie" nie jest arcydziełem. Wręcz do niego jest mu daleko. To po prostu kolejna lekka młodzieżówka, idealna by przeczytać ją dla odstresowania, jednak jak już wspomniałam, nie wymaga od czytelnika jakiegoś ogromnego zaangażowania. Niestety, ale jak wspomniałam - pomysł, który był dobry, nie do końca został zrealizowany tak, by mnie to usatysfakcjonowało. Za dużo w tej książce było pobocznych wydarzeń i absurdalnych momentami sytuacji, które mnie od niej odrzucały. Tutaj pojawia się jakiś wątek z prostytutkami, tutaj koleś zaliczający wszystko co się rusza, chociaż niby był tak bardzo zakochany tylko w jednej... Stąd też czytając niektóre rozdziały, wzdychałam z politowaniem zastanawiając się, dlaczego tak bardzo musi to być kolejna młodzieżówka z absurdalnymi sytuacjami. Również bohaterowie byli dla mnie nieco irytujący, począwszy od Ylenii. Ta dziewczyna z jednej strony taka miła i urocza, z drugiej niezmiernie denerwowała mnie swoim niezdecydowaniem, ale też naiwnością i wybuchami jakiegoś dziwnego, dziecinnego gniewu. Alex w zasadzie był też bohaterem niby niewinnym, a mającym swoje chwile słabości, za które miałam ochotę mocno nim potrząsnąć... Niemniej, mimo wszystko ostatecznie jakoś się wybronił. Co więcej, ta historia jest bardzo przewidywalna i chociaż autorowi udało się wykrzesać ze mnie wzruszenie, to od razu poznałam typowy schemat dla tego typu powieści. Naprawdę szkoda, że postawiłam tej książce wysoką poprzeczkę, a nie usatysfakcjonowała mnie ona w pełni.
Bohaterowie - jak już wspomniałam - momentami lekko mnie irytowali, w tym Ylenia czy też Alex, lecz mimo to mieli swoje pozytywne cechy. Tak naprawdę najbardziej podobała mi się kreacja ojca dziewczyny. Ten mężczyzna został przedstawiony jako odpowiedzialny rodzic, który zrobi wszystko dla swojego dziecka. Podobnie bardzo ciepłą postacią była Ambra - matka Ylenii. Stąd bohaterowie zostali wykreowani całkiem ciekawie, ale bez większego szału.
Podsumowując, troszkę się niestety rozczarowałam. Miałam nadzieję, że będzie to historia, jaka poruszy mnie do głębi. Co prawda - drasnęła moje emocje, ale nie tak, jakbym chciała, bo niestety zbyt wiele było w tej książce też minusów, jakie momentami mnie od niej odrzucały. Na pewno jednak polecam ją młodzieży - myślę, że to taka niezobowiązująca lektura, jaka może Wam się spodobać. Szczególnie dlatego, że mimo wszystko jest bardzo przyjemna w odbiorze i czyta się ją w mgnieniu oka. Stąd też będzie idealną pozycją na letnie wieczory.
Niebawem odezwę się do Was z felietonem, a później kolejne recenzje, bo czytanie idzie mi błyskawicznie, a serducho aż się raduje, że mogę znowu zagłębić się w świat książek. Póki co - trzymajcie się!
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie:
Ładna okładka, szkoda, że treść rozczarowuje. Widzę, że porusza temat chorób, więc pewnie bym się trochę wzruszyła, ale chyba na razie mam dosyć książek o chorobach, czas postawić na coś lżejszego dla odmiany. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Super recenzja, teraz widzę, że niektórzy aż za bardzo ją zachwalali... Ale chyba mimo to się na nią skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńUważam, że czasem warto przeczytać coś niezobowiązującego :)
OdpowiedzUsuńJednakże rozumiem Twoje rozczarowanie, bo zdarza się, że sama mam niedosyt.
Pozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Może być ciekawie, jednak mój stosik i tak rośnie z dnia na dzień xDD
OdpowiedzUsuńSądziłam, że będzie ona dużo lepsza, ponieważ muszę przyznać, że okładka przyciąga :) Jednak ja bardzo lubię czytać takie lekkie i przyjemne pozycje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Skryta Książka
Ciężko ocenić taką książkę. Też spotkałam się z kilkoma takimi, gdzie większa część była słaba, ale TE niektóre rozdziały potrafiły podbić moje serce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/